Dodatkowo mam złe wieści. Przeglądając z Renee jakąś dziwną stronę trafiłyśmy na coś takiego, co przeraziło nas obie. W wyniku tego Renee została kanibalem, a ja zrozpaczoną wielbicielką... Wynika z tego ni mniej, ni więcej, że Byakuya został "zjedzony" przez Renee... Niedobra ty! Wypluj go, wypluj! Oczywiście biorę poprawkę na datę, bo było to wieki temu, a przypomniało mi się teraz xD
Sarkazm: Więcej dystansu do świata Serek, może być tak, że Renee zjadła twojego kuzyna, a nie akurat Byakuyę...
T.T zostanę Ulquiorrą...
~~*~~
-
Renji-sama? - wsunęłam się
cicho do sali. Porucznik odwrócił się od okna, w które
patrzył ubierając hakamę. Nie nosił już opatrunków, ale
gdzieniegdzie widać było większe blizny - Przepra..
-
Nic się nie stało, wejdź. -
uśmiechnął się na mój widok. Zamknęłam za sobą drzwi i
spojrzałam na niego. Stałam przez kilka ładnych minut z
uchylonymi ustami, nic nie mówiąc. Oczarowała mnie liczba
jego tatuaży. Chociaż.. Bardziej pociągało mnie ich
umiejscowienie. Nawet nie zauważyłam, że mężczyzna zdążył
zlustrować mnie (a raczej moje nowe, wybujałe, piętnastoletnie
ciało) wzrokiem i uśmiechał się szeroko na widok rumieńców
na moich policzkach. - Tatuaże mam jeszcze na plecach... Chcesz
zobaczyć? - Zaczerwieniłam się jeszcze mocniej i wymamrotałam
coś pod nosem o tym, że nie trzeba.
-
Renji-sama, ja... - Zaczęłam
nerwowo szarpać skraj rękawa szpitalnego stroju.
-
Ej, nie rozpłacz się. Przecież
mówię, że nic się nie stało. Poza tym to nie pierwsza
moja rana od Senbonzakury. - Spojrzałam na niego zdziwiona. Na
szczęście zdążył już ubrać górną część odzienia,
bo niechybnie potrzebowałabym „chusteczek pierwszej pomocy”.
Ten tylko pokręcił głową i usiadł na łóżku, wskazując
mi miejsce obok siebie. Po chwili wahania usiadłam obok niego.
-
Mógłbyś mi to
wytłumaczyć, Renji-sama?
-
A czy ty byłabyś łaskawa mi
wyjaśnić komu ukradłaś ciało? O ile pamiętam wcześniej miałaś
jedenaście lat. - Kurna, domyślił się... Zaraz mnie wykryją.
Na moje szczęście porucznik zaśmiał się z własnego żartu.
Spojrzałam na niego z wyrzutem.
-
Nie moja wina,
że dojrzewam. - rzuciłam sucho. Założyłam ręce na piersi i
odwróciłam głowę w drugą stronę.
-
Jejku,
jejku... Z kobietami to ja mam tylko kłopoty. - rozczochrał
nieuczesane jeszcze włosy.
-
Nie
powiedziałabym. - mruknęłam pod nosem. - Z takim wyglądem to
można mieć tylko harem. - Ten tylko parsknął i przytulił mnie
mocno obejmując w pasie.
-
Właśnie o
tym mówię. Tylko kiedy zaczynam pytać „Czy chciałabyś
należeć do mojego haremu?” zazwyczaj dostaję po mordzie. -
Walnęłam go z łokcia w brzuch.
-
To może
skupiłbyś się tylko na jednej, a nie na całym stadzie? -
sarknęłam. Renji westchnął, puścił mnie i odsunął się na
bezpieczną odległość.
-
Mam podzielną
uwagę. - Pokazał mi język, za co dostał poduszką w twarz. Od
razu ją odrzucił, ale zdążyłam się uchylić i poleciała obok.
Oboje podążyliśmy za nią wzrokiem. Spojrzeliśmy na siebie. Na
poduszkę. Znów na siebie. Znów na poduszkę.
Rzuciliśmy się równocześnie w jej kierunku. Już po chwili
turlaliśmy się po podłodze wyrywając sobie nawzajem poduszkę.
Śmiałam się niczym dziecko, ale nie przejmowałam się tym. Zanim
zorientowałam się trzymałam w ręku połowę rozprutej poszwy.
Oberwałam pierzem, które w połowie zatrzymało się na
moich włosach.
-
Zabiję. -
Uformowałam jak największy „pocisk” z piór i rzuciłam
nim w twarz porucznika. Kiedy ten wypluwał kolejne piórka,
klnąc pod nosem, ja zaczęłam „wcierać” pozostałe na ziemi
pióra w jego włosy. Kilka minut później Renji
wyglądał jak skrzyżowanie ptaka z czerwoną farbą do włosów
i tatuażami z chrupek. - Jakby to ująć... - Zastanowiłam się
nad nazwaniem mojego „dzieła” - Teraz wyglądasz bardziej
„szekszi” - Zaśmiewałam się w głos widząc, jak Abarai
próbuje wyplątać z włosów pozostałości po jakieś
gęsi.
-
Ciekawe dla
kogo... - sarknął, potrząsając głową. Piórka spadające
na ziemię przypominały śnieg lub łupież, w zależności od
punktu widzenia.
-
Dla ptaków,
Renji-sama. Albo dla fanek mega łupieżu.
-
Tyyyy!
Zamorduję! To będzie najkrwawsza rzeźnia w historii! - Rzuciłam
się do ucieczki. Wybiegłam na dziedziniec dywizji, ścigana
zdziwionymi spojrzeniami pacjentów i pielęgniarek. Zaraz za
mną biegł Renji, wrzeszcząc coś o zatrzymaniu mnie. Okrążyliśmy
w ten sposób budynek szpitalny kilka razy, dopóki w
wejściu do dywizji nie mignęła mi Rukia. Poznałyśmy się, gdy
siedziała przy nieprzytomnym Renjim, kilka godzin przed tym, gdy
mieli go wybudzać. Zmieniłam kierunek biegu, licząc, że chociaż
ona zatrzyma porucznika i powstrzyma jego chęć mordu. Pechowo dla
mnie, akurat ten sam moment wybrał sobie Abarai, by dogonić mnie
przy pomocy shunpo. W wyniku zderzenia przeturlaliśmy się kilka
metrów po trawie, w akompaniamencie moich jęków bólu.
-
Czy możecie
mi powiedzieć co wy w ogóle robicie? - szlachcianka podparła
się dłonią o biodro, palcem drugiej ręki wskazując mnie i
Renjiego. Próbowaliśmy się pozbierać z ziemi, ale
problemem okazały się być nasze własne kończyny.
-
Złaź
pierwszy, ciężki jesteś. - jęknęłam cicho, kiedy łokieć
Abaraia wbił się w mój kręgosłup. - Ty chcesz mnie
wkomponować w ziemię? Zabieraj ten łokieć! - ku mojemu
zdziwieniu mężczyzna przeturlał się obok mnie i legł na plecach
ciężko dysząc.
-
Chyba za mocno
cię ganiali w Akademii... Moje płuca. - wyrzucił z siebie, wciąż
łapczywie łapiąc oddech. Usiadłam prosto, patrząc spod
przymrużonych powiek na Rukię, która stała nad nami z
niezadowoloną miną. Porucznik zdawał się tym nie przejmować,
podłożył sobie ręce pod głowę i najwyraźniej miał zamiar
uciąć sobie drzemkę.
-
Renji, czemu
masz pierze we włosach? - założyła ręce na piersiach. Zapytany
otworzył jedno oko i ziewnął, zamykając je ponownie.
Najwyraźniej nie zamierzał informować Rukii, co zaszło wcześniej
w jego pokoju. - Pytałam o coś. - lekko odsunęłam się od
leżącego. Chwilę później Rukia zamachnęła się nogą i
kopnęła Abaraia w bok.
-
AAAA!
Oszalałaś?! Mogłaś mi uszkodzić... - mężczyzna zerknął na
mnie niepewnie, biorąc oddech - pewne narządy. - resztką silnej
woli powstrzymałam się od wybuchnięcia śmiechem.
-
Renji-sama, w
Akademii uczyli nas anatomii, nie musisz się obawiać, używając
słowa „genitalia”, że speszę się tym. - zachichotałam, a
Rukia razem ze mną. Spojrzałyśmy na siebie porozumiewawczo, a po
chwili zaśmiewałyśmy się do łez. Dziewczyna ze śmiechu aż
usiadła na ziemi, opierając się o mnie.
-
Przestańcie
się śmiać, mnie to wcale nie bawi! - czerwonowłosy usiadł i
założył ręce na piersi, patrząc na nas zły.
-
Ale nas tak. -
wybuchnęłyśmy śmiechem, uradowane zgraniem. Puściłam Rukii
oczko.
-
Rukia-sama,
myślisz o tym samym co ja? - wskazałam głową Renjiego. Ta tylko
wyciągnęła przed siebie obie dłonie i poruszyła palcami jakby
kogoś łaskotała. Skinęłam głową.
-
Nie,
dziewczyny, proszę! Przestańcie! - krzyk porucznika przeplatany
naszym i jego śmiechem słychać było nawet w sąsiednich
dywizjach.
-
Myślę, że
już wystarczy. - kapitan Unohana jak zwykle uśmiechała się w ten
przerażający sposób. Przestałyśmy dręczyć Renjiego,
patrząc na to jak kobieta zbliża się przez trawnik. - Rukia,
kapitan Ukitake wysłał za tobą jednego z oficerów. -
szlachcianka wstała i, kłaniając się pani kapitan, opuściła
teren dywizji. - A was proszę do pokojów.
-
Tak jest, pani
kapitan. - poszliśmy w ślady Rukii, z tą różnicą, że
ruszyliśmy ku budynkowi szpitalnemu. Spojrzałam z ukosa na
porucznika.
-
Renji-sama...
-
Nawet się nie
odzywaj. - przerwał mi, a ton jego głosu sugerował, że jest zły.
- Zapamiętam sobie te łaskotki i odpłacę się pięknym za
nadobne. - uśmiechnął się do siebie. Dźgnęłam go palcem w
bok.
-
Nadal masz
piórka we włosach, ptaszku... - rzuciłam się do ucieczki,
w ostatniej chwili wywijając się sprzed rąk Renjiego. Wbiegłam
do budynku, kierując się do pokoju porucznika. Już dosięgałam
drzwi, kiedy te otwarły się szeroko, a ja z całym pędem wpadłam
na jakiegoś mężczyznę, który razem ze mną upadł na
ziemię.
-
Oj,
przepraszam... - Wymamrotałam podnosząc się. Spojrzałam na twarz
poszkodowanego i zamarłam. Szare, zimne oczy wściekle przewiercały
mnie na wskroś. Natychmiast zerwałam się i stanęłam obok niego.
-
Fuyumi. -
Przełknęłam ślinę. Po tym co było ostatnio ten spokój w
głosie był co najmniej przerażający. - Porozmawiamy później.
Poczekaj w swojej sali. - Mogłam się tylko ukłonić i wykonać
polecenie. Kuchiki zniknął za drzwiami do sali Renjiego, a ja
jedyne co mogłam zrobić to pokazać faka jego plecom, z czego
skrzętnie skorzystałam.
W swoim pokoju chwyciłam pierwszą lepszą pustą szklankę i
przystawiłam ją do ściany. Usłyszałam rozmowę Kuchikiego z
Abaraiem.
- Co chciała
zrobić?!
-
To co
słyszałeś Abarai. Chciała kary zgodnej z regulaminem. - Spokojny
głos szlachcica wywołał u mnie ciarki. Znienawidziłam go po tym
co powiedział wczoraj.
-
Ale.. Ale
przecież.. Czy ona oszalała?!
-
Nie wiem, ale
kara, która zostanie jej wymierzona jest inna. Rada trzynastu
kapitanów uznała, że dziewczyna wprawdzie nie zasługuje na
śmierć...
-
Uff... - W
wyobraźni widziałam jak Renji ociera czoło i siada na łóżku
szpitalnym. Jęk sprężyn potwierdził moje przypuszczenia.
-
Ale też nie
może kształcić się już w Akademii. Uznali ją za zbyt
niebezpieczną.
-
Jak to?
Przecież to nie było specjalnie...
-
Tego nie
wiadomo. Niektórzy kapitanowe mają wobec niej podejrzenia.
Mayuri chce ją zbadać. Siedź, Abarai. Nie przerywaj mi co chwilę.
Tak więc, Mayuri chce ją zbadać, na co się nie zgodziłem.
Zaproponowano nam układ, Renji.
-
Nam?
-
Tak, nam. Jako
zwierzchnikom Szóstej Dywizji. Fuyumi w tempie ekspresowym
ukończy Akademię i otrzyma Zanpakutō. Ponadto od razu zostanie
wcielona do naszej Dywizji jako oficer. Dodatkowo, wszelkie misje
jakie otrzyma wykonuje zawsze w towarzystwie przynajmniej jednego z
nas. Takie warunki postawił generał Yamamoto. Jeśli się nie
zgodzimy, Fuyumi zostanie uznana winna celowego ataku na porucznika
i natychmiastowo skazana na śmierć.
-
I co kapitan
postanowił?
-
Nic. Decyzję
zostawiam tobie bo to ty będziesz się nią zajmował. Ja nie mam
czasu. - Kuchiki ruszył ku drzwiom. Stałam dalej przy ścianie,
skamieniała.
-
Jakby kapitan
miał czas dla kogokolwiek. Nawet Rukię olewa.. - Mruknął pod
nosem rudowłosy. Usłyszałam kroki na korytarzu i szybko usiadłam
na łóżku, udając, że trwałam w tej pozycji cały czas.
Drzwi do sali otwarły się, a do środka wszedł szlachcic. Nie
pofatygował się nawet by je zamknąć, po prostu stanął w
przejściu.
-
Cieszę się,
że już wiesz co cię czeka. Nie muszę się powtarzać dzięki
temu. - rzekł z kamienną mordą.
-
I cieszy cię
też to, że umrę? Dziękuję za informacje, że jedyne co mnie
czeka to śmierć albo męczarnia z tobą w jednej dywizji... -
rzuciłam z ironią.
-
Nie zapominaj
też o możliwości bycia obiektem doświadczalnym w Dwunastej
Dywizji.
-
Tego już nie
musiałeś mi przypominać. - Machnęłam ręką w stronę drzwi. -
Idź sobie, muszę się pożegnać z moim zdegenerowanym, nic nie
wartym życiem.
-
Nie zapomnij
pożegnać się z Renjim, jeśli planujesz się zabić. W końcu to
on ma podjąć ostateczną decyzję. - Byakuya wyszedł zamknąwszy
za sobą drzwi. Cóż za uprzejmość z jego strony...
Położyłam się na łóżku i wpatrzyłam w sufit. Zaczęłam
myśleć o tym, co do tej pory przeżyłam. Gdyby nie Grimmi...
Pewnie nadal błąkałabym się po Hueco Mundo jako pieprzony
Adjuchas. A tak... Przez niego wylądowałam tutaj, w Seiretei, z tą
misją... I bez niego. Tego żałowałam najbardziej. Aizen wysłał
go gdzieś indziej, ale wiem, że Grimmi chciał iść ze mną.
Niestety znając jego to od razu powyrzynałby połowę ludzi których
spotkalibyśmy. Braciszek nie ma cierpliwości... Ale i tak za nim...
-
Fuyumi? -
Zabiję. Naprawdę zabiję. Jak można przerywać mi tak piękne
wspomnienia, taki zajebisty monolog w mojej duszy?!
-
Tak,
Renji-sama? - Spytałam grzecznie, chociaż w środku moje ręce
szukały ostrego (lub tępego, o wielu krawędziach) narzędzia
mordu.
-
Kuchiki
taichio pewnie powiedział ci już o decyzji trzynastu kapitanów
i alternatywach?
-
Taaak, śmierć,
obiekt badawczy albo męczarnia z nim w jednej dywizji i bycie na
jego łasce i niełasce. Z tym drugim występującym o wiele
częściej.
-
Fuyumi, nie
przesadzaj.. - Podszedł do mojego łóżka i usiadł
niedaleko mnie. - Usiądź.
-
Dlaczego? -
Zdziwiłam się, ale wykonałam polecenie. Nienawidzę siebie, przy
nim jestem bezradna i uległa...
-
Dziękuję. -
Nie zorientowałam się kiedy, a już siedziałam na jego kolanach.
-
Renji-sama, co
ty..? - Nie dokończyłam, bo przytulił mnie mocno do siebie, aż
zabrakło mi tchu. Jakby wbrew woli objęłam go w pasie i wtuliłam
się jeszcze bardziej.
-
Fuyumi.. Ja
chciałem prosić cię wcześniej o pomoc, ale.. - Odsunął mnie
odrobinę od siebie, żebym mogła na niego spojrzeć.
-
Abarai,
powiedz mi co ty wyprawiasz? - na widok Kuchikiego, stojącego w
drzwiach spadłam na podłogę.
-
Kapitanie...
Etto... Ja – porucznik zaczerwienił się i zaczął jąkać. Po
chwili słowa wylatywały z jego ust z szybkością karabinu
maszynowego. - Chciałem pocieszyć Fuyumi, bo wyglądała na
smutną. I właśnie miałem jej powiedzieć, żeby się
uśmiechnęła, bo będę się nią opiekował w dywizji. I właśnie
to jej chciałem powiedzieć. - zakończył koślawo.
-
Auu... Niby
pocieszyć, ale kurna teraz bardziej boli.. - usiadłam na łóżku,
masując sobie pośladek. Spojrzałam wściekle na bruneta.
-
Czyli jednak.
Yukimori, wstań. - szlachcic podszedł do mojego łóżka.
-
Spadaj, tyłek
mnie przez ciebie boli. - odburknęłam. Byakuya stanął jak wryty,
słysząc pogardę w moim głosie. - Taki sztywniak jak ty nie
będzie mną rządził. Oficjalnie informuję, że przyjmę rozkazy
tylko od porucznika Abaraia. Swoje możesz sobie wsadzić sam wiesz
gdzie.
-
Fuyumi! -
Czerwonowłosy szturchnął mnie w ramię.
-
Tak,
Renji-sama? - Uśmiechnęłam się mówiąc przy tym
nienaturalnie słodkim głosem.
-
Wstań. I
słuchaj się kapitana. - Szturchnął mnie jeszcze raz. Moja mordka
natychmiastowo zmieniła wyraz na bezgraniczną żądzę mordu.
-
Zapłacisz mi
za to. - Wstałam i stanęłam przed kapitanem. Ten wyjął miecz i
wycelował nim we mnie. Odruchowo cofnęłam się. Poczułam jak
ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu. Renji-sama.
-
Yukimori
Fuyumi. Ja, Kuchiki Byakuya, Kapitan Szóstej Dywizji Obronnej
Seiretei... – Wprost słyszałam jak wielkie litery wskakują na
swoje miejsce, gdy Kuchiki wymawiał je tym swoim nadętym tonem. -
Mianuję ciebie na czwartego oficera Szóstej Dywizji. -
Dotknął klingą mojego ramienia, na wzór rycerzy żyjących
w średniowieczu.
-
Czemu tak
wysoko?! Jestem dopiero początkująca!
-
Bo wszystkie
miejsca oficerów, poza dziewiątym, są puste. - Szepnął mi
Abarai do ucha.
-
Więc czemu
tak nisko?
Mam niejasne wrażenie, że sporo wejść Ci nabiję na tym telefonie xD
OdpowiedzUsuńAle wracając - cudnie :3
Szczerze powiedziawszy to jak czytam wypowiedzi Bakusia i to całe o nim to na usta ciśnie mi się wiele niewybredynych epitetów ;_; ale najbardziej mi się spodobała 'tępa dzida'. Dzida sztywna jak kij, który kiedyś chyba połknął xD
A...no i strasznie podoba mi się Twój Renji *.* takie czerwone ananasowate cuś. Z mega pierzastym łupieżem. Ale ciekawa jestem o co też chciał prosić Fuyumi... No i te zajebiste monologi myślowe...xDD
To ja pozdrawiam i lecę czytać dalej xd