poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 32

Wreszcie znalazłam dość czasu by dokończyć ten rozdział... Czekał biedaczek napisany w połowie aż Serek dostanie dość czasu wolnego pomiędzy kolejnymi remontami żeby go napisać do końca. I udało się ^U^
Mam nadzieję, że kara okaże się wystarczająca dla zaspokojenia waszych, jakże prawych, umysłów i sumień. Znaczy w końcu wymyśliłam jak ich ukarać, no. xD
Życzę miłego czytania, a tymczasem ja idę zajeść się żelkami z radości ^^.

~~*~~

     - Hiya-chan, boję się... - szepnęłam, wczepiając się palcami w rękaw płaszcza Zanpakutō. Pogłaskał mnie drugą dłonią po włosach. Spokojny, uspokajający ruch jego ręki...
     - Nie martw się. Będzie dobrze, malutka. Wszystko będzie dobrze. - wtuliłam się w jego ramię, chcąc uwierzyć w jego słowa.
Czekaliśmy kilkanaście minut obserwując dyskusję Rady, coraz bardziej przypominającą kłótnię. Przewodniczący najwyraźniej zrezygnował z prób uspokojenia pozostałych członków rady, bo oparł głowę na dłoni, obserwując jedynie zamieszanie. W końcu wszystko ustało, a Przewodniczący podniósł rękę, pytając o coś pozostałych. Po chwili zamilkł usatysfakcjonowany dłuższą wypowiedzią mężczyzny siedzącego obok niego. Powietrze wokół mnie i Hiyakumy pyknęło cicho, gdy dźwiękoszczelna bariera została zdjęta.
     - Hiya no akuma, panno Yukimori. - spojrzeliśmy na Yakurę. Blondyn wstał z miejsca i oficjalnym głosem kontynuował. - Wyrok został ustalony dla obojga. - Hiyakuma syknął. Nie tak miało być... - Hiya no akuma, Rada uwzględniła twój dotychczasowy wyrok i czas, który od niego minął. Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia wyznaczono ci karę być może mniejszą i mniej dotkliwą. Zasądzone zostało ci pięćset batów na gołą skórę i dwa lata pracy społecznej na rzecz mieszkańców Rukongai. - Yakura spojrzał w bok, na członka Rady z rodu Kuchiki. - Chociaż niektórzy uważają, że to i tak zbyt łagodna kara. - blondyn przeniósł swoje spojrzenie na mnie. - Panno Yukimori. W świetle dawniejszych jak i dzisiejszych występków, zasądzone zostało ci sto batów, a także dwa lata pracy społecznej na rzecz mieszkańców Rukongai. Ktoś ma jakieś pytania? Jeśli nie to posiedzenie uważam za zakończone. - Przewodniczący wyszedł z sali, a dookoła rozbrzmiał gwar głosów.
     - Mogło być gorzej... - westchnął Hiyakuma. - Nie powiedział tylko kiedy wymierzą nam tę karę. - uśmiechnął się lekko, przytulając mnie do swojego boku.
     - Jak... Jak ty możesz być taki spokojny?! - zapytałam z gniewem. Zamiast odpowiedzi tylko przytulił mnie mocniej, kierując nas w stron wyjścia.
     - Tylko dlatego jestem spokojny, malutka, że mam ciebie obok. - usłyszałam, gdy wychodziliśmy z ciasnego korytarza. Westchnęłam i pokręciłam głową ze zrezygnowaniem.
     - Z tobą czasami nie da się porozumieć... No nic, zostaje tylko czekać na wykonanie wyroku.

Dzień po procesie siedziałam w biurze, wypełniając zaległe raporty, mnóstwo zaległych raportów. Ciszy w pomieszczeniu nie przerywało nawet brzęczenie muchy, co na dłuższą metę stawało się irytujące. Podniosłam dłoń sięgając po kolejny papier i potrąciłam łokciem buteleczkę z atramentem.
     - Cholera! - wyrywało mi się, ale na szczęście buteleczka spadła na ziemię, brudząc jedynie moje hakama, zamiast dokumentów na biurku. Ruszyłam do kąta pokoju po mopa ustawionego na takie właśnie wydarzenia. Zmywając atramentową plamę, westchnęłam ciężko. Szeregowcy, zwykle skorzy do pomocy i żartów, dzisiaj unikali mnie jak ognia, usuwając się sprzed moich oczu w pokoje, korytarze i zaułki dywizji. - Hiya-chan, czy ja jestem jakaś trędowata, mam brud na twarzy albo coś podobnego? - zapytałam Zanpakutō, który właśnie zmaterializował się na kanapie naprzeciwko biurka.
     - Oni chyba myślą, że jeśli z tobą porozmawiają to ich też czeka chłosta. Zresztą kto to widział, żeby czwarty oficer, który powinien świecić przykładem, został ukarany chłostą za atak na własnego kapitana? Malutka, takie rzeczy się roznoszą z prędkością światła. - założył ręce za głowę, przeciągając się.
     - To teraz ty z prędkością światła, zamiast mi dogadywać, pójdziesz po nową butelkę z atramentem. Jest w gabinecie kapitana, a ja wolę mu się nie pokazywać na oczy. - uśmiechnęłam się do swoich myśli.
     - I mnie posyłasz w paszczę lwa, wiedząc jak napięte relacje są pomiędzy mną a Kuchikim? - zaśmiałam się na widok jego zdegustowano-skonsternowanej miny. - Jesteś dzisiaj wyjątkowo wredna. Jak skończysz z papierkami to poćwiczymy. Trzeba cię utemperować.
     - I tak nie dasz rady mnie zmęczyć, masz za miękkie serce do mnie. - zaśmiałam się.

Kilka godzin później pożałowałam swoich słów. Byłam wykończona, ledwo łapałam oddech, a Hiyakuma nadal nie miał dość.
     - Nadal mam za miękkie serce? - zapytał, gdy po kolejnym jego ataku skończyłam przyszpilona do ziemi, z końcówką ostrza jego katany przy ciśniętą do gardła. Przełknęłam ślinę, czując jak miecz nacina moją skórę.
     - Nie, jesteś nawet zbyt okrutny... - wyszeptałam, puszczając swoją broń.
     - Dobra odpowiedź. - schował katanę i wyciągnął do mnie dłoń. - No to wstajemy, maleńka. - dźwignęłam się na nogi, łapiąc jego ramię dla zachowania równowagi.
     - Mam dość, na dzisiaj mam dość... Chcę do domu... - wyjęczałam cicho. Hiyakuma bez słowa wziął mnie na ręce i wyszedł z dywizji.
W domu sięgnęłam po kartkę i pióro, chcąc napisać raport dla Aizen-samy. Znikąd pojawił się Burashi i wskoczył mi na kolana, dopraszając się pieszczot.
     - No niech ci będzie sierściuchu. - zaczęłam go głaskać, a on zwinął się w kłębek i mruczał cicho. Odchyliłam głowę na oparcie kanapy, wspominając ostatnie wydarzenia. - Za dużo się ostatnio wydarzyło... Moje ucieczki do Rukongai, atak na Kuchikiego, sprzeczki z nim... A teraz jeszcze proces Hiya-chana i ta chłosta... Jeśli ją przeżyję to będzie dobrze. No i jeszcze muszę napisać raport, który ty zaniesiesz, sierściuchu. - przestałam go głaskać, zamiast tego lekko uderzyłam go w tyłek. - No, złaź, koniec przyjemności. Muszę dokończyć robotę. - kot nawet się nie poruszył. Wzruszyłam ramionami, biorąc pióro do ręki i pisząc ten przeklęty raport.

Obudziło mnie natarczywe pukanie do drzwi. Rozejrzałam się niezbyt przytomnie dookoła siebie. Salon, kanapa, kot na kolanach, raport dla Aizen-samy... Raport! Chować czym prędzej! Pośpiesznie wcisnęłam papier pod kanapę, zrzucając przy okazji kota z kolan.
     - Pilnuj sierściuchu, bo zabiję. - mruknęłam do prychającego na mnie zwierzaka i ruszyłam do drzwi. - Tak? - zapytałam, uchylając je lekko. Przed moimi oczami pojawił się porucznik Abarai z wyjątkowo poważną miną. - Coś się stało, poruczniku? - spojrzał na mnie ze smutkiem i odwrócił się tyłem.
     - Zbieraj się, Fuyumi, kapitan chce ci coś powiedzieć. I wezwij Hiyakumę, to dotyczy was obojga. - powiedział sucho i ruszył przed siebie, do gabinetu kapitana. Ruszyłam za nim, pośpiesznie zamykając za sobą drzwi, wcześniej rzucając kontrolne spojrzenie na kota, wciąż pilnującego kanapy.
     - Dobry sierściuch. - mruknęłam pod nosem. - Ale na nagrodę nie licz. - Hiya-chan, słyszałeś? Przyjdź tutaj jeśli łaska. Chwilę później Zanpakutō szedł obok mnie, obrzucając pytającym spojrzeniem całe otoczenie, nie pytając jednak o nic.

Cisza. Toleruję ją jedynie wtedy, gdy chcę zasnąć. A w tym pomieszczeniu cisza oznaczała kłopoty. I to duże kłopoty. Niezauważalnie przysunęłam się do Hiyakumy, chociaż nadal trzęsłam się ze strachu, patrząc na biurko kapitana. Konkretniej wpatrywałam się w jego dłonie, leżące na dokumencie z pieczęcią Centrali Czterdziestu Sześciu.
Cisza przedłużała się niemiłosiernie, a moje napięte do granic wytrzymałości mięśnie zaczynały wysyłać sygnały bólu. W końcu dłonie kapitana poruszyły się, a po pokoju rozległo się pęknięcie pieczęci. Zaszeleścił papier i znowu zapadła cisza. Kapitan wczytał się w dokładne instrukcje wykonania wyroku na mnie i Hiyakumie. Po chwili odłożył kartki na biurko, zginając je idealnie na pół.
     - Renji, zanieś to do egzekutora. - szlachcic przesunął na bok papier z cichym szelestem. Podniósł odrobinę głowę, patrząc na mnie. Drzwi zamknęły się prawie bezgłośnie, jedynie szczęknięcie klamki poinformowało, że zostaliśmy w gabinecie we trójkę: ja, Hiyakuma i Kuchiki.
     - Jakie są wytyczne co do naszego wyroku? - Hiyakuma zadał na głos pytanie krążące w zakamarkach mojego umysłu. Kuchiki przeniósł na niego wzrok.
     - Karę podzielono na części. Raz w tygodniu Fuyumi zostanie zakuta w dyby i otrzyma dwadzieścia batów. Ty z kolei zostaniesz przywiązany do pala, by baty były dotkliwiej odczuwalne i otrzymasz każdorazowo po pięćdziesiąt batów.
     - Ale jego kara przewiduje pięćset batów, moja tylko sto. Co wtedy? - wtrąciłam się. Kapitan przeniósł swój wzrok na mnie, a ja odruchowo oparłam się o Hiyakumę, w ostatniej chwili opanowując tą paniczną chęć ukrycia się przed wzrokiem szlachcica. Co ze mną jest? Przecież to praktycznie jego wina, sam sobie zasłużył na to, żeby mu dokopać. Czemu czuję taki dziwny ciężar tak, gdzie powinnam mieć serce? Czemu... Czemu tego... żałuję?
     - Wtedy, Yukimori, po odbyciu całej swojej kary będziesz stać w obserwującym biczowanie tłumie i patrzeć na wykonywanie wyroku. Takie są zalecenia Przewodniczącego Rady. Przy okazji oboje będziecie ustawieni podczas biczowania naprzeciwko siebie.
     - A-Ahaaaa...
Nieciekawie wyglądała nasza najbliższa przyszłość...