środa, 20 lutego 2013

Rozdział 11

Biegłam przez kolejne korytarze w Czwartym Oddziale. Szeregowiec, którego tu przyniosłam, bo zasłabł w połowie drogi, został wśród pielęgniarek. Sala 400, sala 400... Powtarzałam w myślach jak mantrę. Nagle poczułam wzrost energii duchowej za sobą. Ta energia cholernie szybko się zbliżała, zupełnie jakby ktoś używał... Szuuu! Obok mnie śmignęła jakaś postać, która prawie natychmiast zatrzymała się.
     - Fuyumi? Też biegniesz do Renjiego? - Rukia zatupała. Nie kurde, idę sprawić żeby twój brat wylądował obok niego za to, że zostawił mi szeregowca na głowie.
     -  Tak, Rukia-sama. Ale skoro ty tam już idziesz to ja chyba nie będę aż tak potrzebna. - uśmiechnęłam się lekko. Kuchiki naburmuszyła się.
     -  Idziesz ze mną! - pociągnęła mnie stanowczo za rękę. - Ktoś musi zająć się bratem, a po tym co widziałam ostatnio TY jesteś do tego idealna.
     -  Ale... Ale... To był tylko przypadek, ja się potknęłam o coś!
     -  Tak, ale to on podłożył ci nogę o którą się potknęłaś. - dorzuciła cicho, ciągnąc mnie za sobą. Zatrzymałam się gwałtownie. Strząsnęłam jej rękę patrząc na nią wściekle. Szlachcianka cofnęła się pod ścianę korytarza.
     -  I nic mi o tym nie powiedziałaś?! Miałaś cały tydzień, widziałyśmy się każdego dnia! - wybuchnęłam. Pomimo statusu społecznego tym razem to ja górowałam nad czarnowłosą. - I niby mówisz, że jesteśmy przyjaciółkami! Powiedziałaś mi to dopiero teraz, kiedy potrzebujesz mojej pomocy żeby odciągnąć swojego brata! - odwróciłam się na pięcie i pobiegłam z powrotem ku wyjściu.
     - Fuyumi, to nie tak! Poczekaj! - nie słuchałam.

W domu rzuciłam się na kanapę, próbując opanować wściekłość. Nagle poczułam ucisk w okolicy pępka i znalazłam się w moim wewnętrznym świecie. Hiyakuma z trudnością utrzymywał się na trzęsącej się podłodze. Zresztą cała sala wyglądała jakby była w środku trzęsienia ziemi.
     -  Tora! Co ty wyprawiasz?! - zawołał na mój widok. Przeskoczył chwiejnie rozpadlinę pomiędzy nami i potrząsnął mną.
     -  Spadaj! Nie mam ochoty z nikim gadać! - burknęłam próbując się wyrwać. Nie puszczał mnie.
     -  Malutka... - przytulił mnie ignorując moje protesty. Rozpłakałam się, a wspomnienia na obrazach zaczęły się zamazywać pokazując inne, nieznane mi dotychczas. - Malutka, już.. Spokojnie.. Jestem przy tobie. - przytulił mnie jeszcze mocnej, nie pozwalając upaść na kolana. Po chwili tylko pociągałam nosem, a mój wewnętrzny świat zaczął się odbudowywać. Niestety nie zdążyłam przyjrzeć się tym tajemniczym obrazom, które pojawiły się na moich wspomnieniach. Zniknęły równie szybko jak się pojawiły. - Uspokojona? Więc porozmawiamy u mnie. - skinęłam tylko głową, podążając za nim do jego obrazu. Przyklęknął przed ramą, pokazując mi, że mam po nim wejść jak po schodach. Stanęłam ostrożne na jego nodze i szybko wskoczyłam do obrazu.
     -  Jak tu... Przytulnie. Nie spodziewałam się tego po twoim wyglądzie. - rzuciłam cicho rozglądając się z ciekawością. Pomimo zielono-czarnej kolorystyki pokoju i mebli, było tu miło i spokojnie, sam pokój i właściciel wyglądali jakby zachęcali do zwierzeń.
     -  Więc powiedz mi co się stało, że tak się wściekłaś. - Hiyakuma cicho stanął za moimi plecami, kładąc mi ręce na ramionach. Pokierował mnie na kanapę, sadzając mnie na niej bokiem. Sam usiadł za mną i zaczął masować moje plecy. Zamruczałam cicho przeciągając się, by nakierować jego dłonie na najbardziej spięte obszary.
     -  Rukia dopiero dzisiaj powiedziała mi coś, co powinna powiedzieć od razu, gdy miała okazję... - zaczęłam opowieść. Hiyakuma słuchał uważnie, nie przerywając ani razu. Gdy skończyłam, zamyślił się i przez dłuższy czas nie odpowiadał.
     -  Uważam, że obie powinnyście się przeprosić. - zatkało mnie, nie spodziewałam się tego. - Wprawdzie jej przeprosiny powinny iść jako pierwsze, ale weź pod uwagę fakt, że może być tak... - przerwał by sformułować swój argument. Po chwili kontynuował ostrożnie dobierając słowa. - Że Byakuya sam kazał jej nic o tym nie mówić. Jako jego siostra musiała się podporządkować. Wyobraź sobie jak ona mogła czuć się w tej sytuacji.
     -  To tylko twoje domysły. - założyłam ręce na piersi. Zanpakutō tylko westchnął. - Żadne z nas nie wie jak było naprawdę. - poczułam jak mężczyzna zmienia pozycję na kanapie, a po chwili przewrócił mnie na plecy tak, że głowę miałam na jego kolanach. Pogłaskał mnie po włosach.
     -  Tora-chan... Nie unoś się dumą. Nie masz jej zresztą tak wiele jak młoda Kuchiki. - zażartował, przytrzymując mnie ręką żebym się nie podnosiła. Spojrzał w sufit i westchnął ciężko. - Nie powiem, że łatwo będzie się z tej sytuacji wyplątać, ale... Powinnaś się gniewać tylko na Rukię skoro nie potrafisz jeszcze jej wybaczyć i przeprosić. Nie możesz jednak przez to unikać Renjiego. W końcu to twój przyjaciel, a jego powiązania z Rukią nie powinny zaćmiewać waszej przyjaźni, nie uważasz?
     -  Chyba masz rację, Hiya-chan. Może pójdę go teraz odwiedzić?
     -  Teraz? No dobrze, skoro nalegasz... - wstałam i ruszyłam ku wyjściu z jego pokoju. Podążył za mną. - Tylko nie przestrasz się, gdy otworzysz oczy. - zaśmiał się i wypchnął mnie z ramy.
Znowu byłam w swoim salonie, na kanapie. Nadal miałam zamknięte oczy, ale coś mnie niepokoiło. Po chwili zorientowałam się, że to na czym siedzę to nie jest kanapa tylko czyjeś kolana. Dodatkowo czułam czyjś oddech na włosach. Po chwili zorientowałam się, że jestem głaskana po plecach. Nie wyczuwałam ani odrobiny reiatsu. W pierwszej chwili do głowy przyszedł mi Grimmjow. Zajaśniała we mnie nadzieja, że cały ten okres bez niego to tylko sen. Po chwili odrzuciłam tą myśl. Przecież Ulquiorra sam mówił, że Aizen-sama nigdy nie wyśle tutaj mojego brata w celach innych niż otwarta walka.
     -  Braciszek? - zapytałam mimo wszystko. Wciąż miałam zamknięte oczy.
     -  Możesz mnie i tak nazywać. - zaśmiał się mężczyzna.
     -  Renji-sama! - ze strachu spadłam z kanapy. Wpatrywałam się w niego szeroko otwartymi oczami. - Powinieneś być w szpitalu! - dodałam z wyrzutem patrząc na jego bandaże. Pokrywały prawie całe jego ciało poza dłońmi i głową. Ten tylko się uśmiechnął.
     -  Nie widzę potrzeby. Równie dobrze mogę się kurować u siebie. Najważniejsze rany są już wyleczone. - wzruszył ramionami i skrzywił się.
     -  Wyleczone, tak? - spojrzałam ironicznie. Podniosłam się i usiadłam na fotelu. - Wobec tego ciekawe czemu tak się krzywisz i jesteś nadal cały obandażowany, co?
     -  No dobra, masz mnie. - mruknął odwracając głowę. - Jak twój Zanpakutō? Trochę trwało zanim wróciłaś z wewnętrznego świata.
     -  Mieliśmy drobne problemy. Ale udało się je częściowo rozwiązać. - skubnęłam rękaw szaty. - Przynajmniej te, które zakłócały równowagę w moim wewnętrznym świecie. Powiedz mi lepiej co się stało na misji, że taki poharatany jesteś.
     -  Menos grande. - rzucił zdawkowo. Spojrzałam pytająco czekając na ciąg dalszy. - Nie patrz tak, nie mogę powiedzieć nic więcej. - zrobiłam minkę zbitego szczeniaka. - No dobrze, ale nikomu nie powtarzaj. Miałem pod przykrywką polowania na menosa grande sprawdzić zakres działania arrancarów w Realnym Świecie. - zmroziło mnie. Grimmi był na misji w Realnym Świecie.
     -  Arrancarów? - zapytałam cicho.
     -  Tak. Niestety zamiast któregokolwiek faktycznie natknąłem się na menosa. A raczej całą ich grupę. Niektórzy szeregowcy z którymi byłem na misji zdążyli zwiać. Reszta nie miała takiego szczęścia. - zamilkł. Przysiadłam obok niego i położyłam mu dłoń na ramieniu. Pomimo że nie było tego po nim widać potrzebował pocieszenia. Ja natomiast odczuwałam ulgę, że nie spotkał Grimmjowa.
     -  Ale... Przecież najważniejsze, że ty żyjesz. A teraz wracaj do szpitala, bez gadania! - pokazałam palcem drzwi.
     - Okey. - podniósł się i ruszył do wyjścia. Coś kombinuje. Inaczej by protestował... - Ale ty idziesz ze mną. - stanął w drzwiach, uśmiechając się zawadiacko. Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem. Oparł się o framugę i lekko skrzywił z bólu. Uśmieszek zagościł ponownie na jego ustach. Pokręciłam przecząco głową. - To rozkaz, Yukimori! - wrzasnął. Aż podskoczyłam ze strachu. Tego się po nim nie spodziewałam. Moje ciało zareagowało automatycznie. Zasalutowałam i z miną rasowego mordercy ruszyłam za czerwonowłosym.
     -  Zabiję cię kiedyś za to. Tylko zaśnij raz jeszcze u mnie na kanapie, a obiecuję, że obudzisz się w raju. Albo w Piekle, bo ono akurat istnieje... - złorzeczyłam pod nosem. Zanim się zorientowałam, że patrzę porucznikowi w oczy dotykając nosem jego nosa, trochę minęło. Okazało się, że szedł tyłem słuchając jak przeklinam jego dzieci i wnuki do piętnastego pokolenia naprzód.
     -  Siostrzyczko, jeszcze jedna taka odzywka, a pójdziesz na karną misję.
     -  Krzywdzisz niewinnych... - mruknęłam z miną zbitego szczeniaka. - Przepraszam, to się więcej nie powtórzy. - wymamrotałam z trudem.
     -  No już, już. - przytulił mnie. Objęłam go niepewnie, ale słysząc syk bólu zrezygnowałam. - Idziemy do szpitala. Ty się pogodzisz z Rukią, wyjaśnicie sobie wszystko, a później zajmiesz się naszym jakże kochanym kapitanem, nie? - wyszeptał w moje włosy. Lekko go odepchnęłam.
     -  Gdyby nie to, że zapytałeś to bym się nie zgodziła.
     -  Proszęęę.... Fuyumi, jesteś moją najukochańszą młodszą siostrą... W sumie jedyną... I przyszywaną do kompletu... I nie moja wina, że kapitanowi wpadłaś w oko.
     -  Wmawiaj to sobie dalej. Ja mu się wcale nie podobam. - wyminęłam go i ruszyłam szybkim krokiem. - Rusz dupę, im szybciej to załatwicie tym szybciej ja się uwolnię od zgreda.
     -  Tak, tak... Już idę. - Renji z zacieszem większym niż Gin (ale nie z tak straszną mordą) pośpieszył za mną.

3 komentarze:

  1. Zostałaś nominowana do Liebster Award ~ !
    Bickslow : Więcej info tutaj -> http://fairy-tail-love.blogspot.com/p/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  2. No własnie ja tez cie nominuje do Liebstar Awards :D
    Informacje :http://story-fairy-tail.blog.pl/archives/93
    Pozdrowionka ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. A serio taka maleńka myśl zaświtała mi w głowie, że sam sobie krzywdę zrobił...xD No ale prawie sam na kilkunastu Menosów to w sumie nie jest łatwo ujść bez szwanku, nee? Ale się zastanawiam co by było gdyby spotkał Grimmjowa...czy Fuyumi byłaby w stanie znienawidzić jednego, za to że uszkodził drugiego...takie sobie domysły snuję...
    Z tym potknięciem to chodzi o to z tym niespodziewanym całusem? Bo tylko to mi pasuje xD a i tak potrzebowałam chwili by to skojarzyć xD
    No cóż - wszystko się fajnie rozwija, więc z coraz większą niecierpliwością lecę czytać dalej xd

    OdpowiedzUsuń