Hiyakuma: Taaa, chyba jedyny w całej twojej karierze...
Cichaj tam. W każdym razie dziękuję za komentarze, które się pojawiły. Mam już 15 obserwatorów, co uważam za kolejny sukces ^^.
Niofomune, może i opisy są "szkolne", jak to ujęłaś, ale biorąc pod uwagę fakt, że ciężko inaczej opisać pokój, jest to chyba uzasadnione. Gdybym potrafiła, narysowałabym to, żeby nie musieć opisywać... Dla mnie liczy się sam fakt, że na razie są, a co do ich jakości, to mam zamiar pracować nad nimi, by nie były sztywne.
Nyrim Chan, nie wiem czy spotkałam cię już wcześniej, bo twój nick wydaje się znajomy. Dziękuję za słowa uznania.
~~*~~
I tak trafiłam do
Akademii Shinigami, szkoły szkolącej przyszłych bogów śmierci.
Początkowo ciągle bałam się wykrycia, ale po jakimś miesiącu
zorientowałam się, że początkujący nie potrafią rozróżnić
reiatsu samych siebie, a co dopiero rozróżnić energię duchową
arrancara od shinigami. Nauczyciele byli zbyt zajęci ogromną liczbą
uczniów, więc nawet nie zwracali uwagi na niczyje reiatsu.
Bardzo szybko
załapałam kontrolę energii duchowej, więc pozwolono mi kształcić
się w Akademii tak jak każdemu innemu absolwentowi. Po pewnym
czasie nikt nie zwracał już uwagi na dziecko siedzące z tyłu
klasy i uważnie słuchającego wykładów. Jednak najbardziej ze
wszystkiego polubiłam zajęcia z szermierki i kidō.
Po zaledwie kilku lekcjach wiedziałam, że nienawidzę hohō i walki
wręcz. Moje ograniczone przez Aizen-samę moce duchowe i marna
sprawność fizyczna przyczyniły się do kiepskich ocen z tych
przedmiotów. Nie lubiłam się zbytnio ruszać, nawet jako arrancar,
a moje pojedynki w Las Noches przypominały raczej tutejszą
rozgrzewkę niż prawdziwy trening. Wracałam z zajęć spocona i
głodna, a marne porcje, które uznawali tutaj za posiłki były po
prostu kpiną. Dusze z Rukongai nie narzekały, ba, były bardziej
niż zadowolone, że codziennie mają cokolwiek do jedzenia, nawet
jeżeli jest tego trochę mało. Z takim podejściem do wyżywienia to niedługo
umrę z głodu...
-
Yukimori, nie
obijaj się! Znowu jesteś ostatnia. - Nauczyciel podszedł do mnie,
kręcąc głową z dezaprobatą. Ile ja bym dała za możliwość
wypróbowania na nim cero. Zamiast tego podparłam się pod boki i
próbowałam odzyskać oddech. Wysiłek fizyczny to stanowczo nie
moja bajka. - Jeśli nie zaczniesz nad sobą pracować to nawet
do czwartej Dywizji cię nie przyjmą.
-
Wiem, sensei.
Ale ten tor przeszkód jest naprawdę trudny. - Zwłaszcza dla
kogoś, kto nie potrafi pływać, bo do tej pory mieszkał na
pustyni, a jedyną głębszą wodę jaką miał to ta w wannie. - Nie umiem pływać...
-
Naucz się, bo
jeśli dalej będziesz ostatnia to nie będę mógł zaliczyć ci
sprawności fizycznej.
- Tak jest,
sensei. - Nauczyciel odszedł, a we mnie się zagotowało. - Choćbym
miała paść, zaliczę tą sprawność fizyczną. Zaczynam treningi
w czasie wolnym pomiędzy zajęciami porannymi a popołudniowymi.
Niestety los postanowił pokrzyżować mi plany i na samym początku
czasu wolnego wezwano mnie do gabinetu nauczyciela hohō. Ku mojemu
zdumieniu w jego gabinecie nie zastałam nauczyciela tylko Renjiego,
siedzącego spokojnie w fotelu.
-
Renji-sama? Co
ty tu robisz? - Rozglądnęłam się po pokoju. Kremowe ściany
pełne zdjęć uczniów, kilka półek z książkami, jakieś małe
rzeźby z drewna. Pośrodku pomieszczenia duże biurko z ciemnego
drewna z krzesłem tego samego koloru. Przed biurkiem wspomniany już
fotel i twarde, białe krzesło, zapewne dla ucznia.
-
Kapitan mnie
tu przysłał. - Porucznik uśmiechnął się do mnie lekko. -
Podobno zameldowali mu, że nie zaliczysz hohō ani sprawności
fizycznej. O walce wręcz nawet nie mówię, według piekielnego
motyla latasz po sali jak balonik. Szkoda tylko, że jako przegrana,
nie zwycięzca. - Zmarszczył brwi i wskazał palcem krzesło.
Usiadłam na nim, niepewna tego co mnie czeka. Mężczyzna poprawił
się na fotelu i pochylił lekko w moim kierunku. - Posłuchaj mnie.
Wiem, że nie jesteś zbyt silna ani wytrzymała, ale to nie powód
żeby dawać sobą pomiatać. Zwłaszcza ludziom, którzy nie są
pod specjalną opieką.
-
Jak to „pod
specjalną opieką”? - Moje zdumienie przekraczało wszelkie
granice.
-
Nie, nic.
Jeśli ci nie powiedzieli to pewnie wkrótce się dowiesz. - Abarai
wycofał się ze swoich słów równie szybko jak je wypowiedział.
- Ale ja nie przyszedłem tu po to żeby cię ochrzaniać. Mam
wyznaczyć kogoś, kto pomoże opanować ci podstawy walki wręcz,
wzmocnić twoją słabą kondycję i nauczyć chociażby podstaw
hohō. Na szczęście kidō i szermierkę opanowałaś na
wystarczająco dobre oceny, by móc je sobie tymczasowo odpuścić.
-
Ale będę
mogła do nich wrócić? Jak tylko zaliczę te katorgi fizyczne? -
Kiwnął głową. Odetchnęłam z ulgą, by po chwili wstrzymać
oddech. - Renji-sama...
-
Tak?
-
Ale ja nie
umiem pływać...
Nienawidzę jak ktoś się ze mnie śmieje.
Następne dwa miesiące to była istna męczarnia. Rano nauka
pływania z jakimś shinigami, który w ogóle nie był zadowolony z
tego, że musi mi pomagać. Zresztą najtrudniej było mi wejść do
tej wody i zanurzyć się po szyję. Jak każdy normalny kotowaty
osobnik nie cierpiałam wody. Po nauce pływania był wyczerpujący
trening fizyczny, poprzedzony dokładnym rozciąganiem prawie każdego
mięśnia w moim ciele. Nie wiedziałam nawet, że mam ich aż tyle.
Podstawy walki wręcz były trudne, wszystko zależało od
prawidłowego ustawienia ciała, co dla nienawykłych do wysiłku
mięśni było katorgą. Hohō stało się moim koszmarem, z
ograniczonymi mocami i niemożnością skupienia reiatsu na tyle, by
opanować chociażby shunpo, prześladowało mnie po nocach i groziło
niezaliczeniem przedmiotu.
Popołudniem rządziły zwykłe przedmioty teoretyczne czyli
kaligrafia, historia Gotei 13, czy nauka o Świecie Żywych. Teoria
nie sprawiała mi większych problemów, a najbardziej lubiłam naukę
o Świecie Żywych. To jedyny przedmiot z którego byłam najlepsza w
klasie. Korzystałam z tego co pokazywał mi Ulquiorra w Las Noches,
kiedy korzystał z jednej ze swoich specjalnych zdolności –
transmisji przez gargantę. Trzeba przyznać, interesowanie się
światem ludzi teraz przynosiło mi spore korzyści. Z pozostałymi
nie miałam większych trudności, chociaż kaligrafia szła mi dość
opornie. Nauczyciel narzekał, że moje kreski są cały czas jednej
grubości i przez to traci się cały wydźwięk słowa. Nic nie
rozumiałam z tej paplaniny, znak to znak, nieważne jak pisany.
Tego dnia miał odbyć się egzamin z nauki o Świecie Żywych,
jednak zamiast tego wszystkich pierwszorocznych uczniów wezwano na
plac treningowy kidō. Gdy tam dotarłam wszyscy stali już stłoczeni
i oczekiwali na słowa wyjaśnienia od nauczycieli, stojących
przodem do uczniów.
-
Spokój! -
zabrzmiał głos mężczyzny. Wszyscy momentalnie uciszyli się, a
ja wyciągałam się na palcach jak struna, próbując zrozumieć co
się dzieje. Niestety nie dane mi było nic usłyszeć, bo ktoś
mnie popchnął. Straciłam równowagę i runęłam pod nogi
pozostałych dusz. Nagle ruszyli do przodu, a ja mogłam tylko
spróbować uniknąć stratowania. Próby podniesienia się kończyły
się fiaskiem do momentu, gdy ktoś złapał mnie za kołnierz i
postawił na nogi. Rozejrzałam się niepewnie dookoła. Plac kidō
był pusty, po uczniach i nauczycielach nie było ani śladu.
-
Oczywiście
tylko ty musiałaś zostać, podczas gdy pozostali ruszyli grupami
do Świata Żywych. - struchlałam. Spuściłam głowę, bojąc się
odwrócić i spojrzeć w oczy mojemu rozmówcy. - W sumie to nawet
dobrze. Pokażesz mi co już potrafisz. - usłyszałam tylko szelest
ubrań i oddalające się kroki. Odwróciłam się i podążyłam za
szlachcicem w kapitańskim płaszczu. Nie zaszliśmy daleko, jedynie
na plac szermierki. Czekał tam już na nas Renji i kilku
szeregowców, w tym i ten, który pomagał mi trenować przez
ostatnie miesiące. Na sam mój widok skrzywił się. Nie dziwię mu
się, w końcu, pomimo wielu prób i nie najszczerszych chęci, nie
udało mu się przekonać mnie do wejścia do głębokiej wody, o
pływaniu nie wspominając.
-
Kapitanie,
według meldunku Fuyumi została nauczona prawie wszystkiego. -
zaczął Renji, gdy tylko kapitan stanął obok niego. Ja
zatrzymałam się na środku placu, pod wpływem spojrzenia
porucznika. Kruczowłosy spojrzał na szeregowca, zupełnie
ignorując wszystkich pozostałych.
-
Prawie
wszystkiego? - zapytał chłodno, patrząc na szeregowca z ukrytą
groźbą w spojrzeniu. Instynktownie zadrżałam, choć wzrok
mężczyzny nie był skierowany na mnie.
-
T-Tak,
kapitanie, jedynie... - zaczął tłumaczyć szeregowiec. W duchu
zrobiło mi się go żal.
-
Nie prosiłem
cię o komentarz. Fuyumi, ty mi to wyjaśnij. - pod wpływem
spojrzenia szarych oczu zrobiło mi się zimno. Skuliłam się w
sobie i nerwowo zaczęłam szarpać rękaw koszuli. Myślałam
gorączkowo jak się przyznać, ze nie umiem pływać i nie wyjść
na idiotkę. - Czekam.
-
Boję się
wody! Zadowolony? - wybuchnęłam pod wpływem stresu. Jedynie Renji
i wspomniany już szeregowiec stali nieporuszeni słysząc tą
wiadomość. Reszta szeregowców zaśmiewała się cicho, Kuchiki
jedynie otworzył odrobinę szerzej oczy, by po chwili znowu je
przymknąć.
-
Tylko tyle?
Myślałem, że będzie to coś gorszego. - prychnęłam w
odpowiedzi, zła na cały świat. Kuchiki kiwnął głową, a
wszyscy zamilkli. - Pokaż mi swoje postępy w walce wręcz i hohō.
- przed szereg wystąpił szeregowiec, niestety nie był to ten z
którym dotychczas ćwiczyłam. Stanął naprzeciw mnie.
-
Miło mi
będzie wymienić z tobą ciosy, Fuyumi. - lekko skłonił głowę.
Odwzajemniłam skinienie.
-
Mnie również.
Zaatakował pierwszy, używając dość wolnego shunpo. Nie było
problemem zauważyć jego ruchy. Prawdziwy problem sprawiało mi
zablokowanie jego ciosów. Był ode mnie sporo wyższy i silniejszy,
co dawało mu dużą przewagę. Moją jedyną zaletą pozostała
zwinność. Unikałam lub blokowałam część ciosów. Te, których
nie zdążyłam uniknąć lub zablokować, zostawiały na moim ciele
lekką opuchliznę, szybko siniejącą. Po chwili leżałam już na
ziemi, przytrzymywana za gardło przez szeregowca. Lekko mnie
podduszał, więc chwyciłam go obiema rękami za dłoń, próbując
odciągnąć ją od siebie. Nic mi to nie dało, więc zaczęłam
szukać innego rozwiązania. Dopiero po chwili spostrzegłam, że
facet klęczy nade mną okrakiem. Możliwość manewru sprawiła, że
uśmiechnęłam się lekko. Podkurczyłam nogę i kopnęłam go z
całej siły w krocze odpychając jednocześnie od siebie. Usłyszałam
jęk bólu zarówno poszkodowanego jak i pozostałych szeregowców.
Zerknęłam w tamtą stronę. Mężczyźni krzywili się jakby to ich
klejnoty zostały uszkodzone. Renji nic nie mówił, jednak po jego
minie widać było, że nie spodobało mu się to zagranie. Kuchiki
natomiast tylko lekko przymrużył oczy, patrząc na mnie uważnie.
-
Fuyumi,
zaatakuj. - rzucił chłodno. Odetchnęłam głębiej i
wykorzystując jeszcze lekkie zamroczenie bólem przeciwnika,
zaatakowałam go. Bez trudu odbił mój cios, nie próbując
kontratakować. Następne ciosy, nieważne jak silne by nie były
według mnie, także zostały odbite. - Wystarczy. - szeregowiec
skłonił głowę i wrócił do swoich kompanów. Szedł z wyraźnym
trudem.
-
Zawaliłam,
prawda? - nie oczekiwałam odpowiedzi.
-
Niezupełnie.
Nie jest tak źle, jak wynikało z przedstawianych mi raportów. -
szlachcic zerknął na mojego trenera. - Będziesz trenować nadal.
I możesz wrócić do kidō i szermierki. - Odwrócił się, by
odejść.
-
Dziękuję.
-
Nie myśl, że
to koniec. Będę sprawdzał co jakiś czas twoje postępy.
-
Rozumiem. -
wróciłam do swojego pokoju, by posmarować czymś te paskudne
siniejące obrzęki i nacieszyć się możliwością ponownych
treningów kidō.
A już miałam skrytą nadzieję, że to nasz kapitanek będzie ją uczył pływania.... *o*
OdpowiedzUsuńBickslow : Ta, żeby Fuyumi go zadrapała na śmierć?
Nie, bo to by było takie romantyczne *o*
Rozdział super, miło się czytało :3
Buziam ~ !
~Ren~chan
Znasz mnie z bloga Ren-chan! :3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział!
Pozdrawiam i weny życzę
NyrimChan
Jejciu jejciu jejciu *.*
OdpowiedzUsuńNo, z każdym rozdziałem jest coraz lepiej C: Akcja fajnie się rozwija, a Byakuś mnie kompletnie rozwala na łopatki xD
Podziwiam Fuyumi za talent do kidou (o tak, zapewne kojarzysz talenty Matsu...xD) więc szacunek się należy x3
Treningi pewnie musiały być katorgą. Fuyumi na pewno też nie czuła się z nimi najlepiej xD
Dobra, zasób słów mi się kończy...więc jadę czytać następny rozdział ~(*o*~)