sobota, 2 marca 2013

Rozdział 15

Zabawa trwała w najlepsze. Wszyscy porucznicy (poza Momo, ona dręczyła Tōshirō) siedzieli przy kilku połączonych stolikach pijąc raz po raz i wybuchając śmiechem, kiedy któryś z panów rzucił wyjątkowo śmieszny dowcip. Chociaż w tym stanie podchmielenia każdy był śmieszny. Ja i Rukia siedziałyśmy obok siebie, pijąc co trzecią kolejkę. W ten sposób mogłyśmy uniknąć potężnego kaca, który niewątpliwie jutro nawiedzi Matsumoto. Już słyszałam krzyk kapitana dziesiątki. Wydaje mi się, że wszyscy mieszkający i pracujący w pobliżu Dziesiątej Dywizji zdążyli już do tego przywyknąć.
Kira starał się ograniczyć sake, ale niezbyt mu to wychodziło. Hisagi trzymał się nieźle, przynajmniej na siedząco. Problemy zaczęły się, gdy wstał chcąc wygłosić toast. Zachwiał się potężnie prawie wylewając zawartość swojej czarki na Rangiku. Niezrażony tym zaczął przemowę.
     - Znoszę toast... Za co to ja...? - machnął ręką. Matsumoto i Nanao ściągnęły go na krzesło, przy czym ta pierwsza nie mogła przestać się śmiać głośno. Zerknęłam na Rukię i po chwili wyszłyśmy z sali trzymając pod ręce pijaną w sztok rudowłosą. Po dłuższej chwili za nami podążył równie (o ile nie bardziej) pijany Hisagi. Na powietrzu otrzeźwieli odrobinę.
     - Wy już nie pijecie. - powiedziała stanowczo Rukia. Oboje tylko pokiwali głowami. Staliśmy już dłuższy czas na chłodnym tarasie, gdy obok mnie wyrósł Kira, a przy Rukii pojawił się Renji. Obaj oparli się o barierkę, próbując załagodzić nagle zawirowania wewnątrz umysłów.
     - Ja już więcej nie piję, Rukia. Ktoś.. Hyk!... Ktoś musi odprowadzić cię do domu. - czerwonowłosy spojrzał na Rukię błędnym wzrokiem. Ta tylko pokręciła głową i przytuliła się do niego, ignorując fakt, że Abarai przesiąkł już zapachem alkoholu.
     - To chyba ciebie trzeba odprowadzić, Renji. My już wracamy. - rzuciła szlachcianka w stronę reszty towarzystwa i razem z porucznikiem oddaliła się w kierunku wyjścia z Pierwszej Dywizji. Wszyscy pożegnali się z nimi głośno i wrócili do sali. Zostałam na tarasie sama, co nawet mi odpowiadało. Delikatnie oparłam przedramiona o barierkę próbując nie zgnieść materiału kimona. Spojrzałam za parą. Całowali się przy wyjściu. Renji delikatnie obejmował Rukię, która trzymała jego twarz w swoich drobnych dłoniach. Jak tak się na nich patrzy to jednak wygląda to na fajną sprawę. Mówisz o miłości czy o całowaniu? Cicho tam. Nie twój interes, Hiyakuma.  Zanpakutō nie odezwał się więcej.
     - Powinnaś siedzieć gdzieś, gdzie jest możliwość udzielenia pomocy. - głos obok mnie był zimniejszy nawet od powietrza, które mnie otaczało. Nie spojrzałam w kierunku szlachcica.
     - Naraz zacząłeś się martwić? Cóż za ironia. - rzuciłam ostro. - Na powietrzu nie kręci mi się w głowie. Sala cała śmierdzi od sake. - wyjaśniłam marszcząc nos.
     - Wracaj do sali.
     - To rozkaz czy prośba? I tak żadnego nie spełnię. - wzruszyłam ramionami, czując jak Hiyakuma przejmuje część mojego gniewu. Dziękuję, Hiya-chan.
     - To sugestia. Przeziębisz się jeśli zostaniesz tu dłużej. To kimono jest dosyć cienkie. - spokój w jego głosie był jakiś inny, nie zawierał w sobie pogardy.
     - Skąd wiesz jaka jest grubość tego kimona? Grzebiesz Rukii w szafie? - zapytałam zgryźliwie.
     - To kimono Hisany, nie Rukii. Jej ulubione swoją drogą. - zamurowało mnie. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Przez dłuższą chwilę milczałam. W końcu podjęłam decyzję.
     - Idę do domu. Przepraszam, nie wiedziałam, że to jest tak cenna rzecz. Przyniosę to z powrotem jutro z samego rana. - cofnęłam się chcąc wyminąć bruneta. Jego dłoń na moim ramieniu zatrzymała mnie w pół kroku. Spojrzałam mu w oczy, mocno zaniepokojona. W końcu nigdy nie wiadomo jak zareaguje. Wydawał się być jakiś przygaszony. Spoglądał na mnie smutnym wzrokiem, a po chwili równie smutno się uśmiechnął. Zamrugałam zdziwiona. - Dobrze się czujesz? Nie wyglądasz... - szukałam porównania, które najlepiej opisałby jego stan. - Nie wyglądasz jak zazwyczaj.
     - A jak wyglądam zazwyczaj? Zimny, wyniosły? - zapytał ironicznie. Puścił moje ramię, ale nie odwrócił się. Ja zresztą też nie. Patrzyliśmy sobie w oczy, cisza się przeciągała. - Też mam uczucia. A one odzywają się kiedy jesteś w pobliżu... I kiedy wyglądasz i zachowujesz się jak Hisana. - Pokręcił głową, odwracając się do mnie plecami. Sama nie wiem czemu podeszłam do niego i położyłam mu dłoń na ramieniu. Może i nie okazywał tego na twarzy, ale cała jego postawa mówiła mi, że czuje się samotny. Maleńka, wiesz co ryzykujesz? Utratę pracy, zwiększenie długu, opieprz od Renjiego... I jego lepszy humor? Oby tylko to. O co ci chodzi? Chcę go tylko pocieszyć. Hiyakuma już więcej się nie odezwał. Mentalnie wzruszyłam ramionami i ponownie stanęłam obok szlachcica. Wyprostował się i spojrzał na mnie. Coś na moich włosach przykuło jego uwagę. Sięgnął po to i zdjął z mojej fryzury złotą spinkę. Uśmiechnął się do siebie oglądając ją. Po chwili ponownie wpiął ją w moje włosy. Żeby ją zapiąć musiał użyć obu rąk. Ja jednak zamiast po prostu się odwrócić to stałam jak posąg, pozwalając, by jego ręce były oplecione wokół mojej głowy. Wciągnęłam powietrze. Poczułam jego perfumy i... Sake? Wydawało mi się, że jest przeciwny alkoholowi...  Po chwili skończył i cofnął się.
     - Ja... - zaczęłam, sięgając do włosów, by zdjąć spinkę. Miałam zamiar ją oddać, w końcu nie powinnam jej nawet przyjmować, kiedy Kuchiki przysłał mi ją dwa lata temu. Położył dłonie na moich dłoniach. Zamarłam w połowie ruchu. Brunet w ogóle nie pozwalał sobie na taką poufałość wobec podwładnych. Chyba jest pijany, maleńka.
     - Zostaw, nie musisz jej oddawać. - zupełnie jakby czytał w moich myślach. Opuściłam ręce i schowałam dłonie w rękawach kimona. - Nie powinny się kurzyć na półce. Lepiej wyglądają na twoich włosach. - rzucił cicho przybliżając się do mnie. W ogóle nie spodziewałam się tego co zrobił chwilę później.
     - Kapitanie, co ty... - przyciągnął mnie do siebie ciasno obejmując ramionami. Położył podbródek na mojej głowie i westchnął cicho. Stałam bez ruchu, gorączkowo próbując zrozumieć jego nietypowe zachowanie.
     - Nie ruszaj się przez chwilę. - niepotrzebnie to powiedział. I tak byłam jak sparaliżowana. Oby tylko nikt nie wyszedł teraz na taras. Modliłam się do bliżej nieokreślonego boga. Na szczęście jakiś miał chyba dyżur i wysłuchał moich próśb. - Dziękuję. - wyszeptał po dłuższej chwili, ale nie puścił mnie. - Mogę mieć do ciebie prośbę? - nie czekał na odpowiedź. - Obejmij mnie.
     - Co? - spróbowałam się odsunąć, ale nie pozwolił mi na to. - Chyba żartujesz. To i tak już jest wystarczająco...
     - Proszę. - Spojrzał mi w oczy. Uległam i nieśmiało objęłam go w pasie. Schylił głowę i objął mnie jeszcze mocniej. Czułam jego oddech na szyi. Zacisnęłam dłonie na materiale jego kimona. W jego objęciach było mi gorąco i bezpiecznie. Sama się sobie dziwiłam, że tak jest, ale nie mogłam zaprzeczyć, że było mi dobrze. Zamknęłam oczy, próbując się rozluźnić. Słabo mi to wychodziło. - Proszę, udawaj dziś moją Hisanę. - zmroziło mnie. Instynktownie spięłam wszystkie mięśnie i szarpnęłam się. Szlachcic nawet nie rozluźnił uścisku. - Wiem, że jestem już pijany, a jutro będę tego żałować, ale przez jedną noc, na tym balu, udawaj moją żonę, błagam... - to już było ponad moje nerwy. Wyrwałam się i chciałam go uderzyć. Zablokował mój cios.
     - Jesteś ty normalny?! Skoro wiesz, że będziesz tego żałować to po co mi to proponujesz?! - krzyczałam wyprowadzona z równowagi. - Udawać twoją żonę, też coś. Żaden normalny człowiek by tego nie zaproponował kobiecie! - odwróciłam się na pięcie i weszłam do sali. Porucznicy dopiero teraz zauważyli moją nieobecność. Matsumoto chyba ograniczyła sake, bo ledwo usiadłam obok niej zapytała z uśmiechem.
     - Fajnie się przytulało z kapitanem? - zapytała jednak na tyle cicho, że wybuch śmiechu Hisagiego i Kiry zagłuszył jej pytanie. Usłyszałam je tylko ja. Rzuciłam jej złowrogie spojrzenie.
     - Skąd ty to wiesz? - zapytałam nachylając się ku niej. Wstała i pociągnęła mnie za sobą. Weszłyśmy do damskiej toalety.
     - Siedzę naprzeciwko okna więc to widziałam. Co ci zaproponował, że chciałaś go uderzyć? - zapytała z troską przytulając mnie. Przytuliłam się do niej i spazmatycznie łapiąc oddech zaczęłam opowiadać wydarzenia sprzed kilku minut. Matsumoto nie przerywała, jedynie gładziła mnie po włosach i podawała kolejne chusteczki. Gdy skończyłam mówić zaniosłam się jeszcze większym płaczem. - No już, już... W życiu bym nie pomyślała, że kapitan Kuchiki to taki gnojek. Chodź, uspokój się i napijemy się trochę. Powinnaś o tym zapomnieć i dobrze się bawić. - pokręciłam głową, przeszła mi ochota na zabawę. - Kira, ja i Hisagi dopilnujemy, żeby dzisiaj kapitan już się do ciebie nie zbliżył. - obiecała mi. Przemyślałam jej propozycję i ruszyłam w stronę wyjścia z łazienki. - Ale najpierw trzeba poprawić twój makijaż. Cała się rozmazałaś od tego płaczu. - wyciągnęła podręczną kosmetyczkę i szybko poprawiła mój wygląd. Spojrzałam w lustro. Nie było w ogóle widać, że płakałam.

Dotrwałam do końca imprezy cały czas czując na sobie palące spojrzenie szlachcica. On chyba nie myśli, że nagle podejdę i zgodzę się na jego propozycję. Chyba jednak tak myśli, maleńka. Przestań, nie chcę nawet o tym myśleć.
     - Fuyumi, idziemy już? Matsumoto zasnęła... - Kira i Hisagi wydawali się być zakłopotani stanem rudowłosej. Spojrzałam na jej kapitana. Na jego czole pulsowała żyłka, a gdy zobaczył Rangiku, obok poprzedniej wyskoczyły jeszcze dwie.
     - Tak, już idę. - wstałam i zachwiałam się. Niewiele brakowało mi do stanu Matsumoto. W końcu odkąd Rukia poszła piłam równo z rudowłosą. Kira złapał mnie w ostatniej chwili.
     - Hisagi, będziesz musiał poradzić sobie sam z Matsumoto. - rzucił do bruneta obejmując mnie w pasie. Zachichotałam wesoło i również go objęłam. Zarumienił się.
     - Jak fajnie teraz wyglądasz, Kira-kun... - pozwoliłam się wyprowadzić z sali. Szłam samodzielnie, jedynie lekko kierowana ręką Izuru, który przystopował z alkoholem odkąd razem z Matsumoto wróciłyśmy z łazienki. - Dziękuję za zaproszenie, było świetnie. - powiedziałam, gdy we czwórkę stanęliśmy pod drzwiami mojego mieszkania. Blondyn położył sobie na karku rękę Matsumoto, dzieląc jej ciężar między siebie i Hisagiego.
     - Nie ma za co Fuyumi. Też świetnie się bawiłem. - rzucił zaczerwieniony po uszy. Otworzyłam drzwi mieszkania. Porucznicy zniknęli przy użyciu shunpo, a ja weszłam w ciemność mojego salonu.
     - Będziesz musiała mi się ostro wytłumaczyć, moja droga. - usłyszałam, gdy zamknęłam za sobą drzwi.
Światło w salonie zapaliło się. Zamarłam na widok sylwetki siedzącej na kanapie.
     - Co ty tu robisz?

2 komentarze:

  1. Mwahahaha, a ja wiem już kto tam jeeeeest ~ !
    Z resztą nie idzie nie wiedzieć, skoro już to czytałam xD
    No ale mimo, że już znam tą historię, kapitanek dalej mnie wkurza z tym swoim "Udawaj moją żonę". -.-' Wkurza mnie i tyle!
    Buziaaaa ~ !
    ~Reneé

    OdpowiedzUsuń
  2. No wiesz Ty co? Kończyć w takim momencie?! Mnie się tylko pozostaje zastanawiać kto tam przesiaduje na kanapie...mam nadzieję, że dobrze się domyślam xD
    Ale ten Kuchiki...ta dupa...ten kretyn...a jak zaczął mówić o Hisanie i w tych jego oczętach był smutek, to mi się go nawet żal zrobiło i zastanawiałam sie, czy się z nim nie przeprosić...ale ta jego prośba ponownie zwróciła mnie przeciw niemu, ot co. Durny szlachcic >.>

    OdpowiedzUsuń