sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział 29

Nie bić, proszę, nie bić Serka! *zapobiegawczo kryje się w bunkrze*
Za dużo rzeczy na głowie za mało czasu.... Problemy z komputerem, z netem, znowu z komputerem.
Przepraszam wszystkich, którzy czekali.
Z okazji Dnia Dziecka rozdział dedykuję tym, którzy nie chcą dorosnąć :)

~~*~~

*Narracja pierwszoosobowa*
W moim szpitalnym pokoju panowała niezręczna cisza. Wysłannik Rady świdrował mnie wzrokiem, nic nie mówiąc. Spojrzałam kątem oka na Renjiego, ale unikał mojego wzroku. Po chwili i kilku szeptach Unohany, do środka wsunął się mój kapitan, zamykając za sobą drzwi. Wysłannik Rady spojrzał na niego pytająco, ale ten jedynie skinął głową.
    - Możemy zaczynać. - dodał, jak gdyby na wszelki wypadek. - Fuyumi, poproś Hiyakumę. - przez pierwsze chwile nie zrobiłam nic, zaskoczona łagodnym tonem szlachcica. Jasny gwint, co oni mu zrobili? Pranie mózgu? Chyba tylko udaje, jego oczy są jak zwykle zimne.  Przymknęłam oczy, czując jak w pokoju robi się cholernie zimno. Chwyciłam koc zanim całkiem zlodowaciał i owinęłam się nim szczelnie.
    - Witam szanownego członka Rady. Witaj, kapitanie Kuchiki. - wesoły, lekko drwiący głos sprawił, że otworzyłam szerzej oczy. Hiyakuma stał obok mojego łóżka, pochylony w aroganckim, dostojnym ukłonie. Cylinder miał w lewej, wychylonej odrobinę do tyłu ręce, prawą położył sobie na przeponie. Gdyby nie fakt że był to mój Zanpakutō, pomyślałabym, że spotkało się dwóch wodzów najwyższych rodów.
    - Wciąż masz ten irytujący sposób bycia, jak widzę. - skwitował kwaśno oskarżyciel.
    - Bez niego nie byłbym sobą, proszę pana. - Hiyakuma wyprostował się, włożył cylinder na głowę i usiadł obok mnie, obejmując mnie ramieniem. Temperatura w pokoju wzrosła o kilkanaście stopni. - Nie jestem z lodu malutka, nie roztopię się. Nie musisz utrzymywać temperatury jak z najmroźniejszej lodowej pustyni. - zrzucił winę za temperaturę na mnie, a ja obiecałam sobie w duchu, że popamięta to zagranie. Nie odezwałam się jednak ani słowem, rzuciłam mu jedynie karcące spojrzenie. Jakim cudem ja z tobą wytrzymuję, co? Kochasz mnie za całokształt.  Wciąż mogliśmy porozumiewać się tak samo, jak wtedy gdy Hiyakuma przebywał w moim wewnętrznym świecie. Jak na razie to chyba jedyny plus tej sytuacji. Uśmiechnęłam się lekko.
    - Dobrze zatem, przedstawię twojej partnerce ogólny zarys sytuacji dzięki której jestem teraz tutaj. - wyciągnął kilka pożółkłych kartek z rękawa i rozprostowywał je dokładnie i powolnie. Denerwujące zagranie.
    - Znam już sytuację. - wysłannik gwałtownie poderwał głowę, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. Kapitan i Renji wyglądali na co najmniej zaskoczonych obrotem sytuacji. - Hiya-chan pokazał mi część swoich wspomnień. W tym pierwsze zabójstwo i pojmanie podczas misji. Jego proces też widziałam. - uniosłam ponownie lekko jeden kącik ust, w ostatniej chwili powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem niczym Grimmjow.
    - No dobrze, nie będę teraz pytał o szczegóły, domyślam się, jak to wyglądało mniej więcej. Interesują mnie twoje stosunki z Hiyakumą. - spojrzałam na Zanpakutō, dostrzegając dwuznaczność tego zdania. Patrzył na mnie z takim samym zażenowaniem z jakim ja na niego. Oboje spłonęliśmy rumieńcem. Spuściłam wzrok na swoje kolana, próbując opanować odruch szarpania rękawa szpitalnego stroju.
    - Nic nie łączy nas w sensie seksualnym... - powiedział cicho Hiyakuma. Spojrzałam na przedstawiciela Rady. Po tym wyznaniu uświadomił sobie chyba dwuznaczność swojej wypowiedzi i wyglądał na bardziej zażenowanego od nas. Z kolei stojący obok niego szlachcic wyglądał jakby miał zaraz zejść na zawał, tak samo jak Renji.
    - Nie chodziło mi o takie stosunki. Raczej o relacje pomiędzy wami.
    - Hiya-chan czasami jest denerwujący, kłótliwy i ogólnie irytujący, ale z drugiej strony opiekuje się mną, ochrania i jest zawsze obok, kiedy tego potrzebuję - powiedziałam powoli i dobitnie. - Mogę mu się zawsze wyżalić i nawet na nim wyżyć jeśli mam taki kaprys. A czasami to nawet on mnie opieprza i stawia do pionu, każąc mi wziąć się w garść - zamilkłam na chwilę, próbując ująć to wszystko w jednym określeniu. - Jest niczym starszy brat, którego nie mam - wzruszyłam ramionami i ponownie powstrzymałam się od śmiechu. Grimm, gdybyś mnie słyszał nie dożyłabym jutra, prawda, kociaku?
    - Czy często jest taki kłótliwy i agresywny? - zapytał wysłannik  z podejrzaną miną. Zupełnie jakby wychwycił tylko moje negatywne słowa.
    - Tylko wtedy kiedy ja jestem zła, ale nigdy mnie nie uderzył! Wprost przeciwnie – strasznie lubi się do mnie tulić. Jak jakiś duży kot, potrzebuje ogromnej dawki czułości...
    - Tak, bo nikt wcześniej nawet nie próbował mnie zrozumieć. - podlizał mi się Hiyakuma, ocierając się o mnie głową, aż spadł mu cylinder. - Tylko moja mała tygrysica to potrafi. - gdyby wzrok mógł zabijać to Zanpakutō leżałby u mych stóp z złamanymi wszystkimi kościami, wywróconymi na lewą stronę płucami i bez jakichkolwiek oznak życia Z kolei Kuchiki mógłby zostać oskarżony o chęć wyjątkowo brutalnego mordu - gorszego niż moje myśli - wystarczyłoby tylko, że wysłannik odwróciłby się w jego kierunku.
    - Rozumiem. - mężczyzna skinął głową. - Czy było w jego wypowiedziach, czynach lub oglądanych przez ciebie wspomnieniach cokolwiek co cię przestraszyło?
    - Sprzeciw. - wtrącił się szlachcic. Oskarżyciel spojrzał na niego z lekką irytacją, ale nie odezwał się słowem. Bał się go, wyraźnie się bał, chociaż próbował to ukryć. - To czy cokolwiek ją wystraszyło w nim nie wniesie nic do śledztwa..
    - Wystraszyła mnie tylko jedna rzecz. - wtrąciłam się. Czterej mężczyźni obecni w sali spojrzeli na mnie. - Mój wewnętrzny świat to galeria z obrazami...
    - A co to ma do rzeczy? - przerwał mi wysłannik. Najpierw pyta o takie sprawy, a teraz ma to gdzieś! Razem z Hiyakumą spojrzeliśmy na niego z wyrzutem.
    - Wbrew pozorom to ma duże znaczenie. Proszę jej nie przerywać. - skarcił go Hiyakuma. Choć niechętnie, wysłannik spojrzał na szlachcica, który skinął mi głową.
    - Kontynuuj, Fuyumi.
    - Jak już powiedziałam mój wewnętrzny świat to galeria z obrazami. Każde ważniejsze wspomnienie to obraz. Kiedy pojawiłam się tam pierwszy raz, szłam powoli przez cały korytarz, oglądając te ilustracje, Na samym końcu wisiał obraz w całkowicie innej ramie niż te, w które opakowane są moje wspomnienia. Przedstawiał mężczyznę siedzącego pod zakrwawionym oknem. Początkowo nie wydawało mi się to dziwnym, że nie znam tego wspomnienia. Dopiero kiedy się odwróciłam, a za mną rozległ się głos, myślałam, że zejdę na zawał. Spojrzałam ponownie na obraz i byłam przerażona, bo nie dość, że gadał to jeszcze się ruszał! Ba, wyszedł z ramy i przedstawił się jako mój Zanpakutō. To był chyba jedyny moment kiedy się go bałam - zakończyłam opowiadanie. Przez kilka minut, ciągnących się w nieskończoność, panowała cisza. W tym czasie gratulowałam sobie umiejętności aktorskich. Każdy zdawał się rozmyślać nad moimi słowami. Wysłannik, szlachcic i Renji chyba próbowali to sobie wyobrazić, Hiyakuma zaś wyglądał jakbym przypomniała mu o czymś ważnym. Po kilku sekundach nachylił się do mojego ucha i wyszeptał prawie niesłyszalnie.
    - Cały czas miałem wrażenie, że o czymś zapomniałem. Nie pokazałem ci jak wyglądało nasze pierwsze spotkanie z mojego punktu widzenia, malutka. - już miałam rzucić jakąś kąśliwą uwagę o demencji starczej, gdy odezwał się wysłannik Rady.
    - Chyba wiem już wszystko czego potrzebuję. Hiyakuma, jako wysłannika Rady Czterdziestu Sześciu, moim obowiązkiem było ocenić czy nadal stanowisz zagrożenie dla otoczenia. Wystarczyło mi kilka rozmów, przeprowadzonych z dyrektorem Akademii, kapitanem twojej partnerki oraz kilkunastoma losowo wybranymi osobami z Rukongai i z Dworu Czystych Dusz, by stwierdzić, że nadal stanowisz zagrożenie. Nie tyle jednak dla swojej nowej partnerki, którą podziwiam za częściowe okiełznanie cię, ile dla osób postronnych. Zostaniesz doprowadzony przed oblicze przewodniczącego Rady i powtórnie osądzony. - strzelił palcami, a do pomieszczenia weszło kilkunastu członków jednostki grupy Onmitsukidō.
    - Ale... Ja się nie zgadzam! - zaprotestowałam. Nikt nawet na mnie nie spojrzał. Hiyakuma westchnął ciężko i pogładził mnie po głowie. - Hiya-chan... - w moich oczach pojawiły się łzy. Zanpakutō tylko pokręcił głową, nachylając się i ścierając je szybko.
    - Nie płacz, tak chyba będzie lepiej dla ciebie, malutka. Zostań tutaj. - szepnął i pozwolił skrępować się kidō jednostce specjalnej. Kapitan i porucznik odsunęli się, gdy z sali wychodził wysłannik Rady, a za nim wyprowadzano mojego Zanpakutō. Dwóch zamaskowanych mężczyzn stanęło przy drzwiach, jakby spodziewali się oporu z mojej strony. Czułam oddalające się reiatsu Hiyakumy, aż w końcu zanikło zupełnie, a połączenie umysłów pomiędzy nami zostało przerwane.
    - Nie, to nieprawda... Powiedz mi, że to nieprawda... - spojrzałam błagalnie na kapitana. Odwrócił wzrok. To samo Renji. Po chwili wyszli i zostałam sama, nie licząc dwójki z grupy Onmitsukidō pilnującej wejścia. Niedługo później i oni opuścili pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi. Poczułam uwolnione reiatsu obojga, gdy nakładali potężną blokadę kidō. Teraz nie mogłam nawet stąd wyjść. - Hiya-chan, coś ty narobił... Co oboje zrobiliśmy... - łzy płynęły ciurkiem po moich policzkach, a ja wpatrywałam się w porzucony przez Zanpakutō cylinder, leżący na ziemi. Podniosłam go powoli i wtuliłam się w niego. W nozdrza uderzył mnie znajomy zapach. - Hiya-chan!

*Narracja trzecioosobowa*
Szedł za wysłannikiem rady, z każdej strony otoczony przez członków Onmitsukidō. Nie chciał widzieć jej łez, ale chyba nie miał wyjścia. Nieważne co by powiedziała, sprawa była z góry przegrana. Drugie kidō, nałożone na niego już po wyjściu z sali, tłumiło jego reiatsu, nie pozwalając na jakikolwiek opór z jego strony. Cholera jasna. Nawet nie wiedział czemu zostało przerwane połączenie między ich umysłami. Może ona sama je przerwała? Zdenerwowała go ta myśl, jego malutka by tego czegoś takiego nie zrobiła w takiej sytuacji. Jego widok wzbudzał niemałe zainteresowanie wśród pacjentów. Wszystko było w porządku, był już przed budynkiem szpitalnym, starając się nie myśleć o tym, że na górze Fuyumi pewnie wypłakuje sobie oczy przez niego. I pewnie nadal byłoby w porządku, gdyby przy samym wyjściu z dywizji nie usłyszał jej rozpaczliwego krzyku, przesyconego bólem, łzami i strachem.
    - Hiya-chan! - szlag, całe opanowanie wzięło w łeb. Już miał się wyszarpnąć i biec do niej najszybciej jak potrafił, jednak gdy poczuł na swoim gardle ostrze miecza. Spojrzał w bok, na właściciela białej broni. Byakuya Kuchiki patrzył na niego morderczym wzrokiem, wyrażającym na dodatek ogromną nienawiść.
    - Jeden zły ruch, a poczujesz ból jakiego dotąd nie przeżyłeś. I zapewniam cię, że to będzie dopiero początek twojego piekła. - kapitan schował broń do sayi i rzucając Zanpakutō ostatnie ostrzegawcze spojrzenie, odszedł z depczącym mu po piętach Abaraiem.
Przedstawienie czas zacząć.

1 komentarz:

  1. Geniusz w czystej postaci! Notka tak wspaniała, że aż nie mam słów by ją opisać! Jedyne co mogę powiedzieć to czekam na więcej i życzę weny. Pozdro ^^

    OdpowiedzUsuń