~~*~~
-
Osiemnaście czy już dwadzieścia?
Kurna i tak wyglądam staro. - stałam przed lustrem, patrząc na
kolejną niespodziankę jaką zafundowało mi moje ciało. -
Stanowczo za szybko rosnę... Chociaż ten biust nie jest znowu taki
zły... Ale w co ja go wcisnę? - ruszyłam biegiem w stronę szafy
z nadzieją. Nadzieja umarła. - Igłę, nitkę i nożyczki, już! -
biegałam po pokoju w te i we wte szukając potrzebnych przedmiotów.
Już po chwili wcześniejsze ciuchy zostały przerobione na bardziej
nadające się do mojej figury. Ubrałam je na siebie i podziwiałam
efekt w lustrze. - No nawet, nawet... No to teraz na mianowanie. -
ruszyłam ku drzwiom, gdy ktoś w nie zapukał. Kogo licho
niesie? Za drzwiami stał
niepewny szeregowiec z Szóstej Dywizji. Trzymał jakąś
paczkę. Gdy otworzyłam drzwi strasznie się zaczerwienił i z
trudem wyjąkał powód swojej obecności tutaj.
-
Yukimori-sama...
Ja.. ja miałem to dostarczyć. - ukłonił się i podał mi paczkę.
-
Dziękuję.
Możesz odejść. - już się odwracał, gdy dodałam - Na
przyszłość mów mi po imieniu. I powiedz to pozostałym.
-
Tak
jest. - zniknął przy użyciu shunpo. Spojrzałam na paczkę
trzymaną w ręce. Olać to, że się spóźnię.
Zamknęłam drzwi i zerwałam
papier z paczki. Moim oczom ukazał się materiał kimona złożonego
w kostkę, a także koperta. Pierwsze pytanie jakie nasunęło mi
się na myśl było: „Co za debil wysłał mi ładne, ale
niepraktyczne kimono?” Szybko przebiegłam wzrokiem po papierze.
Fuyumi,
mam nadzieję, że dasz radę ubrać je na siebie sama. Niestety nie
znam twojego ulubionego koloru... Mam nadzieję, że mimo tego ci się
spodoba. Powodzenia, Renji.
PS.
Jeśli go nie założysz to oddam ci za atak Senbonzakurą.
On mi grozi! Świnia. No, ale kolor wybrał ładny. W każdym razie
jak na faceta. No dobrze, nie narzekam już, darowanemu kimonu nie
patrzy się na szwy.
Udało mi się je jakoś na siebie ubrać, chociaż i tak nie
wyglądałam w tym tak jak powinnam. Ktoś zapukał ponownie do
drzwi. Kogo tym razem diabli nadali? Jakie było moje
zdziwienie, gdy zobaczyłam Rukię. Za nią stało kilka służek.
Nerwowo skubnęłam rękaw kimona, po czym pochyliłam się w
ukłonie.
-
Rukia-sama,
czego ode mnie oczekujesz? - spytałam po wyprostowaniu się. Byłam
wyższa od niej i patrzyłam lekko w dół. Co
takiego zrobiłam tym razem, że ten pieprzony dupek wysyła na mnie
swoją siostrę? Dziewczyna
odsunęła mnie i weszła do pokoju. Za nią wsunęły się służki,
ustawiając mnie na środku pomieszczenia. Jedna zamknęła drzwi, a
pozostałe wzięły się za poprawianie mojego kimona.
-
Co to jest,
Fuyumi? - wskazała ręką nieudolną próbę stroju, w którym
miałam iść na mianowanie. Usiadła obok niego. Przez dłuższą
chwilę milczałam, wyklinając w myślach na czym świat stoi moją
opieszałość. Zamrugałam oczami, uświadamiając sobie, że ona
jednak oczekuje na odpowiedź.
-
Etto...
Próbowałam uszyć, a raczej przerobić na szybko, coś
odpowiedniego na mianowanie. Później przyszła ta paczka...
A tak w ogóle to kto cię tutaj przysłał, Rukia-sama? -
spytałam nieco podejrzliwie.
-
Brat usłyszał,
że Renji posłał ci strój na uroczystość, więc uznał,
że będziesz potrzebować pomocy przy ubieraniu się.
-
Zamorduję
zgreda. - mruknęłam cicho, tak żeby nie usłyszała. W tym samym
czasie kobiety, które przyszły z Rukią skończyły
traktować mnie jak lalkę i odsunęły się. Spojrzałam w lustro i
zamarłam. - M-Moje włosy... Co wyście z nimi zrobiły?! - zamiast
półdługich włosów, postrzępionych na końcach i
tego fajnego kosmyka ciągle spadającego na nos, miałam gustowny
kok ozdobiony kilkoma kosztownymi spinkami. Sięgnęłam po
szczotkę. - Co to to nie! Ja się nie dam przerobić na damulkę.
-
Ale to jest
prezent od brata... - zaprotestowała Rukia. Spojrzałam na nią
chłodno.
-
Tym bardziej w
tym nie wyjdę. Najpierw rzekomo „ratuje mi życie”, później
mi to wypomina, a teraz ma zamiar znęcać się nade mną w dywizji.
W dodatku w szpitalu pieprzył coś o adopcji. Ja się nie dam tak
załatwić! - ściągnęłam spinki z włosów i rozczesałam
je.
-
Wiesz, Fuyumi,
nie dziwię się, że spodobałaś się bratu. Wyglądasz
identycznie jak jego była żona, a moja starsza siostra. - Rukia
stanęła obok mnie. Faktycznie wyglądałyśmy podobnie.
-
E... Czekaj,
mówisz o Hisanie? Nazwał mnie tak, gdy spotkałam go w
Rukongai.
-
Rukia-sama,
Fuyumi-sama, spóźnicie się na mianowanie.
***
Oprócz mnie na ceremonii mianowania było jeszcze kilkunastu
uczniów z Akademii. Wszyscy z ostatniego roku. I tylko ja,
drugoklasistka o specjalnych względach. Spojrzałam po szeregu
zgromadzonych. Wszyscy ubrani w czarne kimona, by zaznaczyć
podniosłość uroczystości. Sami faceci. I ja w czerwonym kimonie
ze srebrnym pasem. Jedyna dziewczyna (kobieta) na ceremonii.
Spojrzałam w drugą stronę, na ławki stojące przodem do nas, tak,
by siedzący w nich ludzie mogli patrzeć na nas. Napotkałam chłodne
spojrzenie Byakuyi, wesoły uśmiech Renjiego, spokojną twarz Rukii.
Kolejny rząd to wszyscy kapitanowie, którzy w tej chwili
podejmują decyzję, kogo przyjmą do swojego oddziału. Obok nich
siedzą ich porucznicy.
-
Witam
wszystkich na ceremonii mianowania na shinigami. - dyrektor Akademii
zaczął przemowę. Wszyscy kandydaci ukłonili się po czym za
pozwoleniem usiedli. - Jak wszyscy wiecie, kończycie Akademię
nietypowo, bo w przyspieszonym tempie. W większości wynika to z
waszych wybitnych umiejętności. - tu spojrzał na mnie. No tak,
byłam jedyną osobą w tej grupie, która kończy Akademię
dzięki układom. Układom, których nie chciałam. Udałam,
że spoglądam na ścianę pełną Zanpakutō, by uniknąć pełnego
dezaprobaty spojrzenia dyrektora.
-
Może
przejdźmy już do rzeczy. - zimny głos szlachcica przeciął
powietrze niczym stal. Dyrektor zacisnął usta, ale nic nie
powiedział.
-
Kandydaci
proszę ustawić się w szeregu przed ścianą.
Szybko i sprawnie wykonaliśmy polecenie. Czułam na sobie spojrzenie
kapitana szóstki, przeszywające mnie na wylot. Zadrżałam,
sama nie wiem dlaczego. On
ci się podoba.
Zdradziecki, męski głos w mojej głowie. Niby obcy, bo pojawiający
się po raz pierwszy, ale jednak znajomy, jak głos dawno
niewidzianego przyjaciela. Potrząsnęłam włosami, próbując
ukryć czerwone policzki.
-
Zanpakutō tu zgromadzone mają zwyczaj same wybierać sobie
właściciela. Po jego śmierci wracają na swoje miejsce w tej
właśnie sali. Okażcie swoim nowym partnerom szacunek jakiego sami
od nich oczekujecie.
-
Tak jest, profesorze. - ukłoniliśmy się jednocześnie.
-
Jeszcze jedno. Nigdy się to wprawdzie nie zdarzyło, ale wolę was
uprzedzić. Jeśli kogoś nie wybierze sobie żaden z zebranych tu
Zanpakutō... - zwiesił głos. Spojrzeliśmy na dyrektora
zaciekawieni. - Wtedy, co z przykrością muszę stwierdzić,
osobnik taki może dostać jedynie katanę, którą dostaje
każdy z kandydatów kończących Akademię w zwykłym tempie.
Kolejna i ostatnia już informacja. Wprawdzie znam wszystkie imiona
Zanpakutō tu zgromadzonych, ale nie liczcie na jakąkolwiek pomoc w
poznaniu ich imion i umiejętności. Wszystko to musicie poznać
własną ciężką pracą. A teraz do dzieła. - mężczyzna odsunął
się na bok. Spojrzeliśmy na niego bezmyślnie, nie wiedząc nawet
czego się od nas oczekuje.
-
Profesorze? Co my właściwie mamy zrobić?
-
Nie powiedziałem tego? Wybaczcie. - złapał się za głowę. Po
chwili stanął znowu przed nami. - Musicie wyciągnąć przed
siebie rękę i powiedzieć po prostu „przyjdź”.
-
Tak jest, profesorze. - dyrektor odszedł na bok. W jednym tempie
wypowiedzieliśmy – Przyjdź.
Kolejne
katany znikały ze ściany, materializując się przed partnerem.
Każdy miał już swoją broń. Wróć. Wszyscy oprócz
mnie mieli swoją broń. Chłopaki z grupy zaśmiali się krótko
widząc jak mój szok przeradza się w niedowierzanie, a w
końcu w rezygnację. No
cóż. Układy układami, ale Zanpakutō to ja chyba nie
dostanę. W końcu nie jestem shinigami tylko arrancarem. Mogłam się
tego spodziewać. Szkoda tylko, że nawet jako arrancar nie mam
Zanpakutō. Spuściłam
głowę. Przez ławkę kapitanów przebiegł szum. Nawet nie
spojrzałam w tamtym kierunku, wolałam nie patrzeć na trójkę
osób siedzących z przodu.
-
Yukimori Fuyumi, tak?
-
Tak, profesorze. - szepnęłam zrezygnowana.
-
Proszę za mną. - bez słowa podążyłam za dyrektorem,
zasłaniając twarz włosami.
-
Profesorze,
profesorze! - do sali ceremonii wpadł profesor. Wszyscy odwrócili
głowy w jego stronę. Mężczyzna z trudem trzymał w ramionach
wyrywającą się katanę w białej sayi z czarnym pasem biegnącym
wzdłuż niej, z taką samą rękojeścią i bez tsuby. -
Profesorze, nie wiem co się stało. Nagle, bez powodu zaczął się
szarpać na łańcuchach. Zanim zdążyłem zareagować zerwał się
z nich. Zdążyłem go jedynie złapać, a on zaczął mnie ciągnąć
do tej sali.
-
Hmm... Mam pewne podejrzenia. Puść go. - dyrektor spojrzał na
mnie badawczo i podrapał się po brodzie. Profesor spojrzał
przerażony.
- Ale, profesorze.. - spojrzenie dyrektora uciszyło go. Wypuścił z
rąk broń.
Wszyscy
w milczeniu patrzyli jak miecz unosi się, przez chwilę lewituje
nieruchomo... Nie patrzyłam tam gdzie pozostali. Nadal miałam
spuszczoną głowę i włosy opadające na twarz. Głowa
do góry, malutka. W końcu cię znalazłem.
Spojrzałam na lewitującą przede mną katanę.
-
Znalazłeś.. Mnie? - wyszeptałam zdziwiona. Broń zawirowała,
jakby potwierdzając moje słowa. Ostrożnie wyciągnęłam przed
siebie rękę i chwyciłam za rękojeść. Katana delikatnie sama
pokierowała moją ręką, tak, że włożyłam ją za obi i
przywiązałam sageo. - Więc teraz jesteśmy partnerami. -
spojrzałam po zgromadzonych szukając Renjiego. Uśmiechał się do
mnie szeroko. Odwzajemniłam uśmiech przenosząc wzrok na kobietę
stojącą obok niego. Rukia też się uśmiechała, a jej dłoń
delikatnie uścisnęła ramię Abaraia. Zaraz je też puściła,
zupełnie jakby zawstydziła się tego co robi. Kątem oka
zauważyłam jak kapitanowie wychodzą wraz z nowymi członkami
swoich dywizji. Kuchiki rozmawiał z dyrektorem Akademii, a
tajemniczy profesor, który dotarł tutaj z moim Zanpakutō,
też zniknął. Zrobiłam krok w stronę Renjiego i Rukii.
-
Fuyumi. - zimny głos za moimi plecami. Zadrżałam po raz drugi
tego dnia. Odwróciłam się powoli, patrząc w podłogę. W
końcu to mój znienawidzony kapitan.
-
Tak, Kuchiki-sama?
-
Musimy porozmawiać. - nadal nie patrzyłam mu w oczy. Odwrócił
się i zaczął iść przed siebie, dając mi znak, że mam iść za
nim. Po kilkunastu minutach ciszy i kilku korytarzach szlachcic
otworzył drzwi do jednej z sal treningowych. Przepuścił mnie
przodem i zamknął drzwi.
-
O czym chciałeś ze mną rozmawiać, Kuchiki-sama?
-
Najpierw na mnie spójrz. - wykonałam polecenie. Szare, zimne
tęczówki przewiercały mnie na wskroś. Nowo nabytym
odruchem położyłam dłoń na rękojeści katany. Poczułam się
odrobinę pewniej. - Powiedz mi, dlaczego nie założyłaś spinek.
Niedługo będziesz przynależeć do klanu Kuchiki, powinnaś to
pokazać. - wycedził przez zaciśnięte zęby.
-
Nie chcę być w twoim klanie. - powiedziałam cicho. Nie bałam się
już go, przeciwnie, wróciła mi dawna odwaga. - Wystarczy mi
już to, że rządzisz mną jako kapitan. Nie mam najmniejszej
ochoty żebyś próbował się mną rządzić tak jak Rukią,
jako „brat”. Wybij to sobie z tego durnego łba! - ostatnie
zdanie prawie wykrzyczałam.
-
Nie obchodzi mnie czy chcesz czy nie. Będziesz częścią mojego
klanu. - odwrócił się, by odejść. Zacisnęłam pięści.
-
I jak Rukia miałabym zastąpić twoją zmarłą żonę?! Chyba
śnisz! - wrzasnęłam. Kuchiki stanął jak wryty. Powoli odwrócił
się w moją stronę. Spodziewałam się zobaczyć na jego twarzy
wściekłość, pogardę, chłód czy obojętność, ale nie
to. Jakby jego maska opadła. Zobaczyłam całą gamę uczuć na
jego twarzy. Od tęsknoty przez miłość aż do żalu. Zakryłam
usta dłonią, jakby chcąc cofnąć to co powiedziałam. - Ja..
Ja.. - zacięłam się, niezdolna wypowiedzieć nic więcej.
-
Zapomnijmy o tym. - powiedział cicho. Podszedł do mnie i chwycił
jedną ręką mój podbródek. Podniósł go do
góry, tak, że spoglądałam mu prosto w oczy. - Jesteś do
niej tak podobna, nie, to złe określenie. Jesteście identyczne,
jakbyś ty była nią... Czasami mam wrażenie, że naprawdę jesteś
Hisaną. - westchnął cicho lustrując moją twarz wzrokiem. -
Wybacz. Nie będę cię zmuszał żebyś była w moim klanie. -
puścił mnie w końcu. Odsunęłam się szybko, cała roztrzęsiona.
- Spinki możesz zatrzymać. Należały do Hisany. - wyszedł z
pomieszczenia, nie dając mi nawet szansy na odpowiedź. Drzwi
zamknęły się cicho, a ja opadłam na kolana.
Proszę cię, bądź przy mnie.
Będę, malutka. I nigdy cię nie opuszczę.
Yupi~ dorwałam się do komputera - tu nie powinnam mieć problemu z dodaniem komentarza xD
OdpowiedzUsuńJa nie mogę D: Byakuya i uczucia D: pewnie niedługo będziesz próbować nam wmówić, że on umie się uśmiechać D:
...takie były moje pierwsze myśli. Ostatecznie nawet taki Bakuś ma prawo mieć choć przez chwilę ludzki xD
Ale i tak go hejcę ;_; chce sobie zaadaptować Fuyumi i siłą narzucić jej zasady ;_; tak bardzo egoista ;_;
Ano i jestem bardzo ciekawa o co chodziło z tym Zanpakutou...ciągle zapominam jego imię...;_;