sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział 36

Ze specjalną dedykacją dla Avis, aktywnej komentatorki mojego fanpejdża XDBo miło czytać, że ktoś czeka z niecierpliwością i daje tego oznaki gdzie tylko może *wyszczerz*
Dużo mi tego wyszło, nawet się nie spodziewałam xD

~~*~~

...Napisać odwołanie, opisać przebieg wydarzeń w Świecie Ludzi, poprosić o złagodzenie lub anulowanie kary.
     - Gdyby jeszcze Karakuri-san mógł zagwarantować, że kara naprawdę zostanie anulowana... - mruknął pod nosem Kuchiki, siedząc na łóżku przy mdłym świetle lampki w swoim pokoju. Ascetyczny wystrój dopełniały chłodne barwy ścian, a jedyne źródło światła sprawiało, że nieliczne meble wyglądały jak wypaczone, bezkształtne zjawy. Cienie łóżka, komody, zdjęć stojących na niej i na półce powyżej, szafki nocnej i biurka z przyborami pisarskimi przywodziły na myśl kiepski horror albo wizję dekoratora wnętrz będącego pod wpływem środków halucynogennych.
Zrezygnowanym wzrokiem rozejrzał się po pokoju, na dłuższą chwilę zatrzymując się na fotografii żony.
     - I co ja mam teraz zrobić? – mruknął, w połowie do zdjęcia, w połowie do siebie. Przetarł dłońmi twarz, palcami masując skronie. Był zmęczony, bycie kapitanem nadwerężało jego nerwy, co odbijało się na kondycji fizycznej. Jeszcze trochę w tym tempie i będzie wiedział jak czują się żywe trupy. Westchnął i położył się na łóżku, nie dbając o zdjęcie ubrania wizytowego.

* Narracja pierwszoosobowa*

Zamrugałam nerwowo, czując ciepły oddech na twarzy i promień światła padający idealnie na moje oko. Otworzyłam to drugie i spojrzałam na Hiyakumę, przytulonego czołem do mojej skroni. Uśmiechnęłam się połową ust i objęłam go za kark, obracając się w jego stronę. Cichy szelest z drugiej strony łóżka postawił mnie w stan gotowości. Obróciłam się szybko, budząc tym ruchem Zanpakutō, który od razu sięgnął po broń.
     - To tylko ty... - mruknęłam na widok Hanatarō, który przerażony kulił się na krześle, dopóki uspokojony duch miecza nie odłożył katany. Odwróciłam się z powrotem do mężczyzny, wtulając głowę w poduszkę.
     - Emmm... Fuyumi-san...? - zaczął nieśmiało chłopak.
     - Czego? Śpię. Wstanę za jakąś godzinę... Może. - mruknęłam pod nosem, ustawiając leżącego bokiem Zanpakutō tak, by zasłaniał ten denerwujący promyk słońca.
     - No bo kapitan Kuchiki cię wzywa. Wysłał Piekielnego Motyla, że za pół godziny będzie druga rozprawa w sprawie twojej i Hiyakumy... I jeśli się spóźnicie to osobiście przyjdzie dać wam nauczkę... - oficer odrobinę zmienił przekaz Kuchikiego, że „poćwiartuje obydwoje Senbonzakurą, jeśli spóźnią się choć o sekundę”.
     - Rozprawa? Aha, okey, wpadnę tam jak wstanę... - mruknęłam pod nosem, z powrotem wpadając do krainy snów. Po chwili jednak uszy szturchnęły mózg i podniosłam się gwałtownie, zrzucając Zanpakutō z łóżka. - Chwila, że co? Ale, że niby gdzie? Do Centrali?
     - Chyba tak... - nim dokończył zdanie do szpitalnej sali wpadł Abarai, patrząc wściekłym wzrokiem dookoła. Śmierdział sake i potem, a kimono miał poszarpane na plecach.
     - YUKIMORI! - wrzasnął, a ja podskoczyłam na łóżku. Przemożne pragnienie, by schować się pod koc i udawać, że wcale mnie tu nie ma, przybrało na sile. Przeczuwam kłopoty. Rzeczowy ton Hiyakumy sprawił, że tym bardziej nie chciałam być widoczna. - Wstawaj natychmiast!
     - Tak jest... - wstałam powoli, szykując się na śmierć. - Psy cię pogryzły, że jesteś taki nerwowy? - pytanie wymsknęło mi się, nim zdążyłam ugryźć się w język. Porucznik aż podskoczył i warknął, łapiąc mnie za skraj szpitalnej piżamy i podnosząc odrobinę.
     - Jeśli jeszcze raz będę musiał przez ciebie oberwać Senbonzakurą to przysięgam ci, że pyłek z ciebie nie zostanie. - skuliłam się w sobie, szykując na solidny opieprz. - No już, ubieraj się i idziemy. - powiedział rudzielec już spokojniej. Zabrałam ubrania i pobiegłam do łazienki, by po chwili wynurzyć się z niej przypasując katanę do spodni hakama.
     - Gotowa. - Renji skinął jedynie głową i wyszedł, narzucając szybkie tempo. Wybiegliśmy za nim z Hiyakumą, potrącając ludzi na korytarzach. Stał już w progu, a gdy tylko dotarliśmy do niego ruszył ponownie, używając shunpo. Ruszyliśmy śladami jego reiatsu, przemieszczając się po dachach w stronę Centrali Czterdziestu Sześciu. Po dłuższej chwili nasza zdyszana trójka stanęła przed kapitanem Kuchikim, czekającym przed wejściem.
     - Fuyumi, wysłałem Piekielnego Motyla ponad godzinę temu. - zaczął, patrząc na mnie karcąco. - Mam nadzieję, że masz dobry powód spóźnienia, bo inaczej porucznik zapewne będzie chciał odbić sobie na tobie przymusowe skrócenie jego dnia wolnego.
     - Spóźniłam się, bo... Bo... - szukałam jakiejś dobrej wymówki, ale nic nie przychodziło mi do głowy. - A w ogóle czemu będzie druga rozprawa? Coś się stało? - przekrzywiłam głowę. Kapitan pokręcił jedynie głową i odesłał Abaraia gestem, wchodząc do budynku Centrali.
     - Zobaczysz. Idziemy.

Nic się tu nie zmieniło od czasu poprzedniej rozprawy, a nawet od czasu rozprawy z wspomnień Hiyakumy. Wszędzie szaro, ciemno, za dużo kamienia i za mało ozdób. Od razu widać brak kobiecej ręki. Nie żeby w pokoju moim i Grimmjowa w Las Noches były jakieś ozdoby czy inne kurzołapy, no ale arrancarzy nie potrzebują takich pierdół. Najważniejsze jest ogromne łóżko i zapas żelków. Chyba odbiegłam od tematu...
Przewodniczący Yakura siedział na swoim miejscu, gdy nas wprowadzono. Tym razem nie było żadnych strażników, żadnych ludzi Onmitsukidō, nikogo poza naszą trójką i członkami Rady. Na nasz widok rozmowy prowadzone do tej pory ucichły i wzrok każdego tu obecnego skierował się na mnie. W myślach Hiyakumy widziałam swój obraz, rozczochranej, w bandażach sięgających szyi, przesiąkniętych żółtym środkiem dezynfekującym i znieczulającym, wyzierających spod niedbale zawiązanego kimona. Nędza i rozpacz, malutka. Obraz jakby ledwo ściągnęli cię z pola walki, zabandażowali i kazali iść na rozprawę. A ty tylko spałaś... Prychnęłam pod nosem.
     - Pomijając zbędne formalności, zaczynam proces dotyczący odwołania lub złagodzenia kary Fuyumi Yukimori i Hiya no Akumy. - Yakura spojrzał na nas wyczekująco. Z wrażenia po usłyszeniu tych słów opadła mi szczęka. Spojrzałam na Hiyakumę – jego reakcja była identyczna. Przenieśliśmy wzrok na kapitana. Kuchiki postąpił krok do przodu i zaczął przemowę.
     - Jak napisałem w odwołaniu, uważam, że w świetle wydarzeń misji w Świecie Ludzi, zarówno Fuyumi jak i Hiyakuma odkupili swoje poprzednie winy. Osobną sprawą jest nieposłuszeństwo wobec rozkazu kapitana, ale gdyby nie ono, zapewne powrót z misji nie byłby w ogóle możliwy. - skinął Przewodniczącemu głową, kończąc swoją wypowiedź.
     - Zarządzam naradę. - ogłosił krótko Yakura. Otoczyła nas ta sama bańka jak w czasie pierwszego procesu. Za nią widać było prawie kłócących się członków Rady, większość podkreślała swoje racje zamaszystymi gestami. Przysunęłam się bliżej Hiyakumy, który podejrzliwie obserwował Kuchikiego.
     - Nie podoba mi się to, malutka. - szepnął kątem ust, tak cicho, że tylko moje wyczulone arrancarze uszy mogły to usłyszeć. Spojrzałam na niego pytająco. - On później będzie czegoś za to chciał. Nie uwierzę, że robi to bezinteresownie. - skinęłam głową. Ale jeśli dzięki temu unikniemy chociaż chłosty... Nie wiem czy przeżyłabym w jednym kawałku kolejną. Zwłaszcza jeśli Hiyakuma musiałby na to znowu patrzeć. Nim zdążyłam cokolwiek mu odpowiedzieć, bańka pękła i razem z Hiyakumą zwróciliśmy swój wzrok na Przewodniczącego, który uciszał ostatnie rozmowy.
     - Proszę o spokój. - zwrócił się w naszą stronę. - Rada ustaliła, że kara nie zostanie anulowana, a jedynie zredukowana do pracy społecznej na rzecz Rukongai. - odetchnęłam głęboko, orientując się, że wstrzymywałam oddech. Nie będzie więcej bólu... Jak dobrze... - Rozprawę uważam za zakończoną. - Kuchiki skłonił głowę, my z Hiyakumą ukłoniliśmy się lekko i wyszliśmy na powietrze.
     - No to teraz, Fuyumi... - zaczął Kuchiki. Przysunęłam się bliżej Hiyakumy, patrząc podejrzliwie na szlachcica. - Wypadałoby chociaż podziękować.
     - ...uję... - mruknęłam pod nosem podziękowania.
     - I od dziś po każdej służbie spędzasz trzy godziny w Rukongai, pomagając w odbudowie domów. - dodał kapitan, wyciągając w moją stronę jakąś karteczkę. - Macie się zgłosić do tego człowieka, Abarai wszystko już z nim ustalił. - wzięłam od niego świstek jakby miał wybuchnąć, a on odszedł szybko do swoich spraw. Prychnęłam na niego gdy odszedł wystarczająco daleko, by mnie nie słyszeć.
     - Macie się zgłosić do tego człowieka... - przedrzeźniałam szlachcica, naśladując jego głos i ruchy. Hiyakuma pokładał się ze śmiechu. Westchnęłam ciężko, dając mu szturchańca w bok. - Mam ochotę się odstresować, idziemy do Rukongai na coś słodkiego? - zapytałam.
     - No to chodź. - Hiyakuma znikąd wyczarował portfel i uśmiechnął się do mnie.

*Jakiś czas później*

     - Hiya-chan, chce żelki. - marudziłam, patrząc z wyrzutem zazdrości na jedzącego czekoladę bruneta.
     - To sobie kup. - skwitował krótko, zajęty słodkością.
     - Ale ja chce je dostać od ciebie. - burknęłam pod nosem. Przyszedł mi do głowy pewien pomysł. - Chcę żelki, żelki, żelki, żelki! - wydarłam się, szarpiąc Zanpakutō za płaszcz, aż biedny przechylał się na boki. - Chcę żelki! - mężczyzna bez namysłu wepchnął mi nadgryzioną tabliczkę czekolady do szeroko otwartych ust, kneblując tym samym moje krzyki. - W sumie też może być. - mruknęłam z pełnymi ustami, podgryzając łakoć. Wyszczerzyłam się do Hiyakumy, który popatrzył na mnie z żądzą mordu i zły na cały świat wepchnął ręce do kieszeni.

*Tymczasem w Las Noches – narracja trzecioosobowa*

Grimmjow stał w sali tronowej Aizena, na środku pustej przestrzeni, wystawiony na wzrok wszystkich tu zgromadzonych. Sam Aizen siedział na tronie uśmiechając się łagodnie, zupełnie obojętny na rzucane w stronę Grimmjowa przekleństwa i warknięcia. Zaraz za Szóstym stał Tōsen, trzymając wyciągniętą katanę. Pchnął lekko arrancara, by wszedł w krąg światła.
     - Grimmjow... I co ja powinienem z tobą zrobić? - zastanowił się szatyn. - Chyba wiem co będzie wystarczającą karą. - skinął dłonią, a Tōsen błyskawicznym ruchem obciął Grimmjowowi lewą rękę tuż nad łokciem. Wrzask bólu wypełnił pomieszczenie, gdy Szósty padł na kolana ściskając krwawiący kikut. - Szayel... - wzywany podszedł, by zatamować krwotok. Po chwili ciszę przerywało jedynie sapanie niebieskowłosego, pełne niedowierzania i bólu.
     - Ty skurwysynu... - rzucił Grimmjow w stronę Aizena. Tōsen kopnął go z całej siły i przydusił nogą do podłogi.
     - Nie nazywaj tak Aizen-samy! - mówiąc to zdrapywał numer szósty z pleców arrancara końcem swojej katany. Wściekłe krzyki po raz kolejny wypełniły pomieszczenie. Aizen patrzył na to beznamiętnie, podpierając brodę na dłoni.
     - Wiesz co jest najgorsze w całej tej sytuacji? - powiedział półgłosem, gdy krzyki ustały. - Nie to, że właśnie straciłem jednego członka Espady, to się da naprawić... Najgorsze jest to, że uszkodziłeś Torę-chan, co może znacząco wpłynąć na wykonanie jej misji...
     - Aizen-sama... – zaczął Tōsen. Aizen powstrzymał go ruchem dłoni od dobicia wciąż leżącego na ziemi Grimmjowa.
     - Na szczęście na twoje miejsce mam już kogoś. Pokaż się nam wszystkim, Luppi... - z cienia w kącie sali wychyliła się drobna, niepozorna postać ubrana w za duże ubrania, o ciemnych fioletowych włosach przyciętych równo przy brodzie. Uśmiechała się złośliwie widząc leżącego na ziemi byłego Szóstego.
     - Witaj, Aizen-sama... - ciche mruknięcie rozeszło się po sali, gdy nieprzytomny Grimmjow był wyciągany przez fracción Szayela z pomieszczenia.

4 komentarze:

  1. Znakomity rozdział i w dodatku szybciutko C:
    Biedny jest tylko Grimmi bez swojej ręki i wykorzystywany Hiya ;___; zastanawiam się jak Grimmi będzie teraz Torę tulił.... o to jest pytanie....
    No ale w nagrodę za nowy rozdział Serkowi należą się żelki *wręcza żelki* jeszcze trochę i niezostanie mi żadna paczka :C pamiętaj by podzielić się z Grimmim i Hiyą C:

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapomniałam dopisać czegoś... PIERWSZA!

    OdpowiedzUsuń
  3. ojej niesamowite opowiadanie >·<
    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń