sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział 30

Znowu rozdział dopiero po dwóch tygodniach. I myślę, że tak już zostanie.
Wypalam się trochę, weny nie ma, a pisanie na siłę jest trochę bez sensu.

Mimo wszystko próbuję pisać, a efektem tych prób jest to... coś. xD


~~*~~


*Narracja trzecioosobowa*
Stał w mroku przejścia, mając przed sobą widok na niewielki wycinek sali do której miał wejść. I znowu to samo pomieszczenie. Nic się w nim nie zmieniło od czasu jego ostatniego tutaj pobytu. Ile już czasu minęło? Wolał nie liczyć, nie chciał czuć się stary. Wciąż ten sam sufit tonący w mroku gdzieś w górze. Ta sama okrągła arena, którą kiedyś zamroził. Te same kamienne mury stojące w coraz wyżej położonych kręgach, stanowiące jednocześnie biurka i siedziska. Tylko twarze siedzących w kręgach ludzi są inne. Tak samo wypełnione pogardą i poczuciem wyższości, ale jednak inne. Potomkowie tych, którzy go skazali. Z jednym wyjątkiem. Przeniósł wzrok na Przewodniczącego Rady Czterdziestu Sześciu. Na lewym ramieniu szaty, zamiast symbolu rodu Kuchiki wyszyto symbol rodu Jūshirō. Stary, prawie wymarły ród... Ponad wszystko stawiają dobro innych. Jakim cudem ktoś z nich doszedł do takiej władzy? Pokręcił głową. Malutka, czemu zamykasz się przede mną? Westchnął, nie doczekawszy się odpowiedzi.
Wyczuł, że ktoś stanął za nim, więc odwrócił głowę. Nie mógł zrobić nic więcej, wciąż otoczony przez członków Onmitsukidō. Jego wzrok padł na Kuchikiego i Abaraia. Kapitan dłonią dał znak jednostce specjalnej, że mają odejść. Skłonili się i opuścili mały korytarz.
    - Gdyby nie to, że Zanpakutō nie da się zabić, już dawno leżałbyś martwy. - rzucił szlachcic sucho. Hiyakuma spojrzał zmęczonym wzrokiem kogoś, kto przeżył zbyt wiele i ma wystarczająco aktualnych problemów, by słuchać o kolejnych.
    - Co z Fuyumi? - zapytał tylko. Tak jak myślał, nie doczekał się odpowiedzi. - Powinieneś być tam, albo posłać jej kogoś do towarzystwa, skoro nie możesz z nią siedzieć.
    - W przeciwieństwie do ciebie nie jestem w stanie przebywać w dwóch miejscach jednocześnie. - Kuchiki przeniósł wzrok na swojego podwładnego. - Idź, powiedz Rukii, żeby przypilnowała Fuyumi. Znając ją to jeszcze spróbuje zrobić coś głupiego. - Renji prawie wybiegł z ciasnego korytarza. Hiyakumie zaczął jawić się pewien pomysł, ale to nie był odpowiedni czas na jego realizację. Ponownie pojawili się członkowie jednostki specjalnej. Zdjęli z niego wszystkie nałożone wcześniej kidō, po czym ustawili się dookoła i wprowadzili go na arenę. Wszyscy skłonili się nisko przed Przewodniczącym Rady, Hiyakuma jedynie skinął mu głową.
    - Hiya no akuma, tak? - Zanpakutō skinął ponownie. - Wprawdzie czytałem raporty z twojego procesu, ale żaden nie opisał twojego wyglądu. - głos Przewodniczącego był lekko zażenowany, a jego wzrok pełen smutku. Nie tak zapamiętałem jednego z twoich poprzedników.
    - Mogę o coś zapytać? - kiedy Przewodniczący skinął głową, duch miecza kontynuował. - Chciałbym wiedzieć kto będzie mnie sądził, bo nie znam aktualnych członków rodu Jūshirō.
    - Jestem Jūshirō Yakura. - Hiyakuma skłonił się lekko, przy czym Kuchiki odchrząknął znacząco. Duch miecza wyprostował się i spojrzał na niego karcąco. Po krótkiej wymianie spojrzeń, Zanpakutō odwrócił się ponownie przodem do Przewodniczącego. Kuchiki miał wrażenie, że w momencie obrotu, w oczach ducha miecza błysnęła iskierka rozbawienia. Zupełnie jakby miał jakiś pomysł.
    - Dobrze zatem, przejdźmy do sedna sprawy. - Yakura westchnął i wyciągnął kilkanaście teczek z dokumentacją. Położył je na kamiennym biurku, wzbudzając przy tym tumany kurzu. - Posiedzenie Rady w sprawie ponownego osądzenia Zanpakutō Hiya no akumy uważam za rozpoczęte.
Malutka, chciałbym, żebyś była tutaj obok mnie. Powiedz tylko, że mam przyjść. Duch miecza czekał kilka minut z zamkniętymi oczami, ignorując szum głosów wokół niego. Jednak nadal nie było odpowiedzi. Zdał sobie sprawę, że szum ucichł. Otworzył oczy, zaraz po tym rejestrując fakt, że wszyscy wpatrują się w niego, oczekując odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie. Zupełnie nie wiedział o co chodziło. Kuchiki podszedł i najcichszym szeptem podpowiedział:
    - Pytali o lata twojej kary. Czy wszystko sobie przemyślałeś. - Hiyakuma spojrzał spokojnym wzrokiem i skinął głową w podziękowaniu. Następnie wystąpił krok do przodu.
    - Zdążyłem przemyśleć sobie wszystko co wydarzyło się podczas mojej poprzedniej „kariery”. Niestety z przykrością oznajmiam, że przyznaję rację szanownej Radzie. - po całym pomieszczeniu rozległ się pomruk aprobaty, który Yakura uciszył podniesieniem ręki. - Jednakże nie oznacza to, że poddam się ponownemu zamknięciu. - tym razem całą Centralę wypełniły głośne skargi na bezczelność lodowego mężczyzny. Kuchiki aż syknął z dezaprobaty, pomimo konsekwencji, które mogła ponieść Fuyumi po skazaniu Hiyakumy. Po raz drugi Yakura uciszył rozmowy podniesieniem dłoni, dając jednocześnie Zanpakutō znak by kontynuował. - Przemyślałem całe swoje dotychczasowe życie, a miałem na to ogromną ilość czasu do dyspozycji. Obiecałem sobie przy następnej kontroli pokazać skruchę i uwolnić się z tego więzienia. Chciałem dostać jeszcze jedną szansę, by udowodnić wszystkim, a zwłaszcza sobie, że potrafię żyć w zgodzie z innymi. Jednakże kilka lat przed wizytą wysłannika wydarzyło się coś, co sprawiło, że postanowiłem złamać okowy niewoli. Poczułem energię, która wydawała się być identyczna z moją. Zapragnąłem poznać posiadacza tej energii. - Zanpakutō przerwał na chwilę, by zaczerpnąć oddech. Hiya-chan... Proszę, przyjdź. Usłyszał wezwanie Fuyumi. Lekko niepewne i wciąż pobrzmiewające płaczliwą skargą, ale pełne niepokoju i chęci zobaczenia go. Poczuł się jakby dostał obuchem w głowę. Mimo wszystko pozwolił sobie na jeszcze chwilę zwłoki. - I poznałem, jednak moja bratnia dusza okazała się być dziewczyną. I to w dodatku dziewczyną, którą od pierwszego wejrzenia obdarzyłem uczuciem. Chciałbym zatem i wam przedstawić moją partnerkę. - mówiąc to ukłonił się i zniknął. Rozpłynął się w powietrzu, zostawiając zszokowanych członków Rady i Kuchikiego, będącego na skraju wybuchu.


*Narracja pierwszoosobowa*
Już nie płakałam. Nie miałam czym. Od dłuższego już czasu leżałam skulona na szpitalnym łóżku, przyciskając go piersi cylinder Hiyakumy. Pociągałam cicho nosem, próbując pozbyć się uczucia, że Hiya-chan chce się ze mną skontaktować. Jednak ilekroć chciałam odpowiedzieć, nie czułam jego umysłu. Połączenie zostało przerwane. Bałam się najgorszego – że zabili go bez procesu, a cylinder, który byłby jedyną po nim pamiątką, niedługo zniknie. Poczułam zbierające się pod powiekami łzy.
Nie! To nic nie da. Otarłam słone krople ręką i ruszyłam na przemarsz dookoła pokoju, by chociaż trochę ukoić zszarpane nerwy. Przy każdym kroku brałam głęboki oddech, który szybko wypuszczałam. Próbowałam nie dopuszczać do siebie myśli o ewentualnej śmierci Hiyakumy. Nogi ugięły się pode mną, a ja wylądowałam na klęczkach na podłodze. Pod przeciwległą ścianą, metr od okna, stało łóżko. Patrzyłam na nie bezmyślnie, niechętna i niezdolna do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Nagle moje spojrzenie przykuła podłużna biała plama znajdująca się pod łóżkiem. Skupiłam na niej wzrok, ale obraz nadal był zamazany. Dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się, że ponownie zaczęłam płakać. Otarłam łzy rękawem szpitalnego stroju i ponownie spojrzałam na przedmiot. Miecz w białej sayi, z białą rękojeścią. Mój Zanpakutō. Zerwałam się z miejsca, prawie przewracając się o własne nogi i upuszczony na ziemię cylinder. Podbiegłam do łóżka i wyciągnęłam spod niego katanę. Poczułam jakby lekkie otarcie się umysłu Hiyakumy o mój. Niecierpliwym ruchem wyjęłam ostrze z sayi. Tak! Poczułam wyraźnie gonitwę jego myśli, lekko zagubiony umysł. I szybkie otrzeźwienie, zupełnie jakby ktoś wyrwał go z zamyślenia.
Żył. I to było najważniejsze.
Zawahałam się przez chwilę. Ale pragnienie połączenia z nim umysłu zwyciężyło. Hiya-chan... Proszę, przyjdź. Nic. Żadnej odpowiedzi. Westchnęłam zrezygnowana, patrząc na katanę w swojej dłoni. Naiwna ja. Przecież skoro żyje to pewnie nie może się pojawić... Już miałam schować broń, gdy to poczułam. Moja dłoń była cała pokryta lodem, tak samo jak miecz. Wyszarpnęłam rękę z lodu, ale ostrze nie upadło na ziemię, unosiło się w powietrzu. Po chwili broń jakby wyparowała, a jej miejsce zajął Hiyakuma. Żywy, cały i zdrowy, uśmiechał się do mnie ciepło. Poczułam kolejne łzy na twarzy. Nic nie mówiąc rzuciłam się w jego wyciągnięte ręce. Zamknął mnie w silnym uścisku, przyciągając do siebie. Żadne z nas nic nie mówiło. Trwaliśmy tak w ciszy od kilku minut.
    - Malutka... - szepnął Hiyakuma. Nie odpowiedziałam, wtulając się w niego jeszcze mocniej. Uczynił to samo, ale mówił dalej. - Muszę zaraz tam wrócić. Ale nie sam. Pójdziesz ze mną?
    - To było pytanie czy stwierdzenie faktu? - otarłam się głową o jego szyję, jak kot spragniony pieszczot. Po chwili poczułam jego dłoń na włosach. Gładził mnie delikatnie, wywołując u mnie mimowolne mruczenie. Poczułam muśnięcie warg na czole.
    - Ubierz się. I weź katanę, może być potrzebna. - puścił mnie, co przyjęłam z ogromną niechęcią. Odwrócił się do mnie plecami, pozwalając przebrać mi się w ubrania leżące w przewróconej pod ścianą szafce nocnej. Chwilę później byłam już ubrana. Zanpakutō wyciągnął rękę w bok, materializując charakterystyczną sayę i ostrze. Wzięłam broń i przymocowałam ją do pasa.
    - Jestem gotowa. - powiedziałam niepewnie. Zanpakutō odwrócił się przodem do mnie i zmierzył mnie wzrokiem. Chwilę później przyciągnął mnie mocno do siebie, wplątując palce między moje włosy.
    - Obejmij mnie mocno. I choćby nie wiem co się działo nie próbuj rozluźniać uścisku, zrozumiałaś? I spróbuj nie krzyczeć... - dodał cicho, a ja wczepiłam się w niego przerażona.
    - Będzie boleć? - zapytałam cicho. Odsunęłam się lekko od mężczyzny, zauważając kątem oka cylinder. - Zabierzesz go, czy ma sobie tak leżeć? - Hiyakuma pstryknął palcami, a kapelusz zmaterializował się na jego głowie.
    - Nie wiem czy będzie boleć, nigdy nie próbowałem brać kogoś ze sobą. Mnie nie boli, więc może ciebie też nie będzie... W razie czego ugryź mnie w ramię. - przytulił moją głowę do swojej klatki piersiowej. Rozmruczałam się na dobre, gdy znowu zaczął głaskać mnie po włosach. Wtuliłam się w niego mocno, i nawet nie rozpoznałam momentu, w którym okropny ból zaczął szarpać moim ciałem.

sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział 29

Nie bić, proszę, nie bić Serka! *zapobiegawczo kryje się w bunkrze*
Za dużo rzeczy na głowie za mało czasu.... Problemy z komputerem, z netem, znowu z komputerem.
Przepraszam wszystkich, którzy czekali.
Z okazji Dnia Dziecka rozdział dedykuję tym, którzy nie chcą dorosnąć :)

~~*~~

*Narracja pierwszoosobowa*
W moim szpitalnym pokoju panowała niezręczna cisza. Wysłannik Rady świdrował mnie wzrokiem, nic nie mówiąc. Spojrzałam kątem oka na Renjiego, ale unikał mojego wzroku. Po chwili i kilku szeptach Unohany, do środka wsunął się mój kapitan, zamykając za sobą drzwi. Wysłannik Rady spojrzał na niego pytająco, ale ten jedynie skinął głową.
    - Możemy zaczynać. - dodał, jak gdyby na wszelki wypadek. - Fuyumi, poproś Hiyakumę. - przez pierwsze chwile nie zrobiłam nic, zaskoczona łagodnym tonem szlachcica. Jasny gwint, co oni mu zrobili? Pranie mózgu? Chyba tylko udaje, jego oczy są jak zwykle zimne.  Przymknęłam oczy, czując jak w pokoju robi się cholernie zimno. Chwyciłam koc zanim całkiem zlodowaciał i owinęłam się nim szczelnie.
    - Witam szanownego członka Rady. Witaj, kapitanie Kuchiki. - wesoły, lekko drwiący głos sprawił, że otworzyłam szerzej oczy. Hiyakuma stał obok mojego łóżka, pochylony w aroganckim, dostojnym ukłonie. Cylinder miał w lewej, wychylonej odrobinę do tyłu ręce, prawą położył sobie na przeponie. Gdyby nie fakt że był to mój Zanpakutō, pomyślałabym, że spotkało się dwóch wodzów najwyższych rodów.
    - Wciąż masz ten irytujący sposób bycia, jak widzę. - skwitował kwaśno oskarżyciel.
    - Bez niego nie byłbym sobą, proszę pana. - Hiyakuma wyprostował się, włożył cylinder na głowę i usiadł obok mnie, obejmując mnie ramieniem. Temperatura w pokoju wzrosła o kilkanaście stopni. - Nie jestem z lodu malutka, nie roztopię się. Nie musisz utrzymywać temperatury jak z najmroźniejszej lodowej pustyni. - zrzucił winę za temperaturę na mnie, a ja obiecałam sobie w duchu, że popamięta to zagranie. Nie odezwałam się jednak ani słowem, rzuciłam mu jedynie karcące spojrzenie. Jakim cudem ja z tobą wytrzymuję, co? Kochasz mnie za całokształt.  Wciąż mogliśmy porozumiewać się tak samo, jak wtedy gdy Hiyakuma przebywał w moim wewnętrznym świecie. Jak na razie to chyba jedyny plus tej sytuacji. Uśmiechnęłam się lekko.
    - Dobrze zatem, przedstawię twojej partnerce ogólny zarys sytuacji dzięki której jestem teraz tutaj. - wyciągnął kilka pożółkłych kartek z rękawa i rozprostowywał je dokładnie i powolnie. Denerwujące zagranie.
    - Znam już sytuację. - wysłannik gwałtownie poderwał głowę, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. Kapitan i Renji wyglądali na co najmniej zaskoczonych obrotem sytuacji. - Hiya-chan pokazał mi część swoich wspomnień. W tym pierwsze zabójstwo i pojmanie podczas misji. Jego proces też widziałam. - uniosłam ponownie lekko jeden kącik ust, w ostatniej chwili powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem niczym Grimmjow.
    - No dobrze, nie będę teraz pytał o szczegóły, domyślam się, jak to wyglądało mniej więcej. Interesują mnie twoje stosunki z Hiyakumą. - spojrzałam na Zanpakutō, dostrzegając dwuznaczność tego zdania. Patrzył na mnie z takim samym zażenowaniem z jakim ja na niego. Oboje spłonęliśmy rumieńcem. Spuściłam wzrok na swoje kolana, próbując opanować odruch szarpania rękawa szpitalnego stroju.
    - Nic nie łączy nas w sensie seksualnym... - powiedział cicho Hiyakuma. Spojrzałam na przedstawiciela Rady. Po tym wyznaniu uświadomił sobie chyba dwuznaczność swojej wypowiedzi i wyglądał na bardziej zażenowanego od nas. Z kolei stojący obok niego szlachcic wyglądał jakby miał zaraz zejść na zawał, tak samo jak Renji.
    - Nie chodziło mi o takie stosunki. Raczej o relacje pomiędzy wami.
    - Hiya-chan czasami jest denerwujący, kłótliwy i ogólnie irytujący, ale z drugiej strony opiekuje się mną, ochrania i jest zawsze obok, kiedy tego potrzebuję - powiedziałam powoli i dobitnie. - Mogę mu się zawsze wyżalić i nawet na nim wyżyć jeśli mam taki kaprys. A czasami to nawet on mnie opieprza i stawia do pionu, każąc mi wziąć się w garść - zamilkłam na chwilę, próbując ująć to wszystko w jednym określeniu. - Jest niczym starszy brat, którego nie mam - wzruszyłam ramionami i ponownie powstrzymałam się od śmiechu. Grimm, gdybyś mnie słyszał nie dożyłabym jutra, prawda, kociaku?
    - Czy często jest taki kłótliwy i agresywny? - zapytał wysłannik  z podejrzaną miną. Zupełnie jakby wychwycił tylko moje negatywne słowa.
    - Tylko wtedy kiedy ja jestem zła, ale nigdy mnie nie uderzył! Wprost przeciwnie – strasznie lubi się do mnie tulić. Jak jakiś duży kot, potrzebuje ogromnej dawki czułości...
    - Tak, bo nikt wcześniej nawet nie próbował mnie zrozumieć. - podlizał mi się Hiyakuma, ocierając się o mnie głową, aż spadł mu cylinder. - Tylko moja mała tygrysica to potrafi. - gdyby wzrok mógł zabijać to Zanpakutō leżałby u mych stóp z złamanymi wszystkimi kościami, wywróconymi na lewą stronę płucami i bez jakichkolwiek oznak życia Z kolei Kuchiki mógłby zostać oskarżony o chęć wyjątkowo brutalnego mordu - gorszego niż moje myśli - wystarczyłoby tylko, że wysłannik odwróciłby się w jego kierunku.
    - Rozumiem. - mężczyzna skinął głową. - Czy było w jego wypowiedziach, czynach lub oglądanych przez ciebie wspomnieniach cokolwiek co cię przestraszyło?
    - Sprzeciw. - wtrącił się szlachcic. Oskarżyciel spojrzał na niego z lekką irytacją, ale nie odezwał się słowem. Bał się go, wyraźnie się bał, chociaż próbował to ukryć. - To czy cokolwiek ją wystraszyło w nim nie wniesie nic do śledztwa..
    - Wystraszyła mnie tylko jedna rzecz. - wtrąciłam się. Czterej mężczyźni obecni w sali spojrzeli na mnie. - Mój wewnętrzny świat to galeria z obrazami...
    - A co to ma do rzeczy? - przerwał mi wysłannik. Najpierw pyta o takie sprawy, a teraz ma to gdzieś! Razem z Hiyakumą spojrzeliśmy na niego z wyrzutem.
    - Wbrew pozorom to ma duże znaczenie. Proszę jej nie przerywać. - skarcił go Hiyakuma. Choć niechętnie, wysłannik spojrzał na szlachcica, który skinął mi głową.
    - Kontynuuj, Fuyumi.
    - Jak już powiedziałam mój wewnętrzny świat to galeria z obrazami. Każde ważniejsze wspomnienie to obraz. Kiedy pojawiłam się tam pierwszy raz, szłam powoli przez cały korytarz, oglądając te ilustracje, Na samym końcu wisiał obraz w całkowicie innej ramie niż te, w które opakowane są moje wspomnienia. Przedstawiał mężczyznę siedzącego pod zakrwawionym oknem. Początkowo nie wydawało mi się to dziwnym, że nie znam tego wspomnienia. Dopiero kiedy się odwróciłam, a za mną rozległ się głos, myślałam, że zejdę na zawał. Spojrzałam ponownie na obraz i byłam przerażona, bo nie dość, że gadał to jeszcze się ruszał! Ba, wyszedł z ramy i przedstawił się jako mój Zanpakutō. To był chyba jedyny moment kiedy się go bałam - zakończyłam opowiadanie. Przez kilka minut, ciągnących się w nieskończoność, panowała cisza. W tym czasie gratulowałam sobie umiejętności aktorskich. Każdy zdawał się rozmyślać nad moimi słowami. Wysłannik, szlachcic i Renji chyba próbowali to sobie wyobrazić, Hiyakuma zaś wyglądał jakbym przypomniała mu o czymś ważnym. Po kilku sekundach nachylił się do mojego ucha i wyszeptał prawie niesłyszalnie.
    - Cały czas miałem wrażenie, że o czymś zapomniałem. Nie pokazałem ci jak wyglądało nasze pierwsze spotkanie z mojego punktu widzenia, malutka. - już miałam rzucić jakąś kąśliwą uwagę o demencji starczej, gdy odezwał się wysłannik Rady.
    - Chyba wiem już wszystko czego potrzebuję. Hiyakuma, jako wysłannika Rady Czterdziestu Sześciu, moim obowiązkiem było ocenić czy nadal stanowisz zagrożenie dla otoczenia. Wystarczyło mi kilka rozmów, przeprowadzonych z dyrektorem Akademii, kapitanem twojej partnerki oraz kilkunastoma losowo wybranymi osobami z Rukongai i z Dworu Czystych Dusz, by stwierdzić, że nadal stanowisz zagrożenie. Nie tyle jednak dla swojej nowej partnerki, którą podziwiam za częściowe okiełznanie cię, ile dla osób postronnych. Zostaniesz doprowadzony przed oblicze przewodniczącego Rady i powtórnie osądzony. - strzelił palcami, a do pomieszczenia weszło kilkunastu członków jednostki grupy Onmitsukidō.
    - Ale... Ja się nie zgadzam! - zaprotestowałam. Nikt nawet na mnie nie spojrzał. Hiyakuma westchnął ciężko i pogładził mnie po głowie. - Hiya-chan... - w moich oczach pojawiły się łzy. Zanpakutō tylko pokręcił głową, nachylając się i ścierając je szybko.
    - Nie płacz, tak chyba będzie lepiej dla ciebie, malutka. Zostań tutaj. - szepnął i pozwolił skrępować się kidō jednostce specjalnej. Kapitan i porucznik odsunęli się, gdy z sali wychodził wysłannik Rady, a za nim wyprowadzano mojego Zanpakutō. Dwóch zamaskowanych mężczyzn stanęło przy drzwiach, jakby spodziewali się oporu z mojej strony. Czułam oddalające się reiatsu Hiyakumy, aż w końcu zanikło zupełnie, a połączenie umysłów pomiędzy nami zostało przerwane.
    - Nie, to nieprawda... Powiedz mi, że to nieprawda... - spojrzałam błagalnie na kapitana. Odwrócił wzrok. To samo Renji. Po chwili wyszli i zostałam sama, nie licząc dwójki z grupy Onmitsukidō pilnującej wejścia. Niedługo później i oni opuścili pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi. Poczułam uwolnione reiatsu obojga, gdy nakładali potężną blokadę kidō. Teraz nie mogłam nawet stąd wyjść. - Hiya-chan, coś ty narobił... Co oboje zrobiliśmy... - łzy płynęły ciurkiem po moich policzkach, a ja wpatrywałam się w porzucony przez Zanpakutō cylinder, leżący na ziemi. Podniosłam go powoli i wtuliłam się w niego. W nozdrza uderzył mnie znajomy zapach. - Hiya-chan!

*Narracja trzecioosobowa*
Szedł za wysłannikiem rady, z każdej strony otoczony przez członków Onmitsukidō. Nie chciał widzieć jej łez, ale chyba nie miał wyjścia. Nieważne co by powiedziała, sprawa była z góry przegrana. Drugie kidō, nałożone na niego już po wyjściu z sali, tłumiło jego reiatsu, nie pozwalając na jakikolwiek opór z jego strony. Cholera jasna. Nawet nie wiedział czemu zostało przerwane połączenie między ich umysłami. Może ona sama je przerwała? Zdenerwowała go ta myśl, jego malutka by tego czegoś takiego nie zrobiła w takiej sytuacji. Jego widok wzbudzał niemałe zainteresowanie wśród pacjentów. Wszystko było w porządku, był już przed budynkiem szpitalnym, starając się nie myśleć o tym, że na górze Fuyumi pewnie wypłakuje sobie oczy przez niego. I pewnie nadal byłoby w porządku, gdyby przy samym wyjściu z dywizji nie usłyszał jej rozpaczliwego krzyku, przesyconego bólem, łzami i strachem.
    - Hiya-chan! - szlag, całe opanowanie wzięło w łeb. Już miał się wyszarpnąć i biec do niej najszybciej jak potrafił, jednak gdy poczuł na swoim gardle ostrze miecza. Spojrzał w bok, na właściciela białej broni. Byakuya Kuchiki patrzył na niego morderczym wzrokiem, wyrażającym na dodatek ogromną nienawiść.
    - Jeden zły ruch, a poczujesz ból jakiego dotąd nie przeżyłeś. I zapewniam cię, że to będzie dopiero początek twojego piekła. - kapitan schował broń do sayi i rzucając Zanpakutō ostatnie ostrzegawcze spojrzenie, odszedł z depczącym mu po piętach Abaraiem.
Przedstawienie czas zacząć.