sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział 26

Wspomniej Hiyakumy ciąg dalszy, dzisiaj tylko jedno wspomnienie, ale za to długie. W następnym rozdziale ostatnie z jego wspomnień. I jak sam Hiyakuma ostrzegał, dzieijsze wspomnienie to jedno z tych bardziej brutalnych. Mam nadzieję, że pomimo tego się spodoba.

~~*~~

Zacisnęłam mocno powieki.
    - Podoba ci się? - usłyszałam.
    - Braciszek? - otworzyłam oczy i zdziwiłam się. Przed wystawą sklepową, plecami do mnie stał nikt inny jak Grimmjow. W ludzkim ubraniu, bez maski, z jakąś dziewczynką u boku. Mała miała włosy równie niebieskie jak mój brat, soczyście zieloną sukienkę i brązowe sandałki. Dwa kucyki powiewały na wietrze. Ludzie patrzyli na nich dziwnie, zapewne przez kolor włosów.
    - Bardzo! Kupisz mi ją? - zapiszczała wesoło. Ręka Grimmjowa wylądowała na jej głowie, by pogłaskać ją z roztargnieniem. Sam mężczyzna wpatrywał się ze zmarszczonymi brwiami w odbicie w szybie. Spojrzałam za siebie. Zaraz za mną stał shinigami z wyciągniętym mieczem. Wysoki, dobrze zbudowany, o stanowczy rysach twarzy sprawiał dość nieprzyjemne wrażenie. Widząc małą dziewczynkę zwracającą się do arrancara per „braciszku”, nieznacznie opuścił broń.
    - Kupię. Chodź. - weszłam do sklepu zaraz za niebieskowłosym rodzeństwem. Hiyakuma został na zewnątrz, spoglądając ze smutkiem na katanę shinigami. Spojrzałam przelotnie przez ramię: shinigami dzierżył w dłoniach mojego Zanpakutō. Wzruszyłam ramionami – w końcu skoro to wspomnienie Hiyakumy to musiał się tutaj pojawić. Miało być brutalnie, a jak na razie to nie ma żadnej krwi.
    - Poproszę tą pozytywkę! - ponowie zwróciłam uwagę na dwójkę rodzeństwa. Grimmjow przegrzebywał kieszenie spodni w poszukiwaniu portfela. Widziałam jego usta układające się w miotane bezgłośnie przekleństwa, gdy w kolejnych kieszeniach nie było pieniędzy. Dziewczynka widząc to smutniała z każdą chwilą coraz bardziej, jej usta z pełnego uśmiechu coraz bardziej przypominały wykrzywioną podkówkę.
    - Mam! - rzucił triumfalnie niebieskowłosy, wyjmując z wewnętrznej kieszeni kurtki czarny portfel. Uśmiechnął się szeroko, kucając przed dziewczynką. - Nabrałem cię? - mała rzuciła mu się na szyję.
    - Głupi, głupi braciszek! - zawołała i wyciągnęła dłoń po pozytywkę. Grimmjow zapłacił i wyszli ze sklepu. Stanęli znowu pod szybą wystawową. - Nie nabieraj mnie tak więcej, dobrze? - poprosiła mała i nakręciła zabawkę. Odrobinę sztuczna, zbyt wesoła melodia wydawała się oczarowywać dziecko. Nagle podniosła głowę, prawie nadziewając się na ostrze katany. Pozytywka upadła na ziemię, postacie znajdujące się na niej zostały strzaskane. - Braciszku?! - zawołała, ze strachem rozglądając się dookoła. Niestety Grimmjow otoczony był kilkunastoma innymi shinigami i w żaden sposób nie mógł pomóc swojej siostrze, chociaż próbował.
    - Trzymaj się mała. - zawołał i warknął. Nie miał przy sobie żadnej broni, więc nie mógł pomóc ani sobie ani jej. Wyrwał się z kręgu otaczających go shinigami i zasłonił sobą siostrę, przyciskając ją do ściany budynku. - Czego chcecie? - zapytał, mierząc złowrogim spojrzeniem wojowników przed sobą. Bogowie śmierci otoczyli zwartym kręgiem dwójkę arrancarów mierząc w nich swoimi Zanpakutō. Naprzeciwko niebieskowłosych stanął ten sam mężczyzna, którego zauważyłam na początku.
    - Jej. - wskazał czubkiem ostrza na kulącą się za Grimmjowem istotę. - To nie jest arrancar, nie wiem dlaczego jej bronisz.
    - Skoro to nie arrancar to czego od niej chcecie? - Grimmjow rozglądnął się dookoła. Hiyakuma podszedł do mnie i położył mi dłoń na ramieniu, pociągając do tyłu. Skinęłam głową i posłusznie cofnęłam się kilka kroków.
    - Nie jest arrancarem, ale stanowi zagrożenie dla ludzi i shinigami. - dziewczynka rozpłakała się słysząc to.
    - Braciszku...? To... To prawda? Jestem niebezpieczna? - Grimmjow potrząsnął głową. Szybko kucnął, odwrócił się tyłem do shinigami i przytulił siostrę do siebie.
    - Nie jesteś niebezpieczna dla nikogo. Im chodzi o mnie, kochanie. - wyszeptał, tuląc do siebie roztrzęsione dziecko. Po chwili puścił ją i wstał, ponownie zasłaniając swoim ciałem. - Pozwólcie jej wrócić do domu. W zamian za to pójdę z wami. To chyba uczciwa wymiana?
    - Do domu? Chyba żartujesz. - mężczyzna dzierżący Hiyakumę roześmiał się. Dopiero teraz zauważyłam, że ma insygnia porucznika ósmej dywizji. Wycelował Zanpakutō w arrancara. - Hiyakuma, wiesz co robić. - powietrze dookoła arrancarów zaczęło zamarzać, tworząc klatkę.
    - Braciszku, nie! - krzyknęła mała, gdy Grimmjow dotknął jednego z prętów, chcąc go wyłamać. Za późno. Ramię mężczyzny zamarzło, a on sam nie mógł się ruszyć.
    - Paraliżujący lód. Miłe uczucie, prawda? Niedługo dojdzie do serca, a wiesz co wtedy się stanie. - zaśmiał się cicho porucznik.
    - Zostaw braciszka! - krzyknęła dziewczynka, wyrywając się przed brata.
    - Jasna cholera, Amane, co ty robisz?! Wracaj tutaj w tej chwili! - warknął na nią Grimmjow, ale Amane nie przejęła się tym.
    - Posłuszne dziecko. Chcesz ocalić brata? - niebieskowłosa skinęła głową. Sięgnęła do paska sukienki. Dopiero teraz zauważyłam tam malutki sztylecik. Wyciągnęła go szybko i przejechała po nim dłonią. Zupełnie jak brat po Panterze...
    - Rycz, Lwie! - mała zmieniła się w dorosłą kobietę, niebieskie włosy powiewały za nią jak grzywa lwa, ogon z niebieskim pędzlem na końcu kiwał się na boki. Zamiast rąk miała łapy z pazurami, stopy także zmieniły się w lwie łapy. Zjeżyła się cała i warknęła w stronę shinigami. - Zostawcie braciszka! - wszyscy, poza porucznikiem, cofnęli się, opuszczając katany.
    - Chyba śnisz, mała. Jeśli pójdziesz grzecznie z nami to być może nie stanie się mu krzywda. - uśmiechnął się nieprzyjemnie dowódca wyprawy.
    - Amane, nawet nie próbuj! Wracaj do Hueco Mundo i nawet stamtąd nosa nie wychylaj! - wrzeszczał Grimmjow, rozpaczliwie walcząc z lodem coraz dalej zamrażającym jego ramię. Kobieta miała wyraźny dylemat pomiędzy ocaleniem brata, a wykonaniem jego żądania.
    - Dobrze, pójdę z tobą. Wypuść go. - stanęła spokojnie, patrząc poważnym, odrobinę smutnym wzrokiem na porucznika.
    - Hiyakuma. - kobietę oplotła lodowa lina, a Grimmjowa dalej więziła lodowa klatka. - No to idziemy. Brać ją chłopcy. - niebieskowłosa nie ruszyła się ani o krok. - No ty chyba nie myślałaś, że po złapaniu ciebie odpuszczę sobie zabicie jeszcze jednego arrancara? Naiwna idiotka. - jej reiatsu zwaliło go z nóg. Lodowe liny rozpadły się na kawałki, a klatka więżąca Grimmjowa roztopiła się. Niestety on sam wyszedł z tego z jedną ręką bezwładną.
    - Braciszku? - podbiegła do niego, nie zwracając uwagi na to, że ustawia się plecami do wroga.
    - Nic mi nie jest. Wracamy. - arrancar otworzył gargantę i już miał w nią wejść, gdy powstrzymał go krzyk shinigami. - Co do...? - w ostatniej chwili uchylił się przed atakiem jednego z szeregowców, który z rozpędu wpadł go garganty. - I tyle go widzieli, nie dożyje następnej godziny... - Grimmjow wzruszył ramionami i odwrócił się przodem do szykujących się do ataku bogów śmierci. - Amane. - kobieta spojrzała pytająco, przygotowana już do ataku i obrony brata. - Właź do garganty.
    - Mowy nie ma.
    - Coś powiedziałem.
    - Nie.
    - Amane, do cholery jasnej! Bez gadania! Właź do tej pieprzonej garganty i nie próbuj się ze mną kłócić! Nie mam zamiaru nadstawiać za ciebie tyłka, tak samo jak ty nie powinnaś nadstawiać swojego za mnie! - mężczyzna gestykulował zawzięcie, zupełnie nie zwracając uwagi na nic poza swoją siostrą.
    - Braciszku! - Amane odepchnęła go w ostatniej chwili, przyjmując na siebie cięcie katany. - Przepraszam, braciszku. - stała jeszcze na nogach, jednak chwiejąc cię co chwilę. - Zawsze zapominam, że jeszcze mamy cero... - wycelowała palec w biegnących w ich stronę shinigami i odpaliła cero. Jasnopomarańczowy promień energii pomknął ku celom i zmiótł bogów śmierci z powierzchni ziemi. Wszystkich poza porucznikiem, który, teraz już wściekły, uwolnił shi kai.
    - Zakończmy to, Hiya no akuma! - jego katana zamarzła, osłaniając jego dłoń niewielką, okrągłą tarczą. Uderzył kataną w ziemię, posyłając w stronę rodzeństwa słup lodu. Uskoczyli oboje w przeciwne strony, a wtedy porucznik doskoczył do Amane i przebił jej klatkę piersiową.
    - Amane! Niech cię szlag, shinigami... - Grimmjow doskoczył do oprawcy siostry i jednym ruchem oderwał jego rękę od ciała. - Żebyś zdechł w męczarniach. - porwał kobietę na ręce i już miał wejść do garganty, gdy dostrzegł, że niewiele brakuje jej do śmierci. - A-Amane...
    - Przepraszam. Powinnam była cię posłuchać. - uśmiechnęła się i kaszlnęła krwią, plamiąc ubranie Grimmjowa. Ten położył ją delikatnie na ziemi i próbował jakoś zatamować krwotok.
    - Spokojnie, siostrzyczko. Wytrzymaj jeszcze chwilę, a zaraz zacznie się regeneracja. - pomimo uspakajającego tonu, Grimmjow sam panikował. Kobieta podniosła tylko dłoń, by go uciszyć. Arrancar chwycił jej kończynę i nachylił się nad nią.
    - Nie wyleczę się. Przebił mi płuco i serce. Przepraszam. Rozsyp mnie na pustyni, dobrze? - uścisnęła jego dłoń i zamknęła oczy. Chwilę później rozsypała się w pył, a Grimmjow rozpłakał się. Pozbierał resztki pyłu, których nie rozwiał wiatr, i wszedł do garganty.
Stałam zszokowana widokiem płaczącego brata. Miał siostrę. Młodszą siostrę. Nie potrafiło to dotrzeć do mojego mózgu. Do tej pory byłam pewna, że jestem jego jedyną siostrą. To wspomnienie wyjaśniło mi czemu mnie przygarnął. Teraz zrozumiałam, że dla kolejnej osoby byłam tylko zastępstwem, przypomnieniem przeszłości. Spuściłam głowę, próbując powstrzymać łzy cisnące się do oczu.
    - To jeszcze nie koniec malutka. Wiem, że to trudne, ale musisz to jeszcze zobaczyć. - skinęłam głową, niezdolna do wypowiedzenie choćby słowa. Gdybym się odezwała, zaczęłabym płakać. Hiyakuma objął mnie jedną ręką, drugą delikatnie gładząc po głowie.
    - Żyję jeszcze? - shinigami leżał na ziemi, wpatrując się w niebo. Oderwana ręka była kilka kroków od niego. Spojrzał w tamtą stronę. - Hiyakuma? - spojrzał zdziwiony na materializującego się Zanpakutō. - Świetnie. Możesz mi pomóc? - podparł się mieczem. - Ten głupi arrancar oderwał mi lewą rękę... Zaraz przybędą posiłki, zatamuj tylko krwotok, oni już mi ją jakoś przyszyją.
    - Idiota! - Hiyakuma podszedł do rannego i kopnął go tak, że shinigami poleciał kilka metrów. - Mam leczyć kogoś, kto nawet nie myśli o obronie, gdy atakuje? Na kogo ja ci wyglądam? Na oddział pierwszej pomocy? Nawet nie licz, że ci pomogę. - prychnął pogardliwie. - Poczekam aż się wykrwawisz i wrócę do Seiretei. - duch miecza usiadł na pobliskim krawężniku, patrząc znudzony na swojego partnera. - Mógłbyś wykrwawiać się szybciej? To robi się nudne. - westchnął, próbując ignorować jęki bólu rannego.
    - Masz mi pomóc, to twój obowiązek jako mojego Zanpakutō! - krzyknął resztką sił porucznik. Zanpakutō zerwał się na równe nogi, oburzony tym rozkazem. Doskoczył do właściciela i jednym kopnięciem wbił go w ziemię, łamiąc mu przy tym żebra.
    - Jedynym moim obowiązkiem wobec ciebie jest trwanie przy tobie do śmierci. Nikt nie powiedział, że mam cię chronić ani pomagać. Robię to z własnej, nieprzymuszonej jak dotąd woli. Uwierz mi, nie chcesz, żebym robił coś wbrew mojej woli, bo skończy się to dla ciebie gorzej niż źle. - w ręku ducha miecza pojawiła się lodowa katana. Wbił ją szybkim ruchem w serce umierającego i uśmiechnął się szyderczo, widząc uciekające z mężczyzny życie. - No, a teraz zdychaj. - w tym samym momencie otwarł się Senkaimon, z którego wyszli porucznicy pozostałych dwunastu oddziałów.
    - Hiya no akuma, zostajesz zatrzymany pod zarzutem nieudzielenia pomocy i zabicia partnera. - porucznik pierwszego oddziału wyciągnął Zanpakutō i wycelował w Hiyakumę. - Nie pierwszego zresztą.
    - No chyba nie. - czarnowłosy wyciągnął katanę z truchła i strzepnął z niej zastygłą krew, spływającą grudkami po powierzchni lodu. - Bankai. - powiedział spokojnie, kierując czubek ostrza ku niebu.
    - Wystarczy, malutka. - powiedział właściciel wspomnienia. Obraz zaczął się rozmywać, jak farba spływająca po szybie.
    - Nie, ja chcę zobaczyć twoje bankai! Tyle technik, a ty nie chcesz tego pokazać... - jęknęłam żałośnie, patrząc na znajomy już korytarz galerii. - Zobaczę je sama. I... - uśmiechnęłam się chytrze do swoich myśli.
    - I nic nie zobaczysz. Ale dlaczego nie przeraża cię to, że zabiłem kilku swoich partnerów?
    - Może dlatego, że traktujesz ich jak Grimmjow i Nnoitra swoich Fracción? Oni co trochę biorą kogoś nowego, bo poprzedni byli za słabi, więc zostali zabici. - wzruszyłam ramionami. - Chociaż nie powiem, trochę brutalnie go potraktowałeś. Łamać mu żebra? Nie mogłeś od razu karku mu skręcić? Nie cierpiałby tak... - Hiyakuma wydawał się być załamany moją obojętną postawą. - No, już, już... - poklepałam go lekko po ramieniu. - Przy okazji to byli sami faceci, a ja się do rodzaju męskiego nie zaliczam. Więc mam nadzieję, że mnie to nie czeka... - mężczyzna pokręcił głową i bez słowa ruszył w głąb korytarza. Po chwili zatrzymał się gwałtownie, a ja odbiłam się od niego i wylądowałam tyłkiem na ziemi. - A tobie co?
    - Ciebie to nie czeka, przyrzekam ci to. - przyklęknął przede mną nad jedno kolano, zerkając spod ronda cylindra. Zdjęłam kapelusz z jego głowy i zmierzwiłam mu włosy, uśmiechając się szeroko.
    - Wiem o tym, głuptasie. Nie potrafiłbyś skrzywdzić kobiety. - Zanpakutō pomógł mi się podnieść i schylił się, oczekując, że włożę mu na głowę kapelusz. - Ładnie wyglądam? - przymierzyłam nakrycie. Spadło mi na nos, zasłaniając widok.
    - Pięknie, ale oddaj go. - po kilku sekundach znowu widziałam, a Hiyakuma poprawiał cylinder. - Mam pytanie. - widząc moją uniesioną brew kontynuował. - Masz jakichś Fracción?
    - Nie, wystarcza mi brat. Jego Fracción to w praktyce też moi, ale nie lubię ich.
    - Dobrze. Chodźmy dalej. - mężczyzna nie ruszył się jednak z miejsca, ja też stałam. - Ale powiem ci jedną rzecz. Lód jest bardzo plastycznym materiałem dla wyobraźni. - puścił mi oczko, odwrócił się i zaczął biec, zostawiając mnie zamyśloną.
    - Jak dziecko. - skomentowałam automatycznie, dopiero po chwili orientując się, że zostałam sama. - Ej, Hiya-chan! Cholera by cię, nie zostawiaj mnie tutaj samej! - ruszyłam biegiem w kierunku w którym odbiegł, wciąż wykrzykując groźby i przekleństwa pod jego adresem.

1 komentarz:

  1. Jakie to było słodziaaaaaśneeeee *o* Znaczy tego...
    Nie to, jak zabijał tych shinigami. Chodzi mi o to, jak on jej potem mówił, że jej nic nie zrobi i jak Fuyumi przymierzała jego cylinder i w ogóle i och i ach ~ !
    Ale ten moment, jak zabijał pozostałych... Bałam się :C
    Biedna Fuyumi :C Żeby tak Grimmi i w ogóle i siostra i w ogóle... Biedna Fuyumi *Tula, tula*
    Buziaaaam, kochanie ~~ <3
    ~Smexy Reneé

    OdpowiedzUsuń