czwartek, 25 lipca 2013

Rozdział 31

Przepraszam, że tak długo, ale...
Ano, Serek wróciła z wakacji pełna weny jak paczka żelków i ma zamiar to wykorzystać.
Udało się dokończyć ten rozdział, a pisanie kolejnego być może pójdzie jakoś szybciej.
Z dedykacją dla Renee za "leżing, plażing, smażing i piszing" xDD
Podziękowania dla Onii-sana, za użyczenie postaci Yakury. *kłania się* Arigatou gozaimasu, Onii-san!

~~*~~

Ból zelżał, co przyjęłam z ogromną ulgą. Czułam pod stopami twarde podłoże, a na plecach wciąż ciasno obejmujące mnie ręce Hiyakumy. Postawił mnie delikatnie na ziemię, a ja wypuściłam spomiędzy zębów rękaw jego płaszcza. Spojrzałam na niego, ale obraz był zamazany. Już miałam otrzeć łzy, gdy powstrzymał mnie spojrzeniem. Odwróciłam się tyłem do niego, naciągając rękaw stroju boga śmierci i dopiero wtedy ocierając niepokorne krople. Mój wzrok skierował się na stojącego przede mną mężczyznę. To Przewodniczący, malutka. Yakura Jūshirō. Był wysoki, trochę chudy, może nawet zbyt młody jak na pełnioną funkcję... Blond grzywka lekko przysłaniała prawe oko, jednak widać było, że jego tęczówki mają różną barwę. Prawa była zielona, lewa błękitna. Lekko pochylony do przodu przypatrywał mi się uważnie, otwierając oczy w wyrazie lekkiej grozy. Uniosłam jedną brew, by po chwili przypomnieć sobie po co tu jestem. Spojrzałam na Przewodniczącego złowrogo.
    -  Mój. - powiedziałam cicho, dłonią sięgając do rękojeści katany.
    - Co proszę? - zdziwił się Yakura. Wciąż stał pochylony, naruszając moją przestrzeń osobistą. Warknęłam cicho, zła na jego głuchotę. Najwyraźniej wygląd przeczy wiekowi.
    -  Hiyakuma jest mój! Mój! - nim ktokolwiek zdążył zareagować wyszarpnęłam katanę z sayi i wbiłam ją w podłoże. Podłoga zaczęła zamarzać. Jūshirō uskoczył na swoje kamienne biurko, tak samo jak kilkunastu innych urzędników. Pozostali, którzy nie mieli takiego szczęścia i refleksu, zostali uwięzieni w lodowych klatkach.
    -  Nie dotykać prętów! - krzyknął Hiyakuma. Szelest ubrań nagle zamarł. Poczułam jego dłoń na ramieniu. - Malutka... - delikatnie odginał moje palce, dotąd kurczowo zaciśnięte na rękojeści broni i na sayi. Kolejny raz niezdolna do ruchu, czułam jak zostaję odwrócona przodem do niego i mocno przytulona. - Znowu płaczesz. - szepnął do mojego ucha.
    - Nie chcę cię oddawać. - zaczęłam płaczliwie. Wzięłam głęboki oddech na uspokojenie. Niewiele mi to dało. - Nie chcę, rozumiesz? Jesteś całą moją siłą, gdyby nie ty to nigdy nie doszłabym do tego, co teraz mam i umiem. Wiem, że jestem słaba i że mam niewiele reiatsu. A ty oddajesz mi własne, maskujesz nim wszystkie moje braki. - wtuliłam się w niego, wprost wczepiłam się rękami w jego ubranie i łańcuchy.
    -  Cicho, już, cicho... - poczułam jego ciepłe usta na włosach. Szeptał kolejne słowa ukojenia, które wcale nie przynosiły mi ulgi. Musiałam wyrzucić z siebie wszystkie emocje.
    -  Hiya-chan... Ja potrzebuję twojej obecności nie tylko z powodu siły, którą mi dajesz. Jest tego o wiele więcej, ale najważniejszy powód dla którego jestem gotowa wszystkich tutaj pozabijać jest to, że ty jesteś po mojej stronie. Zawsze, nieważne jak głupio bym postępowała. Nieważne jak wielkie narobiłabym nam obojgu kłopoty, ty stoisz przy mnie. Bronisz i wspierasz, karcisz i pouczasz. I jesteś. Nie oddam cię nikomu. - wyczułam, że uśmiechnął się lekko.
    -  Ja też nie mam najmniejszego zamiaru cię zostawić, moja mała tygrysico.
    -  Wystarczy. Myślę, że widzieliśmy już dość. Jak się nazywasz, panienko? - oderwałam się od ciepłego torsu Zanpakutō i odwróciłam głowę w kierunku Przewodniczącego, który szedł ostrożnie po topniejącym lodzie. Ręką dał znać do odejścia wszystkim na sali. Odwróciłam ponownie głowę do Hiyakumy, patrząc ponad jego ramieniem na Kuchikiego. Wyglądał na nieskorego do odejścia. - Kapitanie, jeśli pan chce, może pan zostać.
    -  Dziękuję. - cichy, zimny i obojętny głos szlachcica sprawił, że zadrżałam. Kuchiki zaczerpnął tchu, ale poczekał aż wszyscy wyjdą, a drzwi zamkną się za ostatnim wychodzącym. - Hiyakuma. Opatrz Fuyumi. Nie wiem co jej zrobiłeś, ale wygląda to dosyć... niepokojąco.
    -  Wybacz, malutka. - duch miecza ujął moją twarz w dłonie. Zaraz po tym ból, do tej pory ignorowany, zniknął całkowicie. Jednocześnie z przerażeniem patrzyłam, jak cała twarz, szyja i zapewne reszta ciała czarnowłosego pokrywają się drobnymi, mocno krwawiącymi ranami, które powoli znikały. - Zupełnie zapomniałem o twoich obrażeniach, przepraszam. Więcej nie będziemy tak podróżować. - nie odrywałam wzroku od jego ran, dopóki nie uleczyły się do końca.
    -  Hiya-chan...?
    -  Fuyumi, pytano cię o coś. - zmierzyłam kapitana wzrokiem i odwróciłam się przodem do Przewodniczącego Rady. Pamiętając o stojącym za Hiyakumą Kuchikim, skłoniłam się lekko.
    -  Nazywam się Fuyumi Yukimori. - wyprostowałam się i sięgnęłam po katanę. Wyszarpnęłam ją z ziemi i schowałam do sayi. Przewodniczący pochylił się nade mną kolejny raz, tym razem stanowczo łapiąc dłonią mój podbródek i podnosząc moją twarz w górę. Spojrzałam mu w oczy i wtedy poczułam jakby coś wciągało mnie do środka mojego umysłu. Mrugnęłam i znalazłam się w moi wewnętrznym świecie, ale nie byłam sama. Zaraz za mną stał Hiyakuma, trzymający dłoń na moim ramieniu, a przede mną stał Przewodniczący. Blondyn rozejrzał się ciekawie, a widząc dwie połówki korytarza różniące się jedynie ilością przedmiotów i rozmiarem mruknął coś pod nosem.
    -  Mógłby pan powtórzyć? Nie usłyszałem jak skomentował pan wewnętrzny świat Fuyumi. – rzucił Hiyakuma prostując się i dumnie unosząc głowę. Przewodniczący był tutaj jedynie gościem, chociaż nie wiem jakim cudem się tu dostał.
    -  Zadziwiająca zgodność dusz. A teraz możemy spokojnie porozmawiać. Znajdzie się jakieś krzesło? – wytrzeszczyłam na niego oczy, ale Hiyakuma ruszył ku ramie swojego obrazu pociągając mnie za sobą.
    -  Tędy proszę. – zwyczajowo już uklęknął bym mogła wejść do jego mieszkanka i wskoczył zaraz za mną, pozornie nie przejmując się tym, czy szlachcic sobie poradzi. Kiedy wszyscy siedzieliśmy już w salonie, Przewodniczący zaczął mówić.
    -  Sytuacja jest jaka jest, nie będę udawał, że jest dobrze. Oboje musicie ponieść karę, chociaż będą się one różnić. Nie mogę puścić was wolno po tym wszystkim czego świadkiem była Rada Czterdziestu Sześciu. Fuyumi. – skierował na mnie wzrok, a ja podskoczyłam ze strachem. – Twoja kara zapewne będzie mniejsza, głównie dlatego, że działałaś pod wpływem silnych emocji, to raz, a dwa, podoba mi się to, że bronisz przyjaciół nawet z narażeniem własnego honoru. Hiyakuma. – spojrzał na Zanpakutō. – Nie jestem w stanie zapewnić cię, że pozostaniesz na wolności. Jak wiesz, decyzja zapada pod wpływem większości głosów i chociaż mam na nią duży wpływ to będę bezsilny jeśli Rada zdecyduje jednomyślnie. – brunet skinął głową, przyjmując do wiadomości słowa szlachcica.
    -  Przepraszam, ale mogę o coś zapytać? – odważyłam się odezwać. Obydwaj mężczyźni spojrzeli na mnie z uwagą, aż speszyłam się pod ich wzrokiem.
    -  Oczywiście, pytaj. Jeśli będę w stanie to odpowiem na każde pytanie. – odpowiedział uprzejmie Yakura.
    -  Jakim cudem dostał się pan do mojego wewnętrznego świata? – blondyn roześmiał się głośno, a ja spojrzałam na niego zbaraniałym wzrokiem. – I co w tym zabawnego?
    -  To nie jest twój wewnętrzny świat, malutka. – wyjaśnił duch miecza. - To iluzyjne pomieszczenie, zasilane naszym wyobrażeniem o bezpiecznym miejscu. Prościej mówiąc siedzimy w klatce stworzonej przez Przewodniczącego, która imituje jedynie twój umysł.
    -  Dokładnie, z tą różnicą, że nikt na zewnątrz nas nie widzi ani nie słyszy o czym rozmawiamy. A my nie słyszymy co mówią i co robią ci z zewnątrz. – Yakura otarł łezkę z oka i spoważniał. Spojrzał na Hiyakumę. – Wracając do sprawy. Przed procesem rozważano chłostę i tymczasowy nadzór dla ciebie, dla Fuyumi natomiast pracę na czas nieokreślony na rzecz Społeczności Dusz i Rukongai. Nie mam pojęcia jakie teraz padną propozycje. Może gdybyś jej nie przyprowadził tutaj, skończyłoby się to łagodniej.
    -  Nawet jeśli przyjdzie mi cierpieć to wytrzymam to, byle żebyście nie zamknęli Hiyakumy! – krzyknęłam, zrywając się na równe nogi. – On jest mój i nikomu nie pozwolę go zabrać! – iluzyjne pomieszczenie rozwiało się i ponownie znaleźliśmy się w Sali przesłuchań. Hiyakuma westchnął ciężko.
    -  Malutka, ale ja nie chcę żebyś cierpiała. Nie po to ratowałem cię z tylu kłopotów żebyś teraz miała przeze mnie zostać ukarana. – spojrzałam na niego zdumiona, gdy klęknął przede mną. – Żadnych protestów, jasne? – dodał zanim otworzyłam usta. Wziął moją dłoń i ucałował ją lekko. – Jesteś moją panią, a ja twoim sługą. Pan nie powinien cierpieć za przewinienia swojego sługi.
    -  Nie jesteś moim sługą, idioto! – uderzyłam go w głowę z całej siły. – Jesteś moim przyjacielem, nigdy nie traktowałam cię inaczej! I nawet nie waż się myśleć inaczej.
    - Możemy wrócić do procesu? – zapytał nieśmiało któryś z członków Rady. Spojrzeliśmy po sobie z Hiyakumą. Ups… Chyba się zagalopowaliśmy. Na to wygląda, malutka. Dookoła nas stali członkowie Rady, kapitan Kuchiki i Przewodniczący.
    -  O-Oczywiście… - Zanpakutō położył dłoń na mojej dłoni. Spojrzałam w dół, odruchowo szarpałam rękaw szaty. Z nerwów trzęsły mi się dłonie. Hiyakuma wstał i nachylił się do mojego ucha.
    -  Będzie dobrze, spokojnie. Wszystko biorę na siebie. – szepnął, gładząc mnie po dłoni. Zacisnęłam palce na materiale jego rękawa.
    -  Nawet nie próbuj, bo pożałujesz. Oboje w tym siedzimy i oboje poniesiemy karę. Uczciwość przede wszystkim. – mruknęłam, ledwo otwierając usta.
    - I kto to mówi… - Arrancar udający shinigami…
    -  Cicho siedź. – prychnęłam pod nosem.
    - Wydaje mi się, że widzieliśmy wystarczająco. – odezwał się jeden z członków Rady. Spojrzałam na niego, miał na ramieniu wyszyty symbol rodu Kuchiki. Sądząc po przynależności do szlachty to przy nim nie mamy za dużych szans na wyjście z tego cało. Cicho, mała, coś wymyślę. – Panie Przewodniczący, proponuję naradzić się nad karą dla tej dwójki. – A nie mówiłam?
    - Dobrze. – zostaliśmy otoczeni przez kopułę stworzoną przez Yakurę. Odcięła wszystkie dźwięki z zewnątrz, zostawiając jednak możliwość oglądania jak członkowie Rady wracają na swoje miejsca i zaczynają burzliwą dyskusję.