A na bonusowy będzie trzeba trochę poczekać, jeszcze się pisze, a nie mam głowy do romantycznych mrzonek... *podłamana psychicznie*
Muzyka do końcowej części rozdziału: Garbage - #1 Crush
~~*~~
Papierologia. Nie
cierpię tego. Chociaż wolę wypełniać papierki niż znowu dać
się wypchnąć na jakąś misję, niezależnie od tego jak bardzo
próbują mnie na nią namówić kapitan z Renjim. Hiyakuma siedział
obok, przynosząc mi herbatę i kolejne ciastka.
Kiedy tylko
skończę... O ile skończę, bo w tym tempie donoszenia papierów to
do końca tygodnia stąd nie wyjdę. Nienawidzę rozliczeń na koniec
kwartału. Renji siedzący przy drugim biurku westchnął ciężko i
wbił wzrok w Hiyakumę.
- Mogę prosić o herbatę? -
Zanpakutō skinął głową i, biorąc kubek porucznika i mój,
wyszedł z oficerki.
- Renji, ja chcę umrzeć... -
wyżaliłam się. Rudzielec spojrzał na mnie podkrążonymi oczami.
- To tylko do końca tygodnia,
później znowu na trzy miesiące mamy spokój. - pocieszył mnie.
- A nie możemy robić tego na
bieżąco? - w zamian otrzymałam spojrzenie „ty myślisz, że
komukolwiek się chce?” - Okej, nie było pytania.
Wróciliśmy do
pisania równo z wejściem Hiyakumy i kapitana. Podnieśliśmy głowy,
nie odzywając się słowem. Mężczyzna stanął na środku
pomieszczenia, patrząc na mnie z wyczekiwaniem.
- Czego? Zajęci trochę jesteśmy.
- mruknęłam pod nosem. Kuchiki przewrócił oczami, ale nie
skomentował.
- Kiedy tylko skończycie podejdźcie
do mojego gabinetu. Fuyumi, misja w Świecie Ludzi. Bez wymówek. -
nim zdążyłam się odezwać jego już nie było. Już miałam się
zagotować ze złości, kiedy po chwili namysłu stwierdziłam, że
to nie taki zły pomysł. Odpocznę lepiej niż tutaj po całej tej
papierologii.
*Kilka godzin
później*
Minęliśmy się
ze szlachcicem w drzwiach, ale wskazał nam tylko dłonią, że mamy
czekać w środku. Zdążyłam już przejrzeć wszystkie papiery na
biurku kapitana, pomimo protestów przejętego grozą Abaraia. O,
moja misja – dwa tygodnie w Świecie Ludzi.
- Yaaay, idę na misję do realnego
świata! - po raz pierwszy cieszyłam się na wieść o tym, że
muszę iść na misję. - Dwa tygodnie dzikich imprez, strumienie
alkoholu i... - skakałam po gabinecie wykorzystując fakt, że
kapitan wyszedł.
- Ale Fuyumi, ja idę z tobą. -
spojrzałam wściekle na porucznika. - Taka była decyzja
Głównodowodzącego. Jak cię przyjęliśmy do oddziału. -
wyjaśnił spokojnie mężczyzna, opierając się o biurko i
zakładając ręce na piersi. Stanęłam i pomyślałam przez
chwilę.
- No tak. Lepiej ty niż zgred. -
usiadłam na kanapie czekając na powrót kruczowłosego.
Przeciągnęłam się, prostując plecy zgięte od siedzenia przy
biurku.
- Poza tym, kto powiedział, że nie
możesz iść na imprezę? - Renji uśmiechnął się szeroko. - Sam
też chętnie pójdę. Ale nie licz, że będę tańczył. -
zastrzegł od razu. Wzruszyłam ramionami, ale po chwili zerwałam
się i rzuciłam zdziwionemu Abaraiowi na szyję.
- Dziękuję, braciszku! - zawołałam
w przypływie radości. Pogłaskał mnie po głowie, więc odsunęłam
się. Przestałam go też podduszać.
- Tak, tak... Jeszcze jakby Rukia
mogła z nami iść... - rozmarzył się. Zaśmiałam się głośno
na widok jego miny. Usiadłam ponownie na kanapie odwracając się w
stronę okna. Musiałam przy tym klęknąć na meblu i oprzeć się
brzuchem o oparcie. - Fuyumi?
- Tak? - nie odwracałam głowy,
więc mogłam przez okno zobaczyć, że kapitan nadchodzi. - Zgred
idzie. - usiadłam w miarę normalnie. Po chwili drzwi się
otworzyły.
- Idziecie z jeszcze jedną osobą.
- uniosłam brwi w wyrazie zdumienia. Renji stanął obok kanapy
czekając na ciąg dalszy. Kuchiki usiadł za biurkiem i spojrzał
na mnie srogo. - Konkretniej: Rukia dostała misję, a wy idziecie
tam jako jej wsparcie. - wzruszyłam ramionami. Co innego gdyby zamiast Rukii szedł
on. Nie przeżyłabym tego.
- Kiedy
wyruszamy? - porucznik wyciągnął mały notes w którym
skrupulatnie coś notował.
- Jutro o świcie
zostanie otwarte przejście. Rukia będzie już tam na was czekać.
Pilnuj, żeby nic jej się nie stało, czy to jasne?
- Tak
jest, kapitanie. - zasalutował Renji. Skrzywiłam się ironicznie.
A mnie to mają gdzieś...
- Co
do Fuyumi... - Kuchiki jakby czytał mi w myślach. - Uważaj żeby
nie narobiła wam problemów. - Nie o takie czytanie w
myślach mi chodziło.
***
- Impreza,
impreza... Urżnę się w trzy dupy i zaszaleję na parkiecie. -
nuciłam pod nosem na nieznaną mi dotychczas nutę przeliczając
pieniądze otrzymane na misję.
- A w co się
ubierzesz na tą imprezę? - Rukia stanęła za mną, zaśmiewając
się do łez, gdy zobaczyła moją minę.
- Zakupy,
zakupy... - nadal nucąc ruszyłam w kierunku szafy po wygodne
ciuchy. - A ty idziesz ze mną. Nie będę sama kupować. -
pociągnęłam ją ku wyjściu z mieszkania.
Po kilku
godzinach chodzenia po centrum handlowym udało się nam znaleźć
kilka ciuchów na imprezę. Rukia znalazła też Renjiemu czarną
koszulę z białym tygrysem, ciemne spodnie i białą bandanę do
kompletu. Zachwycałyśmy się tym strojem, gdy Rukia zatrzymała
się gwałtownie. Wpadłam na nią i zaklęłam kilkakrotnie, by po
chwili spojrzeć w kierunku, który dziewczyna pokazywała palcem.
Na chwilę zamarłam, by po chwili pozwolić moim wargom rozciągnąć
się w lekkim uśmiechu.
- Dla mnie czy
dla ciebie? - pomimo pytania nie zamierzałam oddawać takiego
stroju.
- Dla ciebie. -
spojrzałyśmy na siebie i ruszyłyśmy w kierunku sklepu. -
Poproszę ten strój z wystawy. W jej rozmiarze. - rzuciła Rukia do
sprzedawczyni, wskazując przy okazji na mnie palcem. Po chwili
otrzymałam ubrania i zniknęłam w przymierzalni. - Woooow. -
wydusiła z siebie Rukia, gdy wreszcie wynurzyłam się z ciasnej
kabiny. Obejrzałam się w lustrze. Tak, srebrna bluzka na szerokich
ramiączkach, czarne rurki, szpilki i czarno-srebrna biżuteria były
strzałem w dziesiątkę.
- A teraz może
tamten zestaw dla ciebie. - obróciłam ją w kierunku manekina na
którym zaprezentowano klasyczną małą czarną z bolerkiem z
długim rękawem w stylu rękawów kimona. Bolerko miało odcień
nasyconej czerwieni ze złotymi brzegami. W pasie sukienkę
przewiązano szeroką, złotą szarfą zawiązaną na kokardę. - I
widzę do tego te złote szpilki, które widziałyśmy kilka sklepów
wcześniej.
- I legginsy,
wiesz, te z początku zakupów. - wyszeptała oczarowana
szlachcianka i rzuciła się w kierunku wieszaków szukając swojego
rozmiaru. W międzyczasie, gdy ona przebierała się, ja szukałam
jakiejś pasującej spinki, którą mogłabym spiąć jej włosy.
Znalazłam kilka, ale żadna nie spełniała moich oczekiwań. W
końcu wypatrzyłam idealny komplet, przywodzący na myśl gejsze.
Jedna spinająca całe włosy w okazały kok i dwie mniejsze ze
zwisającymi ozdobnymi elementami, dopinane po obu stronach głowy.
- Jestem już. - odwróciłam się, ukrywając za plecami spinki.
Rukia wyglądała bosko. Renji zejdzie na zawał.
- No, nieźle.
Zamknij oczy, chcę coś sprawdzić. - gdy Rukia wykonała polecenie
szybko upięłam jej włosy, zgrabnie mocując wszystko tam gdzie
powinno być. - Jeszcze chwila, trzymaj zamknięte oczy. Idziemy do
lustra. - powoli pokierowałam brunetkę w stronę odpowiedniej
ściany. - Teraz. - Rukia pisnęła zachwycona. Rzuciła mi się na
szyję. - W życiu nie pomyślałabym o czymś takim. Swoją
drogą... Skąd wiesz jak to się zapina? - zapytała podejrzliwie.
Zaśmiałam się i pokazałam jej opakowanie, na którym była
instrukcja spinania włosów. - Jeszcze buty.
- No to idziemy.
- zapłaciłam kartą kredytową i wyszłyśmy. - Swoją drogą
czyja to karta? - zapytałam oglądając plastik. Po drodze
wstąpiłyśmy po kawę i teraz szłyśmy, sącząc ją powoli.
- Brata. -
powiedziała spokojnie szlachcianka. Zakrztusiłam się napojem.
Dziewczyna poklepała mnie po plecach.
- Byłam pewna,
że twoja albo Renjiego... Chociaż zastanawiało mnie skąd on
miałby platynową kartę. - wyrzuciłam resztkę kawy do śmietnika.
- Ale nie mów zgredowi, okey? Jeszcze okaże się, że walnie mi
takie odsetki, że się do końca marnego mojego żywota nie
wypłacę.
- Brat nie jest
taki. - zaprotestowała Rukia.
- Ah
tak? - przypomniało mi się ile musiałam harować, żeby oddać mu
ostatni dług co do grosza. A później okazało się, że jednak
naliczał odsetki... - No to ja chyba poznałam go z całkiem innej
strony. - Tak jak i cała reszta szóstego oddziału...
- Skoro już o
nim mowa... Jak ci się z nim układa? Bo wiesz, on cię llllubi. -
Ułożyła język w ten dziwny sposób sugerujący, że między mną
a Kuchikim jest coś pozytywnego. Owszem, było. Gdy spłaciłam te
odsetki, on wyszedł na plus. Duży plus.
- Koniec
tematu. - ucięłam stanowczo. - Kupmy te buty i wracajmy do domu.
Nogi mnie już bolą. - Rozejrzałam się dookoła, szukając
znajomej, sterczącej czupryny, która towarzyszyła nam od jakiejś
połowy zakupów. Albo się znudził, albo dobrze się
maskuje, małpa jedna.
***
W klubie było
tłoczno, co nie było takie trudne zważywszy na jego rozmiary.
Mieliśmy drobne problemy z wejściem i Rukia musiała pokazać swój
dowód (swoją drogą, skąd ona go wytrzasnęła...?), żeby
ochroniarz ją wpuścił. Ale wszystkie te problemy wynagrodziła
muzyka. I pełno przystojnych facetów dookoła mnie. Z krótkimi
włosami, umięśnieni, łysi, wytatuowani, z dredami... W okularach
i bez, emo, punki, metale... Jakiś typ z różowymi włosami, drugi
z niebieskimi... Chwila, chwila. Z niebieskimi?! Braciszek!
Próbowałam przebić się przez tłum, ale ktoś stanął mi na
drodze. Zadarłam głowę, bo ten ktoś wyraźnie górował nad
innym imprezowiczami.
- Nnoitra! O, i
Ulquiorra! - ucieszyłam się, kątem oka sprawdzając gdzie są moi
poprzedni towarzysze. Siedzieli w jednej z lóż. - Gdzie Grimmi? -
zapytałam zwracając się do niższego arrancara. Obaj byli w gigai
i nie było widać ich masek. Reiatsu także było niewyczuwalne.
Chyba to to samo sztuczne ciało jak to, które Grimmjow miał,
gdy cię odwiedził.
Przyznałam rację Hiyakumie, wciąż oczekując odpowiedzi od
arrancarów.
- Zaraz przyjdzie. - Gilga wyszczerzył się i porwał mnie do tańca,
co Ulquiorra skwitował wzruszeniem ramion.
- Chcecie coś do picia? - zapytał, zwracając się w stronę baru.
- Dla mnie słodkiego drinka. - zawołałam, wciąż szukając
wzrokiem brata. Nnoitra kazał mi się nie przejmować, więc po
chwili wzruszyłam ramionami i pozwoliłam porwać się muzyce.
Niedługo później usłyszałam warknięcie i ktoś stanowczo
wyrwał mnie z ramion piątego. Nawet nie odwracając się
wiedziałam, że to Grimmjow.
- Nawet się do niej nie zbliżaj, Nnoitra. - szósty wyszczerzył
zęby w grymasie wściekłości. Nawet bez maski i Resurrección
przypominał dzikiego kota szykującego się do ataku.
- Braciszku... - powiedziałam, mrucząc przy tym delikatnie. Brat
natychmiast się uspokoił, jedynie rzucił piątemu ostrzegawcze
spojrzenie i pociągnął mnie w głąb parkietu.
- Lepiej
niech twoi znajomi nie widzą nas tutaj razem. - wyjaśnił i
przytulił mnie mocno. Zaczęliśmy się poruszać w rytm piosenki,
która świetnie oddawała nasze uczucia w Las Noches. Jak dobrze,
że w zamku były wynalazki elektroniki... Wtuliłam się w
mężczyznę i wdychałam jego zapach. Poczułam łzy zbierające
się pod powiekami, a także jego dłonie, dociskające mnie do
niego tak, by nikt nie zobaczył tego, że płaczę. Jak
on dobrze mnie zna...
- Brakowało mi cię, braciszku.