Minął tydzień od
pojawienia się Ulquiorry w Seiretei. Nie powiem, nudziło mi się
strasznie, zwłaszcza, że jak na złość Kuchiki odwołał
wszystkie nasze treningi. Zamiast tego musiałam wypełniać sterty
raportów, w końcu Renji był nadal na misji. Dzisiejszego dnia
zapowiadał się ten sam grafik: raporty, raporty i jeszcze raz
raporty. Siedziałam przy biurku i przeglądałam papiery kiedy ktoś
zapukał do gabinetu.
-
Proszę. - drzwi otwarły się
ukazując kapitana Ósmego Oddziału, Kyōraku Shunsuia. Poderwałam
się z miejsca. - Proszę o wybaczenie, nie poznałam po reiatsu...
- już miałam się ukłonić, gdy kapitan po prostu machnął ręką.
-
Spokojnie, Fuyumi-chan. Jeśli się
skłonisz uderzysz głową o blat. - spojrzałam niepewnie najpierw
na mebel, później na mężczyznę stojącego przede mną. - Nie
przejmuj się i usiądź. Nie cierpię kiedy ładne kobiety stoją w
mojej obecności. - zarumieniłam się, ale posłusznie usiadłam.
Kapitan usiadł na kanapie niedaleko. - Gdzie jest kapitan Kuchiki?
-
Etto... Jeszcze nie przyszedł,
kapitanie Kyōraku. - zamyśliłam się. To niepodobne do zgreda
żeby się spóźniał. Zawsze był w biurze wcześniej ode mnie. -
Może herbaty? Sake niestety nie ma. - dodałam znając upodobania
kapitana. Wstałam i podeszłam do drzwi.
-
Niech więc będzie herbata.
Poczekam na Kuchikiego w miłym towarzystwie. - rzucił wesoło
szatyn i rozparł się wygodnie. Szybko zaparzyłam napój i
wróciłam do gabinetu, gdzie zauważyłam, że mężczyzna wyjął
sake i nalał ją do dwóch czarek. - Fuyumi-chan, napij się ze
mną. - uśmiechnął się i podał mi jedną czarkę.
-
Ale... Ja nigdy nie piłam... -
zaprotestowałam. Uśmiech szatyna nie zmienił się ani odrobinę.
Zgredzie, przyjdź tutaj... I to szybko bo jak nie to popamiętasz
moją zemstę. Niestety sekundy
mijały, a reiatsu Kuchikiego wciąż było niewyczuwalne. - No
dobrze, ale tylko jedną kolejkę. - przyjęłam naczynie i usiadłam
na drugim końcu kanapy.
No to zdrówko!
- rzucił Shunsui i jednym łykiem opróżnił zawartość czarki.
Popatrzyłam nieufnie na alkohol. Zamknęłam oczy i wypiłam.
Gorąco zapiekło mnie po gardle, po chwili zeszło do żołądka.
Wykrzywiłam się. - Nie smakowało ci?
-
Ettoo... Nie
wiem jak to określić, kapitanie...
-
Skoro nie
wiesz jak to określić to musisz wypić jeszcze raz. - nie dał się
ubłagać, po prostu nalał mi i sobie kolejną kolejkę. Chcąc nie
chcąc wypiłam. Później jeszcze raz i jeszcze...
Po kilkunastu takich kolejkach byłam pijana. Wprawdzie potrafiłam
jeszcze składnie mówić, ale miałam obawy co się stanie kiedy
wstanę. W najgorszym wypadku mogłam po prostu zasnąć na stojąco,
by rano obudzić się leżąc na ziemi.
-
Kyōraku, co
ty robisz z moją podwładną? - drzwi otworzyły się i stanął w
nich szlachcic. Wściekłym wzrokiem spoglądał na kapitana ósemki,
który nic sobie z tego nie robił.
-
Nic nie robię.
Po prostu wypiliśmy kilka kolejek czekając na ciebie.
-
Kilka? Spójrz
lepiej jak ona wygląda. - mętnie skojarzyłam, że chodzi mu o
mnie.
-
Zamknij się
zgredzie, hyk! Jest dobrze, nie jestem pijana... - wstałam i
niewiele brakowało a upadłabym na biurko. - ...Aż tak. - dodałam,
gdy w końcu pokój przestał wirować. - Ale myślę, że
przytulenie podłogi będzie dobrym pomysłem. - ledwo to
powiedziałam, a oczy same mi się zamknęły. Jedyne co pamiętam
zanim nastała ciemność to Kyōraku próbujący mnie złapać.
*Narracja trzecioosobowa*
-
Zgredzie?
Niezłe określenie. - rzucił Shunsui, uśmiechając się szeroko i
kładąc Fuyumi na kanapie. - No, to ja już pójdę. - ruszył w
kierunku drzwi.
-
Czego od niej
chciałeś? Bo doskonale wiem, że specjalnie przyszedłeś wtedy
kiedy mnie nie było. - rzucił sucho Kuchiki zastępując mu drogę.
Patrzył przy tym zimno na szatyna.
-
Chciałem ją
poznać. To zbrodnia? Jeśli tak to wybacz. - wzruszył ramionami i
chciał wyminąć szlachcica.
-
Następnym
razem nawet się do niej nie zbliżaj. - powiedział brunet, kiedy
kapitan ósemki przechodził obok niego.
-
Jak chcesz. To
na razie!
Kuchiki został w gabinecie sam, jeśli nie liczyć śpiącej
dziewczyny na kanapie. Usiadł przy biurku, mając nadzieję, że uda
mu się nadrobić zaległości, które powstały, gdy Kyōraku wpadł
„na chwilę”. Wziął do ręki pierwszą z brzegu kartkę i już
miał zagłębić się w jej treści kiedy śpiąca poruszyła się.
Spojrzał na nią. Mruknęła coś pod nosem i objęła się rękami,
nadal smacznie śpiąc. Pokręcił głową z niedowierzaniem, że tak
szybko padła. Albo nigdy nie piła, albo ma naprawdę słabą
głowę. Wziął do ręki filiżankę z herbatą i już miał się
napić, gdy dziewczyna zaczęła mówić przez sen. Zastygł w
połowie ruchu.
-
Kocie... Gdzie
idziesz? Weź mnie se sobą, proszę... Ja nie chcę tu zostawać,
tu jest tak ciemno... Wracaj! - po jej policzkach zaczęły płynąć
łzy. Szlachcic nie ruszał się, zaskoczony widokiem. Nagle
dziewczyna otworzyła oczy i usiadła prosto. Spojrzała na
mężczyznę siedzącego za biurkiem.
*Narracja pierwszoosobowa*
-
Fuyumi, dobrze
się... Czujesz? - zapytał mnie niepewnie. Nie wiem komu mam
dziękować za bycie arrancarem. Alkohol szybko wyparowuje... Teraz
muszę tylko dalej udawać pijaną.
- Nie. - wstałam
i wyszłam z gabinetu zataczając się po drodze. Chyba musiało mi
się coś śnić, bo czułam łzy spływające po policzkach.
Usłyszałam jak drzwi gabinetu otwierają się ponownie. Nie czułam
reiatsu kapitana, więc aż podskoczyłam, gdy położył mi dłoń
na ramieniu.
- Zostań lepiej
w gabinecie. - zawrócił mnie i, wciąż trzymając dłonie na
moich ramionach, delikatnie popchnął z powrotem ku pomieszczeniu.
Sam szedł zaraz za mną, jakby się bał, że się wywrócę albo
ucieknę. Posadził mnie na kanapie i podał filiżankę wciąż
ciepłej herbaty. Sam usiadł za biurkiem i patrzył na mnie
uważnie.
- Co się
patrzysz, zgredzie? - rzuciłam buntowniczo. Mężczyzna westchnął
i pokręcił głową.
- Pij lepiej
herbatę. Nie będziesz mieć aż takiego kaca jutro. - no tak, z
tym się nie pomylił... Może i arrancarom procenty szybciej
wyparowują z krwi, ale kaca i tak mamy. No, przynajmniej ja mam.
- Dobra. Ale i
tak cię nie lubię. - upiłam łyk napoju, patrząc przy tym co
porabia mój „kochany” kapitan. Pił herbatę i przeglądał
dokumentację. - Ej, zostaw te papiery! - jego ręka zawisła nad
jedną z wielu kartek wyglądających identycznie. Ale ja
wiedziałam, że jeśli podniesie tą kartkę to zobaczy moje
bazgroły.
- Które? -
ignorując moje krzyki podniósł kartkę. Spojrzał na moje
rysunki. - Fuyumi, powiedz mi: co to jest? - zapytał pokazując mi
papier na którym wyżyłam się twórczo.
- Etto... To
jest... Chappy? - zapytałam niepewnie. Po chwili niezręcznej ciszy
podjęłam decyzję. Poderwałam się szybko z zamiarem zabrania
mojej „twórczości”, ale chyba przeceniłam swoje możliwości.
Najwyraźniej alkohol jeszcze tkwił w moim krwiobiegu i nadal
działał. Wylądowałam twarzą na biurku, wyrzucając w powietrze
wszystkie papiery, które na nim leżały. Niestety kartki nie udało
mi się odzyskać. Zamiast tego zarobiłam sporego guza na czole. No
i jeszcze to, że Kuchiki oblał się herbatą, którą miał w
drugiej ręce.
- Fuyumi. -
usiadłam na podłodze, próbując ukryć się przed jego wzrokiem.
-
Tak,
kapitanku? - Co ja plotę? Chyba naprawdę jestem pijana... -
Yyyy... Znaczy się zgredzie. - powoli, na czworakach przesuwałam
się w kierunku wyjścia z gabinetu.
- Wstań.
- Ale po co?
Mnie jest tutaj wygodnie.
- Yukimori. -
tym razem w głosie zabrzmiała groźba pt. „użyję Senbonzakury”
- Ta jest... -
niechętnie (i z trudnością) wstałam z podłogi. - Czy ktoś
mógłby uspokoić te ściany? Rzygać mi się chce, gdy tak
wirują... - nie byłam pewna czy wiruję ja czy gabinet. Kuchiki
uśmiechnął się tylko w odpowiedzi.
- Idź do domu.
Odprowadzę cię. A kiedy już będziesz bezpieczna to masz iść
spać, czy to jasne?
- A od kiedy ty
się tak o mnie martwisz? Będę robić co mi się żywnie podoba. -
zachwiałam się idąc w stronę drzwi. - Przykładowo...
Przykładowo... - zamyśliłam się próbując wymyślić co mogę
robić zamiast pójścia spać. - O, już wiem! Pójdę do baru
urżnąć się w trzy dupy!
- Już jesteś
urżnięta. - zacisnęłam usta próbując wymyślić jakąś
ripostę.
- Nieprawda!
Urżniętym jest się wtedy kiedy człowiek, czy dusza, jeden kij,
kiedy człowiek leży na ziemi i musi jej się trzymać żeby się
nie kolebać w te i nazad. - wydusiłam jednym tchem. Ruszyłam
żwawszym krokiem ku wyjściu z pokoju, kiedy drzwi otwarły się
szeroko i wbiegł przez nie jakiś poharatany szeregowiec.
-
Kapitanie
Kuchiki! Porucznik Abarai... - oparł się ciężko o własne uda
próbując złapać oddech. Natychmiastowo wytrzeźwiałam.
Chwyciłam szeregowca za kołnierz i ignorując jego otwierające
się rany zaczęłam nim potrząsać.
- Co z
porucznikiem?! Gadaj!
- Yukimori
uspokój się i zaprowadź go do Czwartej Dywizji. Abarai już tam
jest? - kapitan przeszedł obok nas, poprawiając haori.
- Tak,
kapitanie. Sala 400. - Kuchiki nie odpowiedział. Spojrzałam z
niechęcią na szeregowca, którego wciąż trzymałam za szaty.
Puściłam go i przygładziłam własne.
- Wybacz. Przez
zgreda zrobiłam się nerwowa. Dasz radę dojść do Czwórki? -
odpowiedziało mi niepewne skinięcie głową. - Okey, to chodź. Po
drodze wyjaśnisz mi co się stało.
- Tak jest, pani
oficer.
- Po imieniu
chłopie, po imieniu. - rzuciłam ruszając przodem.
Trololo pijana-niepijana Fuyumi <3
OdpowiedzUsuńTen Byakuya jest taki zbyt troskliwy jak na Byakuyę *podejrzliwy wzrok* on coś knuje. Bo on się uśmiecha~! Byakuye takie jak on się nie uśmiechają >.>
A jeszcze niedawno pisałam coś o tym, że ma prawo być ludzki xD
No ale dobra. No i co ten Kyouraku kombinuje. Czyżby kosze od Nanao już mu nie wystarczały?
I ten Renji? Ofiara losu krzywdę sobie zrobił. Albo mu zrobiono. Nie dowiem się jak nie przeczytam xD
PS. Swoją drogą ciekawe jest komentować Twój rozdział jednocześnie rozmawiając na gg xD