W każdym razie mam nadzieję, że teraz pójdzie już z górki i znajdę więcej czasu na pisanie.
~~*~~
Obudziłam
się na kanapie, w dodatku miałam brudne stopy. Patrzyłam na nie
zdziwiona, jakbym widziała je po raz pierwszy w życiu. Nie
przypominałam sobie, żebym gdzieś wychodziła w nocy, a już w
ogóle na bosaka. Przecież ja nawet w Las Noches biegałam w
kapciach albo butach!
Zastanowiłam
się nad opcjami. Alkohol z miejsca odpadał – nie piję, bo
jeszcze się wygadam przypadkiem. Lunatykować też nie lunatykuję,
Hiyakuma by mi o tym powiedział. Zostaje opcja, że albo zrobił to
Burashi... Nachyliłam się nad stopami i powąchałam je –
pachniały ziemią i błotem, a nie kocimi produktami przemiany
materii. Zatem drugie „albo” – szeregowcy robią sobie ze mnie
jaja. Oj, czeka ich piekło jak się dowiem kto to.
Wstałam
z zamiarem umycia stóp, ale kiedy spojrzałam pod nogi i zobaczyłam
plamy z błota... Może wystarczy tyle, że do łazienki doszłam na
czworakach.
W
biurze cisza i spokój, żadnych podśmiewających się szeregowców.
Może mam jakąś paranoję i zaniki pamięci? Wyszłam pochodzić i
tego nie pamiętam? Na bosaka, po trawie... No, błocie i bagnach...
Byłam prawie przy gabinecie kapitana, gdy drzwi do niego otworzyły
się i wyszła z nich Rukia. Uśmiechnęłyśmy się do siebie i
puściła mi oczko. Pewna tego, że pierwszym co mnie czeka to rozkaz
do wymarszu na plac treningowy, weszłam do gabinetu.
- Fuyumi,
możesz mi powiedzieć, dlaczego robisz nocne wycieczki po terenach
innych dywizji? - głos Kuchikiego zabrzmiał chłodno, pełen
nagany. Nie podnosił głowy, zajęty podpisywaniem raportów.
- Jakie
wycieczki? - uniosłam brwi. - Nigdzie nie wychodziłam, spałam
grzecznie u siebie w domu!
- W
takim razie czemu kapitan Ukitake przysłał tutaj Rukię, by mi
przekazała, że widziano cię w nocy chodzącą po Trzynastej
Dywizji?
- Zupełnie
nie wiem o co ci chodzi. Nigdzie nie wychodziłam. Może ktoś sobie
robił jaja? Albo się pomylił z dużej odległości? - usiadłam
na kanapie wzruszając ramionami.
- Jeżeli
ktoś stroi sobie żarty to nie będzie ci przeszkadzać, jeśli
ktoś w nocy będzie pilnował twojego mieszkania? - oderwał wzrok
od papierów, spoglądając na mnie.
- Skoro
mi nie wierzysz.... Nawet sam mnie pilnuj w takim razie. -
westchnęłam ciężko. Kapitan wstał i ruszył do drzwi,
otwierając je szeroko.
- W
takim razie zaczynamy trening. - gestem popędził mnie do wyjścia.
Stałam
jakieś pięćdziesiąt metrów od tarczy, a wszystko dookoła było
osmalone albo dymiło. Łącznie ze mną i kapitanem. Wszystko przez
to, że zabronił mi używania inkantacji.
- Jeszcze
raz. Jako oficer nie powinnaś mieć problemu z używaniem kidō do
czterdziestego poziomu.
- Już
zapomniałeś jak ciężko mi było opanować zwykłe shunpo? -
parsknęłam wściekle, trzymając dłoń w beczce z wodą,
podstawioną tu zawczasu przez szeregowców. Woda parowała po
wsadzeniu do niej poparzonej dłoni.
- Tak,
musiałem cię sprowokować, że zaciągnę cię do Seiretei siłą,
żebyś w końcu wykrzesała z siebie odrobinę siły woli i
przeskoczyła ograniczenia. - podszedł i wyciągnął moją dłoń
z wody, lecząc ją przy tym. - Może teraz też trzeba postawić
cię w sytuacji zagrożenia?
- Podziękuję,
wolę nie. - spojrzałam na niego zmrużonymi oczami. - I nie próbuj
nawet inicjować czegoś takiego. - wzruszył ramionami, kończąc
leczenie.
- Zaczynamy
od początku. - jęknęłam żałośnie, słysząc to.
- Znowu?
To już chyba piąty raz dzisiaj... Aż mam wrażenie, że cofnęłam
się znowu do Akademii... - wróciłam na swoje miejsce mrucząc pod
nosem klątwy na kapitana i jego ród.
- Fuyumi.
Jestem cały czas za tobą. - aż podskoczyłam, gdy jego oddech
owiał moje ucho.
- Bakudō
numer jeden - sai! - krzyknęłam nowo wyuczonym odruchem,
odskakując przy tym z dala od kapitana. Patrzył na mnie z
pobłażaniem, z rękami związanym na plecach.
- Gratuluję.
Udało ci się sprawić, że blokada wytrzymała dłużej niż
zwykle. - napiął mięśnie i moje zaklęcie rozpadło się na
kawałki. - Ale to wciąż za mało.
- Hadō
numer cztery – byakurai. - mruknęłam pod nosem, celując w
kapitana dwoma palcami. Błyskawica wypłynęła z moich palców,
ale nim dosięgnęła celu wybuchnęła. - Kurna, znowuuu?! Ileż
można! - zaczęłam skakać ze złości. - To nie fair! W Akademii
jeszcze jakoś szło, a przy tobie nic mi nie idzie! Nawet Zanpakutō
ode mnie uciekł. - rozryczałam się z całej tej złości
siedzącej we mnie.
- Myślę,
że na dziś chyba ci wystarczy. - Kuchiki położył mi dłoń na
ramieniu.
- Przytul
mnie. - nie czekając na odpowiedź wtuliłam się w niego i
rozpłakałam na dobre.
- Fuyumi?
- objął mnie niepewnie.
Staliśmy
tak przez dłuższy czas, dopóki nie uspokoiłam się i nie
odsunęłam od niego.
- Idź,
dokończę trening sama. - pokręcił przecząco głową.
- Wolę
cię przypilnować, żebyś nie rozwaliła mojej dywizji. -
zazgrzytałam zębami ze złości. Gdybyś tylko wiedział kim
jestem odechciałoby ci się żartów. Pieprzone ograniczenia.
Do pory obiadowej ćwiczyłam
kidō, chociaż efekty i tak nie zadowalały kapitana. Wprawdzie
byakurai nie rozpadał się przed dotarciem do celu, ale mocno tracił
na mocy, nie mówiąc o pozostałych zaklęciach, które wciąż źle
mi wychodziły. Bakudō numer jeden wytrzymywało już 15 minut w
starciu z Kuchikim, ale to wciąż za mało.
Raporty były tym razem miłym
oderwaniem od myśli o bolących mięśniach i nadszarpniętym
reiatsu. Z drugiej strony były tak monotonnym zajęciem, że mogłam
krążyć myślami wokół Zanpakutō. Nie mogłam go wyczuć,
wewnętrzny świat wciąż był pusty, dodatkowo nie miałam dostępu
do jego korytarza ze wspomnieniami. Może faktycznie uciekł? Ale z
drugiej strony zabrałby katanę, no i chociaż powiadomił, że
odchodzi...
- Aaaaa,
nie ogarniam go! - jęknęłam, szarpiąc spadający na nos kosmyk
włosów. Szeregowcy obejrzeli się na mnie zdziwieni. Większość
z nich po obiedzie wróciła do ćwiczeń na placu treningowym.
Wstałam, ignorując ich
obecność i zaniosłam wypełnione raporty do szlachcica. Ledwo
otworzyłam drzwi, wyleciał zza nich czarny motyl. Odprowadziłam go
wzrokiem, a później trzasnęłam stertą raportów o biurko.
- Mam
dość. Nie jestem w stanie się na niczym skupić. - powiedziałam
sucho, zabierając sprzed nosa Kuchikiego herbatę i siadając z nią
na kanapie. Siorbnęłam głośno, podwijając nogi pod siebie.
- Niszczysz
obicie. W dodatku niedawno była czyszczona.
- Dlaczego
on nie wraca? - zapytałam cicho, wpatrując się w parującą
ciecz. - Trzy dni już dawno minęły, obiecał, że wróci...
- Fuyumi,
uwierz mi, gdybym wiedział, z chęcią bym ci powiedział. Ale nie
mam pojęcia ani dlaczego on nie wraca ani dlaczego ty chodzisz po
innych dywizjach. - westchnął ciężko. - Chociaż może odpowiedź
na drugie pytanie poznam dziś w nocy. - spojrzał na mnie. - Idź
do domu, zrelaksuj się jakoś, przyjdę wieczorem z Renjim i Rukią,
będziemy cię pilnować na zmianę.
Przyszli we trójkę, gdy
zasłaniałam okna w sypialni. Usiedli w salonie, przygotowując
sobie zawczasu herbatę i koce. Pierwszą wartę miała objąć
Rukia, a później przespać resztę nocy. Ciężko było zasnąć,
mając świadomość że za ścianą na twoje nocne ekscesy czeka
trójka ludzi... Przewracałam się z boku na bok, próbując odegnać
od siebie wszystkie myśli, zwłaszcza te o Duszy Miecza.
*Narracja trzecioosobowa*
Kiedy z sypialni przestały
dobiegać wszystkie dźwięki świadczące o tym, że Fuyumi jeszcze
nie śpi, kapitan wstał i ruszył do kuchni po kolejną herbatę.
Rukia w tym czasie poszła upewnić się czy podopieczna brata
faktycznie śpi. Wychodząc przymknęła drzwi.
Pół nocy później, kolejny
raz po Renjim, wartę objął szlachcic. Czerwonowłosy spał na
kanapie, półleżąc na niej i tuląc do siebie Rukię. Kapitan
ruszył do sypialni oficer, zabierając se sobą najbardziej
niewygodne krzesło jakie tylko znalazł. Zdążył usiąść i
oprzeć się o oparcie, gdy Fuyumi poruszyła się gwałtownie,
mrucząc pod nosem imię swojego Zanpakutō.
Podniosła się i ruszyła do
drzwi, zupełnie ignorując wstającego kapitana.
- Fuyumi,
gdzie ty idziesz? - zapytał Kuchiki, zagradzając drzwi do salonu.
- Dzisiaj
znajdę Hiyakumę, tylko muszę go poszukać... - chciała go
wyminąć, ale złapał ją za ramiona i potrząsnął. Pomimo
zamkniętych powiek, wydawała się być w pełni świadoma
docierających do niej bodźców.
- Fuyumi,
obudź się. Nigdzie nie pójdziesz. - stanowczo odwrócił ją w
stronę łóżka. Wyrwała się i zawróciła do wyjścia. -
Przestań!
- Ale
Hiyakuma! On tam czeka na mnie! Muszę go znaleźć! - szlachcic
znowu ją złapał, ale tym razem przyciągnął do siebie i mocno
przytulił.
- Szszsz...
Cicho. - zaczęła płakać wczepiając się palcami w jego haori,
między spazmami wzywając Duszę Miecza. Kuchiki głaskał ją po
głowie jedną ręką, drugą nadal mocno obejmując ją w pasie. -
Jutro wrócimy do Świata Żywych i będziemy go tam szukać,
przyrzekam. - dziewczyna tylko pokiwała głową. - Wracaj spać,
przyda ci się odpoczynek.
Chwilę później spała
spokojnie, trzymając dłoń Byakuyi niczym dziecko pragnące opieki.
Czując, że nie uwolni się tak łatwo, szlachcic westchnął. A po
westchnięciu położył się obok, obejmując ją dla pewności
ramieniem, wtulając twarz w jej włosy.
*Narracja pierwszoosobowa*
Stałam przed bramą do Świata
Żywych, zastanawiając się jak udało się to Kuchikiemu załatwić
w tak krótkim czasie. Odkąd obudziłam się w jego objęciach
minęły niecałe trzy godziny, a już wszystkie papiery były
załatwione. W międzyczasie kapitan zdążył mi opowiedzieć nocne
wydarzenia, a teraz stał tuż obok na wypadek gdybym chciała
zrezygnować.
Strasznie się denerwowałam czy
Hiyakuma na pewno chce być znaleziony. I czy w ogóle zechce
wrócić...
- Fuyumi,
ruszamy. - głos szlachcica wyrwał mnie z zamyślenia. Skinęłam
głową i ruszyłam pierwsza.
Hiyakuma, nieważne czy chcesz
czy nie – wrócisz razem ze mną.