środa, 2 grudnia 2015

Rozdział 47

To ja tutaj to tylko zostawię i już mnie nie ma... *spieprza w podskokach*
A na bonusowy będzie trzeba trochę poczekać, jeszcze się pisze, a nie mam głowy do romantycznych mrzonek... *podłamana psychicznie*

Muzyka do końcowej części rozdziału: Garbage - #1 Crush

~~*~~

Papierologia. Nie cierpię tego. Chociaż wolę wypełniać papierki niż znowu dać się wypchnąć na jakąś misję, niezależnie od tego jak bardzo próbują mnie na nią namówić kapitan z Renjim. Hiyakuma siedział obok, przynosząc mi herbatę i kolejne ciastka.
Kiedy tylko skończę... O ile skończę, bo w tym tempie donoszenia papierów to do końca tygodnia stąd nie wyjdę. Nienawidzę rozliczeń na koniec kwartału. Renji siedzący przy drugim biurku westchnął ciężko i wbił wzrok w Hiyakumę.
     - Mogę prosić o herbatę? - Zanpakutō skinął głową i, biorąc kubek porucznika i mój, wyszedł z oficerki.
     - Renji, ja chcę umrzeć... - wyżaliłam się. Rudzielec spojrzał na mnie podkrążonymi oczami.
     - To tylko do końca tygodnia, później znowu na trzy miesiące mamy spokój. - pocieszył mnie.
     - A nie możemy robić tego na bieżąco? - w zamian otrzymałam spojrzenie „ty myślisz, że komukolwiek się chce?” - Okej, nie było pytania.
Wróciliśmy do pisania równo z wejściem Hiyakumy i kapitana. Podnieśliśmy głowy, nie odzywając się słowem. Mężczyzna stanął na środku pomieszczenia, patrząc na mnie z wyczekiwaniem.
     - Czego? Zajęci trochę jesteśmy. - mruknęłam pod nosem. Kuchiki przewrócił oczami, ale nie skomentował.
     - Kiedy tylko skończycie podejdźcie do mojego gabinetu. Fuyumi, misja w Świecie Ludzi. Bez wymówek. - nim zdążyłam się odezwać jego już nie było. Już miałam się zagotować ze złości, kiedy po chwili namysłu stwierdziłam, że to nie taki zły pomysł. Odpocznę lepiej niż tutaj po całej tej papierologii.

*Kilka godzin później*
Minęliśmy się ze szlachcicem w drzwiach, ale wskazał nam tylko dłonią, że mamy czekać w środku. Zdążyłam już przejrzeć wszystkie papiery na biurku kapitana, pomimo protestów przejętego grozą Abaraia. O, moja misja – dwa tygodnie w Świecie Ludzi.
     - Yaaay, idę na misję do realnego świata! - po raz pierwszy cieszyłam się na wieść o tym, że muszę iść na misję. - Dwa tygodnie dzikich imprez, strumienie alkoholu i... - skakałam po gabinecie wykorzystując fakt, że kapitan wyszedł.
     - Ale Fuyumi, ja idę z tobą. - spojrzałam wściekle na porucznika. - Taka była decyzja Głównodowodzącego. Jak cię przyjęliśmy do oddziału. - wyjaśnił spokojnie mężczyzna, opierając się o biurko i zakładając ręce na piersi. Stanęłam i pomyślałam przez chwilę.
     - No tak. Lepiej ty niż zgred. - usiadłam na kanapie czekając na powrót kruczowłosego. Przeciągnęłam się, prostując plecy zgięte od siedzenia przy biurku.
     - Poza tym, kto powiedział, że nie możesz iść na imprezę? - Renji uśmiechnął się szeroko. - Sam też chętnie pójdę. Ale nie licz, że będę tańczył. - zastrzegł od razu. Wzruszyłam ramionami, ale po chwili zerwałam się i rzuciłam zdziwionemu Abaraiowi na szyję.
     - Dziękuję, braciszku! - zawołałam w przypływie radości. Pogłaskał mnie po głowie, więc odsunęłam się. Przestałam go też podduszać.
     - Tak, tak... Jeszcze jakby Rukia mogła z nami iść... - rozmarzył się. Zaśmiałam się głośno na widok jego miny. Usiadłam ponownie na kanapie odwracając się w stronę okna. Musiałam przy tym klęknąć na meblu i oprzeć się brzuchem o oparcie. - Fuyumi?
     - Tak? - nie odwracałam głowy, więc mogłam przez okno zobaczyć, że kapitan nadchodzi. - Zgred idzie. - usiadłam w miarę normalnie. Po chwili drzwi się otworzyły.
     - Idziecie z jeszcze jedną osobą. - uniosłam brwi w wyrazie zdumienia. Renji stanął obok kanapy czekając na ciąg dalszy. Kuchiki usiadł za biurkiem i spojrzał na mnie srogo. - Konkretniej: Rukia dostała misję, a wy idziecie tam jako jej wsparcie. - wzruszyłam ramionami. Co innego gdyby zamiast Rukii szedł on. Nie przeżyłabym tego.
     - Kiedy wyruszamy? - porucznik wyciągnął mały notes w którym skrupulatnie coś notował.
     - Jutro o świcie zostanie otwarte przejście. Rukia będzie już tam na was czekać. Pilnuj, żeby nic jej się nie stało, czy to jasne?
     - Tak jest, kapitanie. - zasalutował Renji. Skrzywiłam się ironicznie. A mnie to mają gdzieś...
     - Co do Fuyumi... - Kuchiki jakby czytał mi w myślach. - Uważaj żeby nie narobiła wam problemów. - Nie o takie czytanie w myślach mi chodziło.

***
     - Impreza, impreza... Urżnę się w trzy dupy i zaszaleję na parkiecie. - nuciłam pod nosem na nieznaną mi dotychczas nutę przeliczając pieniądze otrzymane na misję.
     - A w co się ubierzesz na tą imprezę? - Rukia stanęła za mną, zaśmiewając się do łez, gdy zobaczyła moją minę.
     - Zakupy, zakupy... - nadal nucąc ruszyłam w kierunku szafy po wygodne ciuchy. - A ty idziesz ze mną. Nie będę sama kupować. - pociągnęłam ją ku wyjściu z mieszkania.

      Po kilku godzinach chodzenia po centrum handlowym udało się nam znaleźć kilka ciuchów na imprezę. Rukia znalazła też Renjiemu czarną koszulę z białym tygrysem, ciemne spodnie i białą bandanę do kompletu. Zachwycałyśmy się tym strojem, gdy Rukia zatrzymała się gwałtownie. Wpadłam na nią i zaklęłam kilkakrotnie, by po chwili spojrzeć w kierunku, który dziewczyna pokazywała palcem. Na chwilę zamarłam, by po chwili pozwolić moim wargom rozciągnąć się w lekkim uśmiechu.
     - Dla mnie czy dla ciebie? - pomimo pytania nie zamierzałam oddawać takiego stroju.
     - Dla ciebie. - spojrzałyśmy na siebie i ruszyłyśmy w kierunku sklepu. - Poproszę ten strój z wystawy. W jej rozmiarze. - rzuciła Rukia do sprzedawczyni, wskazując przy okazji na mnie palcem. Po chwili otrzymałam ubrania i zniknęłam w przymierzalni. - Woooow. - wydusiła z siebie Rukia, gdy wreszcie wynurzyłam się z ciasnej kabiny. Obejrzałam się w lustrze. Tak, srebrna bluzka na szerokich ramiączkach, czarne rurki, szpilki i czarno-srebrna biżuteria były strzałem w dziesiątkę.
     - A teraz może tamten zestaw dla ciebie. - obróciłam ją w kierunku manekina na którym zaprezentowano klasyczną małą czarną z bolerkiem z długim rękawem w stylu rękawów kimona. Bolerko miało odcień nasyconej czerwieni ze złotymi brzegami. W pasie sukienkę przewiązano szeroką, złotą szarfą zawiązaną na kokardę. - I widzę do tego te złote szpilki, które widziałyśmy kilka sklepów wcześniej.
     - I legginsy, wiesz, te z początku zakupów. - wyszeptała oczarowana szlachcianka i rzuciła się w kierunku wieszaków szukając swojego rozmiaru. W międzyczasie, gdy ona przebierała się, ja szukałam jakiejś pasującej spinki, którą mogłabym spiąć jej włosy. Znalazłam kilka, ale żadna nie spełniała moich oczekiwań. W końcu wypatrzyłam idealny komplet, przywodzący na myśl gejsze. Jedna spinająca całe włosy w okazały kok i dwie mniejsze ze zwisającymi ozdobnymi elementami, dopinane po obu stronach głowy. - Jestem już. - odwróciłam się, ukrywając za plecami spinki. Rukia wyglądała bosko. Renji zejdzie na zawał.
     - No, nieźle. Zamknij oczy, chcę coś sprawdzić. - gdy Rukia wykonała polecenie szybko upięłam jej włosy, zgrabnie mocując wszystko tam gdzie powinno być. - Jeszcze chwila, trzymaj zamknięte oczy. Idziemy do lustra. - powoli pokierowałam brunetkę w stronę odpowiedniej ściany. - Teraz. - Rukia pisnęła zachwycona. Rzuciła mi się na szyję. - W życiu nie pomyślałabym o czymś takim. Swoją drogą... Skąd wiesz jak to się zapina? - zapytała podejrzliwie. Zaśmiałam się i pokazałam jej opakowanie, na którym była instrukcja spinania włosów. - Jeszcze buty.
     - No to idziemy. - zapłaciłam kartą kredytową i wyszłyśmy. - Swoją drogą czyja to karta? - zapytałam oglądając plastik. Po drodze wstąpiłyśmy po kawę i teraz szłyśmy, sącząc ją powoli.
     - Brata. - powiedziała spokojnie szlachcianka. Zakrztusiłam się napojem. Dziewczyna poklepała mnie po plecach.
     - Byłam pewna, że twoja albo Renjiego... Chociaż zastanawiało mnie skąd on miałby platynową kartę. - wyrzuciłam resztkę kawy do śmietnika. - Ale nie mów zgredowi, okey? Jeszcze okaże się, że walnie mi takie odsetki, że się do końca marnego mojego żywota nie wypłacę.
     - Brat nie jest taki. - zaprotestowała Rukia.
     - Ah tak? - przypomniało mi się ile musiałam harować, żeby oddać mu ostatni dług co do grosza. A później okazało się, że jednak naliczał odsetki... - No to ja chyba poznałam go z całkiem innej strony. - Tak jak i cała reszta szóstego oddziału...
     - Skoro już o nim mowa... Jak ci się z nim układa? Bo wiesz, on cię llllubi. - Ułożyła język w ten dziwny sposób sugerujący, że między mną a Kuchikim jest coś pozytywnego. Owszem, było. Gdy spłaciłam te odsetki, on wyszedł na plus. Duży plus.
     - Koniec tematu. - ucięłam stanowczo. - Kupmy te buty i wracajmy do domu. Nogi mnie już bolą. - Rozejrzałam się dookoła, szukając znajomej, sterczącej czupryny, która towarzyszyła nam od jakiejś połowy zakupów. Albo się znudził, albo dobrze się maskuje, małpa jedna.

***
    W klubie było tłoczno, co nie było takie trudne zważywszy na jego rozmiary. Mieliśmy drobne problemy z wejściem i Rukia musiała pokazać swój dowód (swoją drogą, skąd ona go wytrzasnęła...?), żeby ochroniarz ją wpuścił. Ale wszystkie te problemy wynagrodziła muzyka. I pełno przystojnych facetów dookoła mnie. Z krótkimi włosami, umięśnieni, łysi, wytatuowani, z dredami... W okularach i bez, emo, punki, metale... Jakiś typ z różowymi włosami, drugi z niebieskimi... Chwila, chwila. Z niebieskimi?! Braciszek! Próbowałam przebić się przez tłum, ale ktoś stanął mi na drodze. Zadarłam głowę, bo ten ktoś wyraźnie górował nad innym imprezowiczami.
     - Nnoitra! O, i Ulquiorra! - ucieszyłam się, kątem oka sprawdzając gdzie są moi poprzedni towarzysze. Siedzieli w jednej z lóż. - Gdzie Grimmi? - zapytałam zwracając się do niższego arrancara. Obaj byli w gigai i nie było widać ich masek. Reiatsu także było niewyczuwalne. Chyba to to samo sztuczne ciało jak to, które Grimmjow miał, gdy cię odwiedził. Przyznałam rację Hiyakumie, wciąż oczekując odpowiedzi od arrancarów.
     - Zaraz przyjdzie. - Gilga wyszczerzył się i porwał mnie do tańca, co Ulquiorra skwitował wzruszeniem ramion.
     - Chcecie coś do picia? - zapytał, zwracając się w stronę baru.
     - Dla mnie słodkiego drinka. - zawołałam, wciąż szukając wzrokiem brata. Nnoitra kazał mi się nie przejmować, więc po chwili wzruszyłam ramionami i pozwoliłam porwać się muzyce. Niedługo później usłyszałam warknięcie i ktoś stanowczo wyrwał mnie z ramion piątego. Nawet nie odwracając się wiedziałam, że to Grimmjow.
     - Nawet się do niej nie zbliżaj, Nnoitra. - szósty wyszczerzył zęby w grymasie wściekłości. Nawet bez maski i Resurrección przypominał dzikiego kota szykującego się do ataku.
     - Braciszku... - powiedziałam, mrucząc przy tym delikatnie. Brat natychmiast się uspokoił, jedynie rzucił piątemu ostrzegawcze spojrzenie i pociągnął mnie w głąb parkietu.
     - Lepiej niech twoi znajomi nie widzą nas tutaj razem. - wyjaśnił i przytulił mnie mocno. Zaczęliśmy się poruszać w rytm piosenki, która świetnie oddawała nasze uczucia w Las Noches. Jak dobrze, że w zamku były wynalazki elektroniki... Wtuliłam się w mężczyznę i wdychałam jego zapach. Poczułam łzy zbierające się pod powiekami, a także jego dłonie, dociskające mnie do niego tak, by nikt nie zobaczył tego, że płaczę. Jak on dobrze mnie zna...
     - Brakowało mi cię, braciszku.