sobota, 9 lutego 2013

Rozdział 2

Niemal w całości dopisany, co uważam za swój sukces.
Hiyakuma: Taaa, chyba jedyny w całej twojej karierze...
Cichaj tam. W każdym razie dziękuję za komentarze, które się pojawiły. Mam już 15 obserwatorów, co uważam za kolejny sukces ^^.
Niofomune, może i opisy są "szkolne", jak to ujęłaś, ale biorąc pod uwagę fakt, że ciężko inaczej opisać pokój, jest to chyba uzasadnione. Gdybym potrafiła, narysowałabym to, żeby nie musieć opisywać... Dla mnie liczy się sam fakt, że na razie są, a co do ich jakości, to mam zamiar pracować nad nimi, by nie były sztywne.
Nyrim Chan, nie wiem czy spotkałam cię już wcześniej, bo twój nick wydaje się znajomy. Dziękuję za słowa uznania.

~~*~~

I tak trafiłam do Akademii Shinigami, szkoły szkolącej przyszłych bogów śmierci. Początkowo ciągle bałam się wykrycia, ale po jakimś miesiącu zorientowałam się, że początkujący nie potrafią rozróżnić reiatsu samych siebie, a co dopiero rozróżnić energię duchową arrancara od shinigami. Nauczyciele byli zbyt zajęci ogromną liczbą uczniów, więc nawet nie zwracali uwagi na niczyje reiatsu.
Bardzo szybko załapałam kontrolę energii duchowej, więc pozwolono mi kształcić się w Akademii tak jak każdemu innemu absolwentowi. Po pewnym czasie nikt nie zwracał już uwagi na dziecko siedzące z tyłu klasy i uważnie słuchającego wykładów. Jednak najbardziej ze wszystkiego polubiłam zajęcia z szermierki i kidō.
Po zaledwie kilku lekcjach wiedziałam, że nienawidzę hohō i walki wręcz. Moje ograniczone przez Aizen-samę moce duchowe i marna sprawność fizyczna przyczyniły się do kiepskich ocen z tych przedmiotów. Nie lubiłam się zbytnio ruszać, nawet jako arrancar, a moje pojedynki w Las Noches przypominały raczej tutejszą rozgrzewkę niż prawdziwy trening. Wracałam z zajęć spocona i głodna, a marne porcje, które uznawali tutaj za posiłki były po prostu kpiną. Dusze z Rukongai nie narzekały, ba, były bardziej niż zadowolone, że codziennie mają cokolwiek do jedzenia, nawet jeżeli jest tego trochę mało. Z takim podejściem do wyżywienia to niedługo umrę z głodu...
     - Yukimori, nie obijaj się! Znowu jesteś ostatnia. - Nauczyciel podszedł do mnie, kręcąc głową z dezaprobatą. Ile ja bym dała za możliwość wypróbowania na nim cero. Zamiast tego podparłam się pod boki i próbowałam odzyskać oddech. Wysiłek fizyczny to stanowczo nie moja bajka. - Jeśli nie zaczniesz nad sobą pracować to nawet do czwartej Dywizji cię nie przyjmą.
     - Wiem, sensei. Ale ten tor przeszkód jest naprawdę trudny. - Zwłaszcza dla kogoś, kto nie potrafi pływać, bo do tej pory mieszkał na pustyni, a jedyną głębszą wodę jaką miał to ta w wannie.  - Nie umiem pływać...
     - Naucz się, bo jeśli dalej będziesz ostatnia to nie będę mógł zaliczyć ci sprawności fizycznej.
     - Tak jest, sensei. - Nauczyciel odszedł, a we mnie się zagotowało. - Choćbym miała paść, zaliczę tą sprawność fizyczną. Zaczynam treningi w czasie wolnym pomiędzy zajęciami porannymi a popołudniowymi.
Niestety los postanowił pokrzyżować mi plany i na samym początku czasu wolnego wezwano mnie do gabinetu nauczyciela hohō. Ku mojemu zdumieniu w jego gabinecie nie zastałam nauczyciela tylko Renjiego, siedzącego spokojnie w fotelu.
     - Renji-sama? Co ty tu robisz? - Rozglądnęłam się po pokoju. Kremowe ściany pełne zdjęć uczniów, kilka półek z książkami, jakieś małe rzeźby z drewna. Pośrodku pomieszczenia duże biurko z ciemnego drewna z krzesłem tego samego koloru. Przed biurkiem wspomniany już fotel i twarde, białe krzesło, zapewne dla ucznia.
     - Kapitan mnie tu przysłał. - Porucznik uśmiechnął się do mnie lekko. - Podobno zameldowali mu, że nie zaliczysz hohō ani sprawności fizycznej. O walce wręcz nawet nie mówię, według piekielnego motyla latasz po sali jak balonik. Szkoda tylko, że jako przegrana, nie zwycięzca. - Zmarszczył brwi i wskazał palcem krzesło. Usiadłam na nim, niepewna tego co mnie czeka. Mężczyzna poprawił się na fotelu i pochylił lekko w moim kierunku. - Posłuchaj mnie. Wiem, że nie jesteś zbyt silna ani wytrzymała, ale to nie powód żeby dawać sobą pomiatać. Zwłaszcza ludziom, którzy nie są pod specjalną opieką.
     - Jak to „pod specjalną opieką”? - Moje zdumienie przekraczało wszelkie granice.
     - Nie, nic. Jeśli ci nie powiedzieli to pewnie wkrótce się dowiesz. - Abarai wycofał się ze swoich słów równie szybko jak je wypowiedział. - Ale ja nie przyszedłem tu po to żeby cię ochrzaniać. Mam wyznaczyć kogoś, kto pomoże opanować ci podstawy walki wręcz, wzmocnić twoją słabą kondycję i nauczyć chociażby podstaw hohō. Na szczęście kidō i szermierkę opanowałaś na wystarczająco dobre oceny, by móc je sobie tymczasowo odpuścić.
     - Ale będę mogła do nich wrócić? Jak tylko zaliczę te katorgi fizyczne? - Kiwnął głową. Odetchnęłam z ulgą, by po chwili wstrzymać oddech. - Renji-sama...
     - Tak?
     - Ale ja nie umiem pływać...
Nienawidzę jak ktoś się ze mnie śmieje.

Następne dwa miesiące to była istna męczarnia. Rano nauka pływania z jakimś shinigami, który w ogóle nie był zadowolony z tego, że musi mi pomagać. Zresztą najtrudniej było mi wejść do tej wody i zanurzyć się po szyję. Jak każdy normalny kotowaty osobnik nie cierpiałam wody. Po nauce pływania był wyczerpujący trening fizyczny, poprzedzony dokładnym rozciąganiem prawie każdego mięśnia w moim ciele. Nie wiedziałam nawet, że mam ich aż tyle. Podstawy walki wręcz były trudne, wszystko zależało od prawidłowego ustawienia ciała, co dla nienawykłych do wysiłku mięśni było katorgą. Hohō stało się moim koszmarem, z ograniczonymi mocami i niemożnością skupienia reiatsu na tyle, by opanować chociażby shunpo, prześladowało mnie po nocach i groziło niezaliczeniem przedmiotu.
Popołudniem rządziły zwykłe przedmioty teoretyczne czyli kaligrafia, historia Gotei 13, czy nauka o Świecie Żywych. Teoria nie sprawiała mi większych problemów, a najbardziej lubiłam naukę o Świecie Żywych. To jedyny przedmiot z którego byłam najlepsza w klasie. Korzystałam z tego co pokazywał mi Ulquiorra w Las Noches, kiedy korzystał z jednej ze swoich specjalnych zdolności – transmisji przez gargantę. Trzeba przyznać, interesowanie się światem ludzi teraz przynosiło mi spore korzyści. Z pozostałymi nie miałam większych trudności, chociaż kaligrafia szła mi dość opornie. Nauczyciel narzekał, że moje kreski są cały czas jednej grubości i przez to traci się cały wydźwięk słowa. Nic nie rozumiałam z tej paplaniny, znak to znak, nieważne jak pisany.
Tego dnia miał odbyć się egzamin z nauki o Świecie Żywych, jednak zamiast tego wszystkich pierwszorocznych uczniów wezwano na plac treningowy kidō. Gdy tam dotarłam wszyscy stali już stłoczeni i oczekiwali na słowa wyjaśnienia od nauczycieli, stojących przodem do uczniów.
     - Spokój! - zabrzmiał głos mężczyzny. Wszyscy momentalnie uciszyli się, a ja wyciągałam się na palcach jak struna, próbując zrozumieć co się dzieje. Niestety nie dane mi było nic usłyszeć, bo ktoś mnie popchnął. Straciłam równowagę i runęłam pod nogi pozostałych dusz. Nagle ruszyli do przodu, a ja mogłam tylko spróbować uniknąć stratowania. Próby podniesienia się kończyły się fiaskiem do momentu, gdy ktoś złapał mnie za kołnierz i postawił na nogi. Rozejrzałam się niepewnie dookoła. Plac kidō był pusty, po uczniach i nauczycielach nie było ani śladu.
     - Oczywiście tylko ty musiałaś zostać, podczas gdy pozostali ruszyli grupami do Świata Żywych. - struchlałam. Spuściłam głowę, bojąc się odwrócić i spojrzeć w oczy mojemu rozmówcy. - W sumie to nawet dobrze. Pokażesz mi co już potrafisz. - usłyszałam tylko szelest ubrań i oddalające się kroki. Odwróciłam się i podążyłam za szlachcicem w kapitańskim płaszczu. Nie zaszliśmy daleko, jedynie na plac szermierki. Czekał tam już na nas Renji i kilku szeregowców, w tym i ten, który pomagał mi trenować przez ostatnie miesiące. Na sam mój widok skrzywił się. Nie dziwię mu się, w końcu, pomimo wielu prób i nie najszczerszych chęci, nie udało mu się przekonać mnie do wejścia do głębokiej wody, o pływaniu nie wspominając.
     - Kapitanie, według meldunku Fuyumi została nauczona prawie wszystkiego. - zaczął Renji, gdy tylko kapitan stanął obok niego. Ja zatrzymałam się na środku placu, pod wpływem spojrzenia porucznika. Kruczowłosy spojrzał na szeregowca, zupełnie ignorując wszystkich pozostałych.
     - Prawie wszystkiego? - zapytał chłodno, patrząc na szeregowca z ukrytą groźbą w spojrzeniu. Instynktownie zadrżałam, choć wzrok mężczyzny nie był skierowany na mnie.
     - T-Tak, kapitanie, jedynie... - zaczął tłumaczyć szeregowiec. W duchu zrobiło mi się go żal.
     - Nie prosiłem cię o komentarz. Fuyumi, ty mi to wyjaśnij. - pod wpływem spojrzenia szarych oczu zrobiło mi się zimno. Skuliłam się w sobie i nerwowo zaczęłam szarpać rękaw koszuli. Myślałam gorączkowo jak się przyznać, ze nie umiem pływać i nie wyjść na idiotkę. - Czekam.
     - Boję się wody! Zadowolony? - wybuchnęłam pod wpływem stresu. Jedynie Renji i wspomniany już szeregowiec stali nieporuszeni słysząc tą wiadomość. Reszta szeregowców zaśmiewała się cicho, Kuchiki jedynie otworzył odrobinę szerzej oczy, by po chwili znowu je przymknąć.
     - Tylko tyle? Myślałem, że będzie to coś gorszego. - prychnęłam w odpowiedzi, zła na cały świat. Kuchiki kiwnął głową, a wszyscy zamilkli. - Pokaż mi swoje postępy w walce wręcz i hohō. - przed szereg wystąpił szeregowiec, niestety nie był to ten z którym dotychczas ćwiczyłam. Stanął naprzeciw mnie.
     - Miło mi będzie wymienić z tobą ciosy, Fuyumi. - lekko skłonił głowę. Odwzajemniłam skinienie.
     - Mnie również.
Zaatakował pierwszy, używając dość wolnego shunpo. Nie było problemem zauważyć jego ruchy. Prawdziwy problem sprawiało mi zablokowanie jego ciosów. Był ode mnie sporo wyższy i silniejszy, co dawało mu dużą przewagę. Moją jedyną zaletą pozostała zwinność. Unikałam lub blokowałam część ciosów. Te, których nie zdążyłam uniknąć lub zablokować, zostawiały na moim ciele lekką opuchliznę, szybko siniejącą. Po chwili leżałam już na ziemi, przytrzymywana za gardło przez szeregowca. Lekko mnie podduszał, więc chwyciłam go obiema rękami za dłoń, próbując odciągnąć ją od siebie. Nic mi to nie dało, więc zaczęłam szukać innego rozwiązania. Dopiero po chwili spostrzegłam, że facet klęczy nade mną okrakiem. Możliwość manewru sprawiła, że uśmiechnęłam się lekko. Podkurczyłam nogę i kopnęłam go z całej siły w krocze odpychając jednocześnie od siebie. Usłyszałam jęk bólu zarówno poszkodowanego jak i pozostałych szeregowców. Zerknęłam w tamtą stronę. Mężczyźni krzywili się jakby to ich klejnoty zostały uszkodzone. Renji nic nie mówił, jednak po jego minie widać było, że nie spodobało mu się to zagranie. Kuchiki natomiast tylko lekko przymrużył oczy, patrząc na mnie uważnie.
     - Fuyumi, zaatakuj. - rzucił chłodno. Odetchnęłam głębiej i wykorzystując jeszcze lekkie zamroczenie bólem przeciwnika, zaatakowałam go. Bez trudu odbił mój cios, nie próbując kontratakować. Następne ciosy, nieważne jak silne by nie były według mnie, także zostały odbite. - Wystarczy. - szeregowiec skłonił głowę i wrócił do swoich kompanów. Szedł z wyraźnym trudem.
     - Zawaliłam, prawda? - nie oczekiwałam odpowiedzi.
     - Niezupełnie. Nie jest tak źle, jak wynikało z przedstawianych mi raportów. - szlachcic zerknął na mojego trenera. - Będziesz trenować nadal. I możesz wrócić do kidō i szermierki. - Odwrócił się, by odejść.
     - Dziękuję.
     - Nie myśl, że to koniec. Będę sprawdzał co jakiś czas twoje postępy.
     - Rozumiem. - wróciłam do swojego pokoju, by posmarować czymś te paskudne siniejące obrzęki i nacieszyć się możliwością ponownych treningów kidō.

3 komentarze:

  1. A już miałam skrytą nadzieję, że to nasz kapitanek będzie ją uczył pływania.... *o*
    Bickslow : Ta, żeby Fuyumi go zadrapała na śmierć?
    Nie, bo to by było takie romantyczne *o*
    Rozdział super, miło się czytało :3
    Buziam ~ !
    ~Ren~chan

    OdpowiedzUsuń
  2. Znasz mnie z bloga Ren-chan! :3
    Świetny rozdział!

    Pozdrawiam i weny życzę
    NyrimChan

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejciu jejciu jejciu *.*
    No, z każdym rozdziałem jest coraz lepiej C: Akcja fajnie się rozwija, a Byakuś mnie kompletnie rozwala na łopatki xD
    Podziwiam Fuyumi za talent do kidou (o tak, zapewne kojarzysz talenty Matsu...xD) więc szacunek się należy x3
    Treningi pewnie musiały być katorgą. Fuyumi na pewno też nie czuła się z nimi najlepiej xD
    Dobra, zasób słów mi się kończy...więc jadę czytać następny rozdział ~(*o*~)

    OdpowiedzUsuń