niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział 27

Dzisiaj krótko - powód jest prosty, musiałam jakoś rozłożyć akcję...
Wspomnienia Hiyakumy, część trzecia i ostatnia.
Zapraszam ^^.
Przypominam o ankiecie, pomóżcie wybrać mi paring do one shota xD Jak na razie ogromną przewagę mają Grimmjow i Tora...

~~*~~

Mam cię! - złapałam za skraj ubrania stojącego na końcu korytarza Hiyakumę. Zgięłam się w pół, podpierając rękami o nogi, próbując złapać oddech po biegu. Mężczyzna wpatrywał się w coś zawieszonego na ścianie. Nie zwróciłam początkowo żadnej uwagi na dość duży przedmiot, zajęta odpoczynkiem i doprowadzeniem oddechu do normy. Wyprostowałam się, a całe uspokojenie oddechu i serca wzięło w łeb. Całą ścianę zajmowały kraty. Kawałek celi wycięty z rzeczywistości i zabrany tutaj, jako wspomnienie mojego Zanpakutō. Stałam tam i z otwartymi ustami gapiłam się na stalowe pręty, dopiero po dłuższej chwili zauważając stojącego obok mnie ducha miecza. Trzymał w ręce kajdanki. Wziął moją dłoń i ułożył je na niej, zaciskając ją wokół nich tak, jak robi się to z małymi, cennymi prezentami.
Patrz uważnie. Mój proces i kara. - powiedział, a ja mrugnęłam, by przenieść się do jego wspomnienia.
Otworzyłam oczy, rozglądając się dookoła. Wysokie pomieszczenie, którego sufit tonął w ciemnościach, utrzymane w kamienno-szarej kolorystyce. Mur, otaczający arenę na której stałam, o który od strony siedzisk opierali się ludzie, jakby to był wielki okrągły blat. Właśnie, ludzie. Sami mężczyźni, z ważnymi minami, ubrani jednakowo, w stroje podobne, ale jednak inne od strojów bogów śmierci. Powyżej muru kolejne okręgi, przerobione jak aula w Akademii Shinigami – kolejne siedzisko i ławka wyżej od poprzedniego. Przebiegłam jeszcze raz wzrokiem po zebranych, zatrzymując się na mężczyźnie przed którym stał mój Zanpakutō. On również był po przeciwnej stronie muru. Jego mina okazywała większą nienawiść i pogardę od pozostałych zebranych. Był to przewodniczący Rady Czterdziestu Sześciu. Byłam tego pewna. Żadnego nisko urodzonego czy postawionego człowieka nie stać na taki wyraz twarzy. Uważał, że był ważniejszy, ponieważ miał władzę.
Nie cierpię takiego wzroku.... - mruknęłam pod nosem, na co właściciel wspomnienia zaśmiał się pod nosem.
Spójrz na jego lewe ramię. - szepnął, nachylając się do mojego ucha. Pomimo że było to tylko wspomnienie, nadal czuło się atmosferę nakazującą ciszę, nieuznającą słowa sprzeciwu. Zerknęłam na wskazaną część ciała. Na rękawie szaty wyszyto symbol rodu Kuchiki. - Wiesz kto to jest? Praprapradziadek twojego kapitana.
Czemu mnie to nie dziwi. Oni wszyscy mają pogardę we krwi, a już na pewno mężczyźni. - prychnęłam. Hiyakuma przytkał mi usta ręką, nakazując ciszę. Proces rozpoczął się.
Hiya no akuma, czy przyznajesz się do zabicia porucznika ósmej dywizji i swoich dziewięciu partnerów? - spojrzałam na swojego Zanpakutō, unosząc jedną brew w zdziwieniu.
Łącznie dziesięciu? - zapytałam, a mężczyzna podrapał się po szczęce w zakłopotaniu.
Jakoś nie przywiązywałem wagi do ich liczby...
Tylko dziesięciu i już chcą cię skazać? Matko, co za debile. Aizen-sama musiałby przez to połowę arrancarów wybić, a Grimmjowa i Nnoitrę to na pewno. Oni mają na sumieniu więcej arrancarów niż ty tych marnych dziesięciu bogów śmierci... - załamałam się nad praworządnością shinigami. I w co ja się wpakowałam... Hiyakuma wydawał się być załamany moim brakiem podziwu dla niego.
Malutka, ale ja miałem na to tylko czterysta lat... - zaczął się tłumaczyć z dziwną miną.
A braciszek tylko przy mnie, czyli w jakieś dwadzieścia, no może trzydzieści miesięcy, zamordował zaledwie pół tysiąca numeros i innych pustych. - zgasiłam go zanim rozkręcił się z tłumaczeniem na dobre. Uniosłam dłoń, gdy otwierał usta, by coś dodać. Na szczęście Kuchiki jeszcze gadał swoją formułkę, a wyglądało na to, że nawet nie dał czasu na odpowiedź duszy miecza.
Tak, zabiłem ich! I zabierzcie mnie stąd, nie chcę słuchać tego pseudo prawniczego bełkotu. - podsumował Hiyakuma ze wspomnienia, zamrażając całą arenę na której stał.
Nawet nie wiesz jak ja się powstrzymywałem, żeby faceta na miejscu nie zabić. - pośpieszył z wyjaśnieniem rzeczywisty Zanpakutō.
Widać, że trzy czwarte cech dziedziczą tylko mężczyźni. - rzuciłam kąśliwie, obserwując jak mężczyzna oskarżony o bełkot przybiera kamienną minę, jedynie w jego oczach widać było czysty gniew.
Hiya no akuma, zostajesz skazany na więzienie do czasu, gdy moi następcy uznają cię za niegroźnego dla otoczenia. Zostaniesz zapieczętowany i zamknięty w osobnej sali...
Wiesz co? Nie chce mi się tego słuchać. Do zobaczenia za kilkaset lat. - Hiyakuma skłonił się z przesadną uniżonością i zmienił swoją postać. Po chwili na arenę upadł miecz.
Co za... - nie dokończył przodek Byakuyi, bo wspomnienie zaczęło się rozmazywać.
I chyba nigdy się nie dowiem jak cię określił. - zwiesiłam głowę. Że też on zawsze musi przerywać w najlepszych momentach...
Jak? Aroganckim ćwierćinteligentem ze skłonnością do mordów i obrażania ważniejszych od siebie. - Hiyakuma wzruszył ramionami. - Jednym słowem prawie to samo, co teraz sądzi o mnie twój kapitan. No, może poza skłonnością do mordów. Z tego się wyleczyłem. Miałem dużo czasu na przemyślenie swojej przeszłości.
Ta? I co wymyśliłeś?
    - Jedynie to, że trzeba spróbować z kobietami... I proszę – moja pierwsza partnerka złapała mnie za serce i wciągnęła pod pantofel. Dla ciebie nawet posprzątałem mój korytarz... - brunet uśmiechnął się i przytulił mnie mocno. - A właśnie. Dziwne, że jeszcze się nie zorientowali, że mam już partnerkę i nie jestem więziony przez łańcuchy.
    - Kto taki?
    - Rada Czterdziestu Sześciu. Chociaż pewnie niedługo się zorientują, bo wysyłają kogoś co dziesięć lat żeby sprawdził, czy nadal jestem w swoim więzieniu. Ah, chciałbym zobaczyć ich miny, gdy dowiedzą się, że od dobrych kilku lat jestem na wolności... - rozmarzył się Zanpakutō. - Aż żałuję, że nie mogę tam być. - uśmiechnął się szyderczo, tym samym uśmiechem, który gościł na jego wargach we wspomnieniu zabójstwa swojego ostatniego partnera.
    - Ja raczej nie mam ochoty zobaczyć ich min. Po tym co widziałam wnioskuję, że nie tylko tobie się za to oberwie. - wykrzywiłam z niesmakiem usta. - Kilkaset lat za kilka zabójstw... Idiotyzm, czysty idiotyzm. Możemy już wracać? Mam dość wrażeń na dzisiaj, spać mi się chce.
    - Jasne, mam nadzieję tylko, że się nie obrazisz o to, co zrobiłem z pokojem szpitalnym...
    - Aż się boję pytać...

2 komentarze:

  1. Hiyaaaaaa ~~ <3 Jak ja cię kocham normalnie ~~ <3 I nie dziwię ci się, też bym chciała ich wszystkich od razu na miejscu zabić no cholera... Widać, w kogo Bakuś się wdał TT.TT To takie smutne TT.TT
    Ale nie martw się, Hiya-chan, masz mnie! No i Fuyu...
    HiyaFuyuuuuuuu ~~ <3 ;( Kcę ;(
    I wracamy ~~ <3 Yay ~~ <3 A ja chyba wiem, co się stanie ~~ <3 Niah, niah, niah ~~ <3
    Buziam cię mocno kochanie moje~~ <3
    ~Smexy Reneé, Queen of Hearts

    OdpowiedzUsuń
  2. Hiyakuma ty to masz cięty język. Kuchikiemu tak nagadać. Rozdział krótki ale naprawdę fajny. Już nie mogę się doczekać następnego. A co do one-shota to ja bym chciała Grimmjow i Tora. Pozdrawiam Makoto Shi.

    OdpowiedzUsuń