-
Przyniosłem
cię tu. Chociaż zanim wszystkie obrażenia się zaleczyły...
Zdążyłem wygrać w shōgi z Kuchikim. Co jak co, ale jest
świetnym graczem. Trochę minęło zanim rozpracowałem jego
strategię. - zasępił się, zupełnie jakby długie myślenie nad
strategią było ujmą na honorze. - W każdym razie wygrałem. Co
do drugiego pytania... Przespałaś cały dzień i całą noc. -
zamilkł, nie wiedząc jak zareaguję.
-
No cóż, w
końcu i tak postanowiłam odejść z Gotei. Tylko jak ja to
przekażę Aizen-samie... On każe mnie zabić... - zamyśliłam
się. W ogóle czułam się jakby te słowa wypowiadał ktoś inny.
Było mi szczerze obojętne co się ze mną stanie.
-
Malutka. -
Zanpakutō od kilku chwil bezskutecznie próbował zwrócić moją
uwagę.
-
Hm? Coś
mówiłeś? - zapytałam półprzytomnie, myślami błądząc wokół
reakcji Grimmjowa na moją śmierć.
-
Tak, mówiłem,
że Jidanbō pytał jak się czujesz. - spojrzałam na niego
zaskoczona.
-
Byłam pewna,
że jesteśmy w Inuzuri. - wykrztusiłam po dłuższej chwili.
-
Kuchiki na
odchodne powiedział, że wrócisz do Dworu Czystych Dusz, choćby
miał cię tam sprowadzić siłą. A gdzie zacząłby poszukiwania,
zwłaszcza po ostatnim? - fakt, miał rację.
-
Ale tam jest
Yoneka! Przecież zgred go zamorduje, jeśli chłopak nie powie
gdzie jestem. - spanikowałam. Zerwałam się z posłania z zamiarem
pójścia do Inuzuri, gdy ręka silnie obejmująca mnie w pasie
powaliła mnie na ziemię.
-
To już jest
załatwione. Yoneka ma powiedzieć, że poszłaś do Zaraki. Już?
Spokojnie, wszystko pozałatwiałem. - Uspokoiłam się nieco,
widząc, że takimi wybuchami tylko straszę Hiyakumę. - Malutka,
Kuchiki był tutaj niecałą godzinę temu, więc na razie jesteśmy
bezpieczni. Pytał o ciebie Jidanbō, na szczęście ten zachował
się zgodnie z planem i powiedział, że widział cię zmierzającą
do następnego okręgu. - westchnęłam z ulgą, już całkowicie
spokojna. - Na razie przebierz się, później pomyślimy co dalej.
I powinnaś podziękować Jidanbō za pomoc. - upomniał mnie
Zanpakutō, zupełnie jakbym była dzieckiem. Cóż, w porównaniu
do niego pewnie byłam. Skinęłam jedynie głową, a Zanpakutō
wyszedł, zasuwając drzwi i zostawiając mnie samą w pokoju.
Ubrałam kimono, zapewne przemocą odzyskane od zgreda i wyszłam z
pokoju, uprzednio porządkując go. Zaraz przed domem zastałam
Jidanbō, który skinął mi głową na powitanie i uśmiechnął
się przyjaźnie.
-
Dziękuję,
Jidanbō. - nie zdążyłam dokończyć, gdyż mężczyzna podniósł
mnie jedną ręką i posadził na swoim ramieniu. Widziałam kolejne
okręgi Rukongai, co było imponującym widokiem. - Wow, ty masz
zawsze taki widok... Niesamowite. - Zachwyciłam się i rozglądałam
uważnie. Nagle zauważyłam duży obłok kurzu nad jedną z
dalszych dzielnic Rukongai. - Jidanbō, a co to tam jest? Który to
okręg? - zapytałam olbrzyma.
-
Gdzie? -
wskazałam dłonią kierunek. Mężczyzna przyjrzał się uważniej,
a po chwili uśmiech zniknął z jego twarzy. - Inuzuri, Fuyumi. -
powiedział cicho, a moje serce zamarło. W jednej chwili
zeskoczyłam i wbiegłam do domku po katanę. W czasie biegu do siedemdziesiątego drugiego
okręgu przywiązałam ją do obi i przyspieszyłam bieg.
-
Fuyumi, co ty
robisz? - krzyczał za mną Hiyakuma, ale nie słuchałam. Skupiłam
się na biegu i wyciszeniu energii duchowej. Nagle widok po bokach
rozmazał się, a ja znalazłam się dobrych kilkadziesiąt metrów
dalej niż powinnam być po zwykłym biegu. Zatrzymałam się
gwałtownie.
-
Czy ja
właśnie... Użyłam shunpo? - zapytałam sama siebie. W tej formie
powinno być to niemożliwie, w końcu Aizen-sama poza reiatsu
ograniczył wszystkie moje umiejętności. Nawet wywołanie shikai
powinno być niemożliwie. Wzruszyłam ramionami. Może Hiya-chan
coś o tym wie. Ruszyłam dalej, co jakiś czas używając
shunpo. Dotarłam dopiero do 71 okręgu, a już czułam
przytłaczającą wszystko energię duchową szlachcica. Gdy
dotarłam do dawnego domku Renjiego i Rukii, pierwszym co zobaczyłam
był szlachcic trzymający Yonekę za ubranie i potrząsający nim z
groźną miną. Na szczęście nie wyjął jeszcze Zanpakutō.
-
Wiem
doskonale, że ona nie poszła do Zaraki. Czego miałaby tam szukać?
Każ jej wyjść. - usłyszałam, gdy podeszłam wystarczająco
blisko. Yoneka zauważył mnie, już otwierał usta, by coś
powiedzieć, gdy palcem położonym na usta nakazałam mu ciszę.
Widać było, że chłopak atakowany taką ilością reiatsu jest na
skraju wyczerpania. Podeszłam najciszej jak się dało do
szlachcica i trzasnęłam go sayą po głowie. Deja vu... Puścił chłopaka i osunął się na ziemię. Po chwili jego
energia duchowa było prawie niewyczuwalna.
-
Zabiłaś go,
zabiłaś! - wydarł się Yoneka. Pokręciłam głową, kopiąc
lekko szlachcica w bok. Głośne jęknięcie przesądziło sprawę.
-
Jest tylko
niezdolny do ruchu, trafiłam w punkt witalny. - wzruszyłam
ramionami. - Dla twojej informacji, zgredzie: byłam w pierwszym
okręgu, praktycznie pod twoim nosem. Nie trzeba było wiele, żeby
Hiyakuma cię rozszyfrował. - spojrzałam ponownie na blondyna
stojącego w szoku. - Wybacz Yoneka. Chyba nie wszystko poszło po
myśli Hiyakumy... - chłopak machnął ręką, odwracając wzrok. -
Coś nie tak?
-
Twoje kimono,
Fuyumi. Jest chyba za słabo zawiązane... - spojrzałam.
Faktycznie, było zbyt luźne przez co widać było kawałek piersi.
Szybko je poprawiłam modląc się, by przybył tutaj mój
Zanpakutō. - Daj, pomogę ci. - odwróciłam się plecami do Yoneki
pozwalając, by zacisnął mocniej pasy obi. - Już. - odsunął się
szybko, widząc, że poturbowany szlachcic zaczyna żwawiej się
ruszać i próbuje się podnieść.
-
Miałeś
znaleźć powód dla którego miałabym wrócić na Dwór Czystych
Dusz, a nie zaciągać mnie tam siłą. - szepnęłam, pochylając
się nad szlachcicem. Znieruchomiał. - Czyli nie znalazłeś nic
takiego. Wobec tego możesz wracać do posiadłości. - odwróciłam
się, by odejść gdziekolwiek, gdy kruczowłosy się odezwał.
-
Jeszcze nie
spłaciłaś do końca długu. Myślisz, że jeden posiłek wszystko
załatwił?
-
Taki bogaty, a
tylko o kasie myśli. - zironizowałam, truchlejąc jednak ze
strachu. Znalazł powód. Cholercia, mam przechlapane...
-
Zostawisz
Rukię i Renjiego? Tak bez żadnych emocji powiesz im, że
odchodzisz z Gotei?
-
Zrozumieją.
Muszą zrozumieć. - wycedziłam przez zęby. - Zresztą tu nie
chodzi o nich.
-
A o kogo? -
spojrzałam przez ramię na szlachcica. Wstał już i otrzepywał
swoje kimono z kurzu. - Myślisz, że wszyscy będą dla ciebie tak
wyrozumiali jak Renji i Rukia? Generał na pewno nie będzie. Wiesz
co robi się z nielegalnymi dezerterami? Jestem pewny, że wiesz. -
wiedziałam. Wrzucano ich do dołu zrobionego w całości z kamienia
wysysającego energię duchową i zostawiano, żeby umarli z
wycieńczenia, głodu, chłodu i pragnienia. - I jestem pewny, że
gdy dowie się o twojej ucieczce ucierpisz na tym nie tylko ty. Cały
szósty oddział zostanie skazany na więzienie. Nie tylko ja i
Renji. Wszyscy, nawet ci dopiero przyjęci. - mówił to bez cienia
emocji, jakby nie zależało mu na tym, co stanie się z nim i jego
oddziałem.
-
A jeśli
dezerter będzie martwy? - stanęłam przodem do niego, chcąc
zobaczyć jego reakcję. Po jego twarzy przebiegł jakiś grymas, ni
to strachu ni wściekłości. Nie odezwał się jednak, co
potwierdziło moje przypuszczenia. - Rozumiem. Wobec tego problem
rozwiązał się sam. - ukłoniłam się lekko i zniknęłam,
używając shunpo. A raczej miałam taki zamiar, bo kilkanaście
metrów dalej dołączył do mnie szlachcic. Kręciło mi się w
głowie i czułam jak żołądek podchodzi mi do gardła.
Przebiegłam kilka kroków w bok, by w końcu wylądować na
kolanach i zwymiotować wodę, którą wypiłam wcale mnie tak dawno
temu. Trzęsłam się na całym ciele i nie mogłam tego opanować,
dodatkowo wciąż wymiotowałam, chociaż praktycznie nie miałam
już czym. Hiyakuma pojawił się obok mnie i położył mi dłoń
na czole.
-
Masz gorączkę
i ani odrobiny reiatsu. - pokręcił głową i spojrzał na
Kuchikiego. Ewidentnie nie podobała mu się jego obecność. -
Chyba za długo przebywałem tutaj, używając twojej energii
duchowej. Masz się nią zająć. - wstał i rozkazał kapitanowi.
Podszedł do niego bliżej i wyszeptał. - I nawet nie próbuj się
do niej dobierać. Jeden zły ruch, a będą musieli amputować ci
obie ręce. - Malutka, ja znikam. Jeśli będziesz mnie
potrzebować... - skinęłam głową i zwymiotowałam po raz
kolejny. Zamroczyło mnie na chwilę, ale resztką woli zachowałam
świadomość.
-
Hiya-chan.
Chcę do szpitala. - wyszeptałam i upadłam do przodu.
-
Zaniosę ją.
Znikaj już. - Kuchiki kucał za mną i trzymał mnie za ramiona,
żebym nie upadła we własne wymiociny. Poczułam lekką ulgę, gdy
Hiyakuma zdematerializował się. Moje reiatsu przestało być tak
obciążone. - I co on z tobą zrobił? Jak można być tak
lekkomyślnym? Ty też nie jesteś lepsza. Nikt ci nie mówił, że
zmaterializowana forma duchowa Zanpakutō czerpie z energii duchowej
partnera, a nie ze swojej?
-
Ty mnie miałeś
uczyć o Zanpakutō i kidō, ale odwoływałeś co chwilę treningi,
zapomniałeś już? - szlachcic podniósł mnie i przeniósł kilka
kroków, by posadzić na ziemi i spojrzeć na moją twarz. Usiadł
przede mną, żeby w razie czego szybko mnie złapać. Świadczyło
o tym też to, że trzymał dłonie na moich ramionach.
-
Jesteś
strasznie rozpalona. I nadal się trzęsiesz. - zdjął górę
szlacheckiego stroju i okrył mnie nim. Zapatrzyłam się na jego
wyrzeźbioną klatkę piersiową. W tej chwili cieszyłam się, że
mam wypieki z gorączki. Nagle Kuchiki napiął mięśnie brzucha, a
mnie zrobiło się słabo na ten widok. - Podoba ci się? Nie musisz
się aż tak czerwienić.
-
W-Wcale się
nie czerwienię! To z gorączki! - zaprotestowałam. Po chwili
nieśmiało wyciągnęłam dłoń i dotknęłam jednego z mięśni.
Był twardy niczym stal. - Robisz brzuszki czy po prostu masz taką
budowę? - zapytałam, dotykając palcem kolejnych mięśni.
Wszystkie były identycznie napięte. Ku mojemu zdumieniu szlachcic
odwrócił wzrok i rozluźnił się. Wstał i wziął mnie na ręce.
-
Musisz
wytrzymać, jeśli użyję shunpo szybciej znajdziemy się w
szpitalu. Lepiej ci już? - skinęłam głową, zdezorientowana
nagłą zmianą tematu. Pewnie Hisana zapytała go kiedyś o to
samo.
Przed szpitalem Kuchiki postawił mnie na ziemi, zabrał z moich
ramion swoje kimono i założył je na siebie. Weszliśmy do środka,
a po chwili przyszła Unohana. Wystarczył jej jeden rzut oka na moją
twarz, by zdecydowała się przyjąć mnie na oddział.