Zabawa trwała w
najlepsze. Wszyscy porucznicy (poza Momo, ona dręczyła Tōshirō)
siedzieli przy kilku połączonych stolikach pijąc raz po raz i
wybuchając śmiechem, kiedy któryś z panów rzucił wyjątkowo
śmieszny dowcip. Chociaż w tym stanie podchmielenia każdy był
śmieszny. Ja i Rukia siedziałyśmy obok siebie, pijąc co trzecią
kolejkę. W ten sposób mogłyśmy uniknąć potężnego kaca, który
niewątpliwie jutro nawiedzi Matsumoto. Już słyszałam krzyk
kapitana dziesiątki. Wydaje mi się, że wszyscy mieszkający i
pracujący w pobliżu Dziesiątej Dywizji zdążyli już do tego
przywyknąć.
Kira starał się
ograniczyć sake, ale niezbyt mu to wychodziło. Hisagi trzymał się
nieźle, przynajmniej na siedząco. Problemy zaczęły się, gdy
wstał chcąc wygłosić toast. Zachwiał się potężnie prawie
wylewając zawartość swojej czarki na Rangiku. Niezrażony tym
zaczął przemowę.
-
Znoszę toast... Za co to ja...? -
machnął ręką. Matsumoto i Nanao ściągnęły go na krzesło,
przy czym ta pierwsza nie mogła przestać się śmiać głośno.
Zerknęłam na Rukię i po chwili wyszłyśmy z sali trzymając pod
ręce pijaną w sztok rudowłosą. Po dłuższej chwili za nami
podążył równie (o ile nie bardziej) pijany Hisagi. Na powietrzu
otrzeźwieli odrobinę.
-
Wy już nie pijecie. - powiedziała
stanowczo Rukia. Oboje tylko pokiwali głowami. Staliśmy już
dłuższy czas na chłodnym tarasie, gdy obok mnie wyrósł Kira, a
przy Rukii pojawił się Renji. Obaj oparli się o barierkę,
próbując załagodzić nagle zawirowania wewnątrz umysłów.
-
Ja już więcej nie piję, Rukia.
Ktoś.. Hyk!... Ktoś musi odprowadzić cię do domu. -
czerwonowłosy spojrzał na Rukię błędnym wzrokiem. Ta tylko
pokręciła głową i przytuliła się do niego, ignorując fakt, że
Abarai przesiąkł już zapachem alkoholu.
-
To chyba ciebie trzeba
odprowadzić, Renji. My już wracamy. - rzuciła szlachcianka w
stronę reszty towarzystwa i razem z porucznikiem oddaliła się w
kierunku wyjścia z Pierwszej Dywizji. Wszyscy pożegnali się z
nimi głośno i wrócili do sali. Zostałam na tarasie sama, co
nawet mi odpowiadało. Delikatnie oparłam przedramiona o barierkę
próbując nie zgnieść materiału kimona. Spojrzałam za parą.
Całowali się przy wyjściu. Renji delikatnie obejmował Rukię,
która trzymała jego twarz w swoich drobnych dłoniach. Jak tak
się na nich patrzy to jednak wygląda to na fajną sprawę.
Mówisz o miłości czy o całowaniu?
Cicho tam. Nie twój interes, Hiyakuma. Zanpakutō nie odezwał się więcej.
-
Powinnaś siedzieć gdzieś, gdzie jest możliwość udzielenia
pomocy. - głos obok mnie był zimniejszy nawet od powietrza, które
mnie otaczało. Nie spojrzałam w kierunku szlachcica.
-
Naraz zacząłeś się martwić? Cóż za ironia. - rzuciłam ostro.
- Na powietrzu nie kręci mi się w głowie. Sala cała śmierdzi od
sake. - wyjaśniłam marszcząc nos.
-
Wracaj do sali.
-
To
rozkaz czy prośba? I tak żadnego nie spełnię. - wzruszyłam
ramionami, czując jak Hiyakuma przejmuje część mojego gniewu.
Dziękuję,
Hiya-chan.
-
To sugestia. Przeziębisz się jeśli zostaniesz tu dłużej. To
kimono jest dosyć cienkie. - spokój w jego głosie był jakiś
inny, nie zawierał w sobie pogardy.
-
Skąd wiesz jaka jest grubość tego kimona? Grzebiesz Rukii w
szafie? - zapytałam zgryźliwie.
-
To kimono Hisany, nie Rukii. Jej ulubione swoją drogą. -
zamurowało mnie. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Przez
dłuższą chwilę milczałam. W końcu podjęłam decyzję.
-
Idę do domu. Przepraszam, nie wiedziałam, że to jest tak cenna
rzecz. Przyniosę to z powrotem jutro z samego rana. - cofnęłam
się chcąc wyminąć bruneta. Jego dłoń na moim ramieniu
zatrzymała mnie w pół kroku. Spojrzałam mu w oczy, mocno
zaniepokojona. W końcu nigdy nie wiadomo jak zareaguje. Wydawał
się być jakiś przygaszony. Spoglądał na mnie smutnym wzrokiem,
a po chwili równie smutno się uśmiechnął. Zamrugałam
zdziwiona. - Dobrze się czujesz? Nie wyglądasz... - szukałam
porównania, które najlepiej opisałby jego stan. - Nie wyglądasz
jak zazwyczaj.
-
A
jak wyglądam zazwyczaj? Zimny, wyniosły? - zapytał ironicznie.
Puścił moje ramię, ale nie odwrócił się. Ja zresztą też nie.
Patrzyliśmy sobie w oczy, cisza się przeciągała. - Też mam
uczucia. A one odzywają się kiedy jesteś w pobliżu... I kiedy
wyglądasz i zachowujesz się jak Hisana. - Pokręcił głową,
odwracając się do mnie plecami. Sama nie wiem czemu podeszłam do
niego i położyłam mu dłoń na ramieniu. Może i nie okazywał
tego na twarzy, ale cała jego postawa mówiła mi, że czuje się
samotny. Maleńka, wiesz co ryzykujesz? Utratę
pracy, zwiększenie długu, opieprz od Renjiego... I jego lepszy
humor? Oby tylko to. O
co ci chodzi? Chcę go tylko pocieszyć. Hiyakuma
już więcej się nie odezwał. Mentalnie wzruszyłam ramionami i
ponownie stanęłam obok szlachcica. Wyprostował się i spojrzał
na mnie. Coś na moich włosach przykuło jego uwagę. Sięgnął po
to i zdjął z mojej fryzury złotą spinkę. Uśmiechnął się do
siebie oglądając ją. Po chwili ponownie wpiął ją w moje włosy.
Żeby ją zapiąć musiał użyć obu rąk. Ja jednak zamiast po
prostu się odwrócić to stałam jak posąg, pozwalając, by jego
ręce były oplecione wokół mojej głowy. Wciągnęłam powietrze.
Poczułam jego perfumy i... Sake?
Wydawało mi się, że jest przeciwny alkoholowi... Po chwili skończył i cofnął się.
-
Ja...
- zaczęłam, sięgając do włosów, by zdjąć spinkę. Miałam
zamiar ją oddać, w końcu nie powinnam jej nawet przyjmować,
kiedy Kuchiki przysłał mi ją dwa lata temu. Położył dłonie na
moich dłoniach. Zamarłam w połowie ruchu. Brunet w ogóle nie
pozwalał sobie na taką poufałość wobec podwładnych. Chyba
jest pijany, maleńka.
-
Zostaw, nie musisz jej oddawać. - zupełnie jakby czytał w moich
myślach. Opuściłam ręce i schowałam dłonie w rękawach kimona.
- Nie powinny się kurzyć na półce. Lepiej wyglądają na twoich
włosach. - rzucił cicho przybliżając się do mnie. W ogóle nie
spodziewałam się tego co zrobił chwilę później.
-
Kapitanie, co ty... - przyciągnął mnie do siebie ciasno obejmując
ramionami. Położył podbródek na mojej głowie i westchnął
cicho. Stałam bez ruchu, gorączkowo próbując zrozumieć jego
nietypowe zachowanie.
-
Nie
ruszaj się przez chwilę. - niepotrzebnie to powiedział. I tak
byłam jak sparaliżowana. Oby
tylko nikt nie wyszedł teraz na taras. Modliłam
się do bliżej nieokreślonego boga. Na szczęście jakiś miał
chyba dyżur i wysłuchał moich próśb. - Dziękuję. - wyszeptał
po dłuższej chwili, ale nie puścił mnie. - Mogę mieć do ciebie
prośbę? - nie czekał na odpowiedź. - Obejmij mnie.
-
Co? - spróbowałam się odsunąć, ale nie pozwolił mi na to. -
Chyba żartujesz. To i tak już jest wystarczająco...
-
Proszę. - Spojrzał mi w oczy. Uległam i nieśmiało objęłam go
w pasie. Schylił głowę i objął mnie jeszcze mocniej. Czułam
jego oddech na szyi. Zacisnęłam dłonie na materiale jego kimona.
W jego objęciach było mi gorąco i bezpiecznie. Sama się sobie
dziwiłam, że tak jest, ale nie mogłam zaprzeczyć, że było mi
dobrze. Zamknęłam oczy, próbując się rozluźnić. Słabo mi to
wychodziło. - Proszę, udawaj dziś moją Hisanę. - zmroziło
mnie. Instynktownie spięłam wszystkie mięśnie i szarpnęłam
się. Szlachcic nawet nie rozluźnił uścisku. - Wiem, że jestem
już pijany, a jutro będę tego żałować, ale przez jedną noc,
na tym balu, udawaj moją żonę, błagam... - to już było ponad
moje nerwy. Wyrwałam się i chciałam go uderzyć. Zablokował mój
cios.
-
Jesteś ty normalny?! Skoro wiesz, że będziesz tego żałować to
po co mi to proponujesz?! - krzyczałam wyprowadzona z równowagi. -
Udawać twoją żonę, też coś. Żaden normalny człowiek by tego
nie zaproponował kobiecie! - odwróciłam się na pięcie i weszłam
do sali. Porucznicy dopiero teraz zauważyli moją nieobecność.
Matsumoto chyba ograniczyła sake, bo ledwo usiadłam obok niej
zapytała z uśmiechem.
-
Fajnie się przytulało z kapitanem? - zapytała jednak na tyle
cicho, że wybuch śmiechu Hisagiego i Kiry zagłuszył jej pytanie.
Usłyszałam je tylko ja. Rzuciłam jej złowrogie spojrzenie.
-
Skąd ty to wiesz? - zapytałam nachylając się ku niej. Wstała i
pociągnęła mnie za sobą. Weszłyśmy do damskiej toalety.
-
Siedzę
naprzeciwko okna więc to widziałam. Co ci zaproponował, że
chciałaś go uderzyć? - zapytała z troską przytulając mnie.
Przytuliłam się do niej i spazmatycznie łapiąc oddech zaczęłam
opowiadać wydarzenia sprzed kilku minut. Matsumoto nie przerywała,
jedynie gładziła mnie po włosach i podawała kolejne chusteczki.
Gdy skończyłam mówić zaniosłam się jeszcze większym płaczem.
- No już, już... W życiu bym nie pomyślała, że kapitan Kuchiki
to taki gnojek. Chodź, uspokój się i napijemy się trochę.
Powinnaś o tym zapomnieć i dobrze się bawić. - pokręciłam
głową, przeszła mi ochota na zabawę. - Kira, ja i Hisagi
dopilnujemy, żeby dzisiaj kapitan już się do ciebie nie zbliżył.
- obiecała mi. Przemyślałam jej propozycję i ruszyłam w stronę
wyjścia z łazienki. - Ale najpierw trzeba poprawić twój makijaż.
Cała się rozmazałaś od tego płaczu. - wyciągnęła podręczną
kosmetyczkę i szybko poprawiła mój wygląd. Spojrzałam w lustro.
Nie było w ogóle widać, że płakałam.
Dotrwałam
do końca imprezy cały czas czując na sobie palące spojrzenie
szlachcica. On
chyba nie myśli, że nagle podejdę i zgodzę się na jego
propozycję. Chyba jednak tak myśli, maleńka.
Przestań, nie chcę
nawet o tym myśleć.
-
Fuyumi, idziemy już? Matsumoto zasnęła... - Kira i Hisagi
wydawali się być zakłopotani stanem rudowłosej. Spojrzałam na
jej kapitana. Na jego czole pulsowała żyłka, a gdy zobaczył
Rangiku, obok poprzedniej wyskoczyły jeszcze dwie.
-
Tak, już idę. - wstałam i zachwiałam się. Niewiele brakowało
mi do stanu Matsumoto. W końcu odkąd Rukia poszła piłam równo z
rudowłosą. Kira złapał mnie w ostatniej chwili.
-
Hisagi, będziesz musiał poradzić sobie sam z Matsumoto. - rzucił
do bruneta obejmując mnie w pasie. Zachichotałam wesoło i również
go objęłam. Zarumienił się.
-
Jak fajnie teraz wyglądasz, Kira-kun... - pozwoliłam się
wyprowadzić z sali. Szłam samodzielnie, jedynie lekko kierowana
ręką Izuru, który przystopował z alkoholem odkąd razem z
Matsumoto wróciłyśmy z łazienki. - Dziękuję za zaproszenie,
było świetnie. - powiedziałam, gdy we czwórkę stanęliśmy pod
drzwiami mojego mieszkania. Blondyn położył sobie na karku rękę
Matsumoto, dzieląc jej ciężar między siebie i Hisagiego.
-
Nie ma za co Fuyumi. Też świetnie się bawiłem. - rzucił
zaczerwieniony po uszy. Otworzyłam drzwi mieszkania. Porucznicy
zniknęli przy użyciu shunpo, a ja weszłam w ciemność mojego
salonu.
-
Będziesz musiała mi się ostro wytłumaczyć, moja droga. -
usłyszałam, gdy zamknęłam za sobą drzwi.
Światło w salonie zapaliło się. Zamarłam na widok sylwetki
siedzącej na kanapie.
- Co ty tu robisz?
Mwahahaha, a ja wiem już kto tam jeeeeest ~ !
OdpowiedzUsuńZ resztą nie idzie nie wiedzieć, skoro już to czytałam xD
No ale mimo, że już znam tą historię, kapitanek dalej mnie wkurza z tym swoim "Udawaj moją żonę". -.-' Wkurza mnie i tyle!
Buziaaaa ~ !
~Reneé
No wiesz Ty co? Kończyć w takim momencie?! Mnie się tylko pozostaje zastanawiać kto tam przesiaduje na kanapie...mam nadzieję, że dobrze się domyślam xD
OdpowiedzUsuńAle ten Kuchiki...ta dupa...ten kretyn...a jak zaczął mówić o Hisanie i w tych jego oczętach był smutek, to mi się go nawet żal zrobiło i zastanawiałam sie, czy się z nim nie przeprosić...ale ta jego prośba ponownie zwróciła mnie przeciw niemu, ot co. Durny szlachcic >.>