sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział 1

Błąkałam się po Rukongai nie wiedząc gdzie jestem, aż w końcu usłyszałam rozmowę z której wynikało, że jestem we wschodnim, 60 okręgu dzielnicy biedy. To wyjaśniało by nieprzychylne spojrzenia, którymi obdarzali mnie dorośli. Zaczęło padać, więc zmuszona byłam znaleźć sobie jakąś kryjówkę. Nie próbowałam nawet wejść do żadnego z domów. Szukałam więc w lesie jakiegoś schronienia. Trafiłam na jaskinię, w której niedawno ktoś chyba był. Paliło się w niej ognisko, a na ogniu stał kociołek z czymś smakowicie pachnącym. Przysiadłam przy ogniu, ale nie próbowałam jeść zawartości kociołka. Właściciel mógłby się wkurzyć.
Przejrzałam się w tworzącej się nieopodal kałuży. Zamiast mojego zwykłego wyglądu miałam półdługie, czarne włosy postrzępione na końcach, ogromne granatowoszare oczy i wąskie usta, które na chwilę wygięły się w półuśmiechu. Wyglądałam na niezwykle łagodną, wręcz niepewną siebie osobę. Moje ciało także było drobne, jakby za jakimkolwiek mocniejszym uderzeniem miało się złamać. Na szczęście wiedziałam, że to tylko przykrywka. Byłam bardziej odporna na ból, rany czy złamania niż niejeden shinigami rangi powyżej oficera.
Cichy szmer przerwał moje rozmyślania. Właściciel kociołka wrócił do jaskini. Udając przestraszoną cofnęłam się i uwolniłam swoje reiatsu. A przynajmniej część tego co posiadałam, a co w przypadku genialnego dziecka uważałam za odpowiednią ilość. Mężczyzna, który właśnie przyszedł spojrzał na mnie z ciekawością. Miał czerwone, długie włosy związane w kucyk i tatuaże nad brwiami. Ubrany był w strój boga śmierci, z jakąś przepaską na ramieniu.
   - Nie bij mnie, proszę... - Skuliłam się zasłaniając głowę rękami. Tak jak myślałam podszedł i kucnął przede mną. Spojrzałam niepewnie przez palce.
   - Nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy. - Powoli odsłoniłam głowę. Uśmiechał się do mnie łagodnie. Nie spodziewałam się tego. - Jestem Abarai Renji, porucznik szóstej dywizji. - Kierowana ciekawością spojrzałam na jego ramię, te z przepaską. Faktycznie widniała na niej liczba 6. - A ty jak masz na imię?
   - Fuyumi... Yukimori Fuyumi.  - Popatrzyłam mu prosto w oczy. Wydawał się być oczarowany kolorem moich tęczówek. Zaburczało mi głośno w brzuchu. Mężczyzna zaśmiał się.
   - Kapitanie, ktoś dołączy się do posiłku. - Powiedział z szacunkiem w stronę wejścia do pieczary. Wciąż zasłaniał mi widok, więc nie widziałam postaci stojącej u wejścia. Mogłam słyszeć jedynie głos. - Znalazłem jakieś dziecko. Ma silną energię duchową.
   - I co z tego? Przygarniesz je, Abarai? - Chłodny męski głos sprawił, że zadrżałam na całym ciele. Czerwonowłosy zmarszczył brwi.
   - To dziewczynka, kapitanie. Niech zostanie i ogrzeje się przy ogniu.
   - Jak chcesz. Byleby nie gadała za dużo. - Usłyszałam szelest. Wyglądało na to, że tajemniczy kapitan usiadł przy ogniu.
   - Chodź, zjesz z nami. - Renji przesunął się w stronę ogniska. Zobaczyłam plecy kapitana. Wydawał się być szczupłym mężczyzną, miał długie, krucze włosy. Siedział przodem do ognia.
   - Abarai-sama... - Spuściłam nieśmiało wzrok. Ten w odpowiedzi poklepał miejsce obok siebie, naprzeciwko bruneta.
   - Nie bój się. Kapitan nic ci nie zrobi, jeśli o to chodzi. - Przeszłam szybko odległość która dzieliła mnie od ogniska i ze wzrokiem wbitym w ziemię usiadłam obok porucznika. Dostałam małą miseczkę wypełnioną po brzegi zupą. Spojrzałam na czerwonowłosego siedzącego obok. Uśmiechał się. Temu to uśmiech chyba nigdy z mordy nie schodzi. Prawie jak Gin-sama.
   - Dziękuję, Abarai-sama. - Mruknęłam cicho i pochyliłam się nad miseczką. W czasie tej czynności kosmyk włosów opadł mi na twarz. Podniosłam głowę, chcąc go poprawić i napotkałam wzrok oniemiałego kapitana.
   - Hisana... - Wyszeptał. Coś zamajaczyło się w mojej głowie, ale zbyt szybko umknęło. Najwyraźniej moje wspomnienia były wybiórcze..
   - Ja mam na imię Fuyumi... - Szepnęłam cicho w odpowiedzi. Nagle brunet otrząsnął się z szoku. Chwilę siedzieliśmy w ciszy. Nikt nie wiedział gdzie podziać wzrok. Poprawiłam włosy i spróbowałam zupy. Była gorąca, ale pyszna. Piłam małymi łyczkami, szybko. Chciałam uciec stąd jak najprędzej. Ta sytuacja zaczynała robić się niezręczna, a ja się denerwowałam. To oznaczało, że tracę nad sobą kontrolę. Przez to możliwość wykrycia moich prawdziwych mocy i prawdziwej osobowości wzrastała z każdą chwilą. Nawet nie spostrzegłam kiedy z oczu popłynęły mi łzy.
   - Fuyumi, co jest? Nie bój się, kapitan nic ci przecież nie zrobi – Porucznik powtórzył słowa sprzed paru minut. - Po prostu przypominasz kapitanowi kogoś kto kiedyś bardzo wiele dla niego znaczył. - Zmarszczyłam brwi zaciekawiona i spojrzałam na Renjiego. Patrzył na mnie z zamyśleniem. Po chwili wyraz jego twarzy zmienił się, zupełnie jakby podjął jakąś decyzję.
   - Kuchiki taichio... Proponuję by zabrać tą małą do Seiretei. Ma ilość energii duchowej równą niejednemu oficerowi. - Rzucił w przestrzeń. Wydawało się, że kapitan go nie słucha. Siedział przed ogniskiem wpatrując się we mnie zamyślony. Odwzajemniłam spojrzenie, wpijając się oczami w jego oczy, teraz pociemniałe. Miały piękny odcień szarości. Niemal słyszałam co myśli. Wygląda jak Hisana... Kimkolwiek ona była, musiała wiele dla niego znaczyć. To ułatwiało mi zadanie dostania się do Dworu Czystych Dusz.
   - Wychowam ją. - Rzucił Kuchiki w przestrzeń. Traktowali mnie jak przedmiot, jakbym nie miała własnej woli i rozumu. Postanowiłam się zbuntować.
   - Ale ja nie chcę... - Powiedziałam głosem dziecka. Brzmiałam tak słodko, że kilogram waty cukrowej przy moim głosie wymiękał z niedocukrzenia. - Nawet cię nie znam. - Udawanie dziecka czasem popłaca. Zwrócenie się na „ty”, bez szacunku do starszej osoby w większości tylko dzieciom uchodzi na sucho.
   - Kuchiki taichio, ona ma rację. Fuyumi, gdybyś poznała nas lepiej, chciałabyś zamieszkać w Seiretei, by później kształcić się na boga śmierci? - Zapytał mnie czerwonowłosy. Skinęłam głową, zgadzając się. - Wobec tego, proponuję ci taki układ: zamieszkasz na razie w Akademii, gdzie nauczą cię podstaw kontroli reiatsu. Później, gdy poznasz nas lepiej... - Zamyślił się na chwilę - Być może zamieszkasz z kapitanem Kuchiki.
   - A dlaczego nie z tobą, Abarai-sama? - Spytałam naiwnie. Ten tylko zawstydził się. Uroczy jest kiedy się czerwieni. - Jesteś milszy niż Kuchiki-sama.. Więcej mówisz i się uśmiechasz... - Wyliczałam na palcach ze wzrokiem wbitym w sufit.
   - Nie mam warunków, żebyś mogła ze mną mieszkać. - Uciął moją wyliczankę, czerwieniąc się jeszcze bardziej. Kuchiki tylko westchnął.
   - Abarai, zostaw ją. Niech sobie to przemyśli wszystko. - Zimny głos spowodował u mnie dreszcze.
   - Abarai-sama...? Ale... Będziesz mnie odwiedzał w Akademii, prawda? - Perspektywa znalezienia się wśród tylu shinigami, choćby początkujących, była niezbyt przyjemna. Poczułam, że oczy same zaczynają mi łzawić.
   - Oczywiście, Fuyumi. Obydwaj będziemy cię odwiedzać. - Wygięłam usta w podkówkę i rzuciłam kapitanowi wymowne spojrzenie „nie chcę cię znać”. Dopiero teraz zauważyłam, że ma na głowie porcelanowe spinki i szal owinięty wokół szyi.
   - On jest jakiś dziwny. - Pokazałam palcem na spinki i szalik. Kuchiki zmarszczył brwi słysząc to. - Czemu nosi porcelanę na głowie? I szalik w środku lata?
   - Można by powiedzieć Fuyumi, że kapitan jest.. - Zaczął mi tłumaczyć Abarai.
   - Chory na głowę? - Dokończyłam pytaniem. Brunet wciągnął głośno powietrze. Biedny porucznik z trudem powstrzymał się od śmiechu. Pokręcił tylko głową.
   - Kapitan jest szlachcicem. Kenseikan, czyli porcelanowe spinki i szalik są oznakami jego szlacheckiego pochodzenia. - Pokiwałam głową i zamyśliłam się. Po chwili uśmiechnęłam się delikatnie do szlachcica.
   - Nie mogłeś od razu powiedzieć, że jesteś bogaty? - Rzuciłam pierwsze co przyszło mi na język. Abarai już najwyraźniej nie potrafił się kontrolować, gdyż wybuchnął głośnym śmiechem. Zgodnie z moimi oczekiwaniami pan kapitan naburmuszył się. - To boli? - Zapytałam go wprost. Spojrzał na mnie zdziwiony.
   - Co „boli”?
   - Jak się uśmiechasz. Pytam czy boli cię coś wtedy? - nie mogłam się powstrzymać. Zachmurzył się i nie odpowiadał dłuższą chwilę. Skłoniłam głowę i wymamrotałam przeprosiny.
   - Sumimasen, nie chciałam cię urazić Kuchiki-sama. - Nadal brak odpowiedzi. Odwróciłam się wobec tego w stronę Renjiego, który prawie leżał na ziemi i niewiele mu brakowało do uduszenia się. - Abarai-sama?
   - Mów mi Renji. - Podniósł się do siadu i otarł łezki śmiechu. - Czuję się stary jak mówisz mi po nazwisku.
   - Renji-sama? Kiedy pójdę do Akademii? - Spytałam. Domyślałam się ale wolałam mieć pewność.
   - Hmm.. - Zamyślił się czerwonowłosy.
   - Abarai odprowadzi cię jutro z samego rana. - Wtrącił się Kuchiki. Spojrzałam na niego tak jak on na mnie: wyniośle i chłodno. Chyba się zorientował, bo przerwał kontakt wzrokowy.
   - Taichio, a misja?
   - Sam ją wykonam. Ty masz zadbać o tą małą.
   - Mam imię, szlachcicu od siedmiu boleści. - Rzuciłam sucho w jego stronę. Przytuliłam się do ramienia Renjiego.
   - Fuyumi, tak nie można... - Skarcił mnie szeptem porucznik.
   - On jest dla mnie niemiły to i ja taka będę. - Powiedziałam na tyle głośno by szlachcic to usłyszał.
   - Dobrze, Fuyumi. - Udając obrażoną odwróciłam głowę w drugą stronę. - Ja z mojej strony obiecuję, że postaram się być dla ciebie milszy. W zamian za to oczekuję tego samego od ciebie.
   - Zobaczymy co da się zrobić, Kuchiki-sama. - W końcu odwróciłam się przodem do niego. - Mogę tobie też mówić po imieniu? - Wypaliłam. Biedny Kuchiki... Gdyby aktualnie coś jadł lub pił to na pewno by się udławił... A tak to mógł tylko mało efektownie zejść na zawał.
   - Żartujesz, prawda? - Zapytał kiedy w miarę doszedł do siebie. Abarai też wyglądał na wstrząśniętego.
   - Ani trochę. - Pokręciłam głową.
   - Serio? - Czerwonowłosy dorzucił swoje trzy grosisze.
   - Serio, serio.. No to mogę czy nie? - Zapytałam pełna nadziei.
   - Nie. - Entuzjazm uleciał ze mnie niczym powietrze z przekłutego balonika.
   - Jesteś wstrętny.

Prolog

Niska dziewczyna weszła do pokoju arrancara. Skromny biały strój z czarnymi elementami nie wyróżniał się wśród innych przebywających w Las Noches. Bluzka z długim rękawem i okrągłym dekoltem była o rozmiar za duża, ukrywając nieduże piersi przybyłej. Białe spodnie hakama ściskały jej szczupłe biodra czarnym, szerokim pasem. Jedynie sięgające łopatek fioletowe, wycieniowane włosy zasłaniające część szyi i czarne tęczówki na wpół skryte pod grzywką wyróżniały ją z tłumu. Pozostałość maski pustego stanowiła kocia szczęka na lewym policzku.
Przystanęła przy otwartych drzwiach i rozejrzała się po pomieszczeniu. Nic się tu nie zmieniło. Na białych ścianach widniały zdjęcia przedstawiające wszelkie kotowate istoty ze Świata Ludzi, jedno duże okno wpuszczało światło do pokoju. Na środku pokoju stało łóżko w kształcie kociego kosza dużych rozmiarów, położonego na podwyższeniu. Drzwi do łazienki były naprzeciwko drzwi wejściowych, ozdobione jedynie małym czarnym rysunkiem myjącego się kota, umieszczonego na wysokości wzroku. Poza tym jedynie czarne dywany zdobiły pokój mieszkającego tu osobnika. Brak pozostałych mebli wywierał wrażenie, że to noclegownia, gdzie przychodzi się spać, umyć i nie wracać przez cały dzień.
Właściciel pomieszczenia nie zwrócił uwagi na gościa. Leżał na łóżku i czytał jakąś książkę. Nowoprzybyła zapukała cicho w drzwi i położyła dłoń na klamce. Wreszcie arrancar podniósł wzrok znad lektury. Tom wypadł mu z ręki i upadł na podłogę. Wpatrywał się w gościa oniemiały. Szeroko otwarte oczy ukazywały błękitne tęczówki, podkreślone takim samym cieniem. Maska pustego, zęby pantery, otworzyła się razem z jego ustami.
    - Tora... - Wydusił wreszcie. Podbiegł do dziewczyny i wpatrywał się w nią z niedowierzaniem. - Tora-chan... Wróciłaś.
    - Oczywiście, głuptasie. - Uśmiechnęła się i, stając na palcach, rozczochrała ręką niebieskie włosy mężczyzny. - Czemu miałabym nie wracać, Onii-san? - Mężczyzna nie odpowiedział tylko przytulił ją mocno do siebie.
    - Bałem się, że ci shinigami.. Tyle czasu.. A ty sama.. - Próbował sklecić sensowne zdanie ale emocje wzięły nad nim górę. Przez chwilę nic nie mówił, tylko tulił do siebie drobną postać. - Tęskniłem za tobą, tygrysico.
Dziewczyna oderwała się od niego i odrzuciła w tył włosy łaskoczące ją po karku. Zwinęła je na chwilę w węzeł dłońmi, przeciągając się jednocześnie. W trakcie tej czynności ukazało się „0” wytatuowane na jej szyi w miejscu tętnicy szyjnej.
    - Nie miałeś o co. W końcu wśród całej Espady...
    - Jesteś zerem. - Dokończył za nią, śmiejąc się przy tym.
    - Dokładnie. A to oznacza, że masz się o mnie nie martwić. Można by powiedzieć, że to ja powinnam się martwić o ciebie. W końcu jesteś słabszy, Onii-san. - Pokazała mu język i zwinnie uchroniła się przed jego dłonią gotową rozczochrać jej włosy.
    - Nie moja wina, że spóźniłem się na przydział i zostałem szóstym espadą.
    - Głupek. - Grimmjow sięgnął ręką do paska, po Panterę
    - Oż ty wredna.. Ci shinigami źle na ciebie wpłynęli, już ja to naprawię. - Zaczął ganiać Torę po pokoju, grożąc jej kataną. Nawet nie zauważył kiedy poprzecinał swój ulubiony drapak do ostrzenia pazurów. - Nieee... Mój drapak...
    - Kupię ci nowy. - Dziewczyna oparła się o zepsuty sprzęt. - Idziemy potrenować? - Niebieskowłosy pędem wybiegł na pustynię w Hueco Mundo, zbyt podekscytowany by odpowiedzieć czy chociażby poczekać na swoją siostrę. - Jak zwykle. Cały Grimmi... - Tora westchnęła i, zabierając jego katanę, ruszyła za bratem.
    - Tora! Kiedy jakaś imprezka z okazji twojego powrotu? - Mijani arrancarzy witali się z dziewczyną wylewnie, pytając o okazję do uczczenia jej przybycia.
    - Jutro mam zamiar coś zrobić. - Uśmiechnięta wyszła poza bramy Las Noches. Grimmjow już na nią czekał z uwolnionym Resurrección. Jego ogon kiwał się z boku na bok, a twarz ozdabiał szeroki, zaczepny uśmiech. - Naprawdę chyba nikt cię tutaj nie męczył, Pantero. Tygrys – Uwolniła swoją formę i podbiegła do mężczyzny. Już po chwili tarzali się w piasku tocząc pozorowaną walkę. Co chwilę oboje wybuchali śmiechem, gdy pazury jednego zostawiły choć drobny ślad na drugim. Zamarli w bezruchu, zaskoczeni, kiedy nie wiadomo skąd nad nimi rozbrzmiał znajomy głos. Zbyt zajęci sobą nie zauważyli pojawienia się Czwartego.
   - Tora, Grimmjow. Wystarczy tych wygłupów. Aizen-sama czeka na raport. - Ulquiorra zniknął tak samo bezszelestnie jak się pojawił.
    - Cały on. Dopóki jest na służbie nie umie się wyluzować. Grimmi...? - Tora spojrzała na niebieskowłosego, który zakończył swoje Resurrección. Poszła w jego ślady. - Jak myślisz, Espada wpadnie na ognisko jeśli zdążę je zrobić jeszcze dziś?
    - Ja będę na pewno. W końcu musisz mi opowiedzieć co się wydarzyło podczas twojej misji.
***
    - Misja zakończona powodzeniem, Aizen-sama. - Fioletowowłosa ukłoniła się, kończąc tym samym raport.
    - Dziękuję, możesz odejść. Zebranie Espady odbędzie się jutro. Możecie wrócić do swoich zajęć. - Szatyn pierwszy opuścił salę, a wszyscy wyszli za nim szybkim krokiem. Tora i Grimmjow prawie wybiegli z pomieszczenia. Nienawidzili Aizena tak jak tylko mogli nienawidzić arrancarzy. Jednak z niewiadomych powodów Aizen wydawał się nie zwracać na to większej uwagi.
    - Grimmi, na pustynię. Muszę odpocząć od niego. - Rzuciła w stronę mężczyzny i po chwili oboje oddychali chłodnym, pustynnym powietrzem. - To jak, robimy to ognicho? - Zapytała brata.
    - Dobra, to ja idę po drewno, a ty zajmij się szukaniem miejsca i organizacją siedzeń. - Ruszyli, każde w swoim kierunku. Po dłuższej chwili ognisko trzeszczało wesoło, a oni ustawiali ostatnie pieńki służące za siedzenia.
    - Ty idziesz po Espadę, ja po żarcie. - Powiedzieli równocześnie. Tora roześmiała się i zniknęła niebieskowłosemu z oczu. Pojawiła się tuż za nim, stojąc w powietrzu. Przejechała palcem po jego karku i wyszeptała:
    - Chyba w twoich snach, Grimmi. - Zniknęła ponownie, tym razem jej energia oddalała się w kierunku zamku. Zaklął pod nosem i ruszył po Espadę.
***
Wszyscy siedzieli już na swoich miejscach, popijając piwo i piekąc kiełbaski przy ogniu. Jedynie Tora stwierdziła, że nie chce mięsa. Piekła więc nad ogniskiem pianki. Najpierw co drugą porywał jej Grimmjow, później sama zaczęła mu je podawać.
    - Daj jeszcze... - Sępił o kolejną piankę. Arrancarka spojrzała na niego z ironią.
    - Sam se weź. - Ten tylko jęknął w odpowiedzi.
    - Niby jak? Trzymam kijek swój, twój z kiełbasą na wszelki wypadek, twój z pianką i jeszcze kijek od Ulquiorry, bo poszedł gdzieś za skały.
    - Z Tier w dodatku. - Rzuciła obojętnie. Ściągnęła piankę z kijka trzymanego przez Grimmjowa i włożyła ją sobie do ust. Niebieskie oczy śledziły każdy ruch jej ręki. - Pyszna, wiesz?
    - Pierdzielę. - Rzucił kijki w ognisko, a dziewczynę na piasek. Nie opierała się, co go zdziwiło. Dopiero po chwili zrozumiał dlaczego.
    - Zjadłam ją! - Zaśmiała się triumfalnie najsilniejsza z Espady.
    - Ja ci dam, że ją zjadłaś! - Szósty zaczął łaskotać leżącą pod nim dziewczynę, która rzucała się rozpaczliwie, próbując uniknąć jego palców.
    - Przestań, błagam, przestań! Dostaniesz tyle pianek ile zechcesz, ale przestań! - Mężczyzna przestał łaskotać, ale wciąż siedział na swojej ofierze.
    - Dziękuję, braciszku. - Fioletowowłosa usiadła i mocno przytuliła się do swojego brata. Ten po chwili przygarnął ją mocno do siebie.
    - Opowiadaj lepiej co porabiałaś przez tyle czasu. - Burknął zaczerwieniony po uszy. Espada zszokowana niecodziennym widokiem milczała. Grimmjow wstał, usiadł na pieńku i podniósł kijki wrzucone w ognisko. Wpatrzył się w ogień czekając na opowieść. Tora poszła w jego ślady, również siadając.
    - A co tu tak cicho? - Tier wraz z Ulquiorrą wrócili z wycieczki po pustyni.
    - Nieważne. Siadajcie i słuchajcie. - Tora poprawiła się na pieńku i, nie czekając na reakcję pozostałych, zaczęła opowieść. - Wszystko zaczęło się tak jak powiedział Aizen-sama. Wylądowałam w jednym z okręgów Rukongai, nic nie pamiętając. W dodatku wyglądałam jak dziecko, a moje reiatsu było jak reiatsu shinigami. Po kilku godzinach wszystkie wspomnienia wróciły...

(Nie)Triumfalny powrót

Zawaliłam, przyznaję bez bicia, zawaliłam. Zbyt ambitne plany miałam, ot co. Uzyskać naraz z trój 4.0, pozaliczać najnowsze sprawdziany na 4 albo 5, poprawić wszystkie rozdziały na bloga...
Jedyne co mi się udało to pozaliczać sprawdziany. Na 3+... T.T A rozdziały. No cóż, poprawiam (czyt. dopisuję połowę treści) rozdział 2... Więc mam spore opóźnienie, a nic nie zapowiada zelżenia mojego grafiku...
No trudno. Wstawiam to co mam, mam nadzieję, że nie będzie przeszkadzać wam opóźnienie następnych poprawek.
Nie zmieniłam wiele, przynajmniej w początkowych rozdziałach, dodałam jedynie więcej opisów, które mam nadzieje nie wyszły dziwnie pokręcone. Następne rozdziały będę niosły ze sobą większe zmiany fabuły.
Nie proszę o komentarze, bo nie po to poprawiam rozdziały, że sępić o "komcie". Ten blog nie ma takiego założenia, jedynie przyjemność dla mnie z pisania go i waszego zadowolenia z czytania. Bedę bardziej zadowolona jeśli skomentujecie dopiero, kiedy dojdę do "aktualnych" rozdziałów, lub tych naprawdę mocno poprawianych.

sobota, 12 stycznia 2013

Urlop remontowy

   Przykro mi to mówić, ale dziś zamiast rozdziału mam małe usprawiedliwienie tytułu posta. Tak, to prawda, uciekam na urlop, na tydzień, góra dwa. Po ocenie na O-pieprzu przeczytałam jeszcze raz wszystkie rozdziały, od samego początku, i uznałam, że fabuła wymknęła mi się z rąk. Początkowo planowałam romans, ale nigdy nie chciałam, by stał się on osią główną fabuły. Zmienię więc ją odrobinę, wydłużę czas pobytu Fuyumi w Akademii Shinigami, popoprawiam błędy, które przez nieuwagę wepchnęły się do historii. Na pewno dodam więcej opisów i być może zmienię wydźwięk niektórych dialogów, chociaż nie jest to pewne.
   Dlatego kasuję wszystkie posty, dodam je ponownie po poprawieniu. Tym razem wstawiać będę po dwa lub trzy na jeden raz. Oczywiście jak zwykle w sobotę rano. A gdy dojdę do aktualnej fabuły, znowu będzie pojawiał się jeden post na tydzień.
   Jak widać, zmieniłam też szablon. Na poprzednim podobno źle się czytało posty, bo się zlewały litery. Renee, jeszcze raz dziękuję Ci za pomoc. xD
Hiyakuma: No, ale nikt nam o tym nie powiedział... Na przyszłość jeśli coś będzie się nie podobać to prosimy o informację, albo najlepiej solidny opiernicz, żeby uniknąć takich sytuacji.

   Jest jeszcze jedna sprawa. Mój przyszywany braciszek prosił o wypromowanie swojego bloga – Nova Espada. Jest o Bleachu'u, ale może lepiej niech braciszek sam wam o tym opowie:
Blog opowiada historię Yakury, owdowiałego arystokraty z jednego rodów Czwórki Seireitei, nowego kapitana 5tego oddziału Gotei 13, wybranego po aresztowaniu Aizen’a. Młody dowódca, oprócz problemów związanych z wnerwiająca porucznik Brzoskwinią, musi sprostać wyzwaniu, jakim jest jego dorastająca córka, Yoruhime. A dziewczyna nie jest z tych, którzy posłusznie i oddanie wykonują wolę rodzicieli i nie lubi gdy ktoś jej w kaszę dmucha. Ostrości owemu życiu dodaje postać Kuroi Eri, bladej jak śmierć szatynki, będącej chodzącym koszmarem sennym „biednego” kapitana. A wszystko to w tle miłości, smutków, odwiecznej wojny pokoleń, okraszone kopniakami w szczękę w wykonaniu Eri.
Jeszcze raz przepraszam za ucieczkę, ale ocena „mierny” dała mi dużo do myślenia. Nie jestem zbyt ambitna, ale chcę mieć chociażby tą trójkę za bloga.
Do zobaczenia za dwa tygodnie, przyrzekam, że ogarnę wszystko do tego czasu.