Za dużo rzeczy na głowie za mało czasu.... Problemy z komputerem, z netem, znowu z komputerem.
Przepraszam wszystkich, którzy czekali.
Z okazji Dnia Dziecka rozdział dedykuję tym, którzy nie chcą dorosnąć :)
~~*~~
*Narracja
pierwszoosobowa*
W moim
szpitalnym pokoju panowała niezręczna cisza. Wysłannik Rady
świdrował mnie wzrokiem, nic nie mówiąc. Spojrzałam kątem oka
na Renjiego, ale unikał mojego wzroku. Po chwili i kilku szeptach
Unohany, do środka wsunął się mój kapitan, zamykając za sobą
drzwi. Wysłannik Rady spojrzał na niego pytająco, ale ten jedynie
skinął głową.
-
Możemy zaczynać. -
dodał, jak gdyby na wszelki wypadek. - Fuyumi, poproś Hiyakumę. -
przez pierwsze chwile nie zrobiłam nic, zaskoczona łagodnym tonem
szlachcica. Jasny gwint, co oni mu zrobili? Pranie mózgu? Chyba
tylko udaje, jego oczy są jak zwykle zimne. Przymknęłam oczy, czując jak w pokoju robi się cholernie zimno.
Chwyciłam koc zanim całkiem zlodowaciał i owinęłam się nim
szczelnie.
-
Witam
szanownego członka Rady. Witaj, kapitanie Kuchiki. - wesoły, lekko
drwiący głos sprawił, że otworzyłam szerzej oczy. Hiyakuma stał
obok mojego łóżka, pochylony w aroganckim, dostojnym ukłonie.
Cylinder miał w lewej, wychylonej odrobinę do tyłu ręce, prawą
położył sobie na przeponie. Gdyby
nie fakt że był to mój Zanpakutō, pomyślałabym, że spotkało
się dwóch
wodzów najwyższych
rodów.
-
Wciąż masz ten irytujący sposób bycia, jak widzę. - skwitował
kwaśno oskarżyciel.
-
Bez
niego nie byłbym sobą, proszę pana. - Hiyakuma wyprostował się,
włożył cylinder na głowę i usiadł obok mnie, obejmując mnie
ramieniem. Temperatura w pokoju wzrosła o kilkanaście stopni. -
Nie jestem z lodu malutka, nie roztopię się. Nie musisz utrzymywać
temperatury jak z najmroźniejszej
lodowej pustyni.
- zrzucił winę za temperaturę na mnie, a ja obiecałam sobie w
duchu, że popamięta to zagranie. Nie odezwałam się jednak ani
słowem, rzuciłam mu jedynie karcące spojrzenie. Jakim
cudem ja z tobą wytrzymuję, co?
Kochasz mnie za całokształt. Wciąż mogliśmy porozumiewać się tak samo, jak wtedy gdy
Hiyakuma przebywał w moim wewnętrznym świecie. Jak na razie to
chyba jedyny plus tej sytuacji. Uśmiechnęłam się lekko.
-
Dobrze zatem, przedstawię twojej partnerce ogólny zarys sytuacji
dzięki której jestem teraz tutaj. - wyciągnął kilka pożółkłych
kartek z rękawa i rozprostowywał je dokładnie i powolnie.
Denerwujące zagranie.
-
Znam
już sytuację. - wysłannik gwałtownie poderwał głowę, patrząc
na mnie szeroko otwartymi oczami. Kapitan i Renji wyglądali na co
najmniej zaskoczonych obrotem sytuacji. - Hiya-chan pokazał mi
część swoich wspomnień. W tym pierwsze zabójstwo i pojmanie
podczas misji. Jego proces też widziałam. - uniosłam
ponownie lekko jeden kącik ust,
w ostatniej chwili powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem
niczym Grimmjow.
-
No dobrze, nie będę teraz pytał o szczegóły, domyślam się,
jak to wyglądało mniej więcej. Interesują mnie twoje stosunki z
Hiyakumą. - spojrzałam na Zanpakutō, dostrzegając dwuznaczność
tego zdania. Patrzył na mnie z takim samym zażenowaniem z jakim ja
na niego. Oboje spłonęliśmy rumieńcem. Spuściłam wzrok na
swoje kolana, próbując opanować odruch szarpania rękawa
szpitalnego stroju.
-
Nic nie łączy nas w sensie seksualnym... - powiedział cicho
Hiyakuma. Spojrzałam na przedstawiciela Rady. Po tym wyznaniu
uświadomił sobie chyba dwuznaczność swojej wypowiedzi i wyglądał
na bardziej zażenowanego od nas. Z kolei stojący obok niego
szlachcic wyglądał jakby miał zaraz zejść na zawał, tak samo
jak Renji.
-
Nie chodziło mi o takie stosunki. Raczej o relacje pomiędzy wami.
-
Hiya-chan
czasami jest denerwujący, kłótliwy
i ogólnie irytujący,
ale z drugiej strony opiekuje się mną, ochrania i jest zawsze
obok, kiedy tego potrzebuję - powiedziałam powoli i dobitnie. -
Mogę mu się zawsze wyżalić i nawet na nim wyżyć jeśli mam
taki kaprys. A czasami to nawet on mnie opieprza i stawia do pionu,
każąc mi wziąć się w garść - zamilkłam na chwilę, próbując
ująć to wszystko w jednym określeniu. - Jest niczym starszy brat,
którego
nie mam - wzruszyłam
ramionami i ponownie powstrzymałam się od śmiechu. Grimm,
gdybyś mnie słyszał nie dożyłabym jutra, prawda, kociaku?
-
Czy
często jest taki kłótliwy i agresywny? - zapytał wysłannik z podejrzaną miną. Zupełnie jakby wychwycił tylko moje negatywne
słowa.
-
Tylko
wtedy kiedy ja jestem zła, ale nigdy mnie nie uderzył! Wprost
przeciwnie –
strasznie lubi się
do mnie tulić. Jak jakiś duży kot, potrzebuje ogromnej dawki
czułości...
-
Tak,
bo nikt wcześniej nawet nie próbował mnie zrozumieć. - podlizał
mi się Hiyakuma, ocierając się o mnie głową, aż spadł mu
cylinder. - Tylko moja mała tygrysica to potrafi. - gdyby
wzrok mógł
zabijać to Zanpakutō leżałby u mych stóp
z złamanymi
wszystkimi kościami, wywróconymi
na lewą
stronę płucami i bez jakichkolwiek oznak życia Z kolei Kuchiki
mógłby
zostać oskarżony o chęć wyjątkowo brutalnego mordu - gorszego
niż moje myśli - wystarczyłoby tylko, że wysłannik odwróciłby
się w jego kierunku.
-
Rozumiem. - mężczyzna skinął głową. - Czy było w jego
wypowiedziach, czynach lub oglądanych przez ciebie wspomnieniach
cokolwiek co cię przestraszyło?
-
Sprzeciw.
- wtrącił
się szlachcic. Oskarżyciel spojrzał na niego z lekką irytacją,
ale nie odezwał się słowem. Bał się go, wyraźnie się bał,
chociaż próbował
to ukryć. - To czy cokolwiek ją wystraszyło w nim nie wniesie nic
do śledztwa..
-
Wystraszyła mnie tylko jedna rzecz. - wtrąciłam się. Czterej
mężczyźni obecni w sali spojrzeli na mnie. - Mój wewnętrzny
świat to galeria z obrazami...
-
A
co to ma do rzeczy? - przerwał mi wysłannik. Najpierw
pyta o takie sprawy, a teraz ma to gdzieś! Razem z Hiyakumą
spojrzeliśmy na niego z wyrzutem.
-
Wbrew pozorom to ma duże znaczenie. Proszę jej nie przerywać. -
skarcił go Hiyakuma. Choć niechętnie, wysłannik spojrzał na
szlachcica, który skinął mi głową.
-
Kontynuuj, Fuyumi.
-
Jak
już powiedziałam mój
wewnętrzny
świat to galeria z obrazami. Każde ważniejsze wspomnienie to
obraz. Kiedy pojawiłam się tam pierwszy raz, szłam powoli przez
cały korytarz, oglądając te ilustracje, Na samym końcu wisiał
obraz w całkowicie innej ramie niż te, w które
opakowane są
moje wspomnienia. Przedstawiał mężczyznę siedzącego pod
zakrwawionym oknem. Początkowo nie wydawało mi się to dziwnym, że
nie znam tego wspomnienia. Dopiero kiedy się odwróciłam,
a za mną rozległ się głos, myślałam, że zejdę na zawał.
Spojrzałam ponownie na obraz i byłam przerażona, bo nie dość,
że gadał to jeszcze się ruszał! Ba, wyszedł z ramy i
przedstawił się jako mój
Zanpakutō.
To był chyba jedyny moment kiedy się go bałam - zakończyłam
opowiadanie. Przez kilka minut, ciągnących się w nieskończoność,
panowała cisza. W tym czasie gratulowałam sobie umiejętności
aktorskich. Każdy zdawał się rozmyślać nad moimi słowami.
Wysłannik, szlachcic i Renji chyba próbowali
to sobie wyobrazić,
Hiyakuma zaś wyglądał jakbym przypomniała mu o czymś ważnym.
Po kilku sekundach nachylił się do mojego ucha i wyszeptał prawie
niesłyszalnie.
-
Cały czas miałem wrażenie, że o czymś zapomniałem. Nie
pokazałem ci jak wyglądało nasze pierwsze spotkanie z mojego
punktu widzenia, malutka. - już miałam rzucić jakąś kąśliwą
uwagę o demencji starczej, gdy odezwał się wysłannik Rady.
-
Chyba
wiem już wszystko czego potrzebuję. Hiyakuma, jako wysłannika
Rady Czterdziestu Sześciu, moim obowiązkiem było ocenić czy
nadal stanowisz zagrożenie dla otoczenia. Wystarczyło mi kilka
rozmów, przeprowadzonych z dyrektorem Akademii, kapitanem twojej
partnerki oraz kilkunastoma losowo wybranymi osobami z Rukongai i z
Dworu Czystych Dusz, by stwierdzić, że nadal stanowisz zagrożenie.
Nie tyle jednak dla swojej nowej partnerki, którą podziwiam za
częściowe okiełznanie cię, ile dla osób postronnych. Zostaniesz
doprowadzony przed oblicze przewodniczącego Rady i powtórnie
osądzony. - strzelił palcami, a do pomieszczenia weszło
kilkunastu członków
jednostki
grupy Onmitsukidō.
-
Ale... Ja się nie zgadzam! - zaprotestowałam. Nikt nawet na mnie
nie spojrzał. Hiyakuma westchnął ciężko i pogładził mnie po
głowie. - Hiya-chan... - w moich oczach pojawiły się łzy.
Zanpakutō tylko pokręcił głową, nachylając się i ścierając
je szybko.
-
Nie płacz, tak chyba będzie lepiej dla ciebie, malutka. Zostań
tutaj. - szepnął i pozwolił skrępować się kidō jednostce
specjalnej. Kapitan i porucznik odsunęli się, gdy z sali wychodził
wysłannik Rady, a za nim wyprowadzano mojego Zanpakutō. Dwóch
zamaskowanych mężczyzn stanęło przy drzwiach, jakby spodziewali
się oporu z mojej strony. Czułam oddalające się reiatsu
Hiyakumy, aż w końcu zanikło zupełnie, a połączenie umysłów
pomiędzy nami zostało przerwane.
-
Nie,
to nieprawda... Powiedz mi, że to nieprawda... - spojrzałam
błagalnie na kapitana. Odwrócił wzrok. To samo Renji. Po chwili
wyszli i zostałam sama, nie licząc dwójki z grupy
Onmitsukidō
pilnującej wejścia. Niedługo później i oni opuścili
pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi. Poczułam uwolnione
reiatsu obojga, gdy nakładali potężną blokadę kidō. Teraz nie
mogłam nawet stąd wyjść. - Hiya-chan, coś ty narobił... Co
oboje zrobiliśmy... - łzy płynęły ciurkiem po moich policzkach,
a ja wpatrywałam się w porzucony przez Zanpakutō cylinder, leżący
na ziemi. Podniosłam go powoli i wtuliłam się w niego. W nozdrza
uderzył mnie znajomy zapach. - Hiya-chan!
*Narracja trzecioosobowa*
Szedł za wysłannikiem rady, z każdej strony otoczony przez
członków Onmitsukidō. Nie chciał widzieć jej łez, ale chyba nie
miał wyjścia. Nieważne co by powiedziała, sprawa była z góry
przegrana. Drugie kidō, nałożone na niego już po wyjściu z sali,
tłumiło jego reiatsu, nie pozwalając na jakikolwiek opór z jego
strony. Cholera
jasna.
Nawet nie wiedział
czemu zostało przerwane połączenie między ich umysłami. Może
ona sama je przerwała?
Zdenerwowała go ta myśl, jego malutka by tego czegoś takiego nie
zrobiła w takiej sytuacji. Jego widok wzbudzał
niemałe zainteresowanie wśród pacjentów. Wszystko było w
porządku, był już przed budynkiem szpitalnym, starając się nie
myśleć o tym, że na górze Fuyumi pewnie wypłakuje sobie oczy
przez niego. I pewnie nadal byłoby w porządku, gdyby przy samym
wyjściu z dywizji nie usłyszał jej rozpaczliwego krzyku,
przesyconego bólem, łzami i strachem.
-
Hiya-chan!
- szlag, całe opanowanie wzięło w łeb. Już
miał się wyszarpnąć i biec do niej najszybciej jak potrafił,
jednak gdy poczuł na swoim gardle ostrze miecza. Spojrzał w bok,
na właściciela białej broni. Byakuya Kuchiki patrzył na niego
morderczym wzrokiem, wyrażającym na dodatek ogromną nienawiść.
-
Jeden zły ruch, a poczujesz ból jakiego dotąd nie przeżyłeś. I
zapewniam cię, że to będzie dopiero początek twojego piekła. -
kapitan schował broń do sayi i rzucając Zanpakutō ostatnie
ostrzegawcze spojrzenie, odszedł z depczącym mu po piętach
Abaraiem.
Przedstawienie czas
zacząć.
Geniusz w czystej postaci! Notka tak wspaniała, że aż nie mam słów by ją opisać! Jedyne co mogę powiedzieć to czekam na więcej i życzę weny. Pozdro ^^
OdpowiedzUsuń