środa, 20 lutego 2013

Rozdział 10

Minął tydzień od pojawienia się Ulquiorry w Seiretei. Nie powiem, nudziło mi się strasznie, zwłaszcza, że jak na złość Kuchiki odwołał wszystkie nasze treningi. Zamiast tego musiałam wypełniać sterty raportów, w końcu Renji był nadal na misji. Dzisiejszego dnia zapowiadał się ten sam grafik: raporty, raporty i jeszcze raz raporty. Siedziałam przy biurku i przeglądałam papiery kiedy ktoś zapukał do gabinetu.

     - Proszę. - drzwi otwarły się ukazując kapitana Ósmego Oddziału, Kyōraku Shunsuia. Poderwałam się z miejsca. - Proszę o wybaczenie, nie poznałam po reiatsu... - już miałam się ukłonić, gdy kapitan po prostu machnął ręką.


     - Spokojnie, Fuyumi-chan. Jeśli się skłonisz uderzysz głową o blat. - spojrzałam niepewnie najpierw na mebel, później na mężczyznę stojącego przede mną. - Nie przejmuj się i usiądź. Nie cierpię kiedy ładne kobiety stoją w mojej obecności. - zarumieniłam się, ale posłusznie usiadłam. Kapitan usiadł na kanapie niedaleko. - Gdzie jest kapitan Kuchiki?


     - Etto... Jeszcze nie przyszedł, kapitanie Kyōraku. - zamyśliłam się. To niepodobne do zgreda żeby się spóźniał. Zawsze był w biurze wcześniej ode mnie. - Może herbaty? Sake niestety nie ma. - dodałam znając upodobania kapitana. Wstałam i podeszłam do drzwi.


     - Niech więc będzie herbata. Poczekam na Kuchikiego w miłym towarzystwie. - rzucił wesoło szatyn i rozparł się wygodnie. Szybko zaparzyłam napój i wróciłam do gabinetu, gdzie zauważyłam, że mężczyzna wyjął sake i nalał ją do dwóch czarek. - Fuyumi-chan, napij się ze mną. - uśmiechnął się i podał mi jedną czarkę.


     - Ale... Ja nigdy nie piłam... - zaprotestowałam. Uśmiech szatyna nie zmienił się ani odrobinę. Zgredzie, przyjdź tutaj... I to szybko bo jak nie to popamiętasz moją zemstę. Niestety sekundy mijały, a reiatsu Kuchikiego wciąż było niewyczuwalne. - No dobrze, ale tylko jedną kolejkę. - przyjęłam naczynie i usiadłam na drugim końcu kanapy.


No to zdrówko! - rzucił Shunsui i jednym łykiem opróżnił zawartość czarki. Popatrzyłam nieufnie na alkohol. Zamknęłam oczy i wypiłam. Gorąco zapiekło mnie po gardle, po chwili zeszło do żołądka. Wykrzywiłam się. - Nie smakowało ci?


     - Ettoo... Nie wiem jak to określić, kapitanie...


     - Skoro nie wiesz jak to określić to musisz wypić jeszcze raz. - nie dał się ubłagać, po prostu nalał mi i sobie kolejną kolejkę. Chcąc nie chcąc wypiłam. Później jeszcze raz i jeszcze...

Po kilkunastu takich kolejkach byłam pijana. Wprawdzie potrafiłam jeszcze składnie mówić, ale miałam obawy co się stanie kiedy wstanę. W najgorszym wypadku mogłam po prostu zasnąć na stojąco, by rano obudzić się leżąc na ziemi.

     - Kyōraku, co ty robisz z moją podwładną? - drzwi otworzyły się i stanął w nich szlachcic. Wściekłym wzrokiem spoglądał na kapitana ósemki, który nic sobie z tego nie robił.


     - Nic nie robię. Po prostu wypiliśmy kilka kolejek czekając na ciebie.


     - Kilka? Spójrz lepiej jak ona wygląda. - mętnie skojarzyłam, że chodzi mu o mnie.


     - Zamknij się zgredzie, hyk! Jest dobrze, nie jestem pijana... - wstałam i niewiele brakowało a upadłabym na biurko. - ...Aż tak. - dodałam, gdy w końcu pokój przestał wirować. - Ale myślę, że przytulenie podłogi będzie dobrym pomysłem. - ledwo to powiedziałam, a oczy same mi się zamknęły. Jedyne co pamiętam zanim nastała ciemność to Kyōraku próbujący mnie złapać.

*Narracja trzecioosobowa*

     - Zgredzie? Niezłe określenie. - rzucił Shunsui, uśmiechając się szeroko i kładąc Fuyumi na kanapie. - No, to ja już pójdę. - ruszył w kierunku drzwi.


     - Czego od niej chciałeś? Bo doskonale wiem, że specjalnie przyszedłeś wtedy kiedy mnie nie było. - rzucił sucho Kuchiki zastępując mu drogę. Patrzył przy tym zimno na szatyna.


     - Chciałem ją poznać. To zbrodnia? Jeśli tak to wybacz. - wzruszył ramionami i chciał wyminąć szlachcica.


     - Następnym razem nawet się do niej nie zbliżaj. - powiedział brunet, kiedy kapitan ósemki przechodził obok niego.


     - Jak chcesz. To na razie!

Kuchiki został w gabinecie sam, jeśli nie liczyć śpiącej dziewczyny na kanapie. Usiadł przy biurku, mając nadzieję, że uda mu się nadrobić zaległości, które powstały, gdy Kyōraku wpadł „na chwilę”. Wziął do ręki pierwszą z brzegu kartkę i już miał zagłębić się w jej treści kiedy śpiąca poruszyła się. Spojrzał na nią. Mruknęła coś pod nosem i objęła się rękami, nadal smacznie śpiąc. Pokręcił głową z niedowierzaniem, że tak szybko padła. Albo nigdy nie piła, albo ma naprawdę słabą głowę. Wziął do ręki filiżankę z herbatą i już miał się napić, gdy dziewczyna zaczęła mówić przez sen. Zastygł w połowie ruchu.
     - Kocie... Gdzie idziesz? Weź mnie se sobą, proszę... Ja nie chcę tu zostawać, tu jest tak ciemno... Wracaj! - po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Szlachcic nie ruszał się, zaskoczony widokiem. Nagle dziewczyna otworzyła oczy i usiadła prosto. Spojrzała na mężczyznę siedzącego za biurkiem.

*Narracja pierwszoosobowa*
     - Fuyumi, dobrze się... Czujesz? - zapytał mnie niepewnie. Nie wiem komu mam dziękować za bycie arrancarem. Alkohol szybko wyparowuje... Teraz muszę tylko dalej udawać pijaną.
     -  Nie. - wstałam i wyszłam z gabinetu zataczając się po drodze. Chyba musiało mi się coś śnić, bo czułam łzy spływające po policzkach. Usłyszałam jak drzwi gabinetu otwierają się ponownie. Nie czułam reiatsu kapitana, więc aż podskoczyłam, gdy położył mi dłoń na ramieniu.
     -  Zostań lepiej w gabinecie. - zawrócił mnie i, wciąż trzymając dłonie na moich ramionach, delikatnie popchnął z powrotem ku pomieszczeniu. Sam szedł zaraz za mną, jakby się bał, że się wywrócę albo ucieknę. Posadził mnie na kanapie i podał filiżankę wciąż ciepłej herbaty. Sam usiadł za biurkiem i patrzył na mnie uważnie.
     -  Co się patrzysz, zgredzie? - rzuciłam buntowniczo. Mężczyzna westchnął i pokręcił głową.
     -  Pij lepiej herbatę. Nie będziesz mieć aż takiego kaca jutro. - no tak, z tym się nie pomylił... Może i arrancarom procenty szybciej wyparowują z krwi, ale kaca i tak mamy. No, przynajmniej ja mam.
     -  Dobra. Ale i tak cię nie lubię. - upiłam łyk napoju, patrząc przy tym co porabia mój „kochany” kapitan. Pił herbatę i przeglądał dokumentację. - Ej, zostaw te papiery! - jego ręka zawisła nad jedną z wielu kartek wyglądających identycznie. Ale ja wiedziałam, że jeśli podniesie tą kartkę to zobaczy moje bazgroły.
     -  Które? - ignorując moje krzyki podniósł kartkę. Spojrzał na moje rysunki. - Fuyumi, powiedz mi: co to jest? - zapytał pokazując mi papier na którym wyżyłam się twórczo.
     -  Etto... To jest... Chappy? - zapytałam niepewnie. Po chwili niezręcznej ciszy podjęłam decyzję. Poderwałam się szybko z zamiarem zabrania mojej „twórczości”, ale chyba przeceniłam swoje możliwości. Najwyraźniej alkohol jeszcze tkwił w moim krwiobiegu i nadal działał. Wylądowałam twarzą na biurku, wyrzucając w powietrze wszystkie papiery, które na nim leżały. Niestety kartki nie udało mi się odzyskać. Zamiast tego zarobiłam sporego guza na czole. No i jeszcze to, że Kuchiki oblał się herbatą, którą miał w drugiej ręce.
     -  Fuyumi. - usiadłam na podłodze, próbując ukryć się przed jego wzrokiem.
     - Tak, kapitanku? - Co ja plotę? Chyba naprawdę jestem pijana... - Yyyy... Znaczy się zgredzie. - powoli, na czworakach przesuwałam się w kierunku wyjścia z gabinetu.
     -  Wstań.
     -  Ale po co? Mnie jest tutaj wygodnie.
     -  Yukimori. - tym razem w głosie zabrzmiała groźba pt. „użyję Senbonzakury”
     -  Ta jest... - niechętnie (i z trudnością) wstałam z podłogi. - Czy ktoś mógłby uspokoić te ściany? Rzygać mi się chce, gdy tak wirują... - nie byłam pewna czy wiruję ja czy gabinet. Kuchiki uśmiechnął się tylko w odpowiedzi.
     -  Idź do domu. Odprowadzę cię. A kiedy już będziesz bezpieczna to masz iść spać, czy to jasne?
     -  A od kiedy ty się tak o mnie martwisz? Będę robić co mi się żywnie podoba. - zachwiałam się idąc w stronę drzwi. - Przykładowo... Przykładowo... - zamyśliłam się próbując wymyślić co mogę robić zamiast pójścia spać. - O, już wiem! Pójdę do baru urżnąć się w trzy dupy!
     -  Już jesteś urżnięta. - zacisnęłam usta próbując wymyślić jakąś ripostę.
     -  Nieprawda! Urżniętym jest się wtedy kiedy człowiek, czy dusza, jeden kij, kiedy człowiek leży na ziemi i musi jej się trzymać żeby się nie kolebać w te i nazad. - wydusiłam jednym tchem. Ruszyłam żwawszym krokiem ku wyjściu z pokoju, kiedy drzwi otwarły się szeroko i wbiegł przez nie jakiś poharatany szeregowiec.
     - Kapitanie Kuchiki! Porucznik Abarai... - oparł się ciężko o własne uda próbując złapać oddech. Natychmiastowo wytrzeźwiałam. Chwyciłam szeregowca za kołnierz i ignorując jego otwierające się rany zaczęłam nim potrząsać.
     -  Co z porucznikiem?! Gadaj!
     -  Yukimori uspokój się i zaprowadź go do Czwartej Dywizji. Abarai już tam jest? - kapitan przeszedł obok nas, poprawiając haori.
     -  Tak, kapitanie. Sala 400. - Kuchiki nie odpowiedział. Spojrzałam z niechęcią na szeregowca, którego wciąż trzymałam za szaty. Puściłam go i przygładziłam własne.
     -  Wybacz. Przez zgreda zrobiłam się nerwowa. Dasz radę dojść do Czwórki? - odpowiedziało mi niepewne skinięcie głową. - Okey, to chodź. Po drodze wyjaśnisz mi co się stało.
     -  Tak jest, pani oficer.
     -  Po imieniu chłopie, po imieniu. - rzuciłam ruszając przodem.

1 komentarz:

  1. Trololo pijana-niepijana Fuyumi <3
    Ten Byakuya jest taki zbyt troskliwy jak na Byakuyę *podejrzliwy wzrok* on coś knuje. Bo on się uśmiecha~! Byakuye takie jak on się nie uśmiechają >.>
    A jeszcze niedawno pisałam coś o tym, że ma prawo być ludzki xD
    No ale dobra. No i co ten Kyouraku kombinuje. Czyżby kosze od Nanao już mu nie wystarczały?
    I ten Renji? Ofiara losu krzywdę sobie zrobił. Albo mu zrobiono. Nie dowiem się jak nie przeczytam xD
    PS. Swoją drogą ciekawe jest komentować Twój rozdział jednocześnie rozmawiając na gg xD

    OdpowiedzUsuń