Biegłam przez
kolejne korytarze w Czwartym Oddziale. Szeregowiec, którego tu
przyniosłam, bo zasłabł w połowie drogi, został wśród
pielęgniarek. Sala 400, sala 400... Powtarzałam w myślach
jak mantrę. Nagle poczułam wzrost energii duchowej za sobą. Ta
energia cholernie szybko się zbliżała, zupełnie jakby ktoś
używał... Szuuu! Obok mnie śmignęła jakaś postać, która
prawie natychmiast zatrzymała się.
-
Fuyumi? Też biegniesz do
Renjiego? - Rukia zatupała. Nie kurde, idę sprawić żeby twój
brat wylądował obok niego za to, że zostawił mi szeregowca na
głowie.
- Tak,
Rukia-sama. Ale skoro ty tam już idziesz to ja chyba nie będę aż
tak potrzebna. - uśmiechnęłam się lekko. Kuchiki naburmuszyła
się.
- Idziesz ze
mną! - pociągnęła mnie stanowczo za rękę. - Ktoś musi zająć
się bratem, a po tym co widziałam ostatnio TY jesteś do tego
idealna.
- Ale... Ale...
To był tylko przypadek, ja się potknęłam o coś!
- Tak, ale to on
podłożył ci nogę o którą się potknęłaś. - dorzuciła
cicho, ciągnąc mnie za sobą. Zatrzymałam się gwałtownie.
Strząsnęłam jej rękę patrząc na nią wściekle. Szlachcianka
cofnęła się pod ścianę korytarza.
- I nic mi o tym
nie powiedziałaś?! Miałaś cały tydzień, widziałyśmy się
każdego dnia! - wybuchnęłam. Pomimo statusu społecznego tym
razem to ja górowałam nad czarnowłosą. - I niby mówisz, że
jesteśmy przyjaciółkami! Powiedziałaś mi to dopiero teraz,
kiedy potrzebujesz mojej pomocy żeby odciągnąć swojego brata! -
odwróciłam się na pięcie i pobiegłam z powrotem ku wyjściu.
-
Fuyumi, to nie
tak! Poczekaj! - nie słuchałam.
W domu rzuciłam się na kanapę, próbując opanować wściekłość.
Nagle poczułam ucisk w okolicy pępka i znalazłam się w moim
wewnętrznym świecie. Hiyakuma z trudnością utrzymywał się na
trzęsącej się podłodze. Zresztą cała sala wyglądała jakby
była w środku trzęsienia ziemi.
- Tora! Co ty
wyprawiasz?! - zawołał na mój widok. Przeskoczył chwiejnie
rozpadlinę pomiędzy nami i potrząsnął mną.
- Spadaj! Nie
mam ochoty z nikim gadać! - burknęłam próbując się wyrwać.
Nie puszczał mnie.
- Malutka... -
przytulił mnie ignorując moje protesty. Rozpłakałam się, a
wspomnienia na obrazach zaczęły się zamazywać pokazując inne,
nieznane mi dotychczas. - Malutka, już.. Spokojnie.. Jestem przy
tobie. - przytulił mnie jeszcze mocnej, nie pozwalając upaść na
kolana. Po chwili tylko pociągałam nosem, a mój wewnętrzny świat
zaczął się odbudowywać. Niestety nie zdążyłam przyjrzeć się
tym tajemniczym obrazom, które pojawiły się na moich
wspomnieniach. Zniknęły równie szybko jak się pojawiły. -
Uspokojona? Więc porozmawiamy u mnie. - skinęłam tylko głową,
podążając za nim do jego obrazu. Przyklęknął przed ramą,
pokazując mi, że mam po nim wejść jak po schodach. Stanęłam
ostrożne na jego nodze i szybko wskoczyłam do obrazu.
- Jak tu...
Przytulnie. Nie spodziewałam się tego po twoim wyglądzie. -
rzuciłam cicho rozglądając się z ciekawością. Pomimo
zielono-czarnej kolorystyki pokoju i mebli, było tu miło i
spokojnie, sam pokój i właściciel wyglądali jakby zachęcali do
zwierzeń.
- Więc powiedz
mi co się stało, że tak się wściekłaś. - Hiyakuma cicho
stanął za moimi plecami, kładąc mi ręce na ramionach.
Pokierował mnie na kanapę, sadzając mnie na niej bokiem. Sam
usiadł za mną i zaczął masować moje plecy. Zamruczałam cicho
przeciągając się, by nakierować jego dłonie na najbardziej
spięte obszary.
- Rukia dopiero
dzisiaj powiedziała mi coś, co powinna powiedzieć od razu, gdy
miała okazję... - zaczęłam opowieść. Hiyakuma słuchał
uważnie, nie przerywając ani razu. Gdy skończyłam, zamyślił się
i przez dłuższy czas nie odpowiadał.
- Uważam, że
obie powinnyście się przeprosić. - zatkało mnie, nie
spodziewałam się tego. - Wprawdzie jej przeprosiny powinny iść
jako pierwsze, ale weź pod uwagę fakt, że może być tak... -
przerwał by sformułować swój argument. Po chwili kontynuował
ostrożnie dobierając słowa. - Że Byakuya sam kazał jej nic o
tym nie mówić. Jako jego siostra musiała się podporządkować.
Wyobraź sobie jak ona mogła czuć się w tej sytuacji.
- To tylko twoje
domysły. - założyłam ręce na piersi. Zanpakutō tylko
westchnął. - Żadne z nas nie wie jak było naprawdę. - poczułam
jak mężczyzna zmienia pozycję na kanapie, a po chwili przewrócił
mnie na plecy tak, że głowę miałam na jego kolanach. Pogłaskał
mnie po włosach.
- Tora-chan...
Nie unoś się dumą. Nie masz jej zresztą tak wiele jak młoda
Kuchiki. - zażartował, przytrzymując mnie ręką żebym się nie
podnosiła. Spojrzał w sufit i westchnął ciężko. - Nie powiem,
że łatwo będzie się z tej sytuacji wyplątać, ale... Powinnaś
się gniewać tylko na Rukię skoro nie potrafisz jeszcze jej
wybaczyć i przeprosić. Nie możesz jednak przez to unikać
Renjiego. W końcu to twój przyjaciel, a jego powiązania z Rukią
nie powinny zaćmiewać waszej przyjaźni, nie uważasz?
- Chyba masz
rację, Hiya-chan. Może pójdę go teraz odwiedzić?
- Teraz? No
dobrze, skoro nalegasz... - wstałam i ruszyłam ku wyjściu z jego
pokoju. Podążył za mną. - Tylko nie przestrasz się, gdy
otworzysz oczy. - zaśmiał się i wypchnął mnie z ramy.
Znowu byłam w swoim salonie, na kanapie. Nadal miałam zamknięte
oczy, ale coś mnie niepokoiło. Po chwili zorientowałam się, że
to na czym siedzę to nie jest kanapa tylko czyjeś kolana. Dodatkowo
czułam czyjś oddech na włosach. Po chwili zorientowałam się, że
jestem głaskana po plecach. Nie wyczuwałam ani odrobiny reiatsu. W
pierwszej chwili do głowy przyszedł mi Grimmjow. Zajaśniała we
mnie nadzieja, że cały ten okres bez niego to tylko sen. Po chwili
odrzuciłam tą myśl. Przecież Ulquiorra sam mówił, że
Aizen-sama nigdy nie wyśle tutaj mojego brata w celach innych niż
otwarta walka.
- Braciszek? -
zapytałam mimo wszystko. Wciąż miałam zamknięte oczy.
- Możesz mnie i
tak nazywać. - zaśmiał się mężczyzna.
- Renji-sama! -
ze strachu spadłam z kanapy. Wpatrywałam się w niego szeroko
otwartymi oczami. - Powinieneś być w szpitalu! - dodałam z
wyrzutem patrząc na jego bandaże. Pokrywały prawie całe jego
ciało poza dłońmi i głową. Ten tylko się uśmiechnął.
- Nie widzę
potrzeby. Równie dobrze mogę się kurować u siebie. Najważniejsze
rany są już wyleczone. - wzruszył ramionami i skrzywił się.
- Wyleczone,
tak? - spojrzałam ironicznie. Podniosłam się i usiadłam na
fotelu. - Wobec tego ciekawe czemu tak się krzywisz i jesteś nadal
cały obandażowany, co?
- No dobra, masz
mnie. - mruknął odwracając głowę. - Jak twój Zanpakutō?
Trochę trwało zanim wróciłaś z wewnętrznego świata.
- Mieliśmy
drobne problemy. Ale udało się je częściowo rozwiązać. -
skubnęłam rękaw szaty. - Przynajmniej te, które zakłócały
równowagę w moim wewnętrznym świecie. Powiedz mi lepiej co się
stało na misji, że taki poharatany jesteś.
- Menos grande.
- rzucił zdawkowo. Spojrzałam pytająco czekając na ciąg dalszy.
- Nie patrz tak, nie mogę powiedzieć nic więcej. - zrobiłam
minkę zbitego szczeniaka. - No dobrze, ale nikomu nie powtarzaj.
Miałem pod przykrywką polowania na menosa grande sprawdzić zakres
działania arrancarów w Realnym Świecie. - zmroziło mnie. Grimmi
był na misji w Realnym Świecie.
- Arrancarów? -
zapytałam cicho.
- Tak. Niestety
zamiast któregokolwiek faktycznie natknąłem się na menosa. A
raczej całą ich grupę. Niektórzy szeregowcy z którymi byłem na
misji zdążyli zwiać. Reszta nie miała takiego szczęścia. -
zamilkł. Przysiadłam obok niego i położyłam mu dłoń na
ramieniu. Pomimo że nie było tego po nim widać potrzebował
pocieszenia. Ja natomiast odczuwałam ulgę, że nie spotkał
Grimmjowa.
- Ale...
Przecież najważniejsze, że ty żyjesz. A teraz wracaj do
szpitala, bez gadania! - pokazałam palcem drzwi.
-
Okey. -
podniósł się i ruszył do wyjścia. Coś kombinuje. Inaczej by
protestował... - Ale ty idziesz ze mną. - stanął w drzwiach,
uśmiechając się zawadiacko. Spojrzałam na niego morderczym
wzrokiem. Oparł się o framugę i lekko skrzywił z bólu.
Uśmieszek zagościł ponownie na jego ustach. Pokręciłam
przecząco głową. - To rozkaz, Yukimori! - wrzasnął. Aż
podskoczyłam ze strachu. Tego się po nim nie spodziewałam. Moje
ciało zareagowało automatycznie. Zasalutowałam i z miną rasowego
mordercy ruszyłam za czerwonowłosym.
- Zabiję cię
kiedyś za to. Tylko zaśnij raz jeszcze u mnie na kanapie, a
obiecuję, że obudzisz się w raju. Albo w Piekle, bo ono akurat
istnieje... - złorzeczyłam pod nosem. Zanim się zorientowałam,
że patrzę porucznikowi w oczy dotykając nosem jego nosa, trochę
minęło. Okazało się, że szedł tyłem słuchając jak
przeklinam jego dzieci i wnuki do piętnastego pokolenia naprzód.
- Siostrzyczko,
jeszcze jedna taka odzywka, a pójdziesz na karną misję.
- Krzywdzisz
niewinnych... - mruknęłam z miną zbitego szczeniaka. -
Przepraszam, to się więcej nie powtórzy. - wymamrotałam z
trudem.
- No już, już.
- przytulił mnie. Objęłam go niepewnie, ale słysząc syk bólu
zrezygnowałam. - Idziemy do szpitala. Ty się pogodzisz z Rukią,
wyjaśnicie sobie wszystko, a później zajmiesz się naszym jakże
kochanym kapitanem, nie? - wyszeptał w moje włosy. Lekko go
odepchnęłam.
- Gdyby nie to,
że zapytałeś to bym się nie zgodziła.
- Proszęęę....
Fuyumi, jesteś moją najukochańszą młodszą siostrą... W sumie
jedyną... I przyszywaną do kompletu... I nie moja wina, że
kapitanowi wpadłaś w oko.
- Wmawiaj to
sobie dalej. Ja mu się wcale nie podobam. - wyminęłam go i
ruszyłam szybkim krokiem. - Rusz dupę, im szybciej to załatwicie
tym szybciej ja się uwolnię od zgreda.
- Tak, tak...
Już idę. - Renji z zacieszem większym niż Gin (ale nie z tak
straszną mordą) pośpieszył za mną.
Zostałaś nominowana do Liebster Award ~ !
OdpowiedzUsuńBickslow : Więcej info tutaj -> http://fairy-tail-love.blogspot.com/p/liebster-award.html
No własnie ja tez cie nominuje do Liebstar Awards :D
OdpowiedzUsuńInformacje :http://story-fairy-tail.blog.pl/archives/93
Pozdrowionka ^^
A serio taka maleńka myśl zaświtała mi w głowie, że sam sobie krzywdę zrobił...xD No ale prawie sam na kilkunastu Menosów to w sumie nie jest łatwo ujść bez szwanku, nee? Ale się zastanawiam co by było gdyby spotkał Grimmjowa...czy Fuyumi byłaby w stanie znienawidzić jednego, za to że uszkodził drugiego...takie sobie domysły snuję...
OdpowiedzUsuńZ tym potknięciem to chodzi o to z tym niespodziewanym całusem? Bo tylko to mi pasuje xD a i tak potrzebowałam chwili by to skojarzyć xD
No cóż - wszystko się fajnie rozwija, więc z coraz większą niecierpliwością lecę czytać dalej xd