sobota, 16 lutego 2013

Rozdział 8

Usiadłam obok brunetki i wsłuchałam się w jej opowieść.
    - Tak właściwie to Renjiego znam odkąd pamiętam. Wychowaliśmy się razem w Inuzuri, wraz z grupką innych dzieci. - Rukia zamilkła na chwilę, uśmiechając się do siebie. - Mam tylko jedno zdjęcie z tamtego okresu, pamiętam, że zbierałam pieniądze przez dwa lata. Jeśli kiedyś przyjdziesz do posiadłości to mogę ci je pokazać. Wracając do tematu. Kiedy z grupy zostaliśmy tylko my, postanowiłam, że wstąpimy do Akademii Shinigami. Tam zostaliśmy rozdzieleni. On dostał się do klasy zaawansowanej, ja do zwykłej. Podczas kiedy Renji doskonalił szermierkę, ja ćwiczyłam kidō. Niedługo później, to chyba był trzeci miesiąc po wstąpieniu do Akademii, zaproponowano mi przyłączenie się do klanu Kuchiki. Powiedziano mi, że to dlatego, że przypominam bratu jego zmarłą żonę, Hisanę. Dopiero później dowiedziałam się, że była moją siostrą. - potrząsnęła głową, jakby próbując odgonić natrętne myśli.
    - A jaką rolę odgrywa tutaj Renji-sama?
    - Co? Ah, Renji. - szlachcianka zarumieniła się delikatnie. - Szczerze? Gdyby nie on to nigdy nie należałabym do klanu Kuchiki. Kiedy się dowiedział pogratulował mi i stwierdził, że to szansa na lepsze życie. - wyrzuciła z siebie z niespotykaną goryczą. - Mogę być z tobą szczera, Fuyumi?
    - Oczywiście, Rukia-sama. - spojrzałam na nią. W jej oczach pobłyskiwały łzy.
    - Nie chciałam być w klanie. Nigdy. Wolałabym razem z Renjim ciężko wspinać się po szczeblach kariery, ale te parę słów które wtedy powiedział... - urwała, pochylając głowę. Po chwili podjęła wątek, ale jej głos drżał. - Te słowa, zgasiły całą moją nadzieję. Do tamtej pory łudziłam się, że może coś z tego będzie. Że przyjaźń zamieni się w związek.
    - Coś mi mówi, że to czas sobie wszystko wyjaśnić. Renji-sama właśnie śpi na mojej kanapie po misji. W trakcie snu zaczął mruczeć coś o tym, że żałuje jakiejś decyzji. I o tym, że gdyby nie jego głupota to w tej chwili byłabyś panią Abarai, Rukia-sama. - brunetka wstała gwałtownie i złapała mnie za kołnierz szaty. Po chwili wlokła mnie w stronę mojego domu. - Ajj, Rukia-sama, jeśli tak ci zależy to możemy pobiec. Ale najpierw to mogłabyś mnie puścić.
    - Wybacz. - puściła mnie i ruszyła biegiem. Zanim zdążyłam wstać, jej już nie było.
W końcu dotarłam do domu. Rukia stała pod drzwiami i niecierpliwie przestępowała z nogi na nogę. Najwidoczniej nie mogła się doczekać rozmowy z Abaraiem. Otworzyłam drzwi. Szlachcianka wbiegła do salonu. Ja zaraz za nią. Kanapa była pusta. Koc, którym przykryłam Renjiego wychodząc, był złożony w kostkę, a herbata została wypita.
    - Najwyraźniej obudził się kiedy cię szukałam. - stwierdziłam. Rukia zwiesiła smętnie głowę.
    - Moje szczęście. Jak zawsze kurna. - chciałam ją jakoś pocieszyć, ale usiadła na podłodze.
    - Rukia-sama, co jest? Przecież możemy go poszukać. Jak znam życie poszedł do siebie albo na salę treningową.
    - Nie, Fuyumi. To... Już nieważne. - urwała wątek.
    - Jak to „nieważne”?! Taka rzecz nie może być ot tak sobie nieważna!
    - Jesteś taka jak mówił brat. Nie widzisz rzeczy oczywistych. - spojrzałam na nią nie rozumiejąc. Po chwili usiadłam obok niej, nadal wlepiając w nią zdziwione spojrzenie
    - W sensie? - przekrzywiłam głowę w bok.
    - Nie widzisz tego, że on cię lubi. Nawet bardziej niż sam by chciał.
    - To on w ogóle mnie lubi? Jakoś tego po nim nie widać. Jedyne co widzę w jego zachowaniu i wyglądzie to to, że marszczy się na mój widok. Zupełnie jakbym śmierdziała. - rzuciłam chłodno. - Mam wrażenie, że on mnie nienawidzi. Ja go zresztą też nie cierpię.
    - Oczywiście, Fuyumi. Zaczęłam o tym, że brat cię lubi. Renji też cię lubi. - dodała po dłuższej chwili milczenia.
    - To to wiem. Jest jak mój starszy braciszek. - wzruszyłam ramionami.
    - Nie w tym sensie. Fuyumi, chodzi mi o to, że ty im się najzwyczajniej w świecie podobasz. - wyrzuciła z siebie wreszcie. Wyczuwałam w jej reiatsu rosnącą gorycz i.. Zazdrość?
    - Rukia-sama? Czy ty.. jesteś zazdrosna? Ja owszem, lubię porucznika. Ale nie w ten sposób. I on o tym wie. Zawsze myślałam, że przytula mnie tylko dlatego, że jesteśmy tak podobne.
    - Myślisz?
    - Tak mi się wydaje. Nie lepiej byłoby zapytać go o to wprost? Jeśli chcesz mogę sama go o to zapytać. Przy okazji mogę mu powiedzieć, że chcesz z nim pogadać. - uśmiechnęłam się.
    - Nie trzeba, Fuyumi. Sama go znajdę.

Następnego dnia weszłam do gabinetu porucznika i zastałam tam Kuchikiego porządkującego papiery.
    - A kapitan co tutaj robi? Gdzie jest Renji-sama? - zapytałam zamiast powitania. Kapitan nawet nie odwrócił głowy, a mnie przypomniały się słowa Rukii: „Ty im się najzwyczajniej w świecie podobasz”. Aaa, co ja sobie myślę. Chyba mam przerost ego.
    - Jest na misji w świecie żywych. - rzucił mężczyzna po dłuższej chwili milczenia.
    - A kiedy wróci? Ktoś ma do niego sprawę. - podeszłam do biurka i bez pytania wzięłam stos papierów do wypełnienia i podpisania.
    - Jest tam na pół roku. - papiery upadły na podłogę tworząc mozaikę wraz z tymi, które miał na biurku Byakuya. - Kto ma do niego sprawę? Ty? - w końcu na mnie spojrzał. Zajęłam się ponownym układaniem papierów na jeden stos. Pokręciłam głową przebiegając wzrokiem po tekście na kartce i odkładając ją na biurko, pod nos bruneta.
    - Nie ja. Rukia-sama chce z nim pogadać. - znowu podniosłam stosik i spojrzałam na Kuchikiego. - Nie da się tego jakoś przyspieszyć? - pokręcił przecząco głową. - Dupa z ciebie, nie kapitan. - odwróciłam się by wyjść. - Przy okazji. Papiery na biurku zawsze ja wypełniam. Nie mieszaj się do tego. - zatrzymałam się przy drzwiach. - Chociaż nie. Ostatnia kupka po prawej stronie jest do wypełnienia przez kapitana. To przydziały misji o ile się nie mylę. Przydziel mi jakąś, a niechybnie zginiesz. - wyszłam, zamykając za sobą drzwi. Usłyszałam jęknięcie. Taaak, chyba zobaczył ile się tego nagromadziło przez pół roku. Dzięki, Renji. Jesteś wspaniały. A ciekawe kto go do tego namówił? Cicho tam.

Kapitan patrzył chłodno na moje wysiłki przy próbie pokonania kolejnego przeciwnika. Mógłbyś mi pomóc? Niby jak? Może swoim imieniem i komendą shikai? Nie ma mowy, malutka. Pracuj dalej.
    - Męska, szowinistyczna świnia. - mruknęłam pod nosem. Mocniej ścisnęłam katanę i uwolniłam dużą ilość reiatsu. Powietrze natychmiastowo stało się lodowate. Pogratulowałam sobie, że mimo upału ubrałam na siebie grubsze ciuchy. Mój przeciwnik trząsł się z zimna, aż upuścił swój Zanpakutō.
    - Walka zakończona. Możesz odejść. - Kuchiki skinął głową szeregowcowi, który ulotnił się zabierając ze sobą swoją broń. - Ten epitet był o mnie? - spojrzał na mnie. Schowałam katanę.
    - Masz za duże mniemanie o sobie. Chociaż określenie „szowinistyczna świnia” też do ciebie pasuje. - mężczyzna skrzywił się tylko. - Mówiłam do swojego Zanpakutō, durny szlachcicu.
    - Usiądź. - wstał i podszedł niedaleko mnie. - Nauczę cię porozumiewania ze swoim Zanpakutō.
    - Tsss, jakby było mi to potrzebne. Umiem się z nim świetnie dogadać. - nadal stałam. Mężczyzna spojrzał na mnie tym swoim lodowym wzrokiem. - To już na mnie nie działa. - założyłam ręce na piersi i pokazałam mu język. Ten tylko położył dłoń na rękojeści Senbonzakury. - Okey, okey, już siadam. Lepiej ci? - szybko usiadłam na ziemi po turecku.
    - Lepiej.
    - Debil. Straszysz bogu ducha winnych ludzi. - chyba go przytkało, bo przez dłuższą chwilę się nie odzywał. W końcu uśmiechnął się. - A ciebie ktoś w łeb walnął, że się uśmiechasz?
    - Nie, po prostu pomyślałem sobie, że taka niewinna to ty wcale nie jesteś. - zapowietrzyłam się gwałtownie i spojrzałam na niego wściekle.
    - Niby czemu nie?! I na jakiej podstawie tak mówisz?! - wybuchnęłam rozsiewając dookoła moje lodowate reiatsu.
    - A te papiery ostatnio? - zamilkłam. Wzięłam głęboki wdech i zapanowałam nad swoją energią duchową.
    - Świnia. To było nieczyste zagranie. - wstałam i ruszyłam ku wyjściu z dywizji. Potrzebowałam odpoczynku i spokoju. Zwłaszcza spokoju.
    - A ty gdzie idziesz?
    - Jak najdalej od ciebie, zgredzie. - chciałam go wyminąć, ale zagrodził mi drogę.
    - Nigdzie nie pójdziesz dopóki nie powiem, że to koniec treningu. - powiedział chłodno.
    - W dupie to mam. Jestem zmęczona twoją obecnością. - w odpowiedzi tylko wyjął Zanpakutō. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam przed siebie zupełnie ignorując osobę kapitana.
    - Drugi raz nie powtórzę. - ostrze Senbonzakury znalazło się na moim gardle. Spojrzałam chłodno na właściciela ostrza.
    - Nie musisz. Sama też potrafię uwolnić twoje shikai. I tym razem mogę zrobić to świadomie.
    - Innych potrafisz, ale imienia swojego Zanpakutō nie umiesz poznać. Cóż za ironia.
    - Zamknij się! Nie potrafisz mnie nauczyć to skończ mnie obrażać! - schował Senbonzakurę do sayi i pokręcił głową. Szybkim krokiem ruszyłam do wyjścia z placu treningowego.
    - Próbuję, ale ty sama nie chcesz się tego nauczyć. - rzucił cicho w moją stronę. Stanęłam jak wryta. On ma rację malutka. Nie chcesz nawet spróbować. Wybacz.
    - Więc mi to pokaż. Nie tłumaczysz żadnych podstaw, tylko od razu przechodzisz do praktyki. Renji tak nie robi. - spuściłam głowę. Cisza. Odwróciłam się. Na placu nie było nikogo. Westchnęłam.  Sama do tego dojdę. Odwróciłam się ponownie chcąc ostatecznie wyjść z pola treningowego, ale wpadłam na kapitana, który do tej pory ukrywał się za moimi plecami. - Aaaa! Jesteś ty normalny?! Prawie zeszłam na zawał! - aż usiadłam na ziemi z wrażenia. Oskarżycielsko wycelowałam w niego palec. - Chciałeś mnie zabić i mieć mnie z głowy! - ten tylko przewrócił oczami.
    - Aż taki zły to ja nie jestem. - powiedział siadając naprzeciwko mnie po turecku. Ja również skrzyżowałam nogi.
    - Jasne jasne. Bo ci uwierzę. - burknęłam.
    - Nie musisz. Masz tylko słuchać, bo drugi raz nie powtórzę. - zamilkłam i wlepiłam w niego spojrzenie. - Żeby wejść do swojego wewnętrznego świata masz dwie możliwości. Jedną z nich jest medytacja. Polega ona na tym, że kładziesz swój Zanpakutō na kolanach i medytując, uwalniasz swój umysł od niepotrzebnych myśli.
    - A druga opcja?
    - Druga możliwość jest taka, że twój Zanpakutō sam cię do niego wciągnie. Ale to rzadko się dzieje, bo zazwyczaj nie ma aż takiej palącej potrzeby, żeby zużywać energię zarówno swoją jak i właściciela Zanpakutō.
    - Jaki wykład... - mruknęłam ironicznie.
    - Skoro wszystko już wiesz to spróbuj. - spojrzał na mnie łagodnym, prawie uspokajającym wzrokiem. Prawie.
    - No chyba nie. A jeśli coś mi się nie uda?! Wsiąknie mnie pomiędzy świadomością a moim wewnętrznym światem... - zaczęłam panikować.
    - Boisz się? - Kuchiki spojrzał na mnie badawczo.
    - Nie boję się! - zaprzeczyłam gwałtownie. - Tylko mam obawy co się stanie jak mi nie wyjdzie...
    - Nie dowiesz się dopóki nie spróbujesz. W razie czego jestem przecież obok. - uśmiechnął się lekko.
    - Jakoś ci nie ufam... - uśmiech znikł. - A skąd mam wiedzieć, że jak zamknę oczy to mnie nie zabijesz? - chyba nie powinnam była tego mówić. Kapitan wstał i podszedł te parę kroków do mnie. Usiadł przede mną i spojrzał na mnie poważnie. Zamknęłam oczy, powtarzając szeptem. - Przepraszam... - kiedy nic nie robił otworzyłam oczy. Dopiero wtedy zaczął mówić.
    - Dlaczego miałbym cię zabijać? Jesteś w moim oddziale, poza tym... Przypominasz ją. I nie chodzi mi o tylko wygląd. Niektóre twoje słowa, gesty, nawet mimika. - odwrócił wzrok. - To tak jakbyś ty była Hisaną, moją Hisaną. - pokręcił głową i spojrzał na mnie ponownie. W jego oczach odbijał się smutek. I ogromna miłość do tamtej kobiety. - A jej nie potrafiłbym zranić w jakikolwiek sposób. - w pewien sposób, niepojęty dla mnie, zaczęłam zazdrościć jego zmarłej żonie. Mówił o niej z taką miłością... Chciałabyś, żeby ciebie ktoś tak kochał, prawda malutka?  Nawet jeśli... Jestem arrancarem, zostałam stworzona do zabijania, a nie po to, żeby kogoś kochać. I nie zmieni tego fakt, że aktualnie udaję shinigami.
    - Przepraszam. Nie powinnam była.. - zamilkłam nie kończąc zdania. Dotarło do mnie to, co powiedział. Moje serce szaleńczo przyspieszyło, a krew szumiała mi w uszach. Otworzyłam szeroko oczy, patrząc na niego w niemym zdumieniu.
    - Jestem obok. I uwierz w siebie, w to, że ci się uda. - skinęłam głową, czując jak moje policzki pulsują od krwi. Teraz to ja na pewno nie odgonię niepotrzebnych myśli... Powiedz mu to.
    - No chyba nie. - mruknęłam, nawet nie zauważając, że te słowa wyrwały się naprawdę z moich ust.
    - Co „nie”? - spojrzał zdziwiony
    - Nic, naprawdę nic.! - gwałtownie zamachałam rękami. - To tylko mój Zanpakutō. Ja... Lepiej już zacznę... Mógłbyś się trochę... Odsunąć? - skinął głową i odszedł na kilka metrów. Nic nie mówił, tylko się uśmiechał lekko.
    Zamknęłam oczy, próbując się rozluźnić. Kiedy po dłuższym czasie udało mi się to...

3 komentarze:

  1. Cześć! Pierwso chce zrobić to preprosić, cię za to, że dodałam cię do Obserwatorów, ani koemntowałam! Wiem, jk to jest na własnym przykładzie, na blogu! Druga rzecz, to przeprosić za błedy, pewnie się pojawią. Prcuję nad tym! A przechodząc do rozdiałów to są cudowne, wspaniałe, boskie, idealne... i mogłabym tak wymieniać i wymieniać! Renji i Kuchiuki zakochany w Fuyumi? Wspanale! I jeszcze ta nieświadomość bohateki! Cudne! Bardzo fajny pomysł na bloga! Jestem nim zachwycona! Ja chcę kolejny rozdiał! I jak to Renji jest na półrocznej misji? Ja nie wytrzymam tyle bez niego!
    Oddaj mi go!
    A Rukia? Wprawdzie wolę jak jest w blogacj z Ichigo, ale rozumiem, ze oni u ciebie nie występują! I jak to jest zakochana w Renjim i odwrotne? On ma być z Fuyumi! Wiem, że ma to być Kuchihi,ale co ja na to poradzę? Kocham Renjiego! I przerwać w takim moemencie? Jak ja teraz zasne? Co? No odpwiedz mi!
    Nieważne, rozdział świetnie napisany lekko sę czyta i wszystko wie, o co chodzi, wicmi się podoba!
    Kocham i żegnam,
    Księżniczka Mroku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wstrzymaj orgazm bo stworzony jest już dwudziesty siódmy rozdział, jednak wszystko jest w trakcie drobnych poprawek językowych i opisowych.
      Pozdrawiam,
      Adwokat Diabła, Taios!

      Usuń
  2. Trolololo, lecę jak burza! A czytając komentarz Księżniczki doszłam do wniosku, że też powinnam przeprosić...;_;
    Sama (naprawdę nie wiem skąd O.o) mam 9 obserwatorów a odezwie się 2-3 z nich + Mihoshi...
    No, ale nie robię z siebie epicentrum (to takie fajne słowo xD) tego komentarza. Po przeczytaniu mogę dojść do wniosku, że lubisz RenRuki? To świetnie! Bo ja je kocham *.* teraz to się dopiero napaliłam na następne części...a ten Byakuya...dobrze się domyślałam, że zacznie się usmiechać...świat sie wali!
    A no i ten Renji na półrocznej misji...zagłodzą go tam u Urahary...xD

    OdpowiedzUsuń