No i jakoś się to napisało.
A jako dodatek, mały, uroczy arcik dla śmiechu w klimacie Halloween:
~~*~~
Pobudka,
śniadanie z kapitanem, próby znalezienia sobie zajęcia. Marnie mi
to szło, skoro w radiu i telewizji ciągle nadawali o halloween.
Krew się we mnie gotowała, gdy po zmianie setny raz kanału, znowu
usłyszałam to złe słowo. Gorsze to niż wkurwiony Kuchiki.
- Niech oni
zmienią płytę, mam już dość słuchania o halloween. - jęknęłam
desperacko, rozkładając się na kanapie i wytrącając siedzącemu
obok szlachcicowi książkę z ręki. - Zrób coś żeby mi się nie
nudziło!
- Idź do sklepu,
zaopatrz się w słodycze, póki jeszcze masz czas. Niedługo zaczną
schodzić się dzieciaki prosząc o cukierki. - podał mi portfel.
Prychnęłam, wstając i zbierając się do wyjścia.
- „Cukierek albo psikus”, takiego wała, o! To będą moje
słodycze! - w butach i płaszczu wróciłam do salonu. - A ty
idziesz ze mną! Nie ma mowy, że sama dam radę zatargać te
wszystkie żelki, cukierki i inne pierdoły. - szarpałam za rękaw
kapitana, aż poddał się i wstał.
Sklep
przypominał skrzyżowanie dyni z cmentarzem.. Wszędzie wisiały
pomarańczowo-czarne ozdoby, pełno kotów, dyń i wiedźm na
miotłach szczerzyło ślepia i wykrzywiało się w uśmiechach.
Rzekomo cmentarne wieńce i nagrobki miały dopełniać całości.
Z
każdego głośnika dosłownie wylewało się monotonne „this is
halloween”, doprowadzające mnie na skraj załamania nerwowego.
Gdyby nie dłoń kapitana na moim ramieniu, pourywałabym wszystkie
głośniki. Szedł za mną krok w krok, pilnując żebym nie zrobiła
nic głupiego. Przy okazji kupna cukierków, uzupełniliśmy też
zapasy alkoholu i produktów spożywczych.
- Makaron. - Kuchiki
spojrzał na mnie. - Mam ochotę na spaghetti. - wyjaśniłam, a on
przewrócił oczami.
- Nie mogłaś tego
powiedzieć na początku zakupów?
- Teraz mnie naszło,
nie marudź.
Udało
się jednak skończyć te zakupy bez wybuchu szału z mojej strony i
depresji ze strony kapitana po zobaczeniu rachunku. A w domu czekała
na nas niespodzianka. Bardzo zła niespodzianka. Wszystko było
udekorowane w klimacie halloween.
- Nie, wszystko tylko
nie to! - zasłoniłam rękami oczy i na oślep uciekłam do swojego
pokoju, omijając zdziwionych Rukię i Renjiego i schowałam się
pod kołdrę niczym małe dziecko.
- Fuyumi, wyjdź. Mamy
ciasto... - kapitan zapukał do drzwi i otworzył je nie czekając
na pozwolenie. Podniosłam kołdrę ukazując jedno oko.
- Posprzątali już te
złe rzeczy? - zapytałam, na co kapitan westchnął i usiadł obok
mnie, ściągając mi z głowy kołdrę.
- Właśnie to robią,
jeśli cię to zadowoli. - podniosłam się, a wtedy jego dłoń
wylądowała na mojej głowie. Uśmiechnęłam się lekko, całując
go w policzek. - Wracajmy. Niedługo się ściemni, a wtedy zaczną
schodzić się dzieci po cukierki. No, dalej. - odrzucił kołdrę
gdzieś na bok, wyciągając mnie tak, że prawie spadłam z łóżka.
- Wiem, że lubisz straszyć dzieci.
- Tak, tak i kto to
mówi... - mruknęłam, wstając i czochrając go po włosach. Już
dawno zrezygnował z noszenia kenseikanu, przez co wyglądał na
łagodniejszego. Z drugiej strony łatwiej było go zdenerwować,
choćby przez rozczochranie właśnie.
- Ty mała wiedźmo! -
uciekłam pędem z pokoju, goniona przez wściekłego kapitana.
Mijałam salon, by zabarykadować się w łazience, gdy zadzwonił
dzwonek. Wszyscy z oczekiwaniem wpatrzyli się w drzwi. Jako, że
byłam najbliżej, poszłam otworzyć.
- Cukierek albo psikus!
- wyszczerzyła się do mnie średniego wzrostu dziewczyna, o
szarych włosach i zielonych oczach i na tyle bujnych kształtach
okołopiersiowych by wywołać moją natychmiastową zazdrość.
Trzymała w ręku kociołek w kształcie grubego kota z uciętą
połową czaszki. Ciężkie buty, czarne spodnie i biała koszulka z
jakimś napisem. Chwyciłam ją za nadgarstek i odsunęłam jej
rękę, żeby móc go przeczytać.
- Owoc twojego życia... Podnieś cycki, bo nie widzę reszty
napisu... - dziewczyna chwyciła dół koszulki i napięła ją. -
Owoc twojego życia jeZUS... Co to ma być?
- Horror emeryta. - pokiwałam głową w pełnym niezrozumieniu.
Cofnęłam się do kuchni, złapałam kilka mini paczek cukierków i
podreptałam z powrotem.
- Cukierki zwykłe mogą
być czy jesteś diabetykiem? - zapytałam uprzedzona poprzednimi
latami, gdzie dostałam opiernicz za dobre chęci.
- Pasuje. -
wyszczerzyła się znowu, a gdy cukierki zaszeleściły wrzucone do
kota, zawołała radośnie na odchodne. - Wesołego halloween!
- Taaa, na pewno... -
zamknęłam drzwi. - Z takimi ludźmi...
Kapitanowi
przeszła żądza mordu, więc usiedliśmy we czwórkę, by napić
się herbaty. Ledwo wypiliśmy po łyku, gdy znowu zadzwonił
dzwonek. Gra kamień-papier-nożyce zdecydowała, że otworzyć
pójdzie Renji.
- Cukierek albo psikus!
- wyjrzałam zza pleców porucznika, idąc po cukierki. Kolejna
dziewczyna, tym razem niska, blada, bardzo szczupla. Długie czarne
włosy, na górze spięte w dwa pasma kenseikanem, sięgały pasa, a
czerwone oczy wyglądały na soczewki.
- Kapitanie, ktoś
kapitana skopiował... - odezwał się Abarai do szlachcica.
- Jakie skopiował, to
moja autorska postać! - niecierpliwym gestem poprawiła spadający
z ramienia jasno seledynowy szalik. Reszta stroju dosyć dobrze
przypominała strój kapitana Szóstej Dywizji, chociaż można było
dostrzec kilka uchybień. Całość wyglądała raczej na kombinezon
z płaszczem niż trzy osobne części. - To jak, dostanę te
cukierki? - wspomniane słodycze wylądowały w czarnym, wiedźmim
kociołku.
- No tylko miecz by się
przydał, katana najlepiej. - odezwałam się, uwieszając na
ramieniu Renjiego. - Może z różową rękojeścią... - dodałam
cicho, zanim odciągnął mnie kapitan, zatykając moje usta dłonią.
- Sprzedajesz mój wygląd... To cię może drogo kosztować. -
przełknęłam głośno ślinę, palcem muskając jego dłoń, by
mnie puścił. Westchnął i zrezygnował, zwłaszcza, że ledwo
zamknęły się drzwi za jednym gościem, już rozdzwonił się
dzwonek.
- JA PÓJDĘ! -
wrzasnęłam, zanim ktokolwiek się odezwał. I tylko Byakuya
wiedział czemu jestem taka chętna, żeby otworzyć.
- Cukierek albo psikus!
- myślałam, że zejdę na zawał widząc kto stoi w drzwiach. [nota autora: tak tak, moi mili, to ktoś, kto naraził mi się w
poprzednim rozdziale xD stwierdziłam, że Fuyumi nadal będzie go
pamiętać... A on ją :3 *trololololo*] On też mnie najwyraźniej
rozpoznał, bo cofnął się dwa kroki. - O kurde... Nie będziesz
mną dzisiaj szarpać, prawda? - pokręciłam głową, lustrując
jego przebranie, a raczej jego brak. Ubrany dość swobodnie i lekko
jak na koniec października, w szarą bluzę, czarne spodnie,
najwyraźniej nieśmiertelną skórzaną kurtkę i sportowe buty.
- Ale ty nie masz
stroju... - uniosłam jedną brew, zaglądając do kociołka-dyni.
Była w połowie wypełniona cukierkami w kształcie kotów i
papierosami. - Papierosy?
- Brałem co dawali. -
wzruszył ramionami. - Najwyżej sprzedam. A co do stroju... Jestem
leniwy i przebrałem się za samego siebie.
- Gdzieś już to
słyszałam... - mruknęłam pod nosem, mając na myśli Kuchikiego.
- Poczekaj, coś wykombinuję. - ruszyłam do kuchni, chwyciłam
pierwszą z brzegu paczkę żelek i poczłapłam z powrotem do
drzwi.
- O, żelki. - napalił
się natręt. Wrzuciłam mu je do kociołka.
- Masz i spadaj. -
zatrzasnęłam drzwi. - Jacy oni są namolni... Gorsi niż jechowi
przed Bożym Narodzeniem... - jęknęłam wlokąc się do salonu i
siadając ciężko na kanapie. Chwila ciszy, herbaty i spokoju, z
muzyką w tle i wzajemnymi przytykami Rukii i Renjiego sprawiły, że
rozluźniłam się i oparłam o kapitana, który objął mnie lekko
w pasie, docisnął i natychmiast puścił, przesuwając palcami po
moich plecach. Przeszły mnie dreszcze.
- Fuyumi, a jak tam
twoje stosunki z bratem? - Rukia uśmiechnęła się zagadkowo. - Bo
wiesz, tak często jesteście na misjach tylko we dwoje, że po
Seiretei rozchodzą się plotki, że ukrywacie swój romans... - już
otwierałam usta, żeby odpowiedzieć jej jakąś ripostą, żeby
zajęła się własnym związkiem, gdy znowu zadzwonił dzwonek.
- Nie mam z nim żadnego
romansu. - pokazałam palcem Kuchikiego, wstając i idąc do drzwi.
- Cukierek albo psikus!
- cofnęłam się dwa kroki, niepewna czy mam się śmiać czy
płakać. Mały, gruby banan, z odchodzącą w górnej części
skórką, jakby go ktoś chciał obrać i się rozmyślił, ze
słoikiem nutelli w jednej ręce i kosą w drugiej. Z pomiędzy
skórek wystawała głowa o niebieskich oczach i czarnych włosach.
Nogi miał jakoś dziwnie powykrzywiane, jakby kostium ugniatał go
w kroku.
- Cukierki czy żelki?
- zapytałam, przysłaniając usta dłońmi i próbując się nie
roześmiać. Przybysz wzruszył ramionami, więc w kuchni wzięłam
po dwie paczki cukierków i żelków i rzuciłam do to słoika
nutelli.
- Fuyumi, no pośpiesz
się, przesłuchanie czeka! - zawołała Rukia, ledwo zamknęłam
drzwi. Poczłapałam do kanapy, gdzie szlachcic chwycił mnie w
pasie, posadził na swoich kolanach i pocałował w czoło.
- Już to ze mnie
wydusiła, jest bezlitosna... - mruknął mi do ucha, a ja groźnie
spojrzałam na Rukię.
- To ma nie wyjść
poza obręb tego pokoju. Chcę mieć jeszcze trochę spokoju w
Dywizji i Seiretei, a ostatnie na co mam ochotę to plotki o tym, że
poleciałam na jego kasę... - Byakuya przyciągnął mnie do siebie
mocniej, odbierając mi oddech i wsuwając końcówki palców pod
bluzkę, muskając moją skórę, aż dostałam gęsiej skórki. -
Byaku, przestań. Ja tu próbuję być stanowcza, a ty mnie
rozpraszasz. - jedyne co uzyskałam, to poderwanie się kapitana ze
mną na rekach i wyniesienie do sypialni.
Ledwo
zamknęły się za nami drzwi, a już całowaliśmy się namiętnie,
moje dłonie rozpinały jego koszulę, a jego podnosiły moją
bluzkę. Przeniosł pocałunki na moje opięte stanikiem piersi, gdy
rozległo się pukanie do drzwi.
- Bracie, znowu ktoś
przyszedł. - Byakuya oderwał się ode mnie, co skwitowałam cichym
jękiem zawodu. Musnął ustami moje wargi i wyszeptał cicho.
- Wieczorem to
skończymy, obiecuję. - na potwierdzenie tych słów przyparł mnie
do ściany, naciskając biodrami na moje biodra. Czułam jego
pulsującą męskość. Wiedziona impulsem położyłam dłoń na
jego kroczu i ścisnęłam lekko. - Nie prowokuj, bo nie dam ci w
nocy zasnąć...
- I o to mi chodzi. -
uśmiechnęłam się do niego, przyciągając go do ostatniego
pocałunku. Poszliśmy we dwoje otworzyć.
- Cukierek albo psikus!
- w pierwszej chwili przeżyłam zawał, widząc ostrzyżonego
Nnoitrę, ale do chwili moje oczy przekonały mózg, że to jednak
nie jest Piąty. Wysoki, barczysty chłopak miał na sobie dość
podobny strój do Espady, ale nie miał typowego dla Nnoitry kaptura
ani przepaski na oku. Zamiast Zanpakutō trzymał pustą w środku
latarnię zawieszoną na długim kiju. Bez słowa ruszyłam po
cukierki. Byakuya skrzywił się, że zostawiam go sam na sam z
przybyszem. Po chwili cukierki wylądowały w latarni, a chłopak
skłonił się i odszedł cicho.
- Wyglądał jak
arrancar... - skomentowałam cicho, gdy Kuchiki zamykał drzwi.
- Najpierw jak ja,
teraz arrancar... Nic mnie nie zdziwi jak zaraz przyjdzie ktoś
przebrany za menosa grande. - ledwo odeszliśmy, dzwonek znowu się
rozdzownił. - Oby to już była ostatnia osoba. - spojrzałam na
zegar. Dochodziła dwudziesta druga. Zza drzwi rozległo się
zafałszowane „mam tę moc” wrzeszczane na całe gardło.
- Na pewno chcemy
otworzyć? Tylko pijaka nam brakuje... - mruknęłam do szlachcica,
on jednak bez zastanowienia otworzył drzwi. To co wzięłam za
pijanego faceta, okazało się być przebraną za męską Elsę
dziewczyną, z bardzo mocno rozszerzonymi źrenicami. Jak nic była
naćpana. Nie pytam jakie cukierki już dostała...
- Cukierek albo
szmok... - rzuciła niezbyt przytomnie.
- Znaczy my ci mamy dać
smoka czy ty go nam dasz? - zapytałam skołowana, gdy kapitan
oddalił się do kuchni po słodycze. Dziewczyna wyciągnęła spod
peleryny rudego kociaka, który miauknął żałośnie. Rukia
rzuciła się do drzwi.
- Jaaaaaaakiiiiiii
uroczyyyyyy! Ja go wezmę! - męska Elsa otrzeźwiała odrobinę.
- Ma na imię Smok. -
wyjaśniła. Rukia już tuliła do siebie zwierzątko, zupełnie
ignorując fakt, że kot zostawia kłęby sierści na jej ubraniach.
- Rukia, nie możemy
trzymać kota w posiadłości. - Kuchiki stanął za siostrą.
Zarówno ona jak i kot spojrzeli na niego błagalnie. Widać było
jak kapitan mięknie. Argumentem przesądzającym było chyba to, że
ja też pogłaskałam kota. - Ale ty po nim sprzątasz i czyścisz
nasze mundury. - Rukia pokiwała głową, nie przestając molestować
wtulonego w nią zwierzaka.
- A dla ciebie mamy
trochę cukierków. - wrzuciłam je do szklanej miski w kształcie
kuli, którą trzymała dziewczyna. Do cukierków dołączyła mała
butelka wody. - Żebyś nie ochrypła...
Kiedy
za Elsą zamknęły się drzwi, odetchnęłam z ulgą. Koniec na
dziś, nikomu już nie otworzymy. Rukia z Renjim też już zbierali
się do powrotu do Seiretei.
A pół
godziny później, gdy zostaliśmy sami, Byakuya dotrzymał danego
słowa i pozwolił mi zasnąć dopiero nad ranem.