Wypalam się trochę, weny nie ma, a pisanie na siłę jest trochę bez sensu.
Mimo wszystko próbuję pisać, a efektem tych prób jest to... coś. xD
~~*~~
*Narracja
trzecioosobowa*
Stał w mroku
przejścia, mając przed sobą widok na niewielki wycinek sali do
której miał wejść. I znowu to samo pomieszczenie. Nic się w nim
nie zmieniło od czasu jego ostatniego tutaj pobytu. Ile już czasu
minęło? Wolał nie liczyć, nie chciał czuć się stary. Wciąż
ten sam sufit tonący w mroku gdzieś w górze. Ta sama okrągła
arena, którą kiedyś zamroził. Te same kamienne mury stojące w
coraz wyżej położonych kręgach, stanowiące jednocześnie biurka
i siedziska. Tylko twarze siedzących w kręgach ludzi są inne. Tak
samo wypełnione pogardą i poczuciem wyższości, ale jednak inne.
Potomkowie tych, którzy go skazali. Z jednym wyjątkiem. Przeniósł
wzrok na Przewodniczącego Rady Czterdziestu Sześciu. Na lewym
ramieniu szaty, zamiast symbolu rodu Kuchiki wyszyto symbol rodu
Jūshirō.
Stary,
prawie wymarły ród... Ponad wszystko stawiają dobro innych. Jakim
cudem ktoś z nich doszedł do takiej władzy?
Pokręcił głową. Malutka,
czemu zamykasz się przede mną?
Westchnął, nie doczekawszy się odpowiedzi.
Wyczuł,
że ktoś stanął za nim, więc odwrócił głowę. Nie mógł
zrobić nic więcej, wciąż otoczony przez członków Onmitsukidō.
Jego wzrok padł na Kuchikiego i Abaraia. Kapitan dłonią dał znak
jednostce specjalnej, że mają odejść. Skłonili się i opuścili
mały korytarz.
-
Gdyby
nie to, że Zanpakutō nie da się zabić, już dawno leżałbyś
martwy. - rzucił szlachcic sucho. Hiyakuma spojrzał zmęczonym
wzrokiem kogoś, kto przeżył zbyt wiele i ma wystarczająco
aktualnych problemów, by słuchać o kolejnych.
-
Co
z Fuyumi? - zapytał tylko. Tak jak myślał, nie doczekał się
odpowiedzi. - Powinieneś być tam, albo posłać jej kogoś do
towarzystwa, skoro nie możesz z nią siedzieć.
-
W
przeciwieństwie do ciebie nie jestem w stanie przebywać w dwóch
miejscach jednocześnie. - Kuchiki przeniósł wzrok na swojego
podwładnego. - Idź, powiedz Rukii, żeby przypilnowała Fuyumi.
Znając ją to jeszcze spróbuje zrobić coś głupiego. - Renji
prawie wybiegł z ciasnego korytarza. Hiyakumie zaczął jawić się
pewien pomysł, ale to nie był odpowiedni czas na jego realizację.
Ponownie pojawili się członkowie jednostki specjalnej. Zdjęli z
niego wszystkie nałożone wcześniej kidō, po czym ustawili się
dookoła i wprowadzili go na arenę. Wszyscy skłonili się nisko
przed Przewodniczącym Rady, Hiyakuma jedynie skinął mu głową.
-
Hiya
no akuma, tak? - Zanpakutō skinął ponownie. - Wprawdzie czytałem
raporty z twojego procesu, ale żaden nie opisał twojego wyglądu.
- głos Przewodniczącego był lekko zażenowany, a jego wzrok pełen
smutku. Nie tak zapamiętałem jednego z twoich poprzedników.
-
Mogę
o coś zapytać? - kiedy Przewodniczący skinął głową, duch
miecza kontynuował. - Chciałbym wiedzieć kto będzie mnie sądził,
bo nie znam aktualnych członków rodu Jūshirō.
-
Jestem
Jūshirō Yakura. - Hiyakuma skłonił się lekko, przy czym Kuchiki
odchrząknął znacząco. Duch miecza wyprostował się i spojrzał
na niego karcąco. Po krótkiej wymianie spojrzeń, Zanpakutō
odwrócił się ponownie przodem do Przewodniczącego. Kuchiki miał
wrażenie, że w momencie obrotu, w oczach ducha miecza błysnęła
iskierka rozbawienia. Zupełnie
jakby miał jakiś pomysł.
-
Dobrze
zatem, przejdźmy do sedna sprawy. - Yakura westchnął i wyciągnął
kilkanaście teczek z dokumentacją. Położył je na kamiennym
biurku, wzbudzając przy tym tumany kurzu. - Posiedzenie Rady w
sprawie ponownego osądzenia Zanpakutō Hiya no akumy uważam za
rozpoczęte.
Malutka,
chciałbym, żebyś była tutaj obok mnie. Powiedz tylko, że mam
przyjść. Duch miecza czekał
kilka minut z zamkniętymi oczami, ignorując szum głosów wokół
niego. Jednak nadal nie było odpowiedzi. Zdał sobie sprawę, że
szum ucichł. Otworzył oczy, zaraz po tym rejestrując fakt, że
wszyscy wpatrują się w niego, oczekując odpowiedzi na zadane
wcześniej pytanie. Zupełnie nie wiedział o co chodziło. Kuchiki
podszedł i najcichszym szeptem podpowiedział:
-
Pytali
o lata twojej kary. Czy wszystko sobie przemyślałeś. - Hiyakuma
spojrzał spokojnym wzrokiem i skinął głową w podziękowaniu.
Następnie wystąpił krok do przodu.
-
Zdążyłem
przemyśleć sobie wszystko co wydarzyło się podczas mojej
poprzedniej „kariery”. Niestety z przykrością oznajmiam, że
przyznaję rację szanownej Radzie. - po całym pomieszczeniu
rozległ się pomruk aprobaty, który Yakura uciszył podniesieniem
ręki. - Jednakże nie oznacza to, że poddam się ponownemu
zamknięciu. - tym razem całą Centralę wypełniły głośne
skargi na bezczelność lodowego mężczyzny. Kuchiki aż syknął z
dezaprobaty, pomimo konsekwencji, które mogła ponieść Fuyumi po
skazaniu Hiyakumy. Po raz drugi Yakura uciszył rozmowy
podniesieniem dłoni, dając jednocześnie Zanpakutō znak by
kontynuował. - Przemyślałem całe swoje dotychczasowe życie, a
miałem na to ogromną ilość czasu do dyspozycji. Obiecałem sobie
przy następnej kontroli pokazać skruchę i uwolnić się z tego
więzienia. Chciałem dostać jeszcze jedną szansę, by udowodnić
wszystkim, a zwłaszcza sobie, że potrafię żyć w zgodzie z
innymi. Jednakże kilka lat przed wizytą wysłannika wydarzyło się
coś, co sprawiło, że postanowiłem złamać okowy niewoli.
Poczułem energię, która wydawała się być identyczna z moją.
Zapragnąłem poznać posiadacza tej energii. - Zanpakutō przerwał
na chwilę, by zaczerpnąć oddech. Hiya-chan...
Proszę, przyjdź. Usłyszał
wezwanie Fuyumi. Lekko niepewne i wciąż pobrzmiewające płaczliwą
skargą, ale pełne niepokoju i chęci zobaczenia go. Poczuł się
jakby dostał obuchem w głowę. Mimo wszystko pozwolił sobie na
jeszcze chwilę zwłoki. - I poznałem, jednak moja bratnia dusza
okazała się być dziewczyną. I to w dodatku dziewczyną, którą
od pierwszego wejrzenia obdarzyłem uczuciem. Chciałbym zatem i wam
przedstawić moją partnerkę. - mówiąc to ukłonił się i
zniknął. Rozpłynął się w powietrzu, zostawiając zszokowanych
członków Rady i Kuchikiego, będącego na skraju wybuchu.
*Narracja
pierwszoosobowa*
Już
nie płakałam. Nie miałam czym. Od dłuższego już czasu leżałam
skulona na szpitalnym łóżku, przyciskając go piersi cylinder
Hiyakumy. Pociągałam cicho nosem, próbując pozbyć się uczucia,
że Hiya-chan chce się ze mną skontaktować. Jednak ilekroć
chciałam odpowiedzieć, nie czułam jego umysłu. Połączenie
zostało przerwane. Bałam się najgorszego – że zabili go bez
procesu, a cylinder, który byłby jedyną po nim pamiątką,
niedługo zniknie. Poczułam zbierające się pod powiekami łzy.
Nie!
To nic nie da. Otarłam słone krople ręką i ruszyłam na przemarsz
dookoła pokoju, by chociaż trochę ukoić zszarpane nerwy. Przy
każdym kroku brałam głęboki oddech, który szybko wypuszczałam.
Próbowałam nie dopuszczać do siebie myśli o ewentualnej śmierci
Hiyakumy. Nogi ugięły się pode mną, a ja wylądowałam na
klęczkach na podłodze. Pod przeciwległą ścianą, metr od okna,
stało łóżko. Patrzyłam na nie bezmyślnie, niechętna i
niezdolna do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Nagle moje spojrzenie
przykuła podłużna biała plama znajdująca się pod łóżkiem.
Skupiłam na niej wzrok, ale obraz nadal był zamazany. Dopiero po
dłuższej chwili zorientowałam się, że ponownie zaczęłam
płakać. Otarłam łzy rękawem szpitalnego stroju i ponownie
spojrzałam na przedmiot. Miecz w białej sayi, z białą rękojeścią.
Mój Zanpakutō. Zerwałam się z miejsca, prawie przewracając się
o własne nogi i upuszczony na ziemię cylinder. Podbiegłam do łóżka
i wyciągnęłam spod niego katanę. Poczułam jakby lekkie otarcie
się umysłu Hiyakumy o mój. Niecierpliwym ruchem wyjęłam ostrze z
sayi. Tak! Poczułam wyraźnie gonitwę jego myśli, lekko zagubiony
umysł. I szybkie otrzeźwienie, zupełnie jakby ktoś wyrwał go z
zamyślenia.
Żył.
I to było najważniejsze.
Zawahałam
się przez chwilę. Ale pragnienie połączenia z nim umysłu
zwyciężyło. Hiya-chan... Proszę, przyjdź. Nic. Żadnej odpowiedzi. Westchnęłam zrezygnowana, patrząc na
katanę w swojej dłoni. Naiwna ja. Przecież skoro żyje to pewnie
nie może się pojawić... Już miałam schować broń, gdy to
poczułam. Moja dłoń była cała pokryta lodem, tak samo jak miecz.
Wyszarpnęłam rękę z lodu, ale ostrze nie upadło na ziemię,
unosiło się w powietrzu. Po chwili broń jakby wyparowała, a jej
miejsce zajął Hiyakuma. Żywy, cały i zdrowy, uśmiechał się do
mnie ciepło. Poczułam kolejne łzy na twarzy. Nic nie mówiąc
rzuciłam się w jego wyciągnięte ręce. Zamknął mnie w silnym
uścisku, przyciągając do siebie. Żadne z nas nic nie mówiło.
Trwaliśmy tak w ciszy od kilku minut.
-
Malutka...
- szepnął Hiyakuma. Nie odpowiedziałam, wtulając się w niego
jeszcze mocniej. Uczynił to samo, ale mówił dalej. - Muszę zaraz
tam wrócić. Ale nie sam. Pójdziesz ze mną?
-
To
było pytanie czy stwierdzenie faktu? - otarłam się głową o jego
szyję, jak kot spragniony pieszczot. Po chwili poczułam jego dłoń
na włosach. Gładził mnie delikatnie, wywołując u mnie mimowolne
mruczenie. Poczułam muśnięcie warg na czole.
-
Ubierz
się. I weź katanę, może być potrzebna. - puścił mnie, co
przyjęłam z ogromną niechęcią. Odwrócił się do mnie plecami,
pozwalając przebrać mi się w ubrania leżące w przewróconej pod
ścianą szafce nocnej. Chwilę później byłam już ubrana.
Zanpakutō wyciągnął rękę w bok, materializując
charakterystyczną sayę i ostrze. Wzięłam broń i przymocowałam
ją do pasa.
-
Jestem
gotowa. - powiedziałam niepewnie. Zanpakutō odwrócił się
przodem do mnie i zmierzył mnie wzrokiem. Chwilę później
przyciągnął mnie mocno do siebie, wplątując palce między moje
włosy.
-
Obejmij
mnie mocno. I choćby nie wiem co się działo nie próbuj
rozluźniać uścisku, zrozumiałaś? I spróbuj nie krzyczeć... -
dodał cicho, a ja wczepiłam się w niego przerażona.
-
Będzie
boleć? - zapytałam cicho. Odsunęłam się lekko od mężczyzny,
zauważając kątem oka cylinder. - Zabierzesz go, czy ma sobie tak
leżeć? - Hiyakuma pstryknął palcami, a kapelusz zmaterializował
się na jego głowie.
-
Nie
wiem czy będzie boleć, nigdy nie próbowałem brać kogoś ze
sobą. Mnie nie boli, więc może ciebie też nie będzie... W razie
czego ugryź mnie w ramię. - przytulił moją głowę do swojej
klatki piersiowej. Rozmruczałam się na dobre, gdy znowu zaczął
głaskać mnie po włosach. Wtuliłam się w niego mocno, i nawet
nie rozpoznałam momentu, w którym okropny ból zaczął szarpać
moim ciałem.