sobota, 16 lutego 2013

Rozdział 7

Weszłam do dywizji. Jak zwykle panował w niej lekki chaos, który natychmiast ucichł, gdy tylko pojawiłam się na widoku. Machnęłam ręką, żeby nie przeszkadzali sobie i ruszyłam do gabinetu Renjiego. Ponoć ma dla mnie jakąś wiadomość. Ciekawe jaką. Może w końcu pójdziesz na misję? Misja? Brrr... Nigdy. Weszłam do gabinetu bez pukania. Niestety w złym momencie.
     -  Czy ty jesteś normalny Renji?! - odruchowo skuliłam ramiona i próbowałam się wycofać. - Fuyumi! A ty gdzie uciekasz?! - Rukia położyła ręce na biodrach. Pomimo niewielkiego wzrostu wyraźnie górowała nad Renjim. I nade mną też.
     -  N-Nigdzie, Rukia-sama... - wyjąkałam kłaniając się.
     - To dobrze. Usiądź na zewnątrz i poczekaj. - wyszłam, nie czekając na ciąg dalszy. Będziesz podsłuchiwać? Nie powiedziała jak dalekie ma być to „zewnątrz”, więc poczekam tutaj.  Usiadłam wygodnie pod drzwiami do gabinetu. Nie moja wina, że wszystko co powiedzieli było słychać.
     -  Rukia, wytłumacz mi może na spokojnie o co ci chodzi?
     -  Ty się jeszcze pytasz o co?! - usłyszałam szelest papieru, najwyraźniej Rukia potrząsała jakąś kartką. - O to mi chodzi!
     -  A, to. I o co ty się martwisz? Też tam idę, więc nie wiem o co się wściekasz.
     -  Idioto! Nie o ciebie, a o nią! To jest za trudne jak na jej umiejętności.
     -  Nie żebym się czepiał, ale ty też robiłaś coś w tym guście.
     -  Zamknij się! - chyba dostał po głowie od Rukii.
     -  Kobieta mnie bije... - drzwi otworzyły się gwałtownie. Rukia pokazała mi tylko gestem, że mam wejść do środka, a sama zniknęła. Przestąpiłam próg gabinetu i zamknęłam za sobą drzwi. Renji opierał się o biurko, masując sobie wielkiego guza na czole.
     -  Czyżbyś był masochistą, Renji-sama? - ten tylko westchnął i pokręcił głową.
     -  Jesteście identyczne. Znęcacie się nade mną fizycznie i psychicznie. - podeszłam do niego i pogłaskałam go po ramieniu. Uśmiechnął się smutno.
     -  Renji-sama, w związku tak to już jest, że zakochani kłócą się czasami o byle pierdółkę. Zwłaszcza kiedy kobieta ma okres. - wytrzeszczył na mnie oczy.
     -  W związku...? Zakochani...? Fuyumi, o czym ty...?
     -  No o tobie i Rukii-samie. - wzruszyłam ramionami.
     -  W życiu bym nie pomyślał, że to z boku tak może wyglądać. Dla twojej informacji Fuyumi: ja i Rukia jesteśmy przyjaciółmi. TYLKO przyjaciółmi, jasne?
     - Tak jest, poruczniku Abarai. - stanęłam na chwilę na baczność. - Ale ja i tak wiem swoje. - wyszczerzyłam się do niego, zamykając oczy. Prawie jak Gin-sama.  Gdy je otworzyłam, zobaczyłam jego katanę przy swojej twarzy. Trzymał ją ostrzem wzdłuż mojego nosa. Zezowałam lekko, patrząc na to jak przybliża się do najbardziej wypukłej powierzchni mojej twarzy.
     -  Jeszcze jedno słowo na ten temat, a pobłogosławię cię Zabimaru lepiej niż Senbonzakura kapitana mnie. - zagroził mi, a gdy energicznie pokiwałam głową, schował Zanpakutō do sayi.
     -  Więc... W jakiej sprawie mnie tu wezwałeś? - zmieniłam temat. Ten tylko uśmiechnął się tajemniczo. Przez chwilę milczał, a później wypalił.
     -  Idziemy na misję! - tym razem to ja wytrzeszczyłam na niego moje patrzałki. Gdy mój mózg przetrawił tą informację jeszcze raz...
     -  Ale ja nie chcę! - zrobiłam smutną minkę i zaczęłam trzepotać rzęsami.
     -  Ale kiedyś w końcu musisz zacząć. Daj przykład szeregowcom.
     - Renji-sama! Ja mogę zostać obiektem doświadczalnym! - krzyknęłam rozpaczliwie.
     - Na pewno? - sięgnął po jakąś kartkę i pióro. Zawahałam się.
     - Albo nie. Mogę wypełnić za ciebie wszystkie papiery, ale nie chcę iść na misję! Błagam... - upadłam na kolana składając ręce jak do modlitwy.
     - Fuyumi, co to za oficer, który nie chodzi na misje? - Renji uśmiechnął się szeroko.
     - Leniwy i szczęśliwy! Renji-sama, błagam! - ten tylko założył ręce na piersi i pokręcił głową.
     - Nie, Fuyumi. To kolejna misja od której się wykręcasz. W interesujący sposób, bo ja na tym korzystam, ale dość tego. Idziemy na misję. To tylko dwóch czy trzech pustych, nie masz czego się bać. - zaczęłam kiwać się w przód i w tył na klęczkach. Po chwili wstałam.
     - To kiedy wyruszamy i co mam wziąć? - zapytałam zrezygnowana.
***
Wyruszyliśmy. Nienawidzę go. Naprawdę nienawidzę. Trzeci dzień z rzędu muszę spać na ziemi i wysłuchiwać jak on chrapie. A kiedy udaje mi się już zasnąć, okazuje się, że mogłam nawet nie zasypiać... Bo ta męska świnia budzi mnie zawsze paręnaście minut później. W końcu zbuntowałam się na jednym z postojów i zasnęłam. Kiedy obudziłam się następnego dnia obok mnie stała miska zupy, a Renji leżał po przeciwnej stronie ogniska wpatrując się w niebo.
     - Dziękuję. - zaczęłam jeść.
     - Zapomniałem, że nie jesteś przyzwyczajona do misji ze mną. - spojrzał na mnie i uśmiechnął się. - Wszyscy narzekają, że strasznie chrapię. Następnym razem dam ci zasnąć pierwszej. Tak będzie lepiej dla nas obojga.
***
     - Dwóch czy trzech pustych, tak? Renji, czy ty w ogóle umiesz liczyć?! - wydarłam się na niego, kładąc ręce na biodrach. Wracaliśmy już z misji, dość spokojnym tempem.
     - Hey, spokojnie Rukia... Znaczy się Fuyumi. - uspokoiłam się i spojrzałam zdziwiona. - Jesteś do niej podobna...
     - Ale to nie oznacza, że jestem nią. - skrzyżowałam ręce na piersi.
     - No, niewiele ci brakuje. Te same gesty, mimika... Jak siostry. Tylko ty częściej się uśmiechasz. - wyliczał na palcach. Po chwili spojrzał na mnie wzrokiem szczeniaczka. Po prostu nie potrafiłam się nie uśmiechnąć na widok tej miny.
     - Okey, wybaczam. Ale zapamiętaj to sobie, że nie idę na kolejną taką misję. Jak nie umiesz liczyć to nawet nie myśl o tym, że jeszcze kiedyś pójdziemy razem. Jak można nie odróżnić dwóch od dwudziestu? - zapytałam powietrza.
     - Jak widać można... - uśmiechnęłam się do siebie. Mój Zanpakutō właśnie podsunął mi myśl.
     - No tak, skoro wmawia się kobietom, że tyle – pokazałam palcem dwa centymetry – to dwadzieścia centymetrów, to przy liczeniu hollowów tym bardziej łatwo o pomyłkę. - Jesteś geniuszem. Wiem.
     - Mówisz o mnie czy o kapitanie Kuchikim? - spojrzałam zdziwiona. Po chwili zajarzyłam aluzję i zaczęłam się śmiać na całego.
     - Serio? - nie dowierzałam.
     - Mhm. To on mi powiedział, że to tylko dwaj, trzej puści. - tarzałam się na trawie ze śmiechu, nie potrafiąc przestać. - Pójdziesz sama? - pokręciłam tylko głową na „nie”. - No to mam nadzieję, że wytrzymasz. - podniósł mnie i używając shunpo odstawił mnie aż pod mój dom. No, może dom to przesada, ale miejsce w którym mieszkałam ciężko było nazwać zwykłą kawalerką.
     - Dziękuję, Renji-sama. - ukłoniłam się i otwarłam drzwi. - Wejdziesz?
     - Jeśli mogę. Padam z nóg. - ruszył za mną i rozłożył się na kanapie w salonie.
     - Herbaty? - stanęłam w drzwiach do kuchni. Tylko skinął głową w odpowiedzi i ułożył się wygodniej. Zabiję go, jak zaśnie.

Weszłam do pokoju z herbatą. Spełnisz swoją obietnicę? Zanpakutō zaśmiał się, gdy ujrzałam, że Renji śpi z głową opartą o podłokietnik kanapy. Westchnęłam tylko i pokręciłam głową. Odłożyłam herbatę na stolik i usiadłam na podłodze, opierając głowę o nogi Renjiego. Kiedy robiłam herbatę, on zdążył przerzucić je przez drugi podłokietnik. Już przysypiałam, gdy usłyszałam jak Abarai mruczy coś do siebie. Potrząsnęłam głową, próbując odegnać senność i wsłuchałam się w te jego pomruki.
     - Rukia, proszę... Rukia... Czasami żałuję, że namówiłem cię na to. Naprawdę żałuję. Gdyby nie to... Już byłabyś panią Abarai. - uśmiechnęłam się. Czyli jednak miałam rację mówiąc mu, że on i Rukia są jak para. Teraz wychodzi na to, że ją kocha. Też chciałabym, żeby ktoś mnie tak pokochał. Ciekawe tylko czego on tak żałuje? Nie wiem. Może zapytaj Rukii, jak poznali się z porucznikiem. Okey, to... Nie, nie mogę go tutaj tak zostawić. Po dłużej chwili postanowiłam jednak wyjść. Przykryłam czerwonowłosego kocem i ruszyłam ku Trzynastej Dywizji.
     - Nie, nie ma jej już tutaj. Wyszła jakieś pięć minut temu. - poinformował mnie jeden z oficerów. - Zapewne wróciła do domu. - ukłoniłam się i odeszłam. Cóż, posiadłość Kuchikich to ogromna miejscówka, ale moja noga tam raczej nie postanie. Postanowiłam pospacerować po okolicy. Trafiłam w pobliże jakiegoś jeziorka. Poczułam chłód. Tafla wody pokrywała się lodem. To nie ja, na mnie nie patrz. Zanpakutō uprzedził moje pytanie. Drobna, czarnowłosa postać stała nad brzegiem zbiornika i trzymała czubek katany w wodzie.
     - Rukia-sama? - zawołałam. Postać podniosła głowę. - Rukia-sama, możemy porozmawiać? - ta wyjęła katanę z wody i schowała ją do sayi. Ruszyłam w jej kierunku szybkim krokiem.
     - Coś potrzebujesz, Fuyumi? - spytała, gdy byłam już blisko.
     - Tak, chciałabym się dowiedzieć jak poznałaś porucznika Abaraia. - ukłoniłam się.
     - Usiądź, to może być długa opowieść. - kobieta usiadła wskazując mi miejsce obok siebie.

2 komentarze:

  1. Dłuuuga opowieść? Zapowiada się ciekawie... :3
    Toushiro: Już sobie wyobraża nie wiadomo co...
    *wali pięścią po głowie* Ej, Tosiek zamknij się!
    T: H-hai!
    Rozdział cudny i świetny i żelki! :D

    Pozdrawiam i weny życzę
    NyrimChan

    P.S. Znowu pierwsza! :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też jestem ciekawa opowieści Rukii przelanej tu przez Twoją dłoń c:
    Zacznę się powtarzać już wkrótce, ale strasznie podoba mi sie Twój styl ^~^
    I szczerze powiedziawszy aż sama się zastanawiam czy masz zamiar kompletnie odpuścić romans, czy tylko zmieniasz pairing...a może go nie zmienisz...wszystko sie okaże xD

    OdpowiedzUsuń