sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział 24

    - Jak można być tak lekkomyślnym Fuyumi?! - Rukia stała przed moim łóżkiem i wrzeszczała na mnie, trzymając ręce na biodrach. - Nie wiesz, że przez coś takiego mogłaś stracić nie tylko całą energię duchową, ale i życie?!
    - Nikt mi nie powiedział... - wymamrotałam, odwracając wzrok. Minął już tydzień odkąd kapitan przyniósł mnie tutaj, a ja nadal leżałam w izolatce. Od razu wprowadzili mnie w stan śpiączki. Obudziłam się zaledwie parę godzin wcześniej, a koło mnie leżało mnóstwo słodyczy. Hanatarō powiedział, że to od Kiry, Hisagiego i Matsumoto. Ruszyli na misję i nie mogli czekać aż się obudzę. Od Unohany dostałam zakaz opuszczania łóżka na dłużej niż kilka minut. - I nie wypuszczaj tyle reiatsu, to boli. - rzuciłam brunetce naburmuszone spojrzenie, łapiąc się za głowę. Nie mogłam długo przebywać w pomieszczeniu, gdzie było zbyt dużo reiatsu, bo ciągle bolała mnie głowa i traciłam przytomność. To samo dotyczyło osób o wysokim poziomie energii duchowej.
    - Wybacz, zapomniałam. - szlachcianka opanowała się, a ja po chwili mogłam oddychać już spokojnie. - W ogóle co ci przyszło do głowy, żeby uciekać z Seiretei? Już sam pomysł kłótni z bratem był...
    - Czy ty nadal nie widzisz jego wad? - przerwałam jej w połowie zdania. - A może zapomniałaś już o tym co ci mówiłam? Właśnie przez to nie chcę przebywać w odległości mniejszej niż kilka okręgów od niego. - usiadłam na łóżku i z wściekłością wpatrywałam się w fioletowe tęczówki bogini śmierci.
    - Pamiętam doskonale. I równie dobrze znam jego wady. - w tym momencie do pokoju luzackim krokiem wszedł Renji. A on chyba był w Świecie Ludzi i się teledysków hip-hopowych naoglądał...
    - Braciszku, zabierz ją ode mnie! - wyskoczyłam z łóżka i stanęłam za porucznikiem, chwytając za górną część jego stroju boga śmierci. Wskazałam palcem na Rukię i skryłam się cała za Abaraiem.
    - Właśnie po nią przyszedłem. Kapitan Unohana stwierdziła, że wystarczy już odwiedzin. - położył dłoń na ramieniu swojej dziewczyny.
    - Ale... Ale... To nawet się ze mną nie przywitasz? - wykrzywiłam usta. Chłopak odwrócił się i przytulił mnie na chwilę.
    - Mogę się z tobą nawet pożegnać. - zaśmiał się, dopóki moja pięść nie trafiła go w brzuch.
    - Wredota. Tak to ty sobie z Rukią pogrywaj, a nie ze mną. W końcu to ja, a nie ona wypełnia za ciebie raporty. Nigdy nie wiesz, co może znaleźć się w tych papierach w akcie zemsty... - odwróciłam się do niego plecami, z zamiarem ponownego położenia się na łóżku. Rukia stała już obok drzwi, z uśmiechem patrząc na nasze słowne (i nie tylko) przepychanki. Nagle przestała się uśmiechać.
    - Renji. - rzuciła cicho. Chłopak podszedł do niej. - Fuyumi, do łóżka. - natychmiast położyłam się, ton jej głosu wskazywał, że to coś poważnego. Nie myliłam się. Chwilę później usłyszałam, że ktoś tu idzie. - Unohana? - Abarai tylko skinął głową. Usłyszałam, że kapitan czwórki mówi coś do kogoś. - Brat... - nakryłam się kołdrą i odwróciłam przodem do okna.
    - Możecie iść. Na razie. - przymknęłam oczy, czekając aż wyjdą. Drzwi otworzyły się, a ja poczułam energie obu kapitanów. Jak na zawołanie głowa zaczęła pulsować tępym bólem. Zacisnęłam żeby, myśląc o tym, żeby wszyscy już wyszli i zostawili mnie w spokoju.
    - Rukia, Renji, mogę was prosić o opuszczenie pokoju? - oboje wyszli, przepraszając, że wizyta trwała tak długo. - Kapitanie Kuchiki, ty też wyjdź. Tylko na czas badania. - dodała po chwili kobieta. Po chwili w pomieszczeniu zostałam tylko z nią. - Jak się czujesz? - zaczęła mierzyć poziom mojego reiatsu.
    - Boli mnie głowa ciągle... - jęknęłam cicho, gdy poczułam dłoń lekarki na czole.
    - Nie dziwię się, twoja energia duchowa w ogóle nie chce się odnowić. Odkąd tu trafiłaś jest ciągle na takim samym poziomie, ledwo utrzymuje cię przy życiu. - stwierdziła zdziwiona. - Chyba będzie ją trzeba uzupełnić w zewnętrzny sposób. Pobiorę próbkę, żeby kapitan Kurotsuchi mógł zrobić jej więcej. - wyjęła strzykawkę i chwyciła moją rękę.
    - Nie! - Wyrwałam się i uciekłam w najdalszy kąt pokoju. Wszystko byle nie to. Zacznie je badać i wykryją, że nie jestem shinigami... Malutka, bój się lepiej o to co pomyśli sobie pani kapitan. Wątpię, że wykryją coś w reiatsu. Inaczej już by to wykryli. Masz rację. Kurna, zawaliłam.  Strzeliłam sobie mentalnie w twarz, wciąż z przerażeniem wpatrując się w ogromną igłę.
    - Fuyumi, nie mów mi, że boisz się igieł? No dobrze, zrobimy to inaczej. - schowała strzykawkę i gestem kazała mi usiąść na łóżku. - Najpierw odrobinę uzupełnię twoje reiatsu moim, a później pobiorę twoje. Bez użycia igły. - skinęłam głową, wciąż wymyślając najczarniejsze scenariusze tego, co stanie się ze mną, gdy wykryją arrancarze reiatsu. Aizen-sama nie będzie się ze mną cackał... Każe zrobić to Ginowi-samie... Mam przerypane. - Zamknij oczy i połóż się. - znowu poczułam jej dłoń na czole, ale teraz czułam, że wpompowuje we mnie swoje reiatsu. Głowa w cudowny sposób przestała mnie boleć, za to zaczęła boleć mnie ręka. Otworzyłam oczy i spojrzałam na bolącą kończynę. Zobaczyłam, że jest w nią wbita ta ogromna strzykawka.
    - ŁAAAAA! Tylko nie to! - wrzasnęłam przerażona wpatrując się we wpływające do pojemniczka reiatsu. Miało miły, śliwkowy kolor.
    - Już skończyłam. - Unohana zabrała strzykawkę i zakleiła mi wkłucie plastrem. - Kapitan Kuchiki chciał z tobą porozmawiać. - już otwierałam usta, gdy dodała. - Powiedział, że nie obchodzi go twój sprzeciw ani moje zakazy. Zakochani mężczyźni są tacy uparci. - uśmiechnęła się do mnie tym swoim spokojnym uśmiechem, a mnie po plecach przeszły ciarki przerażenia. Co wy wszyscy macie z tym, że on się we mnie zakochał? Odbiło im...  Dotknęłam palcem plastra, dociskając go do skóry. Czułam miłe mrowienie, kiedy drobne wkłucie zaleczyło się samo. Nakryłam się kołdrą i schowałam pod nią głowę.
    - Niech go pani kapitan wpuści. Im szybciej to się skończy tym lepiej. - mruknęłam cicho, mając nadzieję, że lekarka nie usłyszy.
    - Możesz wejść, kapitanie. - powiedziała, wychodząc z izolatki. Poczułam znajomą energię duchową. Mężczyzna wszedł do środka i poczekał aż Unohana odejdzie. Zamknął drzwi i usiadł na skraju mojego łóżka, w jego nogach. Nie odzywał się, najwyraźniej licząc, że to ja zacznę mówić. Cisza przeciągała się. W końcu chyba zniecierpliwił się, bo poruszył się, zmieniając pozycję.
    - Fuyumi. - nie poruszyłam się ani nie odezwałam, udając, że śpię. - Wiem, że nie śpisz. Przed chwilą tak krzyczałaś, że nie mogłabyś zasnąć ot tak. - wstał i przeszedł kilka kroków. Stanął przy drzwiach, a we mnie zajaśniał promyk nadziei, że sobie pójdzie. Niestety, ku mojemu rozczarowaniu nie wyszedł, ale ponownie podszedł do mojego łóżka. Obszedł je i stanął przy oknie, naprzeciwko mnie.
    - Poddaję się. - odkryłam twarz, przytulając się policzkiem do zmiętej w dłoni kołdry. - Czego chcesz? - zapytałam oschle, patrząc na kapitana. Wyglądał przez okno i przez chwilę wydawało mi się, że nawet nie usłyszał mojego pytania. Sięgnęłam pod łóżko, po paczkę żelków. Dopiero szelest papierowej torebki wyrwał Kuchikiego z zamyślenia. Spojrzał na mnie, a ja zamarłam z ręką pełną słodyczy w połowie drogi do ust. Szlachcic wykrzywił lekko kąciki warg w górę. - No co? - zapytałam niewyraźnie. Zanim spojrzał na mnie zdążyłam już przegryźć część żelków.
    - Nic. - sięgnął do torebki, by poczęstować się słodyczami, gdy odsunęłam ją sprzed zasięgu jego dłoni. Prychnęłam na niego niczym rozjuszony kot.
    - Zapytałbyś się najpierw, a nie tak bez pozwolenia brać. - szlachcic nachylił się nade mną, prawie stykaliśmy się czołami.
    - Mogę? - zapytał cicho, patrząc mi w oczy. Przełknęłam pogryzione żelki i przysunęłam paczkę w jego stronę.
    - Jak musisz. - mruknęłam. Zanurzył dłoń w torebce i wyciągnął jednego żelka. - Oddaj, białe ja chcę! - powiedziałam, gdy zobaczyłam kolor słodyczy. Kruczowłosy nie posłuchał mnie i włożył żelkę do ust. Już miałam dodać coś uszczypliwego jego temat, gdy nachylił się i pocałował mnie. Poczułam jak moich warg dotyka coś słodkiego i żelkowatego w konsystencji. Przez chwilę zastygłam w bezruchu. Jak... Jak on może robić coś takiego drugi raz..? Przed oczami przesunęła mi się scena całkiem innego pocałunku. Odepchnęłam mężczyznę, a żelka upadła na podłogę. Wyskoczyłam z łóżka tak, że teraz mebel znajdował się między mną a kapitanem. - Jak śmiesz! Nie pozwolę się tak traktować! - krzyczałam w zalewającej mnie gorącem wściekłości. - Wynoś się, nie chcę cię widzieć! - znalazłam się na ścianie, gdy Kuchiki użył shunpo i przycisnął mnie do niej. Złapał moje nadgarstki i zablokował moje ruchy, trzymając moje dłonie nad moją głową, też przyciśnięte do ściany.
    - Fuyumi! - krzyknął niewiele ciszej ode mnie. Zamilkłam, zszokowana tym zjawiskiem. On nigdy nie krzyczał. Nie wtedy, kiedy mógłby usłyszeć go jakiś shinigami z innego oddziału. - Jasna cholera, dziewczyno, ty mnie kiedyś wykończysz. - dodał normalnym tonem. - Przyszedłem tutaj cię przeprosić, a zamiast tego okazuje się, że znowu jesteś na mnie wściekła. Wiem, tym razem zasłużyłem sobie na to, ale nie umiem się przy tobie pohamować. Wystarczy, że jesteś w pobliżu i czuję twoje reiatsu. Już samo to powoduje, że czuję pragnienie, żeby cię całować dopóki nie braknie mi powietrza. A kiedy jesteś w tym samym pokoju, na wyciągnięcie ręki, choćby tak jak teraz, od środka spala mnie pragnienie jakiego nigdy jeszcze nie czułem. - pokierował jedną z moich rąk niżej, na serce. Biło prawie tak szybko jak moje, z tym, że moje przyspieszyło z powodu gniewu, a jego najwyraźniej spalało czyste pożądanie. Jakby na potwierdzenie tego, pokierował moją rękę jeszcze niżej, na swoje krocze. Szarpnęłam się, żeby nie dopuścić do tego dotyku. Nie naciskał, po prostu ponownie docisnął moją dłoń do ściany. - Pożądam cię i nie ukrywam tego.
    - Puść mnie. - wysyczałam wściekła. Przygwoździł mnie swoim ciałem i zamknął usta pocałunkiem tak namiętnym, że ten, który poprzedzał odebranie mojego kimona był niczym w porównaniu do chwili teraźniejszej. A może mnie się tylko tak wydawało. Zaczynało mi brakować tchu, gdy w końcu odpuścił sobie, nie znajdując w moich ruchach ani odrobiny odwzajemnienia pocałunku. - Puść mnie. - powtórzyłam żądanie. - Nie obchodzi mnie czy pożądasz mnie dlatego tylko, że jestem tak podobna do...
    - Nawet przy Hisanie nie czułem tego pragnienia, które czuję przy tobie. - przerwał mi. - Ją chciałem chronić i być zawsze przy niej, a ciebie... Nie wiem jeszcze jak to nazwać, ale nie jest to tylko pożądanie. Potrzebuję twojej obecności. Chcę żebyś była przy mnie, żebyśmy oboje mogli czerpać ze swojej obecności siłę. Chcę cię chronić, ale też czuć, że i ty byłabyś gotowa bronić mnie, gdyby zaszła taka potrzeba. - w trakcie tej przemowy puścił moje ręce i ujął moją twarz w dłonie. Chciał mnie pocałować, gdy odepchnęłam go tak silnie, że potknął się o łóżko. Zaraz jednak wstał i patrzył na mnie nie zbliżając się.
    - Won! - pokazałam palcem drzwi. Dyszałam z wysiłku jakim okazało się odepchnięcie szlachcica. Mężczyzna nie ruszył się nawet o milimetr. - No won, nie mogę przebywać w pobliżu ciebie!
    - Niby dlaczego? - podszedł kilka kroków. Poczułam drapiącą suchość w gardle. Wyczuwałam coraz wyższe stężenie reiatsu otaczające kapitana.
    - Bo jesteś dla mnie zagrożeniem! - warknęłam, próbując nie pokazywać, że brakuje mi sił na stanie prosto. Zaczynałam widzieć maleńkie, czarne plamki pojawiające się na chwilę w polu widzenia.
    - Zagrożeniem? Niby jakim?
    - Bo za każdym razem jak cię widzę, mam ochotę zamrozić cię, a później przerobić na malutkie drobinki lodu. - wysyczałam niczym wściekły kot.
    - To groźba?
    - Ostrzeżenie. A teraz won, zanim się zdenerwuję. - Zanim zemdleję.  Poprawiłam się w myślach. Użył shunpo i złapał mnie w pasie. - Zostaw, nie dotykaj mnie! - podszedł do łóżka i położył mnie na nim.
    - Śpij. - rozkazał, uwalniając ogromną ilość swojego reiatsu. Poczułam zalewającą mnie ciemność, a ostatnim co usłyszałam była jego obietnica. - Nie będzie mnie tu, gdy się obudzisz. - musnął palcem moje wargi. Odpłynęłam w ciemność.

2 komentarze:

  1. Takie romansidełkowanie z ranną, chorą, biedną czy cokolwiek jeszcze Fuyumi... Bakusławie, wstydź się! Nie dobry ty, nie dobry! Ona potrzebuje odpoczynku, a ty... Jesteś dla niej zagrożeniem!
    Tak jest, dobrze żeś go potraktowała Fuyumi ~ ! Niech napaleniec wie, gdzie jego miejsce ~ !
    Bickslow : Czy to czasem nie jest kapitan...? Jak ona traktuje swojego kapitana...?
    Oj, cicho tam, kobieta ta super-tajną-sekretną moc i nawet kapitanka powali jednym palcem ~ ! ^.^ Chcesz sprawdzić?
    Bickslow : Nie, dzięki *Chowa się za szafą*
    No i grzeczny chłopiec. Nie to co Bakusław. Mam nadzieję, że jak ja będę chora, to nie będziesz się tak do mnie dobierał -.-' Marny byłby twój los...
    ŻEEEEELKIIIII *q* Też kcę. I ci wyjem wszystkie białe, ot co xD Nie no, żartuję, wredna nie jestem... Aż tak xD
    Fajnie ją kapitan wykiwała xD Niby dobrze, dobrze a tu PAH i igła w ręce xD Aua xD Biedna Fuyumu...
    Buziaaa, kochanie ~ !
    ~Reneé

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały rozdział!
    Nic dodać, nic ująć.
    Coraz bardziej ta historia mnie wciąga :D
    Nom i już trafiła do mojej listy ulubionych historii xD
    Pisz dalej bo masz prawdziwy talent :D

    OdpowiedzUsuń