sobota, 9 marca 2013

Rozdział 20

Małe ogłoszenie: rozdział 20 (stary 19) kończy epokę "poprawianych" rozdziałów. Historia za tydzień ruszy dalej razem z rozdziałem 21. Tak jak mówiłam wcześniej, wycofuję się z romansu (co nie oznacza, że porzucam go całkowicie) na rzecz kilku bardziej istotnych kwestii.
Dowiemy się, chociaż nie od razu, co nieco o tajemniczej przeszłości Hiyakumy.
Następnie: Fuyumi wreszcie dostanie pozwolenie na rozpoczęcie misji właściwej, ale o tym ciii...
Mam nadzieję, że się spodoba to co zaplanowałam ^U^
Ah, jeszcze jedno. Drogi Senbonzakuro Kekaboyoshi, ogromnie miło mi, że doceniasz mój marny i jedyny talent życiowy ^^.
Taios, moja droga, kochana beto, nie musisz robić awantury o każdy dziwny komentarz dotyczący opisów, ale jeśli chcesz zrobię ci specjalną podstronę, żebyś tam mogła się wyżyć, co ty na to?
Rozdział dedykuję Taios i Renee. Tej pierwszej w podzięce za trud włożony w betowanie "tego gówna, które nazywam opisem", a Renee za wiarę w moje wątpliwe umiejętności pisarskie i rysownicze.
Arigatō  gozaimasu, dziewczyny! :*

~~*~~

  - Hey, braciszku... - zaczęłam, kiedy szliśmy w stronę Zaraki. Renji spojrzał na mnie, nie przerywając wygwizdywania wesołej melodii. Splótł ręce za głową, a jego górna część stroju boga śmierci była luźno zarzucona na ramiona, odsłaniając tatuaże na brzuchu i klatce piersiowej. - Rukia wie, że tu jesteś?
  - Sama mnie tu wysłała. - wzruszył ramionami i powrócił do swojego zajęcia. Od czasu do czasu przybijał piątkę napotkanym ludziom. Ci zazwyczaj przystawali przyglądając mi się uważnie. Pewnie zastanawiają się czy ja to Rukia... - Ale wiesz, kapitan też cię szuka. I raczej wątpię czy będzie zadowolony, gdy cię znajdzie albo dowie się co robiłaś w Rukongai...
  - Pfff. Nie wiem po co mu o tym powiedzieliście. - prychnęłam ze złością. - Zastanawiam się w ogóle po czyjej stronie jesteście: mojej czy jego? - nie odpowiedział, jedynie westchnął ciężko i opuścił ramiona wzdłuż ciała.
  - Rukia jak dotąd chciała, żebyś była z kapitanem. - przystanęłam, otwierając i zamykając usta jak ryba wyjęta z wody. Zabrakło mi słów na jej głupotę. - Ale po tym co nam opowiedziałaś chyba trochę zrewidowała swój pogląd na temat idealnego Kuchiki Byakuyi. - tym razem to Renji prychnął zniesmaczony.   - Machnęłam ręką i przytuliłam się do niego. Miałam ochotę się kolejny raz rozpłakać. - No, już, już. Nie rób scen na środku drogi... - pogłaskał mnie po włosach i delikatnie oderwał od siebie.
  - Jak tylko znajdziemy się przed Zaraki, będę musiała chwilę pomedytować. - rzuciłam ruszając szybkim krokiem przed siebie. Przetarłam twarz rękawem kimona i spojrzałam na Abaraia. - A ty będziesz musiał kupić sobie jakieś inne ciuchy. Nasze katany wystarczająco ściągają wzrok ludzi, dodatkowo ty paradujesz w uniformie jak jakiś strażnik... A ja tu przyszłam walczyć incognito. - rzuciłam dobitnie. Renji skrzywił się na samą myśl o zostawieniu gdzieś w krzakach swojego stroju. - Spokojnie, kupi się jakąś chustę i zawinę ci ciuchy w nią. Nie po to uczyłam się furoshiki [sztuka składania chust, dop. aut], żeby z tego nie korzystać... - mruknęłam pod nosem.

***
Siedziałam w ramie obrazu Hiyakumy smętnie wpatrując się w kubek z herbatą. Majtałam bez przekonania nogami, uderzając w ścianę i robiąc w niej niewielkie dziury. Nie wiedzieć czemu z każdym kopnięciem czułam się lepiej. Poczułam dłoń Zanpakutō na ramieniu i uśmiechnęłam się ponuro, zwracając ku niemu głowę. Usiadł obok mnie. Nie odzywaliśmy się w ogóle. Mężczyzna objął mnie i przytulił lekko.
  - Tora-chan... Wracaj do Seiretei. Skoro kapitan cię szuka... - nie dokończył. Wpatrywał się w przeciwległy koniec galerii, ukryty w ciemnościach. Swoją drogą nigdy jeszcze tam nie byłam.
  - Jeszcze nie mam po co wracać. - zeskoczyłam z ramy i wróciłam do rzeczywistości.
***
Stawka po kolejnej walce poszła sporo w górę. Spojrzałam na stos monet leżący na ziemi. 750 jenów za walkę. Nieźle nam idzie. Nam? Tylko ty się tutaj bawisz... Przewróciłam oczami i ponownie skupiłam uwagę na mężczyźnie stojącym naprzeciwko mnie. Wyglądał dość znajomo, ale nie umiałam skojarzyć wyglądu, bo zasłaniał większą część twarzy długimi włosami. Szczerzył się nieprzyjemnie trzymając luźno katanę. Widać było, że dopiero co przyszedł. Inaczej nie stałby taki rozluźniony. Czekałam tylko na sygnał do rozpoczęcia walki. Gdy w końcu usłyszałam niepewne „możecie zaczynać” i gdy tylko sędzia usunął się z pola ataku ruszyłam w stronę mężczyzny. Pierwsze uderzenie nie było specjalnie mocne, chciałam tylko sprawdzić w jaki sposób się obroni. Ku mojemu zdziwieniu zamiast zablokować mój atak i dopiero wtedy wyprowadzić kontrę, on zaatakował, pozwalając, by moja katana rozharatała jego klatkę piersiową. Rana nie była głęboka, ale okropnie krwawiła. Facet uśmiechnął się szaleńczo i polizał nadgarstek na który spadło kilka kropel krwi. Znałam ten gest, widziałam go niejednokrotnie... Ale to było w Las Noches! Moja świadomość wrzeszczała rozpaczliwie, a ja już nie hamowałam mojej wściekłości. Nnoitra nie był człowiekiem (czy arrancarem), który ustąpi mi pierwszeństwa w walce. Skinęłam mu jedynie głową, że go poznałam. Walka dopiero się zaczęła. Szybkość, którą przybraliśmy przy wymianie ciosów, była na tyle duża, że to Renji zaczął komentować co robimy, ale nawet i on miał problem z relacjonowaniem na czas akcji. Obydwoje po kilku minutach broczyliśmy krwią, ale Nnoitra dopiero teraz zorientował się, że w tym ciele regeneracja nie następuje tak szybko jak u arrancarów. Jego tempo zaczęło zwalniać, ale nie na tyle, by zauważyli to postronni. Uśmiechnęłam się lekko, co wyraźnie go rozwścieczyło. Kosmyk opadający mi na twarz został odcięty, gdy okazało się, że byłam za wolna na unik. Masz przejebane, Nnoitra. Teraz i jak wrócę do domu. Polubiłam ten kosmyk. Moja energia duchowa zaczęła rosnąć, a ziemia pod moimi stopami zaczęła pokrywać się cienką warstwą lodu. Piąty spojrzał zdziwiony na lód, a ja w tym samym momencie odcięłam płynnym ruchem ponad połowę jego włosów, odsłaniając niezbyt przystojną twarz. Patrzył na spadające jeszcze włosy. Gdy pasma dotknęły ziemi ryknął jak zranione zwierzę i ruszył do ataku. Stracił panowanie nad sobą. Przebiegł obok mnie i stanął jak wryty, kiedy ostrze Hiyakumy lekko nacięło jego policzek. W tym samym momencie wyczerpały się też zapasy jego energii, bo padł bez życia na ziemię.
    - Wygrała Fuyumi! - Renji schylił się po pieniądze, gdy czarnowłosy podparł się na rękach i próbował się podnieść.
    - Nie wygrała, walka się jeszcze nie skończyła. Nie przegram z kobietą, nieważne kim ona jest. - szeptał desperacko, z grymasem wściekłości na ustach. Podeszłam do niego i bez litości kopnęłam go w bok, tak, że ponownie rozłożył się na ziemi.
    - Leż, ruch tylko ci zaszkodzi. - nachyliłam się nad nim. - Jeśli podniesiesz się i spróbujesz mnie zaatakować to gwarantuję ci, że to ciało padnie martwe, a ty razem z nim. - docisnęłam go stopą do ziemi i kontynuowałam szeptem. - Jeśli idzie o raport to powiedz, że wszystko idzie zgodnie z planem Aizen-samy. I zapytaj co mam robić z Kuchikim. Aizen-sama będzie wiedział o co chodzi. Przy okazji dodaj, że mogłabym już zacząć to co było ustalane od początku, czekanie jest strasznie nudne. - widząc, że mężczyzna nie stawia już oporu, spokojnie usiadłam obok niego i sięgnęłam po magię leczącą. Zasklepiając po kolei jego rany, prowadziłam z nim pozornie beztroską rozmowę. Już normalnym głosem wypytywałam o powód wzięcia udziału w walkach, skąd pochodzi i inne pierdoły.
Odpoczywałam po walkach, licząc wygrane pieniądze. Hiyakuma leżał obok mnie, a Renji drzemał oparty plecami o drzewo. Zastanawiałam się na ile czasu starczy dzieciakom wygrana przeze mnie suma. Mnie dwa i pół tysiąca jenów*, przy zbójeckich cenach w Seiretei wystarczało akurat do przeżycia miesiąca i wyjścia kilka razy do pubu czy kosmetyczki. A zarobiłam prawie sześć tysięcy*. Postanowiłam zapytać o to Renjiego. Szturchnęłam go, ale bez większych rezultatów. Wsadziłam mu łokieć w brzuch i dopiero wtedy uzyskałam odpowiednią reakcję.
    - Co się..?! Boli... - zaczął masować obolałe miejsce. - Mogłabyś czasem nie zachowywać się jak Rukia. - rzucił z wyrzutem.
    - Mógłbyś czasem budzić się za pierwszym szturchnięciem. - odgryzłam się.
    - O, Rukia też to mówi! - zakryłam oczy dłonią, w niemym geście dezaprobaty.
    - Sześć tysięcy jenów. Na ile starczy to w Inuzuri? - Renji podrapał się po głowie w zastanowieniu. Po chwili wyciągnął przed siebie obie swoje dłonie i coś liczył. Chwilę później wyciągnął też moje ręce w górę i na nich też liczył. Niedługo później skończył.
  - Na jakieś pięć do sześciu miesięcy. O ile ceny nie poszły w górę. - skinęłam głową. Nie dam im tego od razu. Mogą ich okraść. To może idź z nimi i kup im na ten tydzień jedzenie i inne potrzebne rzeczy? Pomysł niezły. Temu blondynowi można by kupić katanę... Jak on miał na imię? Chyba Yoneka...
Szliśmy już do Inuzuri, by kupić tam podstawowe rzeczy, gdy drogę zagrodziło nam trzech typków, których spotkałam wcześniej. Westchnęłam ze zrezygnowaniem.
    - Jeśli chcecie przejść dalej musicie nam zapłacić. - zaczął pierwszy z chytrym uśmieszkiem. - Albo nas pokonać. - dodał po chwili namysłu patrząc na Renjiego.
    - Naprawdę muszę znowu z wami walczyć? To będzie nudne... - jęknęłam desperacko i uniosłam dłoń ku czołu. Mężczyźni spojrzeli na mnie i zbili się w ciasną kupkę. Po krótkiej dyskusji między sobą ukłonili się mi i ostentacyjnie zaczęli wykonywać nogami takie ruchy jakby zamiatali piaskową ulicę. Po krótkiej chwili i niewielkim tumanie kurzu usunęli się mnie i Abaraiowi z drogi. - Ale wiecie, jeśli chcecie kasy to mogę wam ją dać. - wszyscy uśmiechnęli się z nadzieją. - Pod warunkiem, że pomożecie mi zanieść kilka rzeczy. - ich uśmiechy zgasły, ale dzielnie próbowali trzymać fason.
Gdy stanęliśmy pod rozwalającym się domkiem i, po zapłacie, pozwoliłam mężczyznom odejść, zawołałam mieszkańców małego baraku. Wybiegli przed dom, nie wierząc w to co widzą. Materiały budowlane do naprawy dachu, na który się skarżyli. Żywność i ubrania, nowe posłania i koce. I katana dla najstarszego z nich, blondyna o imieniu Yoneka. Jednak największa niespodzianka przygotowana była dla mnie i porucznika. Ledwo zdążył się przebrać w szaty boga śmierci, z domku wyszła Rukia. Czerwonowłosy spojrzał na nią zbaraniałym wzrokiem.
    - Co ty tu robisz? - zapytał, nawet nie licząc na odpowiedź. Po prostu stał i czekał, aż jego dziewczyna podejdzie i walnie go w łeb za głupie pytania. Rukia, owszem, podeszła, ale wyczekiwany cios nie nastąpił.
    - Przyszłam pomóc. - wzruszyła ramionami. Skinęliśmy głowami i zabraliśmy się ostro do pracy. Nasza trójka wraz z piątką najstarszych dzieciaków dość sprawnie uwijała się z robotą, w końcu do zachodu słońca nie zostało wiele czasu.
Dzieciaki już spały, gdy kończyliśmy zbijać ostatnie deski, tworzące nową balustradę. Renji i Rukia poszli nad rzekę wykąpać się z tego całego brudu i pyłu. Przybijałam właśnie gwoździa, gdy ktoś stanął za mną. Bardziej go wyczułam niż usłyszałam, ale nawet to było tak niespodziewane, że straciłam równowagę i upadłam do tyłu, prosto na tego kogoś. Spodziewając się upadku na twarde deski, wprost otworzyłam usta ze zdziwienia, gdy zostałam złapana. Spojrzałam na twarz sprawcy całego tego zamieszania.
    - Yoneka, czemu nie śpisz? Za bardzo hałasuję? - blondyn ostrożnie postawił mnie na werandzie i narzucił koc na moje ramiona.
    - Hyito boi się zasnąć. - mały chłopczyk wyszedł zza drzwi w których dotychczas się ukrywał. Podszedł do mnie i wyciągnął rączki w górę. Bez słowa wzięłam go na ręce i usiadłam na schodkach, sadzając malucha na kolanach.
    - Doblanoc. - wyseplenił i przytulił się do mnie. Pogłaskałam jego czarne włosy i przytuliłam opatulając przy tym kocem.
    - Dobranoc, Hyito-chan. - spojrzałam na Yonekę. - Ty też powinieneś iść spać. - skinął głową i zrobił coś, czego w życiu bym się nie spodziewała po nastolatku.
    - Dobranoc, Fuyumi. - nachylił się i delikatnie musnął ustami moje czoło. Przypomniał mi się Grimmjow, który też całował mnie tak na dobranoc co wieczór w Las Noches. Odwrócił się, by wejść do domku, gdy zatrzymał go zimny i spokojny głos.
  - Chire, Senbonzakura.
________________________
* przykładowa suma, potraktowałam jeny jak złotówki.

4 komentarze:

  1. BAKUSŁAWIE ~ ! Ty się prosisz o śmierć ~ ! Ugh, niech moja Ren~chan z opowiadania tam wbije i na niego naśle wszystkie 7 dusz ~ ! Bicksuś, zrób coś !
    Bickslow : A weź ty mi daj spokój, myślisz że Narnia sama się uratuje?
    Nie można na ciebie liczyć, nieczuły draniu ty !
    Ahh, rozdział był cud, miód i orzeszki, ale kuręłę...
    BAKUSŁAWIE.
    Masz szczęście, że wiem, co będzie dalej ^.^
    Mwahahahaha, buziam ~ !
    ~Reneé
    PS. Senk ju for dedykejszyn <3

    OdpowiedzUsuń
  2. O_o poważnie?! Skończyć w tym momencie?! Czy ty mnie nienawidzisz? Q_Q Genialny rozdział choć mam ochotę cię zabić *_* Ja chce więcej Q_Q Ta niewiedza mnie wykończy i będziesz mieć mnie na sumieniu, a wtedy będę cię straszyć po nocach ^^ Pozdro ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaaa...! Nienawidzę cię Byakuya! Słyszysz?! Nienawidzę! *_* (mord w oczach)
    Ale rozdzialik fajny... :3
    I jeszcze jedno... W TAKIM MOMENCIE?! Jak możesz... T_T (Ulquiorra Mod On)

    Pozdrawiam i weny życzę
    NyrimChan

    OdpowiedzUsuń
  4. Kyaaa!
    Senbonzakura!
    No, no ciekawe jak to się dalej potoczy :D
    Dużo weny i chęci do pisania.
    Jeden z najlepszych blogów.
    Pisz dalej ^^.

    OdpowiedzUsuń