Usiadłam obok
brunetki i wsłuchałam się w jej opowieść.
-
Tak właściwie to Renjiego znam
odkąd pamiętam. Wychowaliśmy się razem w Inuzuri, wraz z grupką
innych dzieci. - Rukia zamilkła na chwilę, uśmiechając się do
siebie. - Mam tylko jedno zdjęcie z tamtego okresu, pamiętam, że
zbierałam pieniądze przez dwa lata. Jeśli kiedyś przyjdziesz do
posiadłości to mogę ci je pokazać. Wracając do tematu. Kiedy z
grupy zostaliśmy tylko my, postanowiłam, że wstąpimy do Akademii
Shinigami. Tam zostaliśmy rozdzieleni. On dostał się do klasy
zaawansowanej, ja do zwykłej. Podczas kiedy Renji doskonalił
szermierkę, ja ćwiczyłam kidō. Niedługo później, to chyba był
trzeci miesiąc po wstąpieniu do Akademii, zaproponowano mi
przyłączenie się do klanu Kuchiki. Powiedziano mi, że to
dlatego, że przypominam bratu jego zmarłą żonę, Hisanę.
Dopiero później dowiedziałam się, że była moją siostrą. -
potrząsnęła głową, jakby próbując odgonić natrętne myśli.
-
A jaką rolę odgrywa tutaj
Renji-sama?
-
Co? Ah, Renji. - szlachcianka
zarumieniła się delikatnie. - Szczerze? Gdyby nie on to nigdy nie
należałabym do klanu Kuchiki. Kiedy się dowiedział pogratulował
mi i stwierdził, że to szansa na lepsze życie. - wyrzuciła z
siebie z niespotykaną goryczą. - Mogę być z tobą szczera,
Fuyumi?
-
Oczywiście, Rukia-sama. -
spojrzałam na nią. W jej oczach pobłyskiwały łzy.
-
Nie chciałam być w klanie.
Nigdy. Wolałabym razem z Renjim ciężko wspinać się po
szczeblach kariery, ale te parę słów które wtedy powiedział...
- urwała, pochylając głowę. Po chwili podjęła wątek, ale jej
głos drżał. - Te słowa, zgasiły całą moją nadzieję. Do
tamtej pory łudziłam się, że może coś z tego będzie. Że
przyjaźń zamieni się w związek.
-
Coś mi mówi, że to czas sobie
wszystko wyjaśnić. Renji-sama właśnie śpi na mojej kanapie po
misji. W trakcie snu zaczął mruczeć coś o tym, że żałuje
jakiejś decyzji. I o tym, że gdyby nie jego głupota to w tej
chwili byłabyś panią Abarai, Rukia-sama. - brunetka wstała
gwałtownie i złapała mnie za kołnierz szaty. Po chwili wlokła
mnie w stronę mojego domu. - Ajj, Rukia-sama, jeśli tak ci zależy
to możemy pobiec. Ale najpierw to mogłabyś mnie puścić.
-
Wybacz. - puściła mnie i ruszyła
biegiem. Zanim zdążyłam wstać, jej już nie było.
W końcu dotarłam
do domu. Rukia stała pod drzwiami i niecierpliwie przestępowała z
nogi na nogę. Najwidoczniej nie mogła się doczekać rozmowy z
Abaraiem. Otworzyłam drzwi. Szlachcianka wbiegła do salonu. Ja
zaraz za nią. Kanapa była pusta. Koc, którym przykryłam Renjiego
wychodząc, był złożony w kostkę, a herbata została wypita.
-
Najwyraźniej obudził się kiedy
cię szukałam. - stwierdziłam. Rukia zwiesiła smętnie głowę.
-
Moje szczęście. Jak zawsze
kurna. - chciałam ją jakoś pocieszyć, ale usiadła na podłodze.
-
Rukia-sama, co jest? Przecież
możemy go poszukać. Jak znam życie poszedł do siebie albo na
salę treningową.
-
Nie, Fuyumi. To... Już nieważne.
- urwała wątek.
-
Jak to „nieważne”?! Taka
rzecz nie może być ot tak sobie nieważna!
-
Jesteś taka jak mówił brat. Nie
widzisz rzeczy oczywistych. - spojrzałam na nią nie rozumiejąc.
Po chwili usiadłam obok niej, nadal wlepiając w nią zdziwione
spojrzenie
-
W sensie? - przekrzywiłam głowę
w bok.
-
Nie widzisz tego, że on cię
lubi. Nawet bardziej niż sam by chciał.
-
To on w ogóle mnie lubi? Jakoś
tego po nim nie widać. Jedyne co widzę w jego zachowaniu i
wyglądzie to to, że marszczy się na mój widok. Zupełnie jakbym
śmierdziała. - rzuciłam chłodno. - Mam wrażenie, że on mnie
nienawidzi. Ja go zresztą też nie cierpię.
-
Oczywiście, Fuyumi. Zaczęłam o
tym, że brat cię lubi. Renji też cię lubi. - dodała po dłuższej
chwili milczenia.
-
To to wiem. Jest jak mój starszy
braciszek. - wzruszyłam ramionami.
-
Nie w tym sensie. Fuyumi, chodzi
mi o to, że ty im się najzwyczajniej w świecie podobasz. -
wyrzuciła z siebie wreszcie. Wyczuwałam w jej reiatsu rosnącą
gorycz i.. Zazdrość?
-
Rukia-sama? Czy ty.. jesteś
zazdrosna? Ja owszem, lubię porucznika. Ale nie w ten sposób. I on
o tym wie. Zawsze myślałam, że przytula mnie tylko dlatego, że
jesteśmy tak podobne.
-
Myślisz?
-
Tak mi się wydaje. Nie lepiej
byłoby zapytać go o to wprost? Jeśli chcesz mogę sama go o to
zapytać. Przy okazji mogę mu powiedzieć, że chcesz z nim
pogadać. - uśmiechnęłam się.
-
Nie trzeba, Fuyumi. Sama go
znajdę.
Następnego dnia
weszłam do gabinetu porucznika i zastałam tam Kuchikiego
porządkującego papiery.
-
A kapitan co tutaj robi? Gdzie
jest Renji-sama? - zapytałam zamiast powitania. Kapitan nawet nie
odwrócił głowy, a mnie przypomniały się słowa Rukii: „Ty im
się najzwyczajniej w świecie podobasz”. Aaa, co ja sobie
myślę. Chyba mam przerost ego.
-
Jest na misji
w świecie żywych. - rzucił mężczyzna po dłuższej chwili
milczenia.
-
A kiedy wróci?
Ktoś ma do niego sprawę. - podeszłam do biurka i bez pytania
wzięłam stos papierów do wypełnienia i podpisania.
-
Jest tam na
pół roku. - papiery upadły na podłogę tworząc mozaikę wraz z
tymi, które miał na biurku Byakuya. - Kto ma do niego sprawę?
Ty? - w końcu na mnie spojrzał. Zajęłam się ponownym układaniem
papierów na jeden stos. Pokręciłam głową przebiegając wzrokiem
po tekście na kartce i odkładając ją na biurko, pod nos bruneta.
-
Nie
ja. Rukia-sama chce z nim pogadać. - znowu podniosłam stosik i
spojrzałam na Kuchikiego. - Nie da się tego jakoś przyspieszyć?
- pokręcił przecząco głową. - Dupa z ciebie, nie kapitan. -
odwróciłam się by wyjść. - Przy okazji. Papiery na biurku
zawsze ja wypełniam. Nie mieszaj się do tego. - zatrzymałam się
przy drzwiach. - Chociaż nie. Ostatnia kupka po prawej stronie jest
do wypełnienia przez kapitana. To przydziały misji o ile się nie
mylę. Przydziel mi jakąś, a niechybnie zginiesz. - wyszłam,
zamykając za sobą drzwi. Usłyszałam jęknięcie. Taaak, chyba
zobaczył ile się tego nagromadziło przez pół roku. Dzięki,
Renji. Jesteś wspaniały. A
ciekawe kto go do tego namówił?
Cicho tam.
Kapitan patrzył chłodno na moje
wysiłki przy próbie pokonania kolejnego przeciwnika. Mógłbyś
mi pomóc? Niby jak? Może
swoim imieniem i komendą shikai? Nie ma mowy,
malutka. Pracuj dalej.
-
Męska, szowinistyczna świnia. - mruknęłam pod nosem. Mocniej
ścisnęłam katanę i uwolniłam dużą ilość reiatsu. Powietrze
natychmiastowo stało się lodowate. Pogratulowałam sobie, że mimo
upału ubrałam na siebie grubsze ciuchy. Mój przeciwnik trząsł
się z zimna, aż upuścił swój Zanpakutō.
-
Walka zakończona. Możesz odejść. - Kuchiki skinął głową
szeregowcowi, który ulotnił się zabierając ze sobą swoją broń.
- Ten epitet był o mnie? - spojrzał na mnie. Schowałam katanę.
-
Masz za duże mniemanie o sobie. Chociaż określenie
„szowinistyczna świnia” też do ciebie pasuje. - mężczyzna
skrzywił się tylko. - Mówiłam do swojego Zanpakutō, durny
szlachcicu.
-
Usiądź. - wstał i podszedł niedaleko mnie. - Nauczę cię
porozumiewania ze swoim Zanpakutō.
-
Tsss, jakby było mi to potrzebne. Umiem się z nim świetnie
dogadać. - nadal stałam. Mężczyzna spojrzał na mnie tym swoim
lodowym wzrokiem. - To już na mnie nie działa. - założyłam ręce
na piersi i pokazałam mu język. Ten tylko położył dłoń na
rękojeści Senbonzakury. - Okey, okey, już siadam. Lepiej ci? -
szybko usiadłam na ziemi po turecku.
-
Lepiej.
-
Debil. Straszysz bogu ducha winnych ludzi. - chyba go przytkało, bo
przez dłuższą chwilę się nie odzywał. W końcu uśmiechnął
się. - A ciebie ktoś w łeb walnął, że się uśmiechasz?
-
Nie, po prostu pomyślałem sobie, że taka niewinna to ty wcale nie
jesteś. - zapowietrzyłam się gwałtownie i spojrzałam na niego
wściekle.
-
Niby czemu nie?! I na jakiej podstawie tak mówisz?! -
wybuchnęłam rozsiewając dookoła moje lodowate reiatsu.
-
A te papiery ostatnio? - zamilkłam. Wzięłam głęboki wdech i
zapanowałam nad swoją energią duchową.
-
Świnia. To było nieczyste zagranie. - wstałam i ruszyłam ku
wyjściu z dywizji. Potrzebowałam odpoczynku i spokoju. Zwłaszcza
spokoju.
-
A ty gdzie idziesz?
-
Jak najdalej od ciebie, zgredzie. - chciałam go wyminąć, ale
zagrodził mi drogę.
-
Nigdzie nie pójdziesz dopóki nie powiem, że to koniec treningu. -
powiedział chłodno.
-
W dupie to mam. Jestem zmęczona twoją obecnością. - w odpowiedzi
tylko wyjął Zanpakutō. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam przed
siebie zupełnie ignorując osobę kapitana.
-
Drugi raz nie powtórzę. - ostrze Senbonzakury znalazło się na
moim gardle. Spojrzałam chłodno na właściciela ostrza.
-
Nie musisz. Sama też potrafię uwolnić twoje shikai. I tym razem
mogę zrobić to świadomie.
-
Innych potrafisz, ale imienia swojego Zanpakutō nie umiesz poznać.
Cóż za ironia.
-
Zamknij się! Nie potrafisz mnie nauczyć to skończ mnie obrażać!
- schował Senbonzakurę do sayi i pokręcił głową. Szybkim
krokiem ruszyłam do wyjścia z placu treningowego.
-
Próbuję, ale ty sama nie chcesz się tego nauczyć. - rzucił
cicho w moją stronę. Stanęłam jak wryta. On ma rację
malutka. Nie chcesz nawet spróbować. Wybacz.
-
Więc mi to pokaż. Nie tłumaczysz żadnych podstaw, tylko od razu
przechodzisz do praktyki. Renji tak nie robi. - spuściłam głowę.
Cisza. Odwróciłam się. Na placu nie było nikogo. Westchnęłam.
Sama do tego dojdę. Odwróciłam się ponownie chcąc
ostatecznie wyjść z pola treningowego, ale wpadłam na kapitana,
który do tej pory ukrywał się za moimi plecami. - Aaaa! Jesteś
ty normalny?! Prawie zeszłam na zawał! - aż usiadłam na ziemi z
wrażenia. Oskarżycielsko wycelowałam w niego palec. - Chciałeś
mnie zabić i mieć mnie z głowy! - ten tylko przewrócił oczami.
-
Aż taki zły to ja nie jestem. - powiedział siadając naprzeciwko
mnie po turecku. Ja również skrzyżowałam nogi.
-
Jasne jasne. Bo ci uwierzę. - burknęłam.
-
Nie musisz. Masz tylko słuchać, bo drugi raz nie powtórzę. -
zamilkłam i wlepiłam w niego spojrzenie. - Żeby wejść do
swojego wewnętrznego świata masz dwie możliwości. Jedną z nich
jest medytacja. Polega ona na tym, że kładziesz swój Zanpakutō
na kolanach i medytując, uwalniasz swój umysł od niepotrzebnych
myśli.
-
A druga opcja?
-
Druga możliwość jest taka, że twój Zanpakutō sam cię do niego
wciągnie. Ale to rzadko się dzieje, bo zazwyczaj nie ma aż takiej
palącej potrzeby, żeby zużywać energię zarówno swoją jak i
właściciela Zanpakutō.
-
Jaki wykład... - mruknęłam ironicznie.
-
Skoro wszystko już wiesz to spróbuj. - spojrzał na mnie łagodnym,
prawie uspokajającym wzrokiem. Prawie.
-
No chyba nie. A jeśli coś mi się nie uda?! Wsiąknie mnie
pomiędzy świadomością a moim wewnętrznym światem... - zaczęłam
panikować.
-
Boisz się? - Kuchiki spojrzał na mnie badawczo.
-
Nie boję się! - zaprzeczyłam gwałtownie. - Tylko mam obawy co
się stanie jak mi nie wyjdzie...
-
Nie dowiesz się dopóki nie spróbujesz. W razie czego jestem
przecież obok. - uśmiechnął się lekko.
-
Jakoś ci nie ufam... - uśmiech znikł. - A skąd mam wiedzieć, że
jak zamknę oczy to mnie nie zabijesz? - chyba nie powinnam była
tego mówić. Kapitan wstał i podszedł te parę kroków do mnie.
Usiadł przede mną i spojrzał na mnie poważnie. Zamknęłam oczy,
powtarzając szeptem. - Przepraszam... - kiedy nic nie robił
otworzyłam oczy. Dopiero wtedy zaczął mówić.
-
Dlaczego
miałbym cię zabijać? Jesteś w moim oddziale, poza tym...
Przypominasz ją. I nie chodzi mi o tylko wygląd. Niektóre twoje
słowa, gesty, nawet mimika. - odwrócił wzrok. - To tak jakbyś ty
była Hisaną, moją Hisaną. - pokręcił głową i spojrzał na
mnie ponownie. W jego oczach odbijał się smutek. I ogromna miłość
do tamtej kobiety. - A jej nie potrafiłbym zranić w jakikolwiek
sposób. - w pewien sposób, niepojęty dla mnie, zaczęłam
zazdrościć jego zmarłej żonie. Mówił o niej z taką
miłością... Chciałabyś, żeby ciebie ktoś
tak kochał, prawda malutka? Nawet jeśli... Jestem arrancarem, zostałam stworzona do zabijania,
a nie po to, żeby kogoś kochać. I nie zmieni tego fakt, że
aktualnie udaję shinigami.
-
Przepraszam. Nie powinnam była.. - zamilkłam nie kończąc zdania.
Dotarło do mnie to, co powiedział. Moje serce szaleńczo
przyspieszyło, a krew szumiała mi w uszach. Otworzyłam szeroko
oczy, patrząc na niego w niemym zdumieniu.
-
Jestem obok. I uwierz w siebie, w to, że ci się uda. - skinęłam
głową, czując jak moje policzki pulsują od krwi. Teraz to ja
na pewno nie odgonię niepotrzebnych myśli... Powiedz mu
to.
-
No chyba nie. - mruknęłam, nawet nie zauważając, że te słowa
wyrwały się naprawdę z moich ust.
-
Co „nie”? - spojrzał zdziwiony
-
Nic, naprawdę nic.! - gwałtownie zamachałam rękami. - To tylko
mój Zanpakutō. Ja... Lepiej już zacznę... Mógłbyś się
trochę... Odsunąć? - skinął głową i odszedł na kilka metrów.
Nic nie mówił, tylko się uśmiechał lekko.
Zamknęłam oczy, próbując się rozluźnić. Kiedy po dłuższym
czasie udało mi się to...
Cześć! Pierwso chce zrobić to preprosić, cię za to, że dodałam cię do Obserwatorów, ani koemntowałam! Wiem, jk to jest na własnym przykładzie, na blogu! Druga rzecz, to przeprosić za błedy, pewnie się pojawią. Prcuję nad tym! A przechodząc do rozdiałów to są cudowne, wspaniałe, boskie, idealne... i mogłabym tak wymieniać i wymieniać! Renji i Kuchiuki zakochany w Fuyumi? Wspanale! I jeszcze ta nieświadomość bohateki! Cudne! Bardzo fajny pomysł na bloga! Jestem nim zachwycona! Ja chcę kolejny rozdiał! I jak to Renji jest na półrocznej misji? Ja nie wytrzymam tyle bez niego!
OdpowiedzUsuńOddaj mi go!
A Rukia? Wprawdzie wolę jak jest w blogacj z Ichigo, ale rozumiem, ze oni u ciebie nie występują! I jak to jest zakochana w Renjim i odwrotne? On ma być z Fuyumi! Wiem, że ma to być Kuchihi,ale co ja na to poradzę? Kocham Renjiego! I przerwać w takim moemencie? Jak ja teraz zasne? Co? No odpwiedz mi!
Nieważne, rozdział świetnie napisany lekko sę czyta i wszystko wie, o co chodzi, wicmi się podoba!
Kocham i żegnam,
Księżniczka Mroku!
Wstrzymaj orgazm bo stworzony jest już dwudziesty siódmy rozdział, jednak wszystko jest w trakcie drobnych poprawek językowych i opisowych.
UsuńPozdrawiam,
Adwokat Diabła, Taios!
Trolololo, lecę jak burza! A czytając komentarz Księżniczki doszłam do wniosku, że też powinnam przeprosić...;_;
OdpowiedzUsuńSama (naprawdę nie wiem skąd O.o) mam 9 obserwatorów a odezwie się 2-3 z nich + Mihoshi...
No, ale nie robię z siebie epicentrum (to takie fajne słowo xD) tego komentarza. Po przeczytaniu mogę dojść do wniosku, że lubisz RenRuki? To świetnie! Bo ja je kocham *.* teraz to się dopiero napaliłam na następne części...a ten Byakuya...dobrze się domyślałam, że zacznie się usmiechać...świat sie wali!
A no i ten Renji na półrocznej misji...zagłodzą go tam u Urahary...xD