sobota, 11 maja 2013

Rozdział 28

I ze wspomnień Hiyakumy wracamy do świata teraźniejszego xD

~~*~~

*Narracja trzecioosobowa*
Prawie całe pomieszczenie zajmowała lodowa kopuła, kryjąca pod nieprzezroczystą powłoką łóżko. Stolik nocny i inne zbędne umeblowanie zostało zepchnięte na ścianę i prawie zmiażdżone przez lód.
Kapitan Unohana stała w otwartych drzwiach, lekko marszcząc brwi w zamyśleniu. Obok niej stał wysłannik Rady Czterdziestu Sześciu, który wpatrywał się w twór lodu ze złością, ledwo powstrzymując cisnące się na usta przekleństwa.
    - Kiedy to zniknie? - zapytał bez większego szacunku.
    - Zapewne wtedy, kiedy Fuyumi się obudzi. - odpowiedziała spokojnie pani kapitan.
    - Czyli zdarzało się to już wcześniej? - rozmówca spojrzał podejrzliwie na kobietę.
    - Nie, to dopiero pierwszy raz, ale domyślam się, że będzie tak jak powiedziałam. - przełożona Czwartego Oddziału zachowywała nieludzki spokój, uśmiechając się lekko do wysłannika. Mężczyznę przeszły dreszcze, gdy zobaczył ten przerażająco łagodny uśmiech. - Pozostaje nam czekać. Isane. - porucznik pojawiła się obok kapitan. - Poproś kogoś, by posiedział tutaj. Kiedy kopuła zacznie znikać, niech mnie zawoła. - Isane tylko skłoniła się i odeszła.
    - Wobec tego ja wrócę do swoich obowiązków. Proszę mnie powiadomić, gdy będę mógł porozmawiać z nową właścicielką Hiyakumy. - mężczyzna odszedł szybko, pragnąc jak najszybciej oddalić się od tego uśmiechu. Coś mu mówiło, że tej nocy będzie miał koszmary.
Pani kapitan patrzyła za nim przez chwilę, niedługo później zwracając swój wzrok ponownie na kopułę. Zmarszczyła brwi i pokręciła głową. Może lepiej by było, gdybyś nie obudziła się zbyt szybko, Fuyumi.
*Narracja pierwszoosobowa*
    - Hiya-chan, dlaczego tu jest ta kopuła? Co to w ogóle za twór? - zapytałam podchodząc do miejsca, gdzie przez lód widać było zarys okna. Dotknęłam palcem lodu, a ten ugiął się lekko. - Łe, to jest jak kisiel albo galaretka. Glutowate jakieś. - strzepnęłam rozmrożoną wodę z palca i odwróciłam się przodem do Zanpakutō, który siedział pośrodku kopuły, wpatrując się we mnie. Obok niego w podłogę wbity był miecz, z którego wyrastał słup lodu podtrzymujący lodowe sklepienie. Zaraz za jego plecami było łóżko, częściowo wciągnięte w kolumnę.
    - Mówiłem ci przecież, że lód jest materiałem plastycznym dla wyobraźni. Przy okazji jeśli nie zauważyłaś, dzięki temu jesteś odizolowana od silnych energii duchowych. Twoje reiatsu będzie się wreszcie regenerować. A ja na razie jestem bezpieczny. Wysłannik nie wyglądał na zbytnio zadowolonego z faktu, że opuściłem więzienie... - uniosłam pytająco jedną brew podchodząc do Hiyakumy i siadając obok na łóżku.
    - Eh, dziękuję za troskę. Teraz wiem, jak pomóc sobie samej. - zdjęłam jego cylinder i pogłaskałam go lekko po włosach. Myślami krążyłam wokół drugiej części jego wypowiedzi. - Ale jak to jest, że zawsze wiesz, co dzieje się poza moim wewnętrznym światem? A co do wysłannika... Mówiłam ci przecież, że nie tylko tobie się oberwie za to.
    - W przeciwieństwie do Ciebie potrafię przebywać jednocześnie w dwóch światach. Jako człowiek w twoim wewnętrznym świecie i jako katana tutaj. - mężczyzna przysunął się bliżej mnie, opierając głowę o moje nogi. Odruchowo zaczęłam głaskać go po włosach tym samym ruchem, którym głaskałam Grimmjowa w Las Noches, gdy wracał zmęczony z kolejnych misji. - I nie oberwie ci się za to, bo jestem pewny, że skoro nie mogą na razie rozmawiać z tobą, to musieli już wypytać dyrektora Akademii, twojego kapitana i jeszcze kilkanaście innych osób...
    - Jak... - ziewnęłam szeroko, przeciągając wyraz. - Jak ktoś powie na ciebie chociaż jedno złe słowo, trafisz ponownie pod osąd, prawda?
    - Tak. I chyba nawet wiem, kto powie na mnie więcej niż jedno złe słowo, malutka.
    - Ja też wiem. I tego się boję. - położyłam się na łóżku. - Daj mi zdrzemnąć się chociaż chwilę... Chyba mam za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
    - Śpij, przyda ci się. Dobranoc. - Hiyakuma zabrał mi swój cylinder i przykrył mnie kołdrą. Uśmiechnęłam się do niego i zamknęłam oczy, niemal natychmiast odpływając do krainy snów.

*Narracja trzecioosobowa*
Kuchiki marszczył brwi, patrząc na mężczyznę siedzącego przed biurkiem. Jak na wysłannika Rady był dość nijaki, łatwy do zapomnienia, co nie przeszkadzało mu mieć miny wskazującej, że wie, jaką ma władzę. W myślach szukał słów, którymi mógłby opisać Hiyakumę w sposób oddający jego charakter, ale jednocześnie nie szkodzący mu za bardzo. Nie umiał znaleźć ani jednego, które spełniałoby oba warunki. Jednocześnie wiedział, co oznacza skazanie Zanpakutō. Jego podkomendna musiałaby cofnąć się do Akademii i ponownie zaliczyć chociaż jeden rok nauki, by móc otrzymać inny Zanpakutō.
Wysłannik pokazywał wyraźne ślady zniecierpliwienia, jak na przykład to irytujące stukanie palcami o blat biurka, które nieznośnie przerywało pełną napięcia ciszę panującą w gabinecie. Stuk, stuk, stuk, stuk... Stuk, stuk, stuk, stuk...
Renji miał już dość tego natrętnego dźwięku, jednak nie widział sposobu na, chociażby chwilowe, opuszczenie pomieszczenia. Stał więc posłusznie obok okna, jak wskazał mu kapitan, jedynie próbując sobie wyobrazić, co zrobiłby temu natrętnemu typkowi, gdyby tylko mógł.
    - Renji. - porucznik podniósł gwałtownie głowę, wyrwany z zamyślenia. - Zrób herbaty. Wybacz, że cię o to proszę, ale jestem pewny, że nasz gość jest spragniony po takiej tułaczce od Akademii aż do nas. - Byakuya spojrzał na wysłannika tym spojrzeniem. Mężczyzna wprawdzie nie okazał strachu, ale skinął głową, zgadzając się na propozycję, czując podświadomy respekt wobec wysoko urodzonego.
    - Tak jest. - szybko wyszedł z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Przeszedł połowę drogi do oddziałowej kuchni, gdy uświadomił sobie co i w jaki sposób powiedział kapitan. Czyli zachowujemy pozory dywizji idealnej pod każdym względem. Potrząsnął głową, próbując wymyślić coś, co pomogłoby czwartej oficer i jej Zanpakutō. Teoretycznie zawsze mogę się wykręcić, że nigdy nie widziałem go zmaterializowanego, więc nie mogę stwierdzić czy jest niebezpieczny czy nie. Postawił wodę, by się zagotowała i wsypał liściastą herbatę do kubków. Oparł się tyłkiem o blat szafki i szukał sytuacji, które pomogłyby Fuyumi. Drwiny z kapitana? Nie. Kilkukrotna ucieczka z dywizji? Nie, bo nawet tego nie zgłosiliśmy. Grożenie kapitanowi śmiercią? To już w ogóle odpada. Atak na kapitana? Jasny gwint, Fuyumi, czy ty musiałaś przez cały czas być taka problematyczna? Uśmiechnął się, gdy przypomniał sobie kilka wspólnych, wesołych chwil z nią i Rukią. Taaa, może to coś pomoże... Jeśli nie, to wszyscy mamy kłopoty. Czajnik gwizdał głośno, sygnalizując, że woda gotuje się od dobrych kilku minut. Renji zalał herbatę i postawił kubki na małej tacy. Był już praktycznie pod samym gabinetem, gdy zobaczył w drzwiach do dywizji swojego kapitana i tego wysłannika. Szlachcic stał do niego przodem, drugi mężczyzna tyłem. Zauważając porucznika, kruczowłosy lekko poruszył ręką w bok, każąc zniknąć z oczu obojga. Renji natychmiast cofnął się do kuchni, mając nadzieję, że gest kapitana nie został zauważony przez wysłannika Rady. Kilka minut później drzwi kuchenne otworzyły się i stanął w nich kapitan. Z jego twarzy zniknął lekki, spokojny uśmiech, który przylepił się do szlacheckich ust wraz z chwilą przybycia ważnego gościa.
    - Za mną. I weź herbatę. - kapitan wrócił do swojego gabinetu z podążającym za nim porucznikiem. Gdy tylko Renji odstawił herbatę na kapitańskie biurko i zamknął drzwi do pomieszczenia, usłyszał kolejne słowo-rozkaz. - Siadaj. - ku zdumieniu Abaraia, szlachcic podsunął mu jedną z ozdobnych filiżanek z napojem. Sam wziął drugą i upił z niej łyk. Niepewnie, jakby w środku była dosypana trucizna, czerwonowłosy ujął naczynie w dłoń i upił łyk gorącej cieczy, niemal parząc sobie język.
    - I jak kapitan to rozegrał? Wysłannik wyglądał na zadowolonego... - urwał w połowie zdania czując na sobie karcący wzrok przełożonego.
    - Nigdy nie dasz człowiekowi nacieszyć się kolejnym, małym zwycięstwem. Dopóki Fuyumi i sam Hiyakuma nie wygadają się co do swoich wybryków, dopóty są bezpieczni. - Renji skinął głową na znak zrozumienia.

Kilka godzin później.
Piekielny motyl niespiesznie frunął przez korytarz dywizji, jakby wiadomość, którą niósł, nie była zbyt ważna. Po chwili drzwi, przed którymi się zatrzymał, zostały otwarte przez usłużnego szeregowca, który zauważył stworzonko. Posłannik usiadł na palcu podsuniętym przez porucznika i przekazał wiadomość, po czym pofrunął dalej ze swoją wiadomością. Mężczyzna wstał i rozciągnął kości zesztywniałe siedzeniem przy biurku i wypełnianiem papierów. Stawy strzeliły głośno, a on ziewnął lekko i popędził do biura swojego kapitana z nadzieją, że ten wybaczy mu chwilową zwłokę.
    - Wejdź. - usłyszał, nim zdążył zapukać do drzwi. Postąpił zgodnie ze słowami, a jego oczom ukazał się kapitan, który właśnie wciągał na siebie haori i oplątywał szyję szalikiem.
Wysłannik Rady siedział w swoim ciasnym biurze, wypełniając setki niepotrzebnych nikomu papierów, które ktoś musiał wypisać.
    - Fuyumi Yukimori już się obudziła. - motyl sfrunął z jego palca. Uśmiechnął się do siebie i wyszedł, nie dbając o to, że zostawia za sobą kolejny stos papierów do wypełnienia. W końcu sprawa Hiyakumy jest ważniejsza. Prawie biegiem podążył do szpitala, przed samym wejściem napotykając kapitana i porucznika partnerki Hiyakumy.
    - A co pan tutaj robi, kapitanie Kuchiki? - zapytał, hamując nieco swój gniew, że go widzi.
    - Moja podwładna i jej Zanpakutō mają jednego oskarżyciela, muszą więc mieć jednego obrońcę. Zgodzi się pan ze mną? - niechętnie skinął głową, nie mając możliwości sprzeciwu. Zepsuli cały mój plan. Wszedł za dwójką dowodzących dywizją, by po chwili zobaczyć twarz, która będzie prześladować go w koszmarach – przerażająco spokojny i jakże nieludzki uśmiech kapitan Unohany.
    - Witam. Niestety, musicie poczekać, dopiero się obudziła, a ja nie zdążyłam jej jeszcze zbadać. - weszła do sali przyszłej oskarżonej, zostawiając trójkę mężczyzn na korytarzu. Ci, wcześniej pewni siebie, mężczyźni, stojąc przed drzwiami sali, nagle nie potrafili zapanować nad rękami czy innymi częściami ciała. Czekali w napięciu, starając się nie patrzeć na siebie wzajemnie, daremno szukając zajęcia dla wzroku. W końcu, po, zdawałoby się, całej wieczności oczekiwania rozległ się głos kapitan Czwórki, a jej porucznik otworzyła drzwi. - Możecie wejść. Kapitanie, chciałabym później z tobą porozmawiać. - Byakuya skinął głową, pozwalając mocno zaniepokojonej lekarce odejść. Chwilę myślał nad jej miną, by po chwili cicho wsunąć się do sali.