niedziela, 28 grudnia 2014

Zawieszenie

Wybaczcie, ale nieogarnięcie życiowe nie pozwala mi chwilowo na pisanie.
Sypie mi się życie rodzinne, uczuciowe, sesją trzeba by się zająć... Mam czas do końca stycznia żeby ogarnąć przedmiot którego nie rozumiem i nie cierpię.
A zastanawianie się i siedzenie nad pustym dokumentem tekstowym następnego rozdziału pochłania za dużo czasu, który mogę poświęcić na wkuwanie fizyki.

Jak zdam sesję to pojawię się z nowym rozdziałem wkrótce po ogłoszeniu wyników. Jak nie zdam, cóż, też się pojawię, też z rozdziałem.

Także trzymajcie za mnie kciuki do odwołania od 9 stycznia (wtedy mam pierwsze kolokwium)

Bye bye nyaaan!

sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 44

Wybaczcie za spóźnienie, ale wiedza na kolokwia sama do głowy nie wejdzie...
Najważniejsze, że rozdział już jest, a że mam jutro urodziny (Serek starucha, 21 mi stuknie) to możecie przy okazji zrobić mi prezent i napisać pod rozdziałem dużo komentarzy, nyan =^^=

~~*~~

Obudziłam się w środku nocy. Było mi za ciepło. Dwie kołdry i ramię kapitana to stanowczo zbyt dużo. Odsunęłam się powoli, ale wtedy mężczyzna przebudził się z najwyraźniej płytkiego snu. Spojrzał na mnie zaspany i pocałował lekko.
     - Też nie możesz spać? - pokręciłam głową.
     - Za ciepło. - przyciągnął mnie do siebie, wciągając pod swoją kołdrę, a moją odrzucając całkiem na bok. - Lepiej... - mruknęłam pod nosem, zasypiając ponownie.

Z samego rana obudziłam się w pustym łóżku. Zdezorientowana rozejrzałam się dookoła, ale szlachcica nigdzie nie było widać. Wstałam z łóżka, zabrałam swoją kołdrę i wyszłam z pokoju, poprawiając po drodze te elementy odzieży, które przesunęły się podczas snu. Minęłam się z wracając z łazienki Kuchikim, który na mój widok przystanął zdziwiony, po czym zdecydowanym ruchem zabrał mi z rąk kołdrę i wrzucił ją do swojego pokoju.

     - Dopóki Hiyakuma nie wróci śpisz ze mną. I nie próbuj protestować. - nie zamierzałam, zwłaszcza po tym, jak objął mnie w pasie i przysunął usta do mojego ucha. - Śniadanie gotowe, idziemy jeść. - nie wiem czy byłabym bardziej zadowolona niż gdyby powiedział mi to zaraz po obudzeniu, ale nie zamierzałam tego sprawdzać w najbliższym czasie.
Po zjedzeniu siedzieliśmy nadal w kuchni. Ja piłam herbatę, on wyjątkowo kawę, przyglądając mi się badawczo. Upiłam łyk i skrzywiłam się, sięgając po cukiernicę i słodząc herbatę kilkoma kopiatymi łyżeczkami cukru.
     - Cukrzycy dostaniesz.
     - Zamknij się. - odpowiedziałam cytatem z „RRRrrrr”, który zdążyłam obejrzeć w sumie przez przypadek.
     - Powinniśmy wracać już do Seiretei. - wypalił po dłuższej chwili milczenia. Skinęłam jedynie głową, myśląc o Hiyakumie. Minął dopiero jeden dzień odkąd poszedł się powłóczyć, a poza przyjściem i uleczeniem Grimma do tej pory nie odpowiedział na moje pytanie kiedy wróci. - Spakujesz się do jutra? - miło, że pytał.
     - Tylko jeśli ktoś przyniesie później moją wieżę do Społeczności.

Stojąc przed otwartym przejściem, zawołałam po raz ostatni Hiyakumę. Nie odpowiadał, a w wewnętrznym świecie też panowała pustka, gdy wpadłam tam, żeby się upewnić. Kuchiki spojrzał na mnie pytająco z przejścia. Jedną nogą przekroczył już granicę. Pokręciłam głową i westchnęłam ciężko, podążając za nim. Hiya-chan...
Dywizja nie spodziewała się nas tak wcześnie. Wszystko dookoła nosiło ślady ciągnącej się od tygodni imprezy. Brew kapitana wystrzeliła do góry, gdy, idąc przodem, oglądał zniszczenia. Szczytem wszystkiego był śpiący Renji, zwinięty w kulkę na kapitańskim biurku. Złapałam Byakuyę za rękę i ścisnęłam mocno. Spojrzał na mnie, a w jego oczach przygasała żądza mordu.
     - Doprowadzę tu do porządku. Ale ty musisz stąd iść. Odpocznij, nabierz sił do użerania się ze mną... - uśmiechnęłam się lekko, gdy jego dłoń wylądowała na moim policzku. Widziałam w jego oczach, że chciał nazwać mnie Hisaną, jednak z jego ust nie wyszło żadne słowo. Nachylił się jedynie i pocałował mnie w czoło.
Gdy już zniknął, wzięłam się za budzenie szeregowców i pozostałych oficerów. Nie wszyscy byli z tego powodu zadowoleni, ale gdy widzieli mnie, całkiem jasno i szybko uświadamiali sobie, że skoro wróciłam ja to i kapitan także. Bez dalszej zachęty wzięli się do sprzątania terenu, pomimo kaca. Czas na Renjiego.
     - Renji. Renji, wstawaj. - potrząsałam porucznika, ale on jak na złość spał dalej twardym snem. - Renji, kapitan tu idzie, musisz się ogarnąć. - powiedziałam w końcu, konspiracyjnie przyciszając głos. To podziałało lepiej niż kubeł zimnej wody. Rudzielec podskoczył i stanął na baczność przed biurkiem. Spojrzałam z podziwem, bo nadal spał.
     - Kapitan? Witamy z powrotem, panie kapitanie! - skłonił się głęboko, aż uderzył czołem o blat. To go dopiero obudziło. - Fuyumi? Co ty tu... - zmarszczył brwi. Przez chwilę pozwalał poruszać się trybikom samodzielnie. - Kapitana tu jeszcze nie ma?
     - Już był. I gdyby nie ja, znowu leżałbyś w szpitalu. Podziękowania mi się należą.
     - A mnie tabletki na kaca i podwyżka, za utrzymanie tej imprezy w obrębie jednej dywizji. - spojrzał na mnie przekrwionymi oczami. Rozczochrany, śmierdzący przetrawionym alkoholem, w obszarpanym stroju i z przekrwionymi oczami przypominał koszmar abstynenta.
     - Posprzątaj tu, zagoń wszystkich pod prysznic, sam też idź, bo nie da się wytrzymać waszego smrodu. - ruszyłam do drzwi.
     - A ty gdzie?
     - Po tabletki na kaca, alkoholiku. - z korytarza dobiegł mnie jeszcze krzyk w stylu „nie jestem alkoholikiem!” ale nie zwróciłam na niego większej uwagi, zajęta oglądaniem postępów w sprzątaniu i naprawianiu terenu dywizji.

Wydębienie od Isane leków na kaca nie było łatwe, ale gdy wyjaśniłam jej, że to dla całej Szóstej Dywizji, pokiwała jedynie głową, mrucząc pod nosem coś brzmiącego jak „miesięczna impreza”, i bez dalszych pytań wydała mi odpowiednią liczbę tabletek.

Gdy szlachcic przyszedł na drugi dzień do Dywizji, kazał zebrać wszystkich na głównym placu i pierwszym co wyszło z jego ust, był zakaz picia alkoholu na terenie dywizji aż do odwołania. Konsekwencje były dla wszystkich jasne i oczywiste.
Ku zdumieniu wszystkich drugim obwieszczeniem był nakaz dla Renjiego przygotowania gry terenowej. Na jutro. Stałam za kapitanem i chichotałam cicho, obserwując minę Renjiego. Do czasu.
     - … A ty, Fuyumi, masz zakaz brania w niej udziału.
     - Ale dlaczego? Nic nie zrobiłam! - Kuchiki patrzył na mnie z góry, zachowując kamienną minę, jedynie w głębi jego oczu czaiło się wyzwanie.
     - No właśnie, byliśmy na misji, a ty niczego nowego się nie nauczyłaś.
     - No to zacznę doskonalić moje kidō! - zawołałam, a kapitan zmrużył oczy z zadowoleniem. Wygrałam, chociaż będę musiała popracować nad sobą, zanim się wykręcę.
     - Jesteś tego pewna? - pokiwałam głową. - No to zaraz po grze zaczynamy pierwszy trening. - skrzywiłam się, a gdy kazał się rozejść uciekłabym pierwsza, ale zdążył chwycić mnie za ramię. - Do mojego biura. Renji, ty też. Trzeba omówić zasady.

Siedziałam w ciszy, czekając aż skończą omawiać szczegóły. Renji stał już w drzwiach i wychodził, więc pomachałam mu na pożegnanie. Dywizja pogrążyła się w ciszy i w ciemności. Nie peszyła mnie obecność kapitana, wręcz przeciwnie, przez pustkę w moim wewnętrznym świecie cieszyłam się, że mogę z nim o tym porozmawiać.
     - Nadal nie odpowiada? - szlachcic podał mi kubek z herbatą, siadając obok mnie. Pokręciłam głową, patrząc w ciemny napój.
     - Ma jeszcze prawie dzień do powrotu, kazał mi się nie martwić. Ale ta pustka i cisza jest taka okropna... Czuję się, jakbym znowu nie miała Zanpakutō. Nawet gorzej, bo zanim zostałam shinigami, nie miałam nawet pojęcia, że jest jakiś wewnętrzny świat, a teraz... Jakby ktoś wyrwał mi kawałek duszy...- siedzieliśmy w ciszy, bo nie było nic, co mógłby odpowiedzieć. Dopiero gdy zaczęłam przysypiać, zapytał czy chcę spać w Dywizji. Skinęłam jedynie głową, więc poszedł po polowe łóżko i rozłożył je w gabinecie. Nie doczekałam czy położył się obok mnie czy wrócił spać do posiadłości.

Renji podzielił nas na 6 drużyn, każdej wręczył inną listę przedmiotów do znalezienia lub skombinowania na terenie Seiretei. Kapitan wykręcił się dokumentacją, zmuszając do jej wypełnienia również Renjiego, ten jednak wybrał miejsce na dworze.
Rozdzieliłam przedmioty pomiędzy członków swojej drużyny, sobie zostawiając te najgorsze: płaszcz jakiegoś kapitana, gałązkę wiśni z posiadłości szlacheckiej i długopis Nemu lub Mayuriego z Dwunastej Dywizji. Postanowiłam zacząć od ostatniej pozycji.

Dojście do Dwunastki było proste, gorzej z wejściem do niej. Po chwili wymyśliłam, że prościej będzie najpierw wykurzyć stamtąd Mayuriego. Zaczepiłam przechodzącego akurat oficera.
     - Kapitan Głównodowodzący prosi kapitana o przyjście. - przekazałam fikcyjną wiadomość. Oficer Dwunastki zniknął w swojej dywizji, a ja czekałam aż kapitan śmignie obok mnie. Chwilę później z pośpiechem weszłam do środka, kierując się ku gabinetowi Mayuriego, gdzie wpadłam na Nemu. - Kapitan przysłał mnie po długopis, którego nie zdążył zabrać. - wydyszałam, a Nemu po prostu podała mi jeden z kilkunastu długopisów leżących na biurku. Każdy był podpisany imieniem i nazwiskiem kapitana Dwunastki.
Gdybym wiedziała wcześniej, że on ma tyle tego, to po prostu zrobiłabym sama taki...

Gałązka wiśni z posiadłości szlacheckiej była trudniejsza, Najprościej było udawać Rukię, wejść od strony ogrodu do posiadłości Kuchikich i ściąć gałązkę na jednej z wielu wiśni.
Wybrałam tę najbliższą muru, żeby w razie czego szybko się ewakuować. Kucałam na murze, lustrując wzrokiem ogród. O bogowie, jakie to piękne. Niby wszystko poukładane w rządki, rabatki, okręgi i inne takie, ale wyczuwało się pewną ujarzmioną dzikość, wylewającą się spod tych wypielęgnowanych roślin.
Najwięcej było drzew wiśni, a kiedy się przyjrzało dokładnie tworzyły znak Szóstej Dywizji. No tak, szlachta... Muszą się pochwalić. No, ale do roboty, gałąź się sama nie utnie.
Zeskoczyłam z muru, podeszłam do najbliższego drzewa i wyjęłam katanę. Chwyciłam jedną z bardziej obsypanych kwieciem gałązek i przecięłam ją szybkim ruchem.
     - Rukia-sama, dlaczego ucinasz wiśnie? - dobiegło mnie z kierunku posiadłości.
     - Cholera. - zaklęłam pod nosem, schowałam katanę i wskoczyłam na mur, a z niego co sił w shunpo popędziłam w kierunku baraków dywizji.

Fanty trafiły do Renjiego, a ja usiadłam w ukryciu i zastanawiałam się, który z kapitanów najmniej się wkurzy jeśli zabierze mu się płaszcz. Po półgodzinie doszłam do wniosku, że nikt nie będzie z tego powodu zadowolony.
Czas gry miał się ku końcowi, gdy zdecydowałam poprosić o płaszcz Kuchikiego. Ruszyłam ku jego gabinetowi i zapukałam cicho, wchodząc od razu po tym.
     - Mogę pożyczyć haori? - zapytałam, ledwo zamknęłam za sobą drzwi. Kapitan spojrzał na mnie pytająco. - Mam to na liście fantów, jako ostatnią pozycję... I nie chcę przegrać. - mruknęłam już pod nosem. Mężczyzna podniósł się ze swojego miejsca i podszedł do mnie.
     - Pożyczę, pod jednym warunkiem. - podniosłam głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. - Nie będziesz wykręcać się od ćwiczenia kidō. - kiwnęłam głową. - Obiecaj.
     - Obiecuję. To mogę ten płaszcz? - złapałam połę materiału i pociągnęłam lekko. Szlachcic uśmiechnął się.
     - Za chwilę. - popchnął mnie delikatnie do tyłu, wsunął rękę pomiędzy moje plecy a ścianę i pocałował. Spokojnie, nieśpiesznie, bo nikt nie miał zamiaru wchodzić tutaj bez wyraźnego polecenia i nam przeszkodzić.
     - Ucięłam jeszcze gałązkę wiśni z twojej posiadłości. - powiedziałam cicho, gdy oderwał się na chwilę. - Też była na liście. - nachylił się do mojego ucha, opierając przedramię o ścianę.
     - Dobrze, że się przyznałaś. - mruknął, dociskając mnie do siebie.
     - Po prostu nie chcę, żeby Rukia miała przeze mnie kłopoty. - zaśmiał się cicho, podczas gdy moje ręce powędrowały na jego kark i zaczęły zsuwać z jego ramion haori.
     - Niecierpliwa. - wpił się w moje usta, tym razem gwałtownie i zachłannie. Puścił mnie, nie odrywając ust i sam je zdjął. Założył płaszcz na moje ramiona i pomógł mi go ubrać, od razu obejmując mnie mocno. Przylgnęłam do niego, zaplatając dłonie na jego karku i wspinając się na palce. Puścił mnie dopiero po dłuższej chwili. - Biegnij, bo zaraz się czas skończy. - pocałował mnie przelotnie.
     - Jutro po południu przyjdę na trening, dobrze? - stanęłam w drzwiach patrząc na niego. Skinął głową i usiadł za biurkiem. Wybiegłam przed budynek i wpadłam na moją grupę i stojącego obok Renjiego. - Wygraliśmy!
Zaraz po tym szeregowcy podnieśli mnie i podrzucili kilka razy w powietrze.
Taaa, wygraliśmy.