Weszłam
do dywizji. Jak zwykle panował w niej lekki chaos, który
natychmiast ucichł, gdy tylko pojawiłam się na widoku. Machnęłam
ręką, żeby nie przeszkadzali sobie i ruszyłam do gabinetu
Renjiego. Ponoć ma dla mnie jakąś wiadomość. Ciekawe jaką.
Może w końcu pójdziesz na misję? Misja?
Brrr... Nigdy. Weszłam do gabinetu bez pukania. Niestety w złym momencie.
- Czy ty jesteś normalny Renji?! - odruchowo skuliłam ramiona i
próbowałam się wycofać. - Fuyumi! A ty gdzie uciekasz?! - Rukia
położyła ręce na biodrach. Pomimo niewielkiego wzrostu wyraźnie
górowała nad Renjim. I nade mną też.
- N-Nigdzie, Rukia-sama... - wyjąkałam kłaniając się.
-
To
dobrze. Usiądź na zewnątrz i poczekaj. - wyszłam, nie czekając
na ciąg dalszy. Będziesz podsłuchiwać?
Nie powiedziała
jak dalekie ma być to „zewnątrz”, więc poczekam tutaj. Usiadłam wygodnie pod drzwiami do gabinetu. Nie moja wina, że
wszystko co powiedzieli było słychać.
- Rukia, wytłumacz mi może na spokojnie o co ci chodzi?
- Ty się jeszcze pytasz o co?! - usłyszałam szelest papieru,
najwyraźniej Rukia potrząsała jakąś kartką. - O to mi chodzi!
- A, to. I o co ty się martwisz? Też tam idę, więc nie wiem o co
się wściekasz.
- Idioto! Nie o ciebie, a o nią! To jest za trudne jak na jej
umiejętności.
- Nie żebym się czepiał, ale ty też robiłaś coś w tym guście.
- Zamknij się! - chyba dostał po głowie od Rukii.
- Kobieta mnie bije... - drzwi otworzyły się gwałtownie. Rukia
pokazała mi tylko gestem, że mam wejść do środka, a sama
zniknęła. Przestąpiłam próg gabinetu i zamknęłam za sobą
drzwi. Renji opierał się o biurko, masując sobie wielkiego guza na
czole.
- Czyżbyś był masochistą, Renji-sama? - ten tylko westchnął i
pokręcił głową.
- Jesteście identyczne. Znęcacie się nade mną fizycznie i
psychicznie. - podeszłam do niego i pogłaskałam go po ramieniu.
Uśmiechnął się smutno.
- Renji-sama, w związku tak to już jest, że zakochani kłócą się
czasami o byle pierdółkę. Zwłaszcza kiedy kobieta ma okres. -
wytrzeszczył na mnie oczy.
- W związku...? Zakochani...? Fuyumi, o czym ty...?
- No o tobie i Rukii-samie. - wzruszyłam ramionami.
- W życiu bym nie pomyślał, że to z boku tak może wyglądać. Dla
twojej informacji Fuyumi: ja i Rukia jesteśmy przyjaciółmi. TYLKO
przyjaciółmi, jasne?
-
Tak
jest, poruczniku Abarai. - stanęłam na chwilę na baczność. -
Ale ja i tak wiem swoje. - wyszczerzyłam się do niego, zamykając
oczy. Prawie jak
Gin-sama. Gdy je otworzyłam, zobaczyłam jego katanę przy swojej twarzy.
Trzymał ją ostrzem wzdłuż mojego nosa. Zezowałam lekko, patrząc
na to jak przybliża się do najbardziej wypukłej powierzchni mojej
twarzy.
- Jeszcze jedno słowo na ten temat, a pobłogosławię cię Zabimaru
lepiej niż Senbonzakura kapitana mnie. - zagroził mi, a gdy
energicznie pokiwałam głową, schował Zanpakutō do sayi.
- Więc... W jakiej sprawie mnie tu wezwałeś? - zmieniłam temat.
Ten tylko uśmiechnął się tajemniczo. Przez chwilę milczał, a
później wypalił.
- Idziemy na misję! - tym razem to ja wytrzeszczyłam na niego moje
patrzałki. Gdy mój mózg przetrawił tą informację jeszcze
raz...
- Ale ja nie chcę! - zrobiłam smutną minkę i zaczęłam trzepotać
rzęsami.
- Ale kiedyś w końcu musisz zacząć. Daj przykład szeregowcom.
-
Renji-sama! Ja
mogę zostać obiektem doświadczalnym! - krzyknęłam rozpaczliwie.
-
Na pewno? -
sięgnął po jakąś kartkę i pióro. Zawahałam się.
-
Albo nie. Mogę
wypełnić za ciebie wszystkie papiery, ale nie chcę iść na
misję! Błagam... - upadłam na kolana składając ręce jak do
modlitwy.
-
Fuyumi, co to za
oficer, który nie chodzi na misje? - Renji uśmiechnął się
szeroko.
-
Leniwy i
szczęśliwy! Renji-sama, błagam! - ten tylko założył ręce na
piersi i pokręcił głową.
-
Nie,
Fuyumi. To kolejna misja od której się wykręcasz. W interesujący
sposób, bo ja na tym korzystam, ale dość tego. Idziemy na misję.
To tylko dwóch czy trzech pustych, nie masz czego się bać. -
zaczęłam kiwać się w przód i w tył na klęczkach. Po chwili
wstałam.
-
To kiedy
wyruszamy i co mam wziąć? - zapytałam zrezygnowana.
***
Wyruszyliśmy.
Nienawidzę go. Naprawdę nienawidzę. Trzeci dzień z rzędu muszę
spać na ziemi i wysłuchiwać jak on chrapie. A kiedy udaje mi się
już zasnąć, okazuje się, że mogłam nawet nie zasypiać... Bo ta
męska świnia budzi mnie zawsze paręnaście minut później. W
końcu zbuntowałam się na jednym z postojów i zasnęłam. Kiedy
obudziłam się następnego dnia obok mnie stała miska zupy, a Renji
leżał po przeciwnej stronie ogniska wpatrując się w niebo.
-
Dziękuję. -
zaczęłam jeść.
-
Zapomniałem, że
nie jesteś przyzwyczajona do misji ze mną. - spojrzał na mnie i
uśmiechnął się. - Wszyscy narzekają, że strasznie chrapię.
Następnym razem dam ci zasnąć pierwszej. Tak będzie lepiej dla
nas obojga.
***
-
Dwóch czy
trzech pustych, tak? Renji, czy ty w ogóle umiesz liczyć?! -
wydarłam się na niego, kładąc ręce na biodrach. Wracaliśmy już
z misji, dość spokojnym tempem.
-
Hey, spokojnie
Rukia... Znaczy się Fuyumi. - uspokoiłam się i spojrzałam
zdziwiona. - Jesteś do niej podobna...
-
Ale to nie
oznacza, że jestem nią. - skrzyżowałam ręce na piersi.
-
No, niewiele ci
brakuje. Te same gesty, mimika... Jak siostry. Tylko ty częściej
się uśmiechasz. - wyliczał na palcach. Po chwili spojrzał na
mnie wzrokiem szczeniaczka. Po prostu nie potrafiłam się nie
uśmiechnąć na widok tej miny.
-
Okey, wybaczam.
Ale zapamiętaj to sobie, że nie idę na kolejną taką misję. Jak
nie umiesz liczyć to nawet nie myśl o tym, że jeszcze kiedyś
pójdziemy razem. Jak można nie odróżnić dwóch od dwudziestu? -
zapytałam powietrza.
-
Jak widać
można... - uśmiechnęłam się do siebie. Mój Zanpakutō właśnie
podsunął mi myśl.
-
No tak, skoro
wmawia się kobietom, że tyle – pokazałam palcem dwa centymetry
– to dwadzieścia centymetrów, to przy liczeniu hollowów tym
bardziej łatwo o pomyłkę. - Jesteś geniuszem. Wiem.
-
Mówisz o mnie
czy o kapitanie Kuchikim? - spojrzałam zdziwiona. Po chwili
zajarzyłam aluzję i zaczęłam się śmiać na całego.
-
Serio? - nie
dowierzałam.
-
Mhm. To on mi
powiedział, że to tylko dwaj, trzej puści. - tarzałam się na
trawie ze śmiechu, nie potrafiąc przestać. - Pójdziesz sama? -
pokręciłam tylko głową na „nie”. - No to mam nadzieję, że
wytrzymasz. - podniósł mnie i używając shunpo odstawił mnie aż
pod mój dom. No, może dom to przesada, ale miejsce w którym
mieszkałam ciężko było nazwać zwykłą kawalerką.
-
Dziękuję,
Renji-sama. - ukłoniłam się i otwarłam drzwi. - Wejdziesz?
-
Jeśli mogę.
Padam z nóg. - ruszył za mną i rozłożył się na kanapie w
salonie.
-
Herbaty? -
stanęłam w drzwiach do kuchni. Tylko skinął głową w odpowiedzi
i ułożył się wygodniej. Zabiję go, jak zaśnie.
Weszłam do
pokoju z herbatą. Spełnisz swoją obietnicę? Zanpakutō zaśmiał się, gdy ujrzałam, że Renji śpi z głową
opartą o podłokietnik kanapy. Westchnęłam tylko i pokręciłam
głową. Odłożyłam herbatę na stolik i usiadłam na podłodze,
opierając głowę o nogi Renjiego. Kiedy robiłam herbatę, on
zdążył przerzucić je przez drugi podłokietnik. Już
przysypiałam, gdy usłyszałam jak Abarai mruczy coś do siebie.
Potrząsnęłam głową, próbując odegnać senność i wsłuchałam
się w te jego pomruki.
-
Rukia, proszę...
Rukia... Czasami żałuję, że namówiłem cię na to. Naprawdę
żałuję. Gdyby nie to... Już byłabyś panią Abarai. -
uśmiechnęłam się. Czyli jednak miałam rację mówiąc mu, że
on i Rukia są jak para. Teraz wychodzi na to, że ją kocha. Też
chciałabym, żeby ktoś mnie tak pokochał. Ciekawe tylko czego on
tak żałuje? Nie wiem. Może zapytaj Rukii, jak poznali
się z porucznikiem. Okey, to... Nie, nie mogę go tutaj
tak zostawić. Po dłużej chwili postanowiłam jednak wyjść.
Przykryłam czerwonowłosego kocem i ruszyłam ku Trzynastej
Dywizji.
-
Nie, nie ma jej
już tutaj. Wyszła jakieś pięć minut temu. - poinformował mnie
jeden z oficerów. - Zapewne wróciła do domu. - ukłoniłam się i
odeszłam. Cóż, posiadłość Kuchikich to ogromna miejscówka,
ale moja noga tam raczej nie postanie. Postanowiłam pospacerować
po okolicy. Trafiłam w pobliże jakiegoś jeziorka. Poczułam
chłód. Tafla wody pokrywała się lodem. To nie ja, na mnie
nie patrz. Zanpakutō uprzedził moje pytanie. Drobna,
czarnowłosa postać stała nad brzegiem zbiornika i trzymała
czubek katany w wodzie.
-
Rukia-sama? -
zawołałam. Postać podniosła głowę. - Rukia-sama, możemy
porozmawiać? - ta wyjęła katanę z wody i schowała ją do sayi.
Ruszyłam w jej kierunku szybkim krokiem.
-
Coś
potrzebujesz, Fuyumi? - spytała, gdy byłam już blisko.
-
Tak, chciałabym
się dowiedzieć jak poznałaś porucznika Abaraia. - ukłoniłam
się.
-
Usiądź, to
może być długa opowieść. - kobieta usiadła wskazując mi
miejsce obok siebie.
Dłuuuga opowieść? Zapowiada się ciekawie... :3
OdpowiedzUsuńToushiro: Już sobie wyobraża nie wiadomo co...
*wali pięścią po głowie* Ej, Tosiek zamknij się!
T: H-hai!
Rozdział cudny i świetny i żelki! :D
Pozdrawiam i weny życzę
NyrimChan
P.S. Znowu pierwsza! :3
Ja też jestem ciekawa opowieści Rukii przelanej tu przez Twoją dłoń c:
OdpowiedzUsuńZacznę się powtarzać już wkrótce, ale strasznie podoba mi sie Twój styl ^~^
I szczerze powiedziawszy aż sama się zastanawiam czy masz zamiar kompletnie odpuścić romans, czy tylko zmieniasz pairing...a może go nie zmienisz...wszystko sie okaże xD