Dowiemy się, chociaż nie od razu, co nieco o tajemniczej przeszłości Hiyakumy.
Następnie: Fuyumi wreszcie dostanie pozwolenie na rozpoczęcie misji właściwej, ale o tym ciii...
Mam nadzieję, że się spodoba to co zaplanowałam ^U^
Ah, jeszcze jedno. Drogi Senbonzakuro Kekaboyoshi, ogromnie miło mi, że doceniasz mój marny i jedyny talent życiowy ^^.
Taios, moja droga, kochana beto, nie musisz robić awantury o każdy dziwny komentarz dotyczący opisów, ale jeśli chcesz zrobię ci specjalną podstronę, żebyś tam mogła się wyżyć, co ty na to?
Rozdział dedykuję Taios i Renee. Tej pierwszej w podzięce za trud włożony w betowanie "tego gówna, które nazywam opisem", a Renee za wiarę w moje wątpliwe umiejętności pisarskie i rysownicze.
Arigatō gozaimasu, dziewczyny! :*
~~*~~
- Hey, braciszku... - zaczęłam,
kiedy szliśmy w stronę Zaraki. Renji spojrzał na mnie, nie
przerywając wygwizdywania wesołej melodii. Splótł ręce za
głową, a jego górna część stroju boga śmierci była luźno
zarzucona na ramiona, odsłaniając tatuaże na brzuchu i klatce
piersiowej. - Rukia wie, że tu jesteś?
- Sama mnie tu wysłała. - wzruszył
ramionami i powrócił do swojego zajęcia. Od czasu do czasu
przybijał piątkę napotkanym ludziom. Ci zazwyczaj przystawali
przyglądając mi się uważnie. Pewnie zastanawiają się czy ja
to Rukia... - Ale wiesz,
kapitan też cię szuka. I raczej wątpię czy będzie zadowolony,
gdy cię znajdzie albo dowie się co robiłaś w Rukongai...
- Pfff. Nie wiem
po co mu o tym powiedzieliście. - prychnęłam ze złością. -
Zastanawiam się w ogóle po czyjej stronie jesteście: mojej czy
jego? - nie odpowiedział, jedynie westchnął ciężko i opuścił
ramiona wzdłuż ciała.
- Rukia jak
dotąd chciała, żebyś była z kapitanem. - przystanęłam,
otwierając i zamykając usta jak ryba wyjęta z wody. Zabrakło mi
słów na jej głupotę. - Ale po tym co nam opowiedziałaś chyba
trochę zrewidowała swój pogląd na temat idealnego Kuchiki
Byakuyi. - tym razem to Renji prychnął zniesmaczony. - Machnęłam
ręką i przytuliłam się do niego. Miałam ochotę się kolejny
raz rozpłakać. - No, już, już. Nie rób scen na środku drogi...
- pogłaskał mnie po włosach i delikatnie oderwał od siebie.
- Jak tylko
znajdziemy się przed Zaraki, będę musiała chwilę pomedytować.
- rzuciłam ruszając szybkim krokiem przed siebie. Przetarłam
twarz rękawem kimona i spojrzałam na Abaraia. - A ty będziesz
musiał kupić sobie jakieś inne ciuchy. Nasze katany wystarczająco
ściągają wzrok ludzi, dodatkowo ty paradujesz w uniformie jak
jakiś strażnik... A ja tu przyszłam walczyć incognito. -
rzuciłam dobitnie. Renji skrzywił się na samą myśl o
zostawieniu gdzieś w krzakach swojego stroju. - Spokojnie, kupi się
jakąś chustę i zawinę ci ciuchy w nią. Nie po to uczyłam się
furoshiki [sztuka składania chust, dop. aut],
żeby z tego nie korzystać... - mruknęłam pod nosem.
***
Siedziałam w ramie obrazu Hiyakumy smętnie wpatrując się w kubek
z herbatą. Majtałam bez przekonania nogami, uderzając w ścianę
i robiąc w niej niewielkie dziury. Nie wiedzieć czemu z każdym
kopnięciem czułam się lepiej. Poczułam dłoń Zanpakutō na
ramieniu i uśmiechnęłam się ponuro, zwracając ku niemu głowę.
Usiadł obok mnie. Nie odzywaliśmy się w ogóle. Mężczyzna objął
mnie i przytulił lekko.
- Tora-chan... Wracaj
do Seiretei. Skoro kapitan cię szuka... - nie dokończył.
Wpatrywał się w przeciwległy koniec galerii, ukryty w
ciemnościach. Swoją drogą nigdy jeszcze tam nie byłam.
- Jeszcze nie
mam po co wracać. - zeskoczyłam z ramy i wróciłam do
rzeczywistości.
***
Stawka po kolejnej walce poszła sporo w górę. Spojrzałam na stos
monet leżący na ziemi. 750 jenów za walkę. Nieźle nam idzie.
Nam? Tylko ty się tutaj bawisz...
Przewróciłam oczami i ponownie skupiłam uwagę na mężczyźnie
stojącym naprzeciwko mnie. Wyglądał dość znajomo, ale nie
umiałam skojarzyć wyglądu, bo zasłaniał większą część
twarzy długimi włosami. Szczerzył się nieprzyjemnie trzymając
luźno katanę. Widać było, że dopiero co przyszedł. Inaczej nie
stałby taki rozluźniony. Czekałam tylko na sygnał do rozpoczęcia
walki. Gdy w końcu usłyszałam niepewne „możecie zaczynać” i
gdy tylko sędzia usunął się z pola ataku ruszyłam w stronę
mężczyzny. Pierwsze uderzenie nie było specjalnie mocne, chciałam
tylko sprawdzić w jaki sposób się obroni. Ku mojemu zdziwieniu
zamiast zablokować mój atak i dopiero wtedy wyprowadzić kontrę,
on zaatakował, pozwalając, by moja katana rozharatała jego klatkę
piersiową. Rana nie była głęboka, ale okropnie krwawiła. Facet
uśmiechnął się szaleńczo i polizał nadgarstek na który spadło
kilka kropel krwi. Znałam ten gest, widziałam go niejednokrotnie...
Ale to było w Las
Noches! Moja świadomość
wrzeszczała rozpaczliwie, a ja już nie hamowałam mojej
wściekłości. Nnoitra nie był człowiekiem (czy arrancarem), który
ustąpi mi pierwszeństwa w walce. Skinęłam mu jedynie głową, że
go poznałam. Walka dopiero się zaczęła. Szybkość, którą
przybraliśmy przy wymianie ciosów, była na tyle duża, że to
Renji zaczął komentować co robimy, ale nawet i on miał problem z
relacjonowaniem na czas akcji. Obydwoje po kilku minutach broczyliśmy
krwią, ale Nnoitra dopiero teraz zorientował się, że w tym ciele
regeneracja nie następuje tak szybko jak u arrancarów. Jego tempo
zaczęło zwalniać, ale nie na tyle, by zauważyli to postronni.
Uśmiechnęłam się lekko, co wyraźnie go rozwścieczyło. Kosmyk
opadający mi na twarz został odcięty, gdy okazało się, że byłam
za wolna na unik. Masz
przejebane, Nnoitra. Teraz i jak wrócę do domu. Polubiłam ten
kosmyk. Moja energia
duchowa zaczęła rosnąć, a ziemia pod moimi stopami zaczęła
pokrywać się cienką warstwą lodu. Piąty spojrzał zdziwiony na
lód, a ja w tym samym momencie odcięłam płynnym ruchem ponad
połowę jego włosów, odsłaniając niezbyt przystojną twarz.
Patrzył na spadające jeszcze włosy. Gdy pasma dotknęły ziemi
ryknął jak zranione zwierzę i ruszył do ataku. Stracił panowanie
nad sobą. Przebiegł obok mnie i stanął jak wryty, kiedy ostrze
Hiyakumy lekko nacięło jego policzek. W tym samym momencie
wyczerpały się też zapasy jego energii, bo padł bez życia na
ziemię.
- Wygrała Fuyumi! - Renji schylił się po pieniądze, gdy
czarnowłosy podparł się na rękach i próbował się podnieść.
- Nie wygrała, walka się jeszcze nie skończyła. Nie przegram z
kobietą, nieważne kim ona jest. - szeptał desperacko, z grymasem
wściekłości na ustach. Podeszłam do niego i bez litości
kopnęłam go w bok, tak, że ponownie rozłożył się na ziemi.
- Leż, ruch tylko ci zaszkodzi. - nachyliłam się nad nim. - Jeśli
podniesiesz się i spróbujesz mnie zaatakować to gwarantuję ci,
że to ciało padnie martwe, a ty razem z nim. - docisnęłam go
stopą do ziemi i kontynuowałam szeptem. - Jeśli idzie o raport to
powiedz, że wszystko idzie zgodnie z planem Aizen-samy. I zapytaj
co mam robić z Kuchikim. Aizen-sama będzie wiedział o co chodzi. Przy okazji dodaj, że mogłabym już zacząć to co było ustalane od początku, czekanie jest strasznie nudne. - widząc, że mężczyzna nie stawia już oporu, spokojnie usiadłam
obok niego i sięgnęłam po magię leczącą. Zasklepiając po
kolei jego rany, prowadziłam z nim pozornie beztroską rozmowę.
Już normalnym głosem wypytywałam o powód wzięcia udziału w
walkach, skąd pochodzi i inne pierdoły.
Odpoczywałam po walkach, licząc wygrane pieniądze. Hiyakuma leżał
obok mnie, a Renji drzemał oparty plecami o drzewo. Zastanawiałam
się na ile czasu starczy dzieciakom wygrana przeze mnie suma. Mnie
dwa i pół tysiąca jenów*, przy zbójeckich
cenach w Seiretei wystarczało akurat do przeżycia miesiąca i
wyjścia kilka razy do pubu czy kosmetyczki. A zarobiłam prawie
sześć tysięcy*. Postanowiłam zapytać o to
Renjiego. Szturchnęłam go, ale bez większych rezultatów.
Wsadziłam mu łokieć w brzuch i dopiero wtedy uzyskałam
odpowiednią reakcję.
- Co się..?! Boli... - zaczął masować obolałe miejsce. - Mogłabyś
czasem nie zachowywać się jak Rukia. - rzucił z wyrzutem.
- Mógłbyś czasem budzić się za pierwszym szturchnięciem. -
odgryzłam się.
- O, Rukia też to mówi! - zakryłam oczy dłonią, w niemym geście
dezaprobaty.
- Sześć tysięcy jenów. Na ile starczy to w Inuzuri? - Renji
podrapał się po głowie w zastanowieniu. Po chwili wyciągnął
przed siebie obie swoje dłonie i coś liczył. Chwilę później
wyciągnął też moje ręce w górę i na nich też liczył.
Niedługo później skończył.
- Na
jakieś pięć do sześciu miesięcy. O ile ceny nie poszły w górę.
- skinęłam głową. Nie
dam im tego od razu. Mogą ich okraść. To może
idź z nimi i kup im na ten tydzień jedzenie i inne potrzebne
rzeczy? Pomysł niezły.
Temu blondynowi można by kupić katanę... Jak on miał na imię?
Chyba Yoneka...
Szliśmy już do Inuzuri, by kupić tam podstawowe rzeczy, gdy drogę
zagrodziło nam trzech typków, których spotkałam wcześniej.
Westchnęłam ze zrezygnowaniem.
- Jeśli chcecie przejść dalej musicie nam zapłacić. - zaczął
pierwszy z chytrym uśmieszkiem. - Albo nas pokonać. - dodał po
chwili namysłu patrząc na Renjiego.
- Naprawdę muszę znowu z wami walczyć? To będzie nudne... -
jęknęłam desperacko i uniosłam dłoń ku czołu. Mężczyźni
spojrzeli na mnie i zbili się w ciasną kupkę. Po krótkiej
dyskusji między sobą ukłonili się mi i ostentacyjnie zaczęli
wykonywać nogami takie ruchy jakby zamiatali piaskową ulicę. Po
krótkiej chwili i niewielkim tumanie kurzu usunęli się mnie i
Abaraiowi z drogi. - Ale wiecie, jeśli chcecie kasy to mogę wam ją
dać. - wszyscy uśmiechnęli się z nadzieją. - Pod warunkiem, że
pomożecie mi zanieść kilka rzeczy. - ich uśmiechy zgasły, ale
dzielnie próbowali trzymać fason.
Gdy stanęliśmy pod rozwalającym się domkiem i, po zapłacie,
pozwoliłam mężczyznom odejść, zawołałam mieszkańców małego
baraku. Wybiegli przed dom, nie wierząc w to co widzą. Materiały
budowlane do naprawy dachu, na który się skarżyli. Żywność i
ubrania, nowe posłania i koce. I katana dla najstarszego z nich,
blondyna o imieniu Yoneka. Jednak największa niespodzianka
przygotowana była dla mnie i porucznika. Ledwo zdążył się
przebrać w szaty boga śmierci, z domku wyszła Rukia. Czerwonowłosy
spojrzał na nią zbaraniałym wzrokiem.
- Co ty tu robisz? - zapytał, nawet nie licząc na odpowiedź. Po
prostu stał i czekał, aż jego dziewczyna podejdzie i walnie go w
łeb za głupie pytania. Rukia, owszem, podeszła, ale wyczekiwany
cios nie nastąpił.
- Przyszłam pomóc. - wzruszyła ramionami. Skinęliśmy głowami i
zabraliśmy się ostro do pracy. Nasza trójka wraz z piątką
najstarszych dzieciaków dość sprawnie uwijała się z robotą, w
końcu do zachodu słońca nie zostało wiele czasu.
Dzieciaki już spały, gdy kończyliśmy zbijać ostatnie deski,
tworzące nową balustradę. Renji i Rukia poszli nad rzekę wykąpać
się z tego całego brudu i pyłu. Przybijałam właśnie gwoździa,
gdy ktoś stanął za mną. Bardziej go wyczułam niż usłyszałam,
ale nawet to było tak niespodziewane, że straciłam równowagę i
upadłam do tyłu, prosto na tego kogoś. Spodziewając się upadku
na twarde deski, wprost otworzyłam usta ze zdziwienia, gdy zostałam
złapana. Spojrzałam na twarz sprawcy całego tego zamieszania.
- Yoneka, czemu nie śpisz? Za bardzo hałasuję? - blondyn ostrożnie
postawił mnie na werandzie i narzucił koc na moje ramiona.
- Hyito boi się zasnąć. - mały chłopczyk wyszedł zza drzwi w
których dotychczas się ukrywał. Podszedł do mnie i wyciągnął
rączki w górę. Bez słowa wzięłam go na ręce i usiadłam na
schodkach, sadzając malucha na kolanach.
- Doblanoc. - wyseplenił i przytulił się do mnie. Pogłaskałam
jego czarne włosy i przytuliłam opatulając przy tym kocem.
- Dobranoc, Hyito-chan. - spojrzałam na Yonekę. - Ty też powinieneś
iść spać. - skinął głową i zrobił coś, czego w życiu bym
się nie spodziewała po nastolatku.
- Dobranoc, Fuyumi. - nachylił się i delikatnie musnął ustami moje
czoło. Przypomniał mi się Grimmjow, który też całował mnie
tak na dobranoc co wieczór w Las Noches. Odwrócił się, by wejść
do domku, gdy zatrzymał go zimny i spokojny głos.
- Chire, Senbonzakura.
________________________
* przykładowa suma, potraktowałam jeny jak złotówki.
BAKUSŁAWIE ~ ! Ty się prosisz o śmierć ~ ! Ugh, niech moja Ren~chan z opowiadania tam wbije i na niego naśle wszystkie 7 dusz ~ ! Bicksuś, zrób coś !
OdpowiedzUsuńBickslow : A weź ty mi daj spokój, myślisz że Narnia sama się uratuje?
Nie można na ciebie liczyć, nieczuły draniu ty !
Ahh, rozdział był cud, miód i orzeszki, ale kuręłę...
BAKUSŁAWIE.
Masz szczęście, że wiem, co będzie dalej ^.^
Mwahahahaha, buziam ~ !
~Reneé
PS. Senk ju for dedykejszyn <3
O_o poważnie?! Skończyć w tym momencie?! Czy ty mnie nienawidzisz? Q_Q Genialny rozdział choć mam ochotę cię zabić *_* Ja chce więcej Q_Q Ta niewiedza mnie wykończy i będziesz mieć mnie na sumieniu, a wtedy będę cię straszyć po nocach ^^ Pozdro ^^
OdpowiedzUsuńAaaa...! Nienawidzę cię Byakuya! Słyszysz?! Nienawidzę! *_* (mord w oczach)
OdpowiedzUsuńAle rozdzialik fajny... :3
I jeszcze jedno... W TAKIM MOMENCIE?! Jak możesz... T_T (Ulquiorra Mod On)
Pozdrawiam i weny życzę
NyrimChan
Kyaaa!
OdpowiedzUsuńSenbonzakura!
No, no ciekawe jak to się dalej potoczy :D
Dużo weny i chęci do pisania.
Jeden z najlepszych blogów.
Pisz dalej ^^.