piątek, 15 lutego 2013

Rozdział 4

O wiele dłuższy niż typowo (prawie 5 stron Timesem 12 xD), też odrobinę dopisany. Mam nadzieję, że się spodoba.
Dodatkowo mam złe wieści. Przeglądając z Renee jakąś dziwną stronę trafiłyśmy na coś takiego, co przeraziło nas obie. W wyniku tego Renee została kanibalem, a ja zrozpaczoną wielbicielką... Wynika z tego ni mniej, ni więcej, że Byakuya został "zjedzony" przez Renee... Niedobra ty! Wypluj go, wypluj! Oczywiście biorę poprawkę na datę, bo było to wieki temu, a przypomniało mi się teraz xD
Sarkazm: Więcej dystansu do świata Serek, może być tak, że Renee zjadła twojego kuzyna, a nie akurat Byakuyę...
T.T zostanę Ulquiorrą...

~~*~~

    - Renji-sama? - wsunęłam się cicho do sali. Porucznik odwrócił się od okna, w które patrzył ubierając hakamę. Nie nosił już opatrunków, ale gdzieniegdzie widać było większe blizny - Przepra..
    - Nic się nie stało, wejdź. - uśmiechnął się na mój widok. Zamknęłam za sobą drzwi i spojrzałam na niego. Stałam przez kilka ładnych minut z uchylonymi ustami, nic nie mówiąc. Oczarowała mnie liczba jego tatuaży. Chociaż.. Bardziej pociągało mnie ich umiejscowienie. Nawet nie zauważyłam, że mężczyzna zdążył zlustrować mnie (a raczej moje nowe, wybujałe, piętnastoletnie ciało) wzrokiem i uśmiechał się szeroko na widok rumieńców na moich policzkach. - Tatuaże mam jeszcze na plecach... Chcesz zobaczyć? - Zaczerwieniłam się jeszcze mocniej i wymamrotałam coś pod nosem o tym, że nie trzeba.
    - Renji-sama, ja... - Zaczęłam nerwowo szarpać skraj rękawa szpitalnego stroju.
    - Ej, nie rozpłacz się. Przecież mówię, że nic się nie stało. Poza tym to nie pierwsza moja rana od Senbonzakury. - Spojrzałam na niego zdziwiona. Na szczęście zdążył już ubrać górną część odzienia, bo niechybnie potrzebowałabym „chusteczek pierwszej pomocy”. Ten tylko pokręcił głową i usiadł na łóżku, wskazując mi miejsce obok siebie. Po chwili wahania usiadłam obok niego.
    - Mógłbyś mi to wytłumaczyć, Renji-sama?
    - A czy ty byłabyś łaskawa mi wyjaśnić komu ukradłaś ciało? O ile pamiętam wcześniej miałaś jedenaście lat. - Kurna, domyślił się... Zaraz mnie wykryją. Na moje szczęście porucznik zaśmiał się z własnego żartu. Spojrzałam na niego z wyrzutem.
    - Nie moja wina, że dojrzewam. - rzuciłam sucho. Założyłam ręce na piersi i odwróciłam głowę w drugą stronę.
    - Jejku, jejku... Z kobietami to ja mam tylko kłopoty. - rozczochrał nieuczesane jeszcze włosy.
    - Nie powiedziałabym. - mruknęłam pod nosem. - Z takim wyglądem to można mieć tylko harem. - Ten tylko parsknął i przytulił mnie mocno obejmując w pasie.
    - Właśnie o tym mówię. Tylko kiedy zaczynam pytać „Czy chciałabyś należeć do mojego haremu?” zazwyczaj dostaję po mordzie. - Walnęłam go z łokcia w brzuch.
    - To może skupiłbyś się tylko na jednej, a nie na całym stadzie? - sarknęłam. Renji westchnął, puścił mnie i odsunął się na bezpieczną odległość.
    - Mam podzielną uwagę. - Pokazał mi język, za co dostał poduszką w twarz. Od razu ją odrzucił, ale zdążyłam się uchylić i poleciała obok. Oboje podążyliśmy za nią wzrokiem. Spojrzeliśmy na siebie. Na poduszkę. Znów na siebie. Znów na poduszkę. Rzuciliśmy się równocześnie w jej kierunku. Już po chwili turlaliśmy się po podłodze wyrywając sobie nawzajem poduszkę. Śmiałam się niczym dziecko, ale nie przejmowałam się tym. Zanim zorientowałam się trzymałam w ręku połowę rozprutej poszwy. Oberwałam pierzem, które w połowie zatrzymało się na moich włosach.
    - Zabiję. - Uformowałam jak największy „pocisk” z piór i rzuciłam nim w twarz porucznika. Kiedy ten wypluwał kolejne piórka, klnąc pod nosem, ja zaczęłam „wcierać” pozostałe na ziemi pióra w jego włosy. Kilka minut później Renji wyglądał jak skrzyżowanie ptaka z czerwoną farbą do włosów i tatuażami z chrupek. - Jakby to ująć... - Zastanowiłam się nad nazwaniem mojego „dzieła” - Teraz wyglądasz bardziej „szekszi” - Zaśmiewałam się w głos widząc, jak Abarai próbuje wyplątać z włosów pozostałości po jakieś gęsi.
    - Ciekawe dla kogo... - sarknął, potrząsając głową. Piórka spadające na ziemię przypominały śnieg lub łupież, w zależności od punktu widzenia.
    - Dla ptaków, Renji-sama. Albo dla fanek mega łupieżu.
    - Tyyyy! Zamorduję! To będzie najkrwawsza rzeźnia w historii! - Rzuciłam się do ucieczki. Wybiegłam na dziedziniec dywizji, ścigana zdziwionymi spojrzeniami pacjentów i pielęgniarek. Zaraz za mną biegł Renji, wrzeszcząc coś o zatrzymaniu mnie. Okrążyliśmy w ten sposób budynek szpitalny kilka razy, dopóki w wejściu do dywizji nie mignęła mi Rukia. Poznałyśmy się, gdy siedziała przy nieprzytomnym Renjim, kilka godzin przed tym, gdy mieli go wybudzać. Zmieniłam kierunek biegu, licząc, że chociaż ona zatrzyma porucznika i powstrzyma jego chęć mordu. Pechowo dla mnie, akurat ten sam moment wybrał sobie Abarai, by dogonić mnie przy pomocy shunpo. W wyniku zderzenia przeturlaliśmy się kilka metrów po trawie, w akompaniamencie moich jęków bólu.
    - Czy możecie mi powiedzieć co wy w ogóle robicie? - szlachcianka podparła się dłonią o biodro, palcem drugiej ręki wskazując mnie i Renjiego. Próbowaliśmy się pozbierać z ziemi, ale problemem okazały się być nasze własne kończyny.
    - Złaź pierwszy, ciężki jesteś. - jęknęłam cicho, kiedy łokieć Abaraia wbił się w mój kręgosłup. - Ty chcesz mnie wkomponować w ziemię? Zabieraj ten łokieć! - ku mojemu zdziwieniu mężczyzna przeturlał się obok mnie i legł na plecach ciężko dysząc.
    - Chyba za mocno cię ganiali w Akademii... Moje płuca. - wyrzucił z siebie, wciąż łapczywie łapiąc oddech. Usiadłam prosto, patrząc spod przymrużonych powiek na Rukię, która stała nad nami z niezadowoloną miną. Porucznik zdawał się tym nie przejmować, podłożył sobie ręce pod głowę i najwyraźniej miał zamiar uciąć sobie drzemkę.
    - Renji, czemu masz pierze we włosach? - założyła ręce na piersiach. Zapytany otworzył jedno oko i ziewnął, zamykając je ponownie. Najwyraźniej nie zamierzał informować Rukii, co zaszło wcześniej w jego pokoju. - Pytałam o coś. - lekko odsunęłam się od leżącego. Chwilę później Rukia zamachnęła się nogą i kopnęła Abaraia w bok.
    - AAAA! Oszalałaś?! Mogłaś mi uszkodzić... - mężczyzna zerknął na mnie niepewnie, biorąc oddech - pewne narządy. - resztką silnej woli powstrzymałam się od wybuchnięcia śmiechem.
    - Renji-sama, w Akademii uczyli nas anatomii, nie musisz się obawiać, używając słowa „genitalia”, że speszę się tym. - zachichotałam, a Rukia razem ze mną. Spojrzałyśmy na siebie porozumiewawczo, a po chwili zaśmiewałyśmy się do łez. Dziewczyna ze śmiechu aż usiadła na ziemi, opierając się o mnie.
    - Przestańcie się śmiać, mnie to wcale nie bawi! - czerwonowłosy usiadł i założył ręce na piersi, patrząc na nas zły.
    - Ale nas tak. - wybuchnęłyśmy śmiechem, uradowane zgraniem. Puściłam Rukii oczko.
    - Rukia-sama, myślisz o tym samym co ja? - wskazałam głową Renjiego. Ta tylko wyciągnęła przed siebie obie dłonie i poruszyła palcami jakby kogoś łaskotała. Skinęłam głową.
    - Nie, dziewczyny, proszę! Przestańcie! - krzyk porucznika przeplatany naszym i jego śmiechem słychać było nawet w sąsiednich dywizjach.
    - Myślę, że już wystarczy. - kapitan Unohana jak zwykle uśmiechała się w ten przerażający sposób. Przestałyśmy dręczyć Renjiego, patrząc na to jak kobieta zbliża się przez trawnik. - Rukia, kapitan Ukitake wysłał za tobą jednego z oficerów. - szlachcianka wstała i, kłaniając się pani kapitan, opuściła teren dywizji. - A was proszę do pokojów.
    - Tak jest, pani kapitan. - poszliśmy w ślady Rukii, z tą różnicą, że ruszyliśmy ku budynkowi szpitalnemu. Spojrzałam z ukosa na porucznika.
    - Renji-sama...
    - Nawet się nie odzywaj. - przerwał mi, a ton jego głosu sugerował, że jest zły. - Zapamiętam sobie te łaskotki i odpłacę się pięknym za nadobne. - uśmiechnął się do siebie. Dźgnęłam go palcem w bok.
    - Nadal masz piórka we włosach, ptaszku... - rzuciłam się do ucieczki, w ostatniej chwili wywijając się sprzed rąk Renjiego. Wbiegłam do budynku, kierując się do pokoju porucznika. Już dosięgałam drzwi, kiedy te otwarły się szeroko, a ja z całym pędem wpadłam na jakiegoś mężczyznę, który razem ze mną upadł na ziemię.
    - Oj, przepraszam... - Wymamrotałam podnosząc się. Spojrzałam na twarz poszkodowanego i zamarłam. Szare, zimne oczy wściekle przewiercały mnie na wskroś. Natychmiast zerwałam się i stanęłam obok niego.
    - Fuyumi. - Przełknęłam ślinę. Po tym co było ostatnio ten spokój w głosie był co najmniej przerażający. - Porozmawiamy później. Poczekaj w swojej sali. - Mogłam się tylko ukłonić i wykonać polecenie. Kuchiki zniknął za drzwiami do sali Renjiego, a ja jedyne co mogłam zrobić to pokazać faka jego plecom, z czego skrzętnie skorzystałam.
W swoim pokoju chwyciłam pierwszą lepszą pustą szklankę i przystawiłam ją do ściany. Usłyszałam rozmowę Kuchikiego z Abaraiem.
    - Co chciała zrobić?!
    -  To co słyszałeś Abarai. Chciała kary zgodnej z regulaminem. - Spokojny głos szlachcica wywołał u mnie ciarki. Znienawidziłam go po tym co powiedział wczoraj.
    - Ale.. Ale przecież.. Czy ona oszalała?!
    - Nie wiem, ale kara, która zostanie jej wymierzona jest inna. Rada trzynastu kapitanów uznała, że dziewczyna wprawdzie nie zasługuje na śmierć...
    - Uff... - W wyobraźni widziałam jak Renji ociera czoło i siada na łóżku szpitalnym. Jęk sprężyn potwierdził moje przypuszczenia.
    - Ale też nie może kształcić się już w Akademii. Uznali ją za zbyt niebezpieczną.
    - Jak to? Przecież to nie było specjalnie...
    - Tego nie wiadomo. Niektórzy kapitanowe mają wobec niej podejrzenia. Mayuri chce ją zbadać. Siedź, Abarai. Nie przerywaj mi co chwilę. Tak więc, Mayuri chce ją zbadać, na co się nie zgodziłem. Zaproponowano nam układ, Renji.
    - Nam?
    - Tak, nam. Jako zwierzchnikom Szóstej Dywizji. Fuyumi w tempie ekspresowym ukończy Akademię i otrzyma Zanpakutō. Ponadto od razu zostanie wcielona do naszej Dywizji jako oficer. Dodatkowo, wszelkie misje jakie otrzyma wykonuje zawsze w towarzystwie przynajmniej jednego z nas. Takie warunki postawił generał Yamamoto. Jeśli się nie zgodzimy, Fuyumi zostanie uznana winna celowego ataku na porucznika i natychmiastowo skazana na śmierć.
    - I co kapitan postanowił?
    - Nic. Decyzję zostawiam tobie bo to ty będziesz się nią zajmował. Ja nie mam czasu. - Kuchiki ruszył ku drzwiom. Stałam dalej przy ścianie, skamieniała.
    - Jakby kapitan miał czas dla kogokolwiek. Nawet Rukię olewa.. - Mruknął pod nosem rudowłosy. Usłyszałam kroki na korytarzu i szybko usiadłam na łóżku, udając, że trwałam w tej pozycji cały czas. Drzwi do sali otwarły się, a do środka wszedł szlachcic. Nie pofatygował się nawet by je zamknąć, po prostu stanął w przejściu.
    - Cieszę się, że już wiesz co cię czeka. Nie muszę się powtarzać dzięki temu. - rzekł z kamienną mordą.
    - I cieszy cię też to, że umrę? Dziękuję za informacje, że jedyne co mnie czeka to śmierć albo męczarnia z tobą w jednej dywizji... - rzuciłam z ironią.
    - Nie zapominaj też o możliwości bycia obiektem doświadczalnym w Dwunastej Dywizji.
    - Tego już nie musiałeś mi przypominać. - Machnęłam ręką w stronę drzwi. - Idź sobie, muszę się pożegnać z moim zdegenerowanym, nic nie wartym życiem.
    - Nie zapomnij pożegnać się z Renjim, jeśli planujesz się zabić. W końcu to on ma podjąć ostateczną decyzję. - Byakuya wyszedł zamknąwszy za sobą drzwi. Cóż za uprzejmość z jego strony...
Położyłam się na łóżku i wpatrzyłam w sufit. Zaczęłam myśleć o tym, co do tej pory przeżyłam. Gdyby nie Grimmi... Pewnie nadal błąkałabym się po Hueco Mundo jako pieprzony Adjuchas. A tak... Przez niego wylądowałam tutaj, w Seiretei, z tą misją... I bez niego. Tego żałowałam najbardziej. Aizen wysłał go gdzieś indziej, ale wiem, że Grimmi chciał iść ze mną. Niestety znając jego to od razu powyrzynałby połowę ludzi których spotkalibyśmy. Braciszek nie ma cierpliwości... Ale i tak za nim...
    - Fuyumi? - Zabiję. Naprawdę zabiję. Jak można przerywać mi tak piękne wspomnienia, taki zajebisty monolog w mojej duszy?!
    - Tak, Renji-sama? - Spytałam grzecznie, chociaż w środku moje ręce szukały ostrego (lub tępego, o wielu krawędziach) narzędzia mordu.
    - Kuchiki taichio pewnie powiedział ci już o decyzji trzynastu kapitanów i alternatywach?
    - Taaak, śmierć, obiekt badawczy albo męczarnia z nim w jednej dywizji i bycie na jego łasce i niełasce. Z tym drugim występującym o wiele częściej.
    - Fuyumi, nie przesadzaj.. - Podszedł do mojego łóżka i usiadł niedaleko mnie. - Usiądź.
    - Dlaczego? - Zdziwiłam się, ale wykonałam polecenie. Nienawidzę siebie, przy nim jestem bezradna i uległa...
    - Dziękuję. - Nie zorientowałam się kiedy, a już siedziałam na jego kolanach.
    - Renji-sama, co ty..? - Nie dokończyłam, bo przytulił mnie mocno do siebie, aż zabrakło mi tchu. Jakby wbrew woli objęłam go w pasie i wtuliłam się jeszcze bardziej.
    - Fuyumi.. Ja chciałem prosić cię wcześniej o pomoc, ale.. - Odsunął mnie odrobinę od siebie, żebym mogła na niego spojrzeć.
    - Abarai, powiedz mi co ty wyprawiasz? - na widok Kuchikiego, stojącego w drzwiach spadłam na podłogę.
    - Kapitanie... Etto... Ja – porucznik zaczerwienił się i zaczął jąkać. Po chwili słowa wylatywały z jego ust z szybkością karabinu maszynowego. - Chciałem pocieszyć Fuyumi, bo wyglądała na smutną. I właśnie miałem jej powiedzieć, żeby się uśmiechnęła, bo będę się nią opiekował w dywizji. I właśnie to jej chciałem powiedzieć. - zakończył koślawo.
    - Auu... Niby pocieszyć, ale kurna teraz bardziej boli.. - usiadłam na łóżku, masując sobie pośladek. Spojrzałam wściekle na bruneta.
    - Czyli jednak. Yukimori, wstań. - szlachcic podszedł do mojego łóżka.
    - Spadaj, tyłek mnie przez ciebie boli. - odburknęłam. Byakuya stanął jak wryty, słysząc pogardę w moim głosie. - Taki sztywniak jak ty nie będzie mną rządził. Oficjalnie informuję, że przyjmę rozkazy tylko od porucznika Abaraia. Swoje możesz sobie wsadzić sam wiesz gdzie.
    - Fuyumi! - Czerwonowłosy szturchnął mnie w ramię.
    - Tak, Renji-sama? - Uśmiechnęłam się mówiąc przy tym nienaturalnie słodkim głosem.
    - Wstań. I słuchaj się kapitana. - Szturchnął mnie jeszcze raz. Moja mordka natychmiastowo zmieniła wyraz na bezgraniczną żądzę mordu.
    - Zapłacisz mi za to. - Wstałam i stanęłam przed kapitanem. Ten wyjął miecz i wycelował nim we mnie. Odruchowo cofnęłam się. Poczułam jak ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu. Renji-sama.
    - Yukimori Fuyumi. Ja, Kuchiki Byakuya, Kapitan Szóstej Dywizji Obronnej Seiretei... – Wprost słyszałam jak wielkie litery wskakują na swoje miejsce, gdy Kuchiki wymawiał je tym swoim nadętym tonem. - Mianuję ciebie na czwartego oficera Szóstej Dywizji. - Dotknął klingą mojego ramienia, na wzór rycerzy żyjących w średniowieczu.
    - Czemu tak wysoko?! Jestem dopiero początkująca!
    - Bo wszystkie miejsca oficerów, poza dziewiątym, są puste. - Szepnął mi Abarai do ucha.
    - Więc czemu tak nisko?

1 komentarz:

  1. Mam niejasne wrażenie, że sporo wejść Ci nabiję na tym telefonie xD
    Ale wracając - cudnie :3
    Szczerze powiedziawszy to jak czytam wypowiedzi Bakusia i to całe o nim to na usta ciśnie mi się wiele niewybredynych epitetów ;_; ale najbardziej mi się spodobała 'tępa dzida'. Dzida sztywna jak kij, który kiedyś chyba połknął xD
    A...no i strasznie podoba mi się Twój Renji *.* takie czerwone ananasowate cuś. Z mega pierzastym łupieżem. Ale ciekawa jestem o co też chciał prosić Fuyumi... No i te zajebiste monologi myślowe...xDD
    To ja pozdrawiam i lecę czytać dalej xd

    OdpowiedzUsuń