sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział 30

Znowu rozdział dopiero po dwóch tygodniach. I myślę, że tak już zostanie.
Wypalam się trochę, weny nie ma, a pisanie na siłę jest trochę bez sensu.

Mimo wszystko próbuję pisać, a efektem tych prób jest to... coś. xD


~~*~~


*Narracja trzecioosobowa*
Stał w mroku przejścia, mając przed sobą widok na niewielki wycinek sali do której miał wejść. I znowu to samo pomieszczenie. Nic się w nim nie zmieniło od czasu jego ostatniego tutaj pobytu. Ile już czasu minęło? Wolał nie liczyć, nie chciał czuć się stary. Wciąż ten sam sufit tonący w mroku gdzieś w górze. Ta sama okrągła arena, którą kiedyś zamroził. Te same kamienne mury stojące w coraz wyżej położonych kręgach, stanowiące jednocześnie biurka i siedziska. Tylko twarze siedzących w kręgach ludzi są inne. Tak samo wypełnione pogardą i poczuciem wyższości, ale jednak inne. Potomkowie tych, którzy go skazali. Z jednym wyjątkiem. Przeniósł wzrok na Przewodniczącego Rady Czterdziestu Sześciu. Na lewym ramieniu szaty, zamiast symbolu rodu Kuchiki wyszyto symbol rodu Jūshirō. Stary, prawie wymarły ród... Ponad wszystko stawiają dobro innych. Jakim cudem ktoś z nich doszedł do takiej władzy? Pokręcił głową. Malutka, czemu zamykasz się przede mną? Westchnął, nie doczekawszy się odpowiedzi.
Wyczuł, że ktoś stanął za nim, więc odwrócił głowę. Nie mógł zrobić nic więcej, wciąż otoczony przez członków Onmitsukidō. Jego wzrok padł na Kuchikiego i Abaraia. Kapitan dłonią dał znak jednostce specjalnej, że mają odejść. Skłonili się i opuścili mały korytarz.
    - Gdyby nie to, że Zanpakutō nie da się zabić, już dawno leżałbyś martwy. - rzucił szlachcic sucho. Hiyakuma spojrzał zmęczonym wzrokiem kogoś, kto przeżył zbyt wiele i ma wystarczająco aktualnych problemów, by słuchać o kolejnych.
    - Co z Fuyumi? - zapytał tylko. Tak jak myślał, nie doczekał się odpowiedzi. - Powinieneś być tam, albo posłać jej kogoś do towarzystwa, skoro nie możesz z nią siedzieć.
    - W przeciwieństwie do ciebie nie jestem w stanie przebywać w dwóch miejscach jednocześnie. - Kuchiki przeniósł wzrok na swojego podwładnego. - Idź, powiedz Rukii, żeby przypilnowała Fuyumi. Znając ją to jeszcze spróbuje zrobić coś głupiego. - Renji prawie wybiegł z ciasnego korytarza. Hiyakumie zaczął jawić się pewien pomysł, ale to nie był odpowiedni czas na jego realizację. Ponownie pojawili się członkowie jednostki specjalnej. Zdjęli z niego wszystkie nałożone wcześniej kidō, po czym ustawili się dookoła i wprowadzili go na arenę. Wszyscy skłonili się nisko przed Przewodniczącym Rady, Hiyakuma jedynie skinął mu głową.
    - Hiya no akuma, tak? - Zanpakutō skinął ponownie. - Wprawdzie czytałem raporty z twojego procesu, ale żaden nie opisał twojego wyglądu. - głos Przewodniczącego był lekko zażenowany, a jego wzrok pełen smutku. Nie tak zapamiętałem jednego z twoich poprzedników.
    - Mogę o coś zapytać? - kiedy Przewodniczący skinął głową, duch miecza kontynuował. - Chciałbym wiedzieć kto będzie mnie sądził, bo nie znam aktualnych członków rodu Jūshirō.
    - Jestem Jūshirō Yakura. - Hiyakuma skłonił się lekko, przy czym Kuchiki odchrząknął znacząco. Duch miecza wyprostował się i spojrzał na niego karcąco. Po krótkiej wymianie spojrzeń, Zanpakutō odwrócił się ponownie przodem do Przewodniczącego. Kuchiki miał wrażenie, że w momencie obrotu, w oczach ducha miecza błysnęła iskierka rozbawienia. Zupełnie jakby miał jakiś pomysł.
    - Dobrze zatem, przejdźmy do sedna sprawy. - Yakura westchnął i wyciągnął kilkanaście teczek z dokumentacją. Położył je na kamiennym biurku, wzbudzając przy tym tumany kurzu. - Posiedzenie Rady w sprawie ponownego osądzenia Zanpakutō Hiya no akumy uważam za rozpoczęte.
Malutka, chciałbym, żebyś była tutaj obok mnie. Powiedz tylko, że mam przyjść. Duch miecza czekał kilka minut z zamkniętymi oczami, ignorując szum głosów wokół niego. Jednak nadal nie było odpowiedzi. Zdał sobie sprawę, że szum ucichł. Otworzył oczy, zaraz po tym rejestrując fakt, że wszyscy wpatrują się w niego, oczekując odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie. Zupełnie nie wiedział o co chodziło. Kuchiki podszedł i najcichszym szeptem podpowiedział:
    - Pytali o lata twojej kary. Czy wszystko sobie przemyślałeś. - Hiyakuma spojrzał spokojnym wzrokiem i skinął głową w podziękowaniu. Następnie wystąpił krok do przodu.
    - Zdążyłem przemyśleć sobie wszystko co wydarzyło się podczas mojej poprzedniej „kariery”. Niestety z przykrością oznajmiam, że przyznaję rację szanownej Radzie. - po całym pomieszczeniu rozległ się pomruk aprobaty, który Yakura uciszył podniesieniem ręki. - Jednakże nie oznacza to, że poddam się ponownemu zamknięciu. - tym razem całą Centralę wypełniły głośne skargi na bezczelność lodowego mężczyzny. Kuchiki aż syknął z dezaprobaty, pomimo konsekwencji, które mogła ponieść Fuyumi po skazaniu Hiyakumy. Po raz drugi Yakura uciszył rozmowy podniesieniem dłoni, dając jednocześnie Zanpakutō znak by kontynuował. - Przemyślałem całe swoje dotychczasowe życie, a miałem na to ogromną ilość czasu do dyspozycji. Obiecałem sobie przy następnej kontroli pokazać skruchę i uwolnić się z tego więzienia. Chciałem dostać jeszcze jedną szansę, by udowodnić wszystkim, a zwłaszcza sobie, że potrafię żyć w zgodzie z innymi. Jednakże kilka lat przed wizytą wysłannika wydarzyło się coś, co sprawiło, że postanowiłem złamać okowy niewoli. Poczułem energię, która wydawała się być identyczna z moją. Zapragnąłem poznać posiadacza tej energii. - Zanpakutō przerwał na chwilę, by zaczerpnąć oddech. Hiya-chan... Proszę, przyjdź. Usłyszał wezwanie Fuyumi. Lekko niepewne i wciąż pobrzmiewające płaczliwą skargą, ale pełne niepokoju i chęci zobaczenia go. Poczuł się jakby dostał obuchem w głowę. Mimo wszystko pozwolił sobie na jeszcze chwilę zwłoki. - I poznałem, jednak moja bratnia dusza okazała się być dziewczyną. I to w dodatku dziewczyną, którą od pierwszego wejrzenia obdarzyłem uczuciem. Chciałbym zatem i wam przedstawić moją partnerkę. - mówiąc to ukłonił się i zniknął. Rozpłynął się w powietrzu, zostawiając zszokowanych członków Rady i Kuchikiego, będącego na skraju wybuchu.


*Narracja pierwszoosobowa*
Już nie płakałam. Nie miałam czym. Od dłuższego już czasu leżałam skulona na szpitalnym łóżku, przyciskając go piersi cylinder Hiyakumy. Pociągałam cicho nosem, próbując pozbyć się uczucia, że Hiya-chan chce się ze mną skontaktować. Jednak ilekroć chciałam odpowiedzieć, nie czułam jego umysłu. Połączenie zostało przerwane. Bałam się najgorszego – że zabili go bez procesu, a cylinder, który byłby jedyną po nim pamiątką, niedługo zniknie. Poczułam zbierające się pod powiekami łzy.
Nie! To nic nie da. Otarłam słone krople ręką i ruszyłam na przemarsz dookoła pokoju, by chociaż trochę ukoić zszarpane nerwy. Przy każdym kroku brałam głęboki oddech, który szybko wypuszczałam. Próbowałam nie dopuszczać do siebie myśli o ewentualnej śmierci Hiyakumy. Nogi ugięły się pode mną, a ja wylądowałam na klęczkach na podłodze. Pod przeciwległą ścianą, metr od okna, stało łóżko. Patrzyłam na nie bezmyślnie, niechętna i niezdolna do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Nagle moje spojrzenie przykuła podłużna biała plama znajdująca się pod łóżkiem. Skupiłam na niej wzrok, ale obraz nadal był zamazany. Dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się, że ponownie zaczęłam płakać. Otarłam łzy rękawem szpitalnego stroju i ponownie spojrzałam na przedmiot. Miecz w białej sayi, z białą rękojeścią. Mój Zanpakutō. Zerwałam się z miejsca, prawie przewracając się o własne nogi i upuszczony na ziemię cylinder. Podbiegłam do łóżka i wyciągnęłam spod niego katanę. Poczułam jakby lekkie otarcie się umysłu Hiyakumy o mój. Niecierpliwym ruchem wyjęłam ostrze z sayi. Tak! Poczułam wyraźnie gonitwę jego myśli, lekko zagubiony umysł. I szybkie otrzeźwienie, zupełnie jakby ktoś wyrwał go z zamyślenia.
Żył. I to było najważniejsze.
Zawahałam się przez chwilę. Ale pragnienie połączenia z nim umysłu zwyciężyło. Hiya-chan... Proszę, przyjdź. Nic. Żadnej odpowiedzi. Westchnęłam zrezygnowana, patrząc na katanę w swojej dłoni. Naiwna ja. Przecież skoro żyje to pewnie nie może się pojawić... Już miałam schować broń, gdy to poczułam. Moja dłoń była cała pokryta lodem, tak samo jak miecz. Wyszarpnęłam rękę z lodu, ale ostrze nie upadło na ziemię, unosiło się w powietrzu. Po chwili broń jakby wyparowała, a jej miejsce zajął Hiyakuma. Żywy, cały i zdrowy, uśmiechał się do mnie ciepło. Poczułam kolejne łzy na twarzy. Nic nie mówiąc rzuciłam się w jego wyciągnięte ręce. Zamknął mnie w silnym uścisku, przyciągając do siebie. Żadne z nas nic nie mówiło. Trwaliśmy tak w ciszy od kilku minut.
    - Malutka... - szepnął Hiyakuma. Nie odpowiedziałam, wtulając się w niego jeszcze mocniej. Uczynił to samo, ale mówił dalej. - Muszę zaraz tam wrócić. Ale nie sam. Pójdziesz ze mną?
    - To było pytanie czy stwierdzenie faktu? - otarłam się głową o jego szyję, jak kot spragniony pieszczot. Po chwili poczułam jego dłoń na włosach. Gładził mnie delikatnie, wywołując u mnie mimowolne mruczenie. Poczułam muśnięcie warg na czole.
    - Ubierz się. I weź katanę, może być potrzebna. - puścił mnie, co przyjęłam z ogromną niechęcią. Odwrócił się do mnie plecami, pozwalając przebrać mi się w ubrania leżące w przewróconej pod ścianą szafce nocnej. Chwilę później byłam już ubrana. Zanpakutō wyciągnął rękę w bok, materializując charakterystyczną sayę i ostrze. Wzięłam broń i przymocowałam ją do pasa.
    - Jestem gotowa. - powiedziałam niepewnie. Zanpakutō odwrócił się przodem do mnie i zmierzył mnie wzrokiem. Chwilę później przyciągnął mnie mocno do siebie, wplątując palce między moje włosy.
    - Obejmij mnie mocno. I choćby nie wiem co się działo nie próbuj rozluźniać uścisku, zrozumiałaś? I spróbuj nie krzyczeć... - dodał cicho, a ja wczepiłam się w niego przerażona.
    - Będzie boleć? - zapytałam cicho. Odsunęłam się lekko od mężczyzny, zauważając kątem oka cylinder. - Zabierzesz go, czy ma sobie tak leżeć? - Hiyakuma pstryknął palcami, a kapelusz zmaterializował się na jego głowie.
    - Nie wiem czy będzie boleć, nigdy nie próbowałem brać kogoś ze sobą. Mnie nie boli, więc może ciebie też nie będzie... W razie czego ugryź mnie w ramię. - przytulił moją głowę do swojej klatki piersiowej. Rozmruczałam się na dobre, gdy znowu zaczął głaskać mnie po włosach. Wtuliłam się w niego mocno, i nawet nie rozpoznałam momentu, w którym okropny ból zaczął szarpać moim ciałem.

3 komentarze:

  1. Hiya-chaaan ~ <3 Awwwww, to był słodkie ~ <3 Jak ja uwielbiam ich relacje ~ <3
    Już ja wiem, co będzie ._. Ja wiem, ja to wszystko wiem ._. (Ma się te wtyki B) ) Ale nie powiem, bo spojlery i w ogóle spojlery to złooo :|
    Fuyu, nie płaku... Dobra, nie ważne już xD Nie płakusia xD
    Gomene, gomene, gomene Seru~chan że nie skomentowałam ostatniego, ale tak zawalona robotą jestem, że ledwo znajduję czas, by się ogarnąć ;( *Beczy w kącie jak emo*
    Do następnego kochanie :*
    ~Smexy Reneé

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział nareszcie. I to nie jest takie coś, tylko wspaniały rozdział. Przepraszam za to że nie skomentowałam poprzednie go rozdziału.
    B:Zasługuje na karę. Rozprosz się , Senbonzakura.
    M:Ratunku, ratujcie mnie!
    B:No tyle wystarczy, a teraz nie przeszkadzaj mi, układam książki alfabetycznie i kolorami.
    M:Przyciąłeś mi włosy, jak ja teraz wyglądam. A mniejsza z tym. Relacja Hiyakumy z Fuyumi i te uwagi Byakuyi. Świetne, boskie, najlepsze... zabrakło mi epitetów.
    B: Wspaniały, idealny, cudowny.
    M:Wspaniały, idealny, cudowny..... Byakuya pomóż mi, zamiast zajmować się tymi książkami.
    B: Już ci pomogłem, a teraz weź te książki i połóż je na najwyższej półce. ALE RUCHY, RUCHY!
    M: No cóż.Czekam z niecierpliwością na następny rozdział.Pozdrawiam Makoto Shi !

    OdpowiedzUsuń
  3. Yaaaaaa!!!! Kocham ten blog, szczerze kocham! Przeczytałam caaaałe opowiadanko w ciągu 3 godzin i muszę przyznać, że czegoś tak cudownego i zabawnego to ja dawno nie czytałam! Mam nadzieję, że szybko dodasz nowy post, bo umrę z niecierpliwości :D

    OdpowiedzUsuń