~~*~~
*Narracja
trzecioosobowa*
Prawie całe
pomieszczenie zajmowała lodowa kopuła, kryjąca pod
nieprzezroczystą powłoką łóżko. Stolik nocny i inne zbędne
umeblowanie zostało zepchnięte na ścianę i prawie zmiażdżone
przez lód.
Kapitan Unohana
stała w otwartych drzwiach, lekko marszcząc brwi w zamyśleniu.
Obok niej stał wysłannik Rady Czterdziestu Sześciu, który
wpatrywał się w twór lodu ze złością, ledwo powstrzymując
cisnące się na usta przekleństwa.
-
Kiedy to zniknie? - zapytał bez
większego szacunku.
-
Zapewne wtedy, kiedy Fuyumi się
obudzi. - odpowiedziała spokojnie pani kapitan.
-
Czyli zdarzało się to już
wcześniej? - rozmówca spojrzał podejrzliwie na kobietę.
-
Nie, to dopiero pierwszy raz, ale
domyślam się, że będzie tak jak powiedziałam. - przełożona
Czwartego Oddziału zachowywała nieludzki spokój, uśmiechając
się lekko do wysłannika. Mężczyznę przeszły dreszcze, gdy
zobaczył ten przerażająco łagodny uśmiech. - Pozostaje nam
czekać. Isane. - porucznik pojawiła się obok kapitan. - Poproś
kogoś, by posiedział tutaj. Kiedy kopuła zacznie znikać, niech
mnie zawoła. - Isane tylko skłoniła się i odeszła.
-
Wobec tego ja wrócę do swoich
obowiązków. Proszę mnie powiadomić, gdy będę mógł
porozmawiać z nową właścicielką Hiyakumy. - mężczyzna odszedł
szybko, pragnąc jak najszybciej oddalić się od tego uśmiechu.
Coś mu mówiło, że tej nocy będzie miał koszmary.
Pani kapitan
patrzyła za nim przez chwilę, niedługo później zwracając swój
wzrok ponownie na kopułę. Zmarszczyła brwi i pokręciła głową.
Może lepiej by było, gdybyś nie obudziła się zbyt szybko,
Fuyumi.
*Narracja pierwszoosobowa*
-
Hiya-chan,
dlaczego tu jest ta kopuła? Co to w ogóle za twór? - zapytałam
podchodząc do miejsca, gdzie przez lód widać było zarys okna.
Dotknęłam palcem lodu, a ten ugiął się lekko. - Łe, to jest
jak kisiel albo galaretka. Glutowate jakieś. - strzepnęłam
rozmrożoną wodę z palca i odwróciłam się przodem do Zanpakutō,
który siedział pośrodku kopuły, wpatrując się we mnie. Obok
niego w podłogę wbity był miecz, z którego wyrastał słup lodu
podtrzymujący lodowe sklepienie. Zaraz za jego plecami było łóżko,
częściowo wciągnięte w kolumnę.
-
Mówiłem ci
przecież, że lód jest materiałem plastycznym dla wyobraźni.
Przy okazji jeśli nie zauważyłaś, dzięki temu jesteś
odizolowana od silnych energii duchowych. Twoje reiatsu będzie się
wreszcie regenerować. A ja na razie jestem bezpieczny. Wysłannik
nie wyglądał na zbytnio zadowolonego z faktu, że opuściłem
więzienie... - uniosłam pytająco jedną brew podchodząc do
Hiyakumy i siadając obok na łóżku.
-
Eh, dziękuję
za troskę. Teraz wiem, jak pomóc sobie samej. - zdjęłam jego
cylinder i pogłaskałam go lekko po włosach. Myślami krążyłam
wokół drugiej części jego wypowiedzi. - Ale jak to jest, że
zawsze wiesz, co dzieje się poza moim wewnętrznym światem? A co
do wysłannika... Mówiłam ci przecież, że nie tylko tobie się
oberwie za to.
-
W
przeciwieństwie do Ciebie potrafię przebywać jednocześnie w
dwóch światach. Jako człowiek w twoim wewnętrznym świecie i
jako katana tutaj. - mężczyzna przysunął się bliżej mnie,
opierając głowę o moje nogi. Odruchowo zaczęłam głaskać go po
włosach tym samym ruchem, którym głaskałam Grimmjowa w Las
Noches, gdy wracał zmęczony z kolejnych misji. - I nie oberwie ci
się za to, bo jestem pewny, że skoro nie mogą na razie rozmawiać
z tobą, to musieli już wypytać dyrektora Akademii, twojego
kapitana i jeszcze kilkanaście innych osób...
-
Jak... -
ziewnęłam szeroko, przeciągając wyraz. - Jak ktoś powie na
ciebie chociaż jedno złe słowo, trafisz ponownie pod osąd,
prawda?
-
Tak. I chyba
nawet wiem, kto powie na mnie więcej niż jedno złe słowo,
malutka.
-
Ja też wiem.
I tego się boję. - położyłam się na łóżku. - Daj mi
zdrzemnąć się chociaż chwilę... Chyba mam za dużo wrażeń jak
na jeden dzień.
-
Śpij, przyda
ci się. Dobranoc. - Hiyakuma zabrał mi swój cylinder i przykrył
mnie kołdrą. Uśmiechnęłam się do niego i zamknęłam oczy,
niemal natychmiast odpływając do krainy snów.
*Narracja trzecioosobowa*
Kuchiki marszczył brwi, patrząc na mężczyznę siedzącego przed
biurkiem. Jak na wysłannika Rady był dość nijaki, łatwy do
zapomnienia, co nie przeszkadzało mu mieć miny wskazującej, że
wie, jaką ma władzę. W myślach szukał słów, którymi mógłby
opisać Hiyakumę w sposób oddający jego charakter, ale
jednocześnie nie szkodzący mu za bardzo. Nie umiał znaleźć ani
jednego, które spełniałoby oba warunki. Jednocześnie wiedział,
co oznacza skazanie Zanpakutō. Jego podkomendna musiałaby cofnąć
się do Akademii i ponownie zaliczyć chociaż jeden rok nauki, by
móc otrzymać inny Zanpakutō.
Wysłannik pokazywał wyraźne ślady zniecierpliwienia, jak na
przykład to irytujące stukanie palcami o blat biurka, które
nieznośnie przerywało pełną napięcia ciszę panującą w
gabinecie. Stuk, stuk, stuk, stuk... Stuk, stuk, stuk, stuk...
Renji miał już dość tego natrętnego dźwięku, jednak nie
widział sposobu na, chociażby chwilowe, opuszczenie pomieszczenia.
Stał więc posłusznie obok okna, jak wskazał mu kapitan, jedynie
próbując sobie wyobrazić, co zrobiłby temu natrętnemu typkowi,
gdyby tylko mógł.
-
Renji. -
porucznik podniósł gwałtownie głowę, wyrwany z zamyślenia. -
Zrób herbaty. Wybacz, że cię o to proszę, ale jestem pewny, że
nasz gość jest spragniony po takiej tułaczce od Akademii aż do
nas. - Byakuya spojrzał na wysłannika tym spojrzeniem.
Mężczyzna wprawdzie nie okazał strachu, ale skinął głową,
zgadzając się na propozycję, czując podświadomy respekt wobec
wysoko urodzonego.
-
Tak jest. -
szybko wyszedł z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Przeszedł
połowę drogi do oddziałowej kuchni, gdy uświadomił sobie co
i w jaki sposób powiedział kapitan. Czyli
zachowujemy pozory dywizji idealnej pod każdym względem.
Potrząsnął głową, próbując wymyślić coś, co pomogłoby
czwartej oficer i jej Zanpakutō. Teoretycznie zawsze mogę się
wykręcić, że nigdy nie widziałem go zmaterializowanego, więc
nie mogę stwierdzić czy jest niebezpieczny czy nie. Postawił
wodę, by się zagotowała i wsypał liściastą herbatę do kubków.
Oparł się tyłkiem o blat szafki i szukał sytuacji, które
pomogłyby Fuyumi. Drwiny z kapitana? Nie. Kilkukrotna ucieczka z
dywizji? Nie, bo nawet tego nie zgłosiliśmy. Grożenie kapitanowi
śmiercią? To już w ogóle odpada. Atak na kapitana? Jasny gwint,
Fuyumi, czy ty musiałaś przez cały czas być taka problematyczna?
Uśmiechnął się, gdy przypomniał sobie kilka wspólnych,
wesołych chwil z nią i Rukią. Taaa, może to coś pomoże...
Jeśli nie, to wszyscy mamy kłopoty. Czajnik gwizdał głośno,
sygnalizując, że woda gotuje się od dobrych kilku minut. Renji
zalał herbatę i postawił kubki na małej tacy. Był już
praktycznie pod samym gabinetem, gdy zobaczył w drzwiach do dywizji
swojego kapitana i tego wysłannika. Szlachcic stał do niego
przodem, drugi mężczyzna tyłem. Zauważając porucznika,
kruczowłosy lekko poruszył ręką w bok, każąc zniknąć z oczu
obojga. Renji natychmiast cofnął się do kuchni, mając nadzieję,
że gest kapitana nie został zauważony przez wysłannika Rady.
Kilka minut później drzwi kuchenne otworzyły się i stanął w
nich kapitan. Z jego twarzy zniknął lekki, spokojny uśmiech,
który przylepił się do szlacheckich ust wraz z chwilą przybycia
ważnego gościa.
-
Za mną. I weź
herbatę. - kapitan wrócił do swojego gabinetu z podążającym za
nim porucznikiem. Gdy tylko Renji odstawił herbatę na kapitańskie
biurko i zamknął drzwi do pomieszczenia, usłyszał kolejne
słowo-rozkaz. - Siadaj. - ku zdumieniu Abaraia, szlachcic podsunął
mu jedną z ozdobnych filiżanek z napojem. Sam wziął drugą i
upił z niej łyk. Niepewnie, jakby w środku była dosypana
trucizna, czerwonowłosy ujął naczynie w dłoń i upił łyk
gorącej cieczy, niemal parząc sobie język.
-
I jak kapitan
to rozegrał? Wysłannik wyglądał na zadowolonego... - urwał w
połowie zdania czując na sobie karcący wzrok przełożonego.
-
Nigdy nie dasz
człowiekowi nacieszyć się kolejnym, małym zwycięstwem. Dopóki
Fuyumi i sam Hiyakuma nie wygadają się co do swoich wybryków,
dopóty są bezpieczni. - Renji skinął głową na znak
zrozumienia.
Kilka godzin później.
Piekielny motyl niespiesznie frunął przez korytarz dywizji, jakby
wiadomość, którą niósł, nie była zbyt ważna. Po chwili drzwi,
przed którymi się zatrzymał, zostały otwarte przez usłużnego
szeregowca, który zauważył stworzonko. Posłannik usiadł na palcu
podsuniętym przez porucznika i przekazał wiadomość, po czym
pofrunął dalej ze swoją wiadomością. Mężczyzna wstał i
rozciągnął kości zesztywniałe siedzeniem przy biurku i
wypełnianiem papierów. Stawy strzeliły głośno, a on ziewnął
lekko i popędził do biura swojego kapitana z nadzieją, że ten
wybaczy mu chwilową zwłokę.
-
Wejdź. -
usłyszał, nim zdążył zapukać do drzwi. Postąpił zgodnie ze
słowami, a jego oczom ukazał się kapitan, który właśnie
wciągał na siebie haori i oplątywał szyję szalikiem.
Wysłannik Rady siedział w swoim ciasnym biurze, wypełniając setki
niepotrzebnych nikomu papierów, które ktoś musiał wypisać.
-
Fuyumi
Yukimori już się obudziła. - motyl sfrunął z jego palca.
Uśmiechnął się do siebie i wyszedł, nie dbając o to, że
zostawia za sobą kolejny stos papierów do wypełnienia. W końcu
sprawa Hiyakumy jest ważniejsza. Prawie biegiem podążył do
szpitala, przed samym wejściem napotykając kapitana i porucznika
partnerki Hiyakumy.
-
A co pan tutaj
robi, kapitanie Kuchiki? - zapytał, hamując nieco swój gniew, że
go widzi.
-
Moja podwładna
i jej Zanpakutō mają jednego oskarżyciela, muszą więc mieć
jednego obrońcę. Zgodzi się pan ze mną? - niechętnie skinął
głową, nie mając możliwości sprzeciwu. Zepsuli cały mój
plan. Wszedł za dwójką dowodzących dywizją, by po chwili
zobaczyć twarz, która będzie prześladować go w koszmarach –
przerażająco spokojny i jakże nieludzki uśmiech kapitan Unohany.
-
Witam.
Niestety, musicie poczekać, dopiero się obudziła, a ja nie
zdążyłam jej jeszcze zbadać. - weszła do sali przyszłej
oskarżonej, zostawiając trójkę mężczyzn na korytarzu. Ci,
wcześniej pewni siebie, mężczyźni, stojąc przed drzwiami sali,
nagle nie potrafili zapanować nad rękami czy innymi częściami
ciała. Czekali w napięciu, starając się nie patrzeć na siebie
wzajemnie, daremno szukając zajęcia dla wzroku. W końcu, po,
zdawałoby się, całej wieczności oczekiwania rozległ się głos
kapitan Czwórki, a jej porucznik otworzyła drzwi. - Możecie
wejść. Kapitanie, chciałabym później z tobą porozmawiać. -
Byakuya skinął głową, pozwalając mocno zaniepokojonej lekarce
odejść. Chwilę myślał nad jej miną, by po chwili cicho wsunąć
się do sali.